Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
I tak w kółko.......
Autor Wiadomość
Grzegorz24
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 10:23   I tak w kółko.......

Witam wszystkich ponownie!!!

Tak sobie czasami myślę, a ostatnio dość często po mojej głowie różne myśli się kołaczą, dlaczego tak się nie dzieje jak człowiek sobie zaplanuje?Wiecznie coś nie tak, czemu musimy cierpieć, bo Jezus cierpiał?Mój krzyż chyba dla mnie jest za ciężki, już nie daje rady go dźwigać!!!chociaż co nas nie zabije to wzmocni..Mam wszystkiego po dziurki w nosie, gdybym mógł cofnąłbym czas(chociaż nie powinienem tak pisać, bo mam 3 dzieci, wspaniałych dzieci)!!!Znowu coś się psuje!żona oświadcza, że już nie ma ochoty sie przytulać, że nie ma ochoty na seks itd. ciągle jakieś pretensje rzuca w moim kierunku....i prawie non stop przeszłość powraca...czy to w końcu minie?czy zawsze będziemy do tego wracać?Ja już tym wszystkim wymiotuje, nie chce tego słuchać, mam dość...a tu nawet na studiach poznaje gościa ode mnie z miasta który pyta mnie o byłego kochanka mojej żony:) i znowu wraca temat...Koło Macieja!!!! W pracy jak nie jednego widzę to drugiego, psychika już mi siada!Już samą radość sprawia mi gdy w grafiku zobaczę że jeden z nich na urlopie i go nie będę jakiś czas oglądał a że z drugim służby nie będę miał.....Ale przecież tak nie wolno w nieskończoność uciekać???A na razie w rachubę nie wchodzi zmiana pracy czy ewentualne przeniesienie....żona mówi że dla niej to nie ma znaczenia, że to przeszłość - jasne tylko to ona mi doprawiała różki(chyba) a nie ja jej, to nie jest takie proste by szybko spłynęło po człowieku, przynajmniej u mnie tak nie jest...ale naprawdę staram się!To moja żona częściej do tego wraca niż ja....Ja naprawdę chcę by było dobrze między nami, a już teraz widzę poprawę i to dużą....ale wystarczy jedna kłótnia i żona wszystko przekreśla...Może ma rację już sam nie wiem w co mam wierzyć, czy w ogóle mam wierzyć w to że będzie dobrze?????A zwłaszcza po tych słowach jakie dziś usłyszałem z ust mojej żony: że ona ode mnie i trak nie odejdzie, bo się boi mojej reakcji?????????!!!!???!!?To zadaje sobie pytania: gdzie tu jest miłość?Czy warto w to dalej brnąć?Może dać sobie spokój?Czy się męczyć?żyć w niepewności? 16.10 powiedzieć ze chce rozwodu???ITD.
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 12:51   

Grzegorzu to co mi się nasuwa czytajac ten tekst, to myśl że: życie to nie bajka, niekoniecznie musi być zawsze wszystko dobrze. Człowiek ma taka naturę, że pamięta, że czasem tak naprawdę nie umie przebaczyć, że wciąż powraca do tego co było. Sam sprawia, że cierpi, to nie Jezus chce byśmy cierpieli. To Twoje ciagłe myślenie o tym co było sprawia, że cierpisz..
Grzegorz24 napisał/a:
Ale przecież tak nie wolno w nieskończoność uciekać???
wiec dlaczego uciekasz??Jeśli oddajesz Bogu swoje sprawy w modlitwie, jesli przebaczyłeś żonie i innym ludziom powinno być Ci łatwiej, mimo trudności dnia codziennego. :-)
 
     
kwiatek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 13:36   

Grzegorzu!

To chyba normalne co czujesz. Ja jestem w takiej samej sytuacji co Ty. Niby jest dobrze, ale "tamto" wciąż mnie prześladuje i to do tego stopnia, że czasami mam wrażenie, że zwariuję od tego.
Przytulamy się i jest fajnie. Ale w moich myślach obraz, ich razem przytulonych. Jak mówi, że kocha, to ja myślę, że jej też tak mówił. Jak jest seks, to znowu obraz ich razem w takiej sytuacji. To jest jakiś obłęd.

Sama się zastanawiam, czy odbudowa związku po czymś takim ma jakikolwiek sens i czy może się w ogóle udać życie po czymś takim?

Wybaczenie złego w porównaniu z zapomnieniem jest błahostką. Na początku myślimy ciągle o tym co się stało, co zrobiła nam osoba, którą tak bardzo kochaliśmy i nadal kochamy. I tak naprawdę chyba nigdy nie będziemy w stanie tego zapomnieć.

To boli. Niestety bardzo boli...................

Ale z drugiej strony warto zaryzykować jeszcze raz. Dla siebie, bo przecież kochamy i dla dzieci, które kochają nas.

Życzę Tobie, sobie i wszystkim innym, którzy pragną zapomnieć, aby Bóg był z nami i pomógł ukoić nasz ból w tych trudnych chwilach odbudowy.
 
     
irina67
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 13:53   

Masz rację kwiatku, to bardzo boli. Sama myśl o tamtych sytuacjach, kiedy nasi mężowie byli z innymi kobietami...Ja odczuwam to samo, co Ty. Jest już dużo lepiej, ale musieliśmy skorzystać ze Spotkań Małżeńskich, aby uzmysłowić sobie kim dla siebie jesteśmy i że Bóg niejednokrotnie ingerował w nasze życie. To nas powoli scala, ale ja niestety mam " kryzysy", kiedy myślę o tym wszystkim, co przeżyłam. Często mam łzy w oczach - nie wiem, czy to ze szcęścia, że coś zaczęło się układać, czy z żalu o to, do czego mój mąż był zdolny, mając romans z moją" przyjaciółką". Wierzę, że czas leczy rany, jednak do końca nie jestem przekonana, czy w każdym przypadku.
Każda z nas musi myśleć pozytywnie (łatwo mówić- gorzej z wykonaniem).
Pozdrawiam Was ciepło i łączę się w modlitwie
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 14:01   

Grzegorzu,
jesli Twoja zona mówi, że się Ciebie boi, twoich reakcji -
to na Twoim miejscu raczej na tym bym sie skupiła, a nie na rozpamietywaniu tego, co zrobiła zona.
Bo byc może tu tkwi przyczyna jej postepowania.
Rany zadane przez agresywne zachowania są ogromne - dla kobiety, dla dzieci,
i siegaja bardzo głeboko.
Nad tym zacznij Ty, zacznijcie oboje pracować.
Bardzo Cię pozdrawiam i nie zniechęcaj sie postepowaniem zony.
Walcz o Wasze małżeństwo i bądź silny, ale Bożą siłą, pewnością.
 
     
Grzegorz24
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 15:34   

Chciałbym żeby było dobrze, ale tak analizując to wszystko co się wydarzyło to nie wiem czy kiedykolwiek będzie tak jak kiedyś...Czy żona doceni to jaki ja jestem?żeby Ona chociaż wiedziała jak ja się czuję to może by zrozumiała??Osoby, które w małżeństwie to doświadczyły wiedzą, że to nie jest takie łatwe??!!!?!Jak ja chciałbym zapomnieć, da się??Wszystko z czasem a nie tak od razu - tłumacze to żonie, bo to ja jestem osobą, która doświadczyła zdrady(bo to jest zdrada) jaka ona by nie była to zdrada....To w jaki sposób moja żona mnie przedstawiała temu drugiemu i to przez parę dni jej znajomości z nim.....lepiej nie pisać!!!!!Trudno mi będzie zapomnieć!!!!Ja już mam psychikę wypaczoną przez to wszystko....Wybaczyłem żonie!!!Ale tym dwóm to nie wybaczę, postawcie się w mojej sytuacji....Ja jestem facetem...Tylko inny facet to zrozumie...A jeśli chodzi o obawy mojej żony wobec mnie odnośnie agresji to może ona się obawia że coś znowu wyjdzie na jaw, tak jak z tamtym pierwszym "kochankiem"??I dlatego się boi, boi sie że starci reputację!!!!Ale przecież na siłę nie wolno z kimś być, bo to jest chore......sam już się motam......

Dzięki za ciepłe słowa

[ Dodano: 2007-10-11, 17:09 ]
Tak wiem Bóg kazał wybaczać każdemu!!!!!Może ja muszę jeszcze do tego dojrzeć???
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-11, 20:52   

Grzegorz. Rozumiem co możesz czuć mając stały kontakt z tamtymi facetami, tak się nie da żyć. Proponowałabym jednak poszukać innej pracy, w końcu coś się znajdzie.

Zastanawiam się nad zdaniem : "Wybaczyłem żonie!!!Ale tym dwóm to nie wybaczę, postawcie się w mojej sytuacji....Ja jestem facetem...Tylko inny facet to zrozumie.."
Dlaczego im nie potrafisz wybaczyć? Przecież to nie oni byli zobowiązani do uczciwości w stosunku do Twojej osoby. Twoja żona wiedziała co robi, ona powinna panować nad sobą.
Nie pochwalam ich, nie usprawiedliwiam. Ale - po długim czasie nauczyłam nie obwiniać kochanki męża - chociaż jej wina jest ogromna. Tylko - mój mąż ma zobowiązania w stosunku do mnie i dziecka, nie tamta kobieta. Ona jest tylko narzędziem, którym posłużył się mój mąż krzywdząc mnie.
A zapomnieć chyba się nie da, w końcu za młody jesteś na sklerozę.
Trzymaj się i walcz, jeżeli jeszcze żonę kochasz.
 
     
Grzegorz24
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-12, 20:49   

Dzięki za radę, tak zgadzam się ze nie zapomnę bo mlody jestem:) A jeśli chodzi o tych dwóch to kurcze jest coś takiego jak : nie pożądaj żony bliźniego swego!!!!!?!?!?!?Szkoda że buraki jednego z przykazań nie znają,akurat tego dla mnie ważnego!!!!Bóg im to na pewno wynagrodzi!Ja teraz uczę się po prostu z tym żyć, bo zapomnieć o tym to ja nie zapomnę, bo się nie da.....a bardzo bym chcial...i jeszcze jestem ciekaw jednego czy ja zaufam kiedykolwiek żonie?????????


Pozdrawiam wszystkich żyjących nadzieją:)
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-12, 21:28   

Grzegorzu zapomnieć się tego nie da.....ale wybaczyć sie powinno ;-)
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-12, 22:30   

Grzegorz. Chcesz żonie wybaczyć. To bardzo dobrze.

"A jeśli chodzi o tych dwóch to kurcze jest coś takiego jak : nie pożądaj żony bliźniego swego!!!!!?!?!?!?Szkoda że buraki jednego z przykazań nie znają,akurat tego dla mnie ważnego!!!"
A Twojej żony to przykazanie nie obowiązuje?
Jeżeli zrobiła coś niegodnego, czy była zmuszana? Czy któryś z tych buraków - jak ich określasz - przyłożył żonie pistolet do głowy? A może przywiązał do kaloryfera?
Czy żona jest istotą rozumną i ma własną wolę? Odpowiedz sam sobie na to pytanie.

Jakże łatwo jest wybaczać własnemu mężowi/własnej żonie. I usprawiedliwiać: ona niewinna, dała się zmanipulować, została "złapana".
Tak, wrogowi trudno wybaczyć i obwiniać za całe zło. Ale prawda jest taka, że nasi małżonkowie sami chcą być obiektem zainteresowania innych osób. I w stosunku do nas - to właśnie oni są winni, nie osoby trzecie.
Złość na "buraków" - chwilowo pomaga. Ale też rozmywa winę żony/męża. I powoduje w późniejszym okresie kolejne cierpienia.
Nie warto.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 06:51   

Tak elzd zgadzam się z Tobą....sami odpowiadają za swoje czyny,bo są osobami dorosłymi i świadomymi swoich postępów......tylko wiesz,czasami bywa tak,że ta osoba ,ta trzecia osoba,potrafi tak zmanipulować,wręcz"zachęcić" do tego niesakramentalnego związku,że hej.
Ta trzecia\trzeci,potrafi tyle naobiecywać,że są ludzie,którzy dają się w to wkręcić(przypadek mój mąż),a teraz choćby nie wiem,jak źle mu było,to będzie twierdził,że dobrze zrobił,że nie miał innego wyjścia......to jest czysta głupota,akurat mówię tu o przypadku mojego męża.....jest wkręcony,poniekąd zmanipulowany....bo ona ma więcej kasy,(haha nie swojej)ma lepsze wykształcenie(ale w jej przypadku,to jest nie istotne)....i tak mogę wymieniać.......ale nic to nie da...mój mąż,jego duma,honor(niby)nie pozwala mu się z tego wycofać......... ;-) :shock:
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 07:18   

Weronika zgadzam sie z Tobą, że "doradcy" mogą wiele zepsuć w małżeństwie. Sam sie czasem spotykam, ze stwierdzeniami typu "po co ci to jeszcze ciągnąć", "rzuć ja w cholerę i ułóż sobie życie na nowo", "jesteś młody, fajny, poszukaj sobie jakiejś długonogiej laski i pokaż jej..."
Ale zgadzam się również z elzd1 takie "porady" muszą trafić na podatny grunt.
I wydaje mi się, że to właśnie zdradzacze szukają kontaktu z takimi osobami, które poprą ich zachowanie, zachęcą. Szukają zwyczajnie usprawiedliwienia swoich czynów. Oparcia.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 07:23   

Weroniko, czyli w dalszym ciągu winien jest przede wszystkim Twój mąż... nadal łapie się na lep, bo chce się łapać... I tak jak napisałaś winny jest swej głupoty.

Przecież jeślibym napadła na skleb jubilerski, żeby podwędzić kolię z brylantów, która mnie "mamiła", winna byłabym ja, nie kolia i nie właściciel sklepu.

Pozdrawiam
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 07:29   

kwiatek napisał/a:
Sama się zastanawiam, czy odbudowa związku po czymś takim ma jakikolwiek sens i czy może się w ogóle udać życie po czymś takim?

Wybaczenie złego w porównaniu z zapomnieniem jest błahostką. Na początku myślimy ciągle o tym co się stało, co zrobiła nam osoba, którą tak bardzo kochaliśmy i nadal kochamy. I tak naprawdę chyba nigdy nie będziemy w stanie tego zapomnieć.

A Tobie Grzegorzu odpowiem nawiązując do postu kwiatka.
To jest możliwe. Można zapomnieć. Można później normalnie żyć wybaczając najohydniejsze zdrady. Ale to nie zależy tylko od nas. Sam piszesz, że to żona częściej do tego wraca.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-13, 08:59   

Olu, to nie tak! Winien również właściciel sklepu, gdyż zaniedbał odpowiedniego zabezpieczenia kolii (alarmy, atestowane zamki, kraty, sejf itp.) - zobacz, jak to wygląda w ubezpieczeniach. Sama kolia niewinna, bo to tylko przedmiot, podobnie jak drugorzędna sama "uroda" nowych miłości naszych mężów, sam biust, portfel czy kuferek.
Ale najtrudniej powiedzieć sobie, że ja byłam bez winy. Wciąż myślę, że gdybym postępowała inaczej, gdybym mówiła inaczej, niż mówiłam, gdybym wyglądała inaczej, gdybym ubierała się inaczej... Jednym słowem dochodzę do wniosku, że aby dogodzić mężowi, powinnam być nie sobą, ale NIĄ. No, to też moja wina, że jestem, jaka jestem.
Wito, pisałeś niedawno, że ośrodek badający Twoją córkę wystawił Ci pozytywną opinię. Ale przecież dla naszych małżonków takie opinie się nie liczą. Jesteśmy za grubi, za chudzi, za starzy, za młodzi, za szybcy lub zbyt powolni, za poważni albo zbyt lekkomyślni. Pewnie inaczej uprawiamy seks i lubimy inne potrawy - niż TAMCI. Pachniemy też inaczej. To jest nie do przeskoczenia.
W nocy posłuchałam wykładu doktora Guzewicza o cierpieniu i przebaczeniu w małżeństwie i załamałam się. "Aż do śmierci" nie znaczyło dla mnie: do ostatniego świństwa męża. Znaczyło: w słabości, w chorobie, w starości i brzydocie, gdy będzie korzystał z pampersa lub latami umierał na nowotwór. Z wzajemnością.
Chrystusowe "pójdź za mną" nie znaczyło drogi krzyżowej i Golgoty przez całe życie. Znaczyło: wedle przykazań, z Bogiem, bez krzywdzenia innych. W tym miało być nasze szczęście, a nie ciągłe umieranie z bólu. My, zdradzeni małżonkowie, nie jesteśmy dobrymi przykładami tego, co Bóg obiecał przez małżeństwo, jesteśmy tego zaprzeczeniem. Żaden to sukces zmagać się z cierpieniem, które zostało nam narzucone siłą, żadna chwała - jak nie było sukcesem Kaina jego cierpienie. Sukcesem byłoby dobrze żyć.
Tak myślę, że my jesteśmy TYLKO przykładem, że grzech ma wymiar społeczny. Kto nie będzie żył jak należy, narazi siebie i innych - także tych bez winy, wiernych, kochających, ufnych, dzieci - na NIEWYOBRAŻALNE CIERPIENIE.
Nie jestem gotowa wybaczyć mężowi. Nie wierzę, że swoim postępowaniem mogę przyczynić się do jego "nawrócenia". To on mnie naraził na konsekwencje swojej zdrady i uważam za niesprawiedliwe, że doktor Guzewicz chce mnie przekonać, iż mam jak najmocniej cierpieć, aby zapewnić zdradzaczowi odpuszczenie jego win.
Ty, Wito, mówisz, że Ci się udało. A ja nie umiem.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5