Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2009-10-18, 15:37
Moja historia- oczami mężczyzny, który zniszczył małżeństwo
Autor Wiadomość
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-15, 09:20   

A ja dalej nie popieram decyzji o zakazie pisania Vetinariego i myślę, że moderatorzy zmienią to. ;-)
 
     
Kaktus
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-15, 09:32   

Może nie powinienem się wtrącać bo jestem tutaj "nowy".
Uważam jednak że szkoda że wyautowano tego gościa. Można się z kimś niezgadzać natomiat czasami warto swoje poglądy skonfrontować z kimś kto uważa że jest inaczej. Nie muszę mu przyznawac racji.
Faktem jest że zdominował wątki innych osób z poważniejszymi sprawami.
Ale nie z tego powodu że sam coś tam wypisywał tylko że otrzymał przyzwolenie i wzbudził momentami zachwyt. Mogło się to odbywać w osobnym wątku.
Szkoda, że nie dano mu możliwości dalszej wymiany poglądów myślę że mógł się czegoś pozytywnego nauczyć, a tak pozostał niesmak.
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-15, 10:03   

Jan Paweł II był za typowym patriarchalnym modelem rodziny, mi bliżej do feministek co nie oznacza, ze mam nie szanowac poglądu innego człowieka co do roli kobiety w rodzinie, a z którym to poglądem w ogóle się nie zgadzałam i nie zgadzam:)
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-16, 12:51   

Czytam…czytam… i nie wierzę w to co widzę…Vetinari…parę słów do Ciebie (mam nadzieję że to przeczytasz). Odpowiedz mi na pytanie…szczerze… (jeśli na tą szczerość Cię stać) czy to Ty jesteś tym człowiekiem z którym spotyka się moja żona? Bo dziwnym zbiegiem okoliczności bardzo dobrze znasz sytuację. Dziwnym wydaje się mi fakt- piszesz że nie byłeś w związku małżeńskim ale kochałeś kobietę-moja żona poznała „drugiego” faceta w momencie kiedy miał problem ze swoją dziewczyną – rozwiązali go - rozstał się z nią. Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiłeś się na forum wtedy, kiedy odważyłem się podać swojej żonie link na tą stronę.
Piszesz – „…ale niech nie ciąga jej na pogadanki bo problemem tej sytuacji był i jest tylko on…”, oraz „…tego pogadanki i spotkania grupowe nie zmienią”. Skąd wiesz, że „ciągam” swoją żonę na pogadanki?? Skąd wiesz, że proponowałem jej wyjazd na spotkania małżeńskie? Bo rzeczywiście tak było. Dalej „…i nie trzyma go przy tobie obrączka tylko serce…” hmm…fakt… proszę żonę żeby mi dała obrączkę…Dziwne, że piszesz o rzeczach, które w tej chwili dzieją się w naszym życiu (mojej żony i mnie).
Te słowa o małżeństwie, własnym szczęściu, o zwalaniu wszystkiego na Boga ….wszystko to słyszałem od swojej żony!!!… Niektóre zdania, które mi mówiła….wręcz są identyczne z tymi które tu napisałeś!!! Czytając twój post-tak jakbym słyszał swoją żonę !!!
I dlaczego tyle razy w poście piszesz – PUŚĆ JĄ ?!! Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy?!

„… zamiast deklarować zmianę, ciągać żonę, która i bez tego ma go dość po bezsensownych pogadankach powinien wejrzeć w siebie i zacząć żyć na nowo, bez niej…” . Skąd wiesz że „ciągam” żonę i że ona uważa to za bezsensowne pogadanki?? Skąd to wiesz??! Czemu tak bardzo podkreślasz żebym zaczął żyć bez niej….dziwne … dlaczego osobie która jej nie zna tak bardzo na tym zależy? A jeśli ją znasz czemu nie masz odwagi się przyznać, kim naprawdę jesteś!!
Chcę jeszcze dodać, że przecież ja jej nie trzymam…mogłem uprzeć się i zamiast wyprowadzić się, mogłem twardo siedzieć i z uporem starać się ją zatrzymać przy sobie, Ale ja tak nie zrobiłem.

Jeśli to Ty ….. dziękuję Ci. Nie chciałeś ze mną rozmawiać przez telefon, nie odpisałeś na smsa – cieszę się że napisałeś na forum….

