Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
I tak w kółko.......
Autor Wiadomość
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 10:59   

„Winien również właściciel sklepu, gdyż zaniedbał odpowiedniego zabezpieczenia kolii (alarmy, atestowane zamki, kraty, sejf itp.) - zobacz, jak to wygląda w ubezpieczeniach.”

A jeśli właściciel zrobił wszystko, żeby zabezpieczyć? Zgodnie z wiedzą, z wymaganiami PZU, a ja jestem super złodziej?
Nie ma na świcie 100% zabezpieczenia, a ja jestem cwana i inteligentna, potrafię się maskować, no i kłamię jak z nut, wiec żaden system mi się nie oprze. :mrgreen: Nadal jest winny właściciel?

„Sama kolia niewinna, bo to tylko przedmiot, podobnie jak drugorzędna sama "uroda" nowych miłości naszych mężów, sam biust, portfel czy kuferek.”

Pisząc o „urodzie”, mam na myśli całokształt urody. Kiedyś czytałam o facecie, który podtykał zdjęcie ukochanej kolegom, zachwalając jej urodę. Każdy z oglądających, wyraził swój sceptycyzm co do tej urody. A na to facet: „To zdjęcie jest nieudane, w rzeczywistości jest znacznie piękniejsza”. Facet na nią patrzył sercem, nie oczyma. My – choćbyśmy były super laskami dla oglądających nasze zdjęcia, dla naszych mężów będziemy bee, bo będą szukać przysłowiowego pryszcza na naszym nosie, żeby mieć powód do nielubienia. Przestali patrzeć na nas sercem, niestety.

”Ale najtrudniej powiedzieć sobie, że ja byłam bez winy. Wciąż myślę, że gdybym postępowała inaczej, gdybym mówiła inaczej, niż mówiłam, gdybym wyglądała inaczej, gdybym ubierała się inaczej... Jednym słowem dochodzę do wniosku, że aby dogodzić mężowi, powinnam być nie sobą, ale NIĄ. No, to też moja wina, że jestem, jaka jestem.”

No mam nadzieję, kochana, że to piszesz z ironią, może być z gorzką, ale ironią.

„Chrystusowe "pójdź za mną" nie znaczyło drogi krzyżowej i Golgoty przez całe życie. Znaczyło: wedle przykazań, z Bogiem, bez krzywdzenia innych. W tym miało być nasze szczęście, a nie ciągłe umieranie z bólu.”

Tak, w tym miało być nasze szczęście, ale to była raczej nasza nadzieja. Będę postępowała w zgodzie z przykazaniami, a nie doznam krzywd i cierpienia.
Tylko że oprócz nas po tym świecie chodzą jeszcze inni ludzie nie stosujący takich zasad. A że Bóg daje wolność wszystkim, więc ….

„My, zdradzeni małżonkowie, nie jesteśmy dobrymi przykładami tego, co Bóg obiecał przez małżeństwo, jesteśmy tego zaprzeczeniem. Żaden to sukces zmagać się z cierpieniem, które zostało nam narzucone siłą, żadna chwała - jak nie było sukcesem Kaina jego cierpienie. Sukcesem byłoby dobrze żyć.”

Czy będziemy dobrym przykładem, to się jeszcze okaże. Uważam za swój ogromny sukces, że potrafię „zmóc” cierpienie narzucone siłą i żyję coraz lepiej, coraz szczęśliwiej. To stanowi o mojej wartości.
Każdy potrafi żyć wtedy, kiedy nie ma problemu, nie ma cierpienia, żyć w szczęściu. Ale niewielu potrafi żyć dobrze mimo cierpienia, mimo krzywd. Niewielu potrafi po kopnięciu przez życie podnieść się i iść dalej... Trzeba iść do przodu, odpocząć i iść, choćby na czworaka...

„Nie jestem gotowa wybaczyć mężowi. Nie wierzę, że swoim postępowaniem mogę przyczynić się do jego "nawrócenia". To on mnie naraził na konsekwencje swojej zdrady i uważam za niesprawiedliwe, że doktor Guzewicz chce mnie przekonać, iż mam jak najmocniej cierpieć, aby zapewnić zdradzaczowi odpuszczenie jego win.”

I nie musisz. Ty wybierasz czas, miejsce… Czytasz forum, więc widzisz, ilu ludzi „pospieszyło się” z wybaczaniem. Teraz nadal się zmagają. To że się wybaczyło komuś bezgranicznie, to nie są tylko wypowiedziane słowa, bo wybaczanie płynie z głębi serca. Kiedyś też się pospieszyłam z tymi słowami, cofnęło mnie w rozwoju…
Wiem, żeby osiągnąć większy spokój, powinnam wybaczyć, aby rozwijać się dalej. Nie dla niego, ale dla siebie próbuję… I jestem przekonana, że kiedyś mi się to uda. Kiedy? Nie wiem, ale wtedy będę to czuła z głębi serca i nie będę już więcej szafowała słowem „wybaczam”.

Też nie umiem wybaczyć, ale się jeszcze naumiem… :mrgreen: bo tego chcę, całym swym sercem pragnę tego.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 11:19   

micszpak ja wybaczyłem 16 lat temu. Właśnie tak bezgranicznie i z głębi serca. Kochałem. Kochałem tak, że oślepłem. Do głowy mi nie przyszło, że żona w jeszcze bardziej ohydny sposób mnie zdradzi.

Teraz? Czuję się jak wyrzucona zabawka.

Wybaczyłem po raz kolejny. Dlaczego? Bo nie umiałbym żyć. Bo wiem, że wybaczając jest sie bardziej człowiekiem.

Zdaję sobie sprawę, że żona mojego wybaczenia nie chce, że być może śmieje się nawet ze mnie. To nie o to chodzi.

Teraz jednak, o wiele trudniej jest mi zapomnieć. Pozostała potworna rana w sercu, która będzie sie goiła latami. Uraz psychiczny, który co jakiś czas daje znać o sobie i wywołuje stany depresyjne.

Micszpak napisałaś: "Jednym słowem dochodzę do wniosku, że aby dogodzić mężowi, powinnam być nie sobą, ale NIĄ. No, to też moja wina, że jestem, jaka jestem."
moja pani psycholog powiedziała "BĄDŹ SOBĄ".
A tak na marginesie jak zobaczyłem jednego z tych jej NOWYCH, łłłłłłłłłłłłłłłłłłłłeeeeeeeeeeeee.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 14:26   

Olu, Wito, przecież wiem, że wybaczyć powinnam dla siebie i sercem, nie słowami. Ja to wiem, i chciałabym tak umieć.
Wito, mój mąż wyjeżdżał 8 września po wielomiesiecznym pobycie ze mną. Spędziliśmy razem noc. Odwiozłam go na autobus. Przysięgał i zaklinał się na wszystkie świętości, że nie mam się o co martwić. Że tamto skończyło się rok temu i nigdy nie wróci. Że to tylko moja nadwrażliwość budzi moje lęki. Oboje bardzo przeżyliśmy to ostatnie rozstanie i sądzę, że z jego strony nie było w tych zapewnieniach nieszczerości. Dzwonił, pisał jak zwykle. Przez tydzień. Po tygodniu spotkali się (przypadkowo?) na stacji benzynowej i od razu, chyba jeszcze tego samego dnia, zamieszkali razem. Przez następny tydzień mąż ukrywał przede mną ten fakt, tylko dzwonić przestał i coraz częściej był poza zasięgiem mojej komórki. Gdy go spytałam o to wprost, ani niczego nie ukrywał, ani nawet nie za bardzo próbował się tłumaczyć.. Było kilka dni moich rozpaczliwych prób dotarcia do niego. Bezskuteczne - wszystkie.
On się nawet nie waha. Najbardziej nie mogę zrozumieć tej zmiany. Była zbyt nagła. Nie zdradził mnie po długiej samotności, zmęczony tęsknotą, opuszczony. Od razu z mojego łóżka wskoczył tam. Nie rozważał zysków i strat. Zostawił mnie ze swoimi długami.
Najbardziej podły sposób zdrady, jaki można wymyślić.

[ Dodano: 2007-10-13, 15:48 ]
Widzicie, to pisanie przerwała mi córka. Telefon mam odłożony. Właśnie mi oświadczyła, że tata dzwonił do niej na komórkę, prosił, żebym z nim porozmawiała. Położyłam słuchawkę na miejsce. Po chwili zadzwonił i oświadczył, że jutro rano wyprowadza się od tej kobiety, jedzie na drugi koniec kraju. Prosi o pomoc w znalezieniu mieszkania i sprawdzenie wiarygodności pracodawcy.
Ale to znaczy, że ten pozew o separację, który miał odebrać jutro w parafii, nie dotrze do jego rąk. Czyli znów się cofam. On dobrze wie, kiedy trzeba ustąpić tak na pół kroczku, na tyle, aby wzbudzić we mnie nadzieję lub współczucie. A gdy spełnię jego potrzeby, okaże się, że - nawet nie wiem, co jeszcze może się okazać! Że nie wyjechał? Że wyjechali razem?
Kiedyś ktoś z Was radził mi, żebym odsunęła się od tego człowieka i przestała go prosić o cokolwiek. Ale to on przypomina sobie o mnie, gdy czegoś potrzebuje. To on dzwoni, kiedy mogę mu w czymś pomóc. Zwykle pomagam, o ile potrafię.
Ale czuję, że sprawia mi to coraz więcej bólu.
Wito, może dlatego nie myślę o wybaczeniu, że ta historia wciąż trwa???
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 15:43   

Zdecydowanie "ta historia" trwa. To nie historia, to raczej koszmar. Matko, jak ten facet Tobą maniupuluje!!! Dlaczego Ty z nim rozmawiasz, kiedy nie powinnaś? Szkoda gadać.. Miałaś się nie odzywać. Po chorobę jasną się odzywałaś? Znowu dla niego jesteś otwartą księgą... Znowu odsłoniłaś się... Mona, rób kroki do przodu, nie cofaj się, bo wpadniesz w błędne koło. Ten koszmar będzie trwać i trwać. Tamte metody zawiodły. Musisz zacząć stosować inne.
Ściskam mocno
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 17:48   

Mona facet widzi, że czekasz na niego, że zawsze go przyjmiesz, że mu pomożesz. Stąd ta jego pewność siebie.
Widzisz ja też pomimo przymusowej separacji robię ukłon w stronę żony, zabierając dziecko do siebie w każdy weekend. Wiem, że jest to jej na rękę, bo może spokojnie pojechać prowadzić zajęcia na uczelni. Ale ona jeszcze nie wie, że ja robię to nie dla niej tylko dla Julki. Bo dziecko do domu wraca z uśmiechniętą buzią - dzisiaj szałas w ogrodzie postawiliśmy. Ona jeszcze nie wie, że Witek bardzo się zmienił. Że będzie stanowczo walczył o swoje prawa.

Mona nie daj sobą manipulować. Wiesz kiedy walczyłem o to by żona sie nie wyprowadzała, średnia córka powiedziała mi "tato nie daj sobą pomiatać". I wyobraź sobie teraz już przejęła wzorce od matki, zachowuje sie podobnie... Masz dzieci, nie daj sobą manipulować.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 18:20   

Przykre to co napiszę ale Micszpaku- niech sobie sam szuka mieszkania i sam swoje sprawy załatwia.
Manipuluje jak cholera i ty sie broń- zero rozmów.
Niech sam załatwia.
A ty patrz na efekty.
To się nazywa- że powinien sam konsekwencje ponosić a nie zwalać na ciebie- a jak zwala to ty sie broń.
Odseparuj. Zacznij robić inaczej jak zwykle.
Jakie on ma teraz prawo cie prosiź?
Niech spada- sorki za dosadnośc- to powinno dać mu do myslenia a tak- na tacy jesteś.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-14, 05:55   

Poprzednicy maja rację....nie rób tego błędu....mogę coś powiedzieć na ten temat,ponieważ też tak postępowałam.....nawet mężowi pieniądze pożyczyłam na pierwszy wynajem.......dziś powiem,że było to błędem.....ponieważ nie "czuł"swoich konsekwencji............od samego początku
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-14, 21:02   

Błąd? Już go zrobiłam. Znalazłam mu adresy mieszkań, podzwoniłam, wysłałam, rozrysowałam plan dojazdu i adresy, prosiłam, żeby wyjechał wcześnie (300 km, a potem nieznane miasto) i żeby kupił plan Dublina na stacji benzynowej. A on dzwoni około 17 roztrzęsiony, że PRZEDŁUŻYŁO SIĘ i dopiero wyjeżdża. No, tak, przedłużyło się biedakowi. Co mu się przedłużyło? Pa-ko-wa-nie. Od rana do popołudnia pakował walizkę. Na moją uwagę, że mógł się spakować wczoraj, zaczął jęczeć, że go dobijam, że dostanie zawału, ręce mu się trzęsą, na oczy nie widzi, głowa boli, nogi jak z waty, taki chory, że chyba nie da rady prowadzić. No, to ja na to, że mógł wyjechać wczoraj. Nieee, miał za dużo spraw do załatwienia. Jakich? Urzędowych. Od sobotniego poranka do niedzielnego popołudnia, on chyba naprawdę uważa mnie za idiotkę. Aż mi się go żal zrobiło, że tak mu się trudno od matrony oderwać, więc zaproponowałam, żeby sobie darował te zbyt wielkie emocje i żeby po prostu z nią został. Wtedy wrzasnął: muszę wyjechać. A co, mąż was nakrył? - nie wytrzymałam. I poczułam, że tak jest: nie nawrócił się mój biedny małżonek, tylko po prostu coś mu tam nie wyszło.
Wiecie, co? On teraz jest w gorszym stanie psychicznym ode mnie. Oczekuje MOJEJ LITOŚCI I POMOCY. Nadal nie ma poczucia winy za to, co zrobił NAM. Czuje się źle, bo JEMU KTOŚ ZROBIŁ COŚ ZŁEGO (no, bo przecież zamieszkać z mężatką na trzeciego być dobre, a dostać pucówę od męża kochanki być baardzo bolesne). Filozofia Kalego ma króciutkie nóżki, i dlatego nie boję się postaw takich jak Vetinariego.
Bardziej boję się mojej postawy, bo jestem okropnie zła. Po raz kolejny czuję się oszukana, a w dodatku czuję, że jestem coraz silniejsza i że stać mnie już na bunt. No, i teraz medytuję, jak nie skrzywdzić mojego biednego, porzuconego, bezradnego małżonka, a jednocześnie nie wrócić do dawnego układu.
Sie nie da chiba?
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-14, 22:32   

„chyba naprawdę uważa mnie za idiotkę”

Mona, przykro mi to powiedzieć, może nie jesteś idiotką, ale się tak zachowujesz. Piszę to zaraz po tym, jak do rzaby napisałaś kupę mądrych rad, których sama nie stosujesz:

„Rzabo, żądam kategorycznie: wyłącz telefon, zmień numer, zaszyj się tam, gdzie nie ma zasięgu, kobieto. Tyle możesz zrobić, to tak malusieńko. A da Ci poczucie, że to Ty panujesz nad sytuacją. Poczujesz się spokojniejsza i silniejsza.
To nic ostatecznego, tylko taki urlop od nerwów, sanatorium przeciw uzależnieniu od słuchawki. Twój wybór. Wolność.
Chociaż spróbuj.
A później idź do kina (lub zajmij myśli tym, co lubisz najbardziej).”

„On teraz jest w gorszym stanie psychicznym ode mnie.”

On jest w świetnej formie, kochana. Nie będzie ta, będzie inna, a w tym wszystkim będzie mu pomagała sakramentalna żona. Kapitalnie Cię wykorzystuje.

„Oczekuje MOJEJ LITOŚCI I POMOCY.”

I oczywiście po raz n-ty ją otrzymuje. Super umie Cię zmanipulować ten Twój biedny i maly. Dziwię się, że jeszcze nie dałaś namiarów na swego ślubnego jego kochance… Mogłabyś to zrobić, żeby biedny i maly tak nie rozpaczał…

„Nadal nie ma poczucia winy za to, co zrobił NAM.”

A niby jak ma odczuć, skoro mu nie dajesz szans na takie odczucia. Myślisz za niego, działasz za niego i konsekwencje również ponosisz za niego.

„Filozofia Kalego ma króciutkie nóżki, i dlatego nie boję się postaw takich jak Vetinariego.”

Vetinariego „filozofia” nie ma nic wspólnego z filozofią Kalego. Czerp garściami z mądrości 24-letniego faceta. Pomiń te kawałki o wierze, a czytaj po kilka razy te o zdradzaczach. Mnie gromadzenie tej wiedzy zajęło tak ok. 1,5 roku. On przylazł i wyłuszczył co najważniejsze w jednym poście, w jeden wieczór. Ciekawa jestem jak w przyszłości przełoży tę swoją wiedzę na praktykę. Bo jak widać na forum, najczęściej teoria mija się z praktyką.

„Po raz kolejny czuję się oszukana, a w dodatku czuję, że jestem coraz silniejsza i że stać mnie już na bunt.”

I trafnie odczuwasz. Nie wiem, czy rzeczywiście jesteś silniejsza. Na razie działasz tak: krok do przodu, krok do tyłu… czyli stoisz w miejscu. W ten sposób działałam przez trzy miesiące, wykończyło mnie to totalnie, że potem w ogóle nie ruszałam się z miejsca, tylko gromadziłam wiedzę w temacie, żeby móc się wyrwać z błędnego koła. Po następnych miesiącach robiłam tak: dwa do przodu, jeden, niestety, do tyłu, ale przynajmniej byłam na plusie. Nadal pochłaniało to za dużo mojej energii. Więc zaczęłam stawiać pojedyncze kroki do przodu. Nim jednak zrobiłam je „analizowałam, rozważałam, namyślałam się” i w efekcie od roku szłam wolniej, ale cały czas do przodu, a energii mi przybywało. Teraz zdarza mi się już pobiegać, podskakiwać, podśpiewywać, pofruwać….

„No, i teraz medytuję, jak nie skrzywdzić mojego biednego, porzuconego, bezradnego małżonka, a jednocześnie nie wrócić do dawnego układu.
Sie nie da chiba?”

Chiba się, niestety, nie da z takim nastawieniem.

Pozdrawiam
 
     
Grzegorz24
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 14:20   

Witajcie!!!!

Sorki,że się nie odzywałem, ale jak nie rodzinka, praca to studia itd. mało czasu na cokolwiek.....ale do sedna: Dnia 16 października miałem rozprawę w sądzie odnośnie rozwodu i .....do samego końca, tak szczerze, nie wiedziałem jak ona sie potoczy i zakończy......Do sądu musieliśmy dojechać jakieś 70 km i dopiero w czasie drogi trochę porozmawialiśmy na ten temat...Czy się rozwodzimy czy nie??? - pytania sobie zadawałem i żonie:) Powiedziałem Adze, że teraz razem jedziemy do sądu i nie wiem czy razem będziemy wracać. Chciałem żeby pożyła trochę w niepewności, wystraszyła się, już zaczęła podejrzewać że coś knuje....A ja do wszystkiego nie wiem dlaczego, bo bardzo to ostatnim czasem przeżywałem, nie brałem do siebie i swobodnie do tego podchodziłem....Podgrzewałem atmosferę:) Mówię do żonki: "słuchaj będę gentelmenem i
po rozprawie odwiozę Cię na dworzec PKS:) Humor mnie nie opuszczał....Pogoda była super słoneczko i te krajobrazy, było pięknie....W sądzie zjawiliśmy się 5 minut przed czasem, jakaś pani czekała na rozprawę,uznanie separacji, mąż jej się nie stawił, powiedział jej że cokolwiek powie to zgodzi się na to...Tamtego pamiętnego dnia chyba było ponad 20 rozpraw o rozwód, a może tylko na tym piętrze 20?!?, po prostu szok....ile ludzi się rozwodzi!?!?!?!????!! Czekamy, ja to chyba z 2 km zrobiłem spacerując od jednego końca korytarza do drugiego, w końcu wychodzi jakaś pani(ta od pisania na maszynie)wyczytuje nasze nazwisko i zaprasza do środka....Wchodzimy, siedzą 2 mężczyzn i jedna kobieta w tych swoich Togach, przypatrują się nam. Główny sędzia prosi nas o okazanie dowodów, rozsadza nas po przeciwnych stronach sali rozpraw....
Dziwnie się czuję, serduszko mocno wali, jak zwykle....Sędzi zwraca się do Mojej żony i pyta: "co pani wnosi?" żona wstaję i mówi: "Wysoki Sądzie proszę o wycofanie pozwu rozwodowego, postanowiliśmy walczyć o nasze małżeństwo" :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Sąd powtarza, bo pani od maszyny musi zapisać!Zwraca się do mnie: " Chociaż nie muszę o to pytać drugiej strony zapytam pana co pan na to?" Ja wstaję i mówię:"Jak najbardziej jestem ZA" Sąd powiedział coś o tym, że możemy traktować to sprawę tak jakby jej nie było, mamy dzieci, trzeba nie dopuszczać do tego i zastanowić się nad tym wszystkim co nas doprowadziło aż do sądu itd. Wszystko trwało jakieś góra 5 minut....Wyszliśmy z sądu rozmawiając o życiu...Doszliśmy do samochodu, jakaś karteczka za wycieraczką: 30 zł mandatu za parkowanie w strefie płatnego parkowania:) A tak sobie wcześniej pomyślałem, że dostaniemy mandat, który będzie przypieczętowaniem sprawy rozwodowej:) Po wszystkim poszliśmy zjeść obiadek, później zakupy i powrót do domku i jeszcze tego samego dnia poszedłem do pracy....Jakoś za długo się nad tym wszystkim nie zastanawiałem, było minęło, brak refleksji.....Ale życzę każdemu kto naprawdę chcę ratować swoje małżeństwo aby tak sprawy się potoczyły jak u mnie, a tyle było dni, w których wątpiłem już prawie nie miałem nadziei.......KOCHAM CIę AGNIESZKO, KORNELKU, MIłOSZKU I GABRYSIU.........
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 14:56   

No, Grzesiu. Bravo - dla Ciebie i Twojej żony. Chyba każdy marzy o takiej rozprawie. Niestety, to się raczej rzadko zdarza.


Życzę Wam, aby odtąd było jak najlepiej. Chyba oboje poczuliście, co moglibyście stracić.
 
     
Alda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 14:58   

Gratuluję Grzegorzu, że Wam się udało. Cudownie słyszeć takie rzeczy. Życzę Wam dużo szczęscia.

Pozdrawiam.
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 15:18   

Gratulacje, Grzegorz! Ale gesiej skorki dostalam, jak czytalam Twoj ostatni post :-) Super!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 15:59   

Grzegorz24 napisał/a:
Witajcie!!!!

Sorki,że się nie odzywałem, ale jak nie rodzinka, praca to studia itd. mało czasu na cokolwiek.....ale do sedna: Dnia 16 października miałem rozprawę w sądzie odnośnie rozwodu i .....do samego końca, tak szczerze, nie wiedziałem jak ona sie potoczy i zakończy......Do sądu musieliśmy dojechać jakieś 70 km i dopiero w czasie drogi trochę porozmawialiśmy na ten temat...Czy się rozwodzimy czy nie??? - pytania sobie zadawałem i żonie:) Powiedziałem Adze, że teraz razem jedziemy do sądu i nie wiem czy razem będziemy wracać. Chciałem żeby pożyła trochę w niepewności, wystraszyła się, już zaczęła podejrzewać że coś knuje....A ja do wszystkiego nie wiem dlaczego, bo bardzo to ostatnim czasem przeżywałem, nie brałem do siebie i swobodnie do tego podchodziłem....Podgrzewałem atmosferę:) Mówię do żonki: "słuchaj będę gentelmenem i
po rozprawie odwiozę Cię na dworzec PKS:) Humor mnie nie opuszczał....Pogoda była super słoneczko i te krajobrazy, było pięknie....W sądzie zjawiliśmy się 5 minut przed czasem, jakaś pani czekała na rozprawę,uznanie separacji, mąż jej się nie stawił, powiedział jej że cokolwiek powie to zgodzi się na to...Tamtego pamiętnego dnia chyba było ponad 20 rozpraw o rozwód, a może tylko na tym piętrze 20?!?, po prostu szok....ile ludzi się rozwodzi!?!?!?!????!! Czekamy, ja to chyba z 2 km zrobiłem spacerując od jednego końca korytarza do drugiego, w końcu wychodzi jakaś pani(ta od pisania na maszynie)wyczytuje nasze nazwisko i zaprasza do środka....Wchodzimy, siedzą 2 mężczyzn i jedna kobieta w tych swoich Togach, przypatrują się nam. Główny sędzia prosi nas o okazanie dowodów, rozsadza nas po przeciwnych stronach sali rozpraw....
Dziwnie się czuję, serduszko mocno wali, jak zwykle....Sędzi zwraca się do Mojej żony i pyta: "co pani wnosi?" żona wstaję i mówi: "Wysoki Sądzie proszę o wycofanie pozwu rozwodowego, postanowiliśmy walczyć o nasze małżeństwo" :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Sąd powtarza, bo pani od maszyny musi zapisać!Zwraca się do mnie: " Chociaż nie muszę o to pytać drugiej strony zapytam pana co pan na to?" Ja wstaję i mówię:"Jak najbardziej jestem ZA" Sąd powiedział coś o tym, że możemy traktować to sprawę tak jakby jej nie było, mamy dzieci, trzeba nie dopuszczać do tego i zastanowić się nad tym wszystkim co nas doprowadziło aż do sądu itd. Wszystko trwało jakieś góra 5 minut....Wyszliśmy z sądu rozmawiając o życiu...Doszliśmy do samochodu, jakaś karteczka za wycieraczką: 30 zł mandatu za parkowanie w strefie płatnego parkowania:) A tak sobie wcześniej pomyślałem, że dostaniemy mandat, który będzie przypieczętowaniem sprawy rozwodowej:) Po wszystkim poszliśmy zjeść obiadek, później zakupy i powrót do domku i jeszcze tego samego dnia poszedłem do pracy....Jakoś za długo się nad tym wszystkim nie zastanawiałem, było minęło, brak refleksji.....Ale życzę każdemu kto naprawdę chcę ratować swoje małżeństwo aby tak sprawy się potoczyły jak u mnie, a tyle było dni, w których wątpiłem już prawie nie miałem nadziei.......KOCHAM CIę AGNIESZKO, KORNELKU, MIłOSZKU I GABRYSIU.........

Grzegorzu, podziękuj Słudze Bożemu Janowi Pawłowi II za ten cud.... :-)
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-18, 18:00   

Gratuluję Grzegorzu,tak bardzo się cieszę,aż łzy popłynęły mi z oczu , ciarki przeszły me ciało,jak to czytam....tak jak piszą dziewczyny,rzadko się zdarza,ale zdarza,możesz w Twoim przypadku zaliczyć to,do cudu...jeszcze raz gratulacje,powodzenia............zazdroszczę Ci,ale tak pozytywnie ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5