Jeśli się jednak pomyliłem to jesteś idealnym jego odbiciem, więc dzięki Tobie trochę więcej poznałem mężczyznę z którym moja żona się spotyka i za to też Ci bardzo dziękuję…Mam teraz chociaż cień nadziei, że to co moja żona mi mówiła, to nie są tak naprawdę jej myśli…bardziej jest pod wpływem tego co on jej mówi i może ona się z tym zgadza, ale dla mnie jest to zasadnicza różnica, że to nie ona sama doszła do tych wniosków, ale pod wpływem rozmów z nim.

A teraz chciałem po trochu odpowiedzieć na to co napisałeś.
Napisałeś, żebym zaczął żyć swoim życiem….jak to rozumiesz? Czyli co, mam zacząć budować nowy związek z kimś innym? Tak ja to zrozumiałem…więc jeśli tak… to po co dalej piszesz, że w tej chwili zostaje mi zachować spokój i praca nad sobą…dla mnie to są dwie przeciwstawne rzeczy…chyba że źle zrozumiałem Twoje intencje.
Piszesz, żebym zabrał się za siebie i obserwował żonę, to znaczy co mam obserwować?…przecież nie mieszkamy razem…widujemy się tylko na chwilkę gdy ja biorę lub „oddaję” dzieciaki.

Napisałeś, że nie kupujesz bzdur o uzależnieniu od seksu…mało wiesz o mnie…i nie wiesz tego, że do takiego wniosku dochodziłem latami i to nie sam. Tak naprawdę to moja żona pierwsza mi to powiedziała dawno temu…że powinienem pójść do jakiejś poradni, bo ona widzi jak ja bardzo się w tym gubię i jak bardzo coraz bardziej brnę w seks…oczywiście…nie byłem w stanie dopuścić myśli że jestem seksoholikiem…zawsze jej mówiłem: ja jestem normalnym facetem, każdego normalnego faceta to rajcuje, nie ma nic w tym złego…tylko że nie wziąłem pod uwagę że przez to tracę rzeczywistość i niszczę uczucia wszystkich na około w tym uczucia żony…dojrzewałem do tego wiele lat zanim przyznałem się sam przed sobą do tego…więc nie pisz, że zwaliłem wszystko na nałóg.

Piszesz – „ten człowiek się nie zmienił, kocha oczywiście i wie że popełnił błąd ale nie chce zrozumieć jego istoty” – nie czytałeś uważnie mojego postu…ja wiem gdzie jest istota błędu: w tym że uważałem się za super mocnego – dokładnie tak jak Ty- że nie potrzebuję Boga, bo jestem na topie: samochodzik, koleżanki, imprezy i wyrwać z życia tyle ile się da. Jak małżeństwo się nie układa to trzeba to zostawić i zacząć żyć od nowa z kimś innym - jak widzisz to właśnie przez taką postawę zniszczyłem swoje małżeństwo… przez mój egoizm, brak szacunku do mojej żony i innych ludzi oraz pewności że bez Boga i tak dam radę...tak właśnie myślałem!!! Tak jak Ty.

I tu pojawia się pewien paradoks, na który nie umiem sobie odpowiedzieć. Skoro moja żona chciała odpowiedzialnego faceta, który wie co to małżeństwo to czemu odeszła ode mnie i szuka oparcia w kimś dla kogo małżeństwo to umowa między dwojgiem ludzi i jak jest źle to się nie męczy tylko zwija żagle. Ale to jest tak naprawdę mało istotne w tej chwili.

Biorąc pod uwagę Twoje podejście do życia- to już dawno powinienem odejść od żony. Wtedy, kiedy byłem cyniczny, kiedy ją ignorowałem i nie okazywałem jej szacunku- no bo po co się męczyć jak miłość wygasła. Ale widzisz trwałem przy niej, bo mimo że byłem draniem, ona się modliła, starała i wierzyła że da się jeszcze uratować to małżeństwo. Pomimo, że byłem draniem to wiedziałem, że małżeństwo to nie tylko umowa między ludźmi ale sakrament (chociaż nie było mi dobrze z tą świadomością). I mimo, że zachowywałem się podle, wiedziałem, że to jest jednak małżeństwo sakramentalne…I mimo, że niszczyłem swoją żonę to tak naprawdę nie potrafiłem sobie z tym poradzić, nie potrafiłem zrozumieć: dlaczego jestem takim sukinsynem, że przecież kiedyś byłem inny…nawet nie wiesz ile razy się wtedy modliłem…Panie błagam…dlaczego tak jest …że nic do niej nie czuję…że nie potrafię się z nią liczyć….Panie dlaczego każda ładniejsza kobieta wywołuje we mnie tyle emocji i zapominam o tym co niszczę…w swoich myślach i czynach.
Ale jaki sens miała moja modlitwa, kiedy ja oczekiwałem cudu zamiast starać się coś w tym kierunku robić, pójść do poradni, przynajmniej próbować też coś dać od siebie….A ja myślałem, że Bóg zrobi to za mnie, bez mojego udziału (ależ byłem naiwny). W pewnym etapie myślałem, że moja żona już się przyzwyczaiła, że tak musi być między nami…bo od dłuższego czasu nie mówiła mi bezpośrednio, że jest jej źle, że tak już nie chce (a ja nie potrafiłem i nie chciałem odczytać tego z jej zachowania)…to wszystko zaczęła mówić dopiero kiedy poznała innego mężczyznę, w którym znalazła oparcie.

Zgodzę się z Tobą, że jej odejście otworzyło mi trochę oczy, zgodzę się, że nadwyrężąłem miłość swojej żony…ale jeśli dobrze przeczytałeś mój post to napisałem tam, że tak naprawdę punktem zwrotnym mojej zmiany była śmierć teściowej, a nie odejście żony. I nie pisz, że się nie zmieniłem, bo nie możesz o tym wiedzieć…nie wiesz jaki byłem i jaki teraz jestem…i nie chodzi mi o to że ja teraz deklaruję jakobym nagle … tak na pstryknięcie palcem się zmienił, ale o to że nie masz żadnego porównania, bo nie znałeś mnie kiedyś i nie znasz mnie teraz…więc na jakiej podstawie możesz wyciągnąć takie wnioski…

Nie chcę więcej się rozpisywać… Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają, którzy pamiętają o mnie w swoich modlitwach, dziękuję za to forum….I Tobie Vetinari bardzo dziękuję, bo dzięki temu co napisałeś przypominasz mi jak patrzyłem na świat i jakie miałem podejście do życia. Będę to czytał wiele razy, aby za każdym razem „sprawdzać” czy się zgadzam z Twoją wizją związku i wizją życia. I jeśli kiedyś poczuję, że może w tym wszystkim masz trochę racji, będzie to dla mnie znak, że moja wiara w Boga zaczyna znów słabnąć i że należy jak najszybciej zacząć odbudowywać ją i jeszcze „mocniej” się modlić!!! Będzie to znak, że zamiast Boga znowu zaczynam stawiać siebie na pierwszym miejscu.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-16, 16:58   

Jarek S napisał/a:
Czytam…czytam… i nie wierzę w to co widzę…Vetinari…parę słów do Ciebie (mam nadzieję że to przeczytasz). Odpowiedz mi na pytanie…szczerze… (jeśli na tą szczerość Cię stać) czy to Ty jesteś tym człowiekiem z którym spotyka się moja żona? Bo dziwnym zbiegiem okoliczności bardzo dobrze znasz sytuację. Dziwnym wydaje się mi fakt- piszesz że nie byłeś w związku małżeńskim ale kochałeś kobietę-moja żona poznała „drugiego” faceta w momencie kiedy miał problem ze swoją dziewczyną – rozwiązali go - rozstał się z nią. Dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiłeś się na forum wtedy, kiedy odważyłem się podać swojej żonie link na tą stronę.
Piszesz – „…ale niech nie ciąga jej na pogadanki bo problemem tej sytuacji był i jest tylko on…”, oraz „…tego pogadanki i spotkania grupowe nie zmienią”. Skąd wiesz, że „ciągam” swoją żonę na pogadanki?? Skąd wiesz, że proponowałem jej wyjazd na spotkania małżeńskie? Bo rzeczywiście tak było. Dalej „…i nie trzyma go przy tobie obrączka tylko serce…” hmm…fakt… proszę żonę żeby mi dała obrączkę…Dziwne, że piszesz o rzeczach, które w tej chwili dzieją się w naszym życiu (mojej żony i mnie).
Te słowa o małżeństwie, własnym szczęściu, o zwalaniu wszystkiego na Boga ….wszystko to słyszałem od swojej żony!!!… Niektóre zdania, które mi mówiła….wręcz są identyczne z tymi które tu napisałeś!!! Czytając twój post-tak jakbym słyszał swoją żonę !!!
I dlaczego tyle razy w poście piszesz – PUŚĆ JĄ ?!! Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy?!

„… zamiast deklarować zmianę, ciągać żonę, która i bez tego ma go dość po bezsensownych pogadankach powinien wejrzeć w siebie i zacząć żyć na nowo, bez niej…” . Skąd wiesz że „ciągam” żonę i że ona uważa to za bezsensowne pogadanki?? Skąd to wiesz??! Czemu tak bardzo podkreślasz żebym zaczął żyć bez niej….dziwne … dlaczego osobie która jej nie zna tak bardzo na tym zależy? A jeśli ją znasz czemu nie masz odwagi się przyznać, kim naprawdę jesteś!!
Chcę jeszcze dodać, że przecież ja jej nie trzymam…mogłem uprzeć się i zamiast wyprowadzić się, mogłem twardo siedzieć i z uporem starać się ją zatrzymać przy sobie, Ale ja tak nie zrobiłem.

Jeśli to Ty ….. dziękuję Ci. Nie chciałeś ze mną rozmawiać przez telefon, nie odpisałeś na smsa – cieszę się że napisałeś na forum….

Jeśli się jednak pomyliłem to jesteś idealnym jego odbiciem, więc dzięki Tobie trochę więcej poznałem mężczyznę z którym moja żona się spotyka i za to też Ci bardzo dziękuję…Mam teraz chociaż cień nadziei, że to co moja żona mi mówiła, to nie są tak naprawdę jej myśli…bardziej jest pod wpływem tego co on jej mówi i może ona się z tym zgadza, ale dla mnie jest to zasadnicza różnica, że to nie ona sama doszła do tych wniosków, ale pod wpływem rozmów z nim.

A teraz chciałem po trochu odpowiedzieć na to co napisałeś.
Napisałeś, żebym zaczął żyć swoim życiem….jak to rozumiesz? Czyli co, mam zacząć budować nowy związek z kimś innym? Tak ja to zrozumiałem…więc jeśli tak… to po co dalej piszesz, że w tej chwili zostaje mi zachować spokój i praca nad sobą…dla mnie to są dwie przeciwstawne rzeczy…chyba że źle zrozumiałem Twoje intencje.
Piszesz, żebym zabrał się za siebie i obserwował żonę, to znaczy co mam obserwować?…przecież nie mieszkamy razem…widujemy się tylko na chwilkę gdy ja biorę lub „oddaję” dzieciaki.

Napisałeś, że nie kupujesz bzdur o uzależnieniu od seksu…mało wiesz o mnie…i nie wiesz tego, że do takiego wniosku dochodziłem latami i to nie sam. Tak naprawdę to moja żona pierwsza mi to powiedziała dawno temu…że powinienem pójść do jakiejś poradni, bo ona widzi jak ja bardzo się w tym gubię i jak bardzo coraz bardziej brnę w seks…oczywiście…nie byłem w stanie dopuścić myśli że jestem seksoholikiem…zawsze jej mówiłem: ja jestem normalnym facetem, każdego normalnego faceta to rajcuje, nie ma nic w tym złego…tylko że nie wziąłem pod uwagę że przez to tracę rzeczywistość i niszczę uczucia wszystkich na około w tym uczucia żony…dojrzewałem do tego wiele lat zanim przyznałem się sam przed sobą do tego…więc nie pisz, że zwaliłem wszystko na nałóg.

Piszesz – „ten człowiek się nie zmienił, kocha oczywiście i wie że popełnił błąd ale nie chce zrozumieć jego istoty” – nie czytałeś uważnie mojego postu…ja wiem gdzie jest istota błędu: w tym że uważałem się za super mocnego – dokładnie tak jak Ty- że nie potrzebuję Boga, bo jestem na topie: samochodzik, koleżanki, imprezy i wyrwać z życia tyle ile się da. Jak małżeństwo się nie układa to trzeba to zostawić i zacząć żyć od nowa z kimś innym - jak widzisz to właśnie przez taką postawę zniszczyłem swoje małżeństwo… przez mój egoizm, brak szacunku do mojej żony i innych ludzi oraz pewności że bez Boga i tak dam radę...tak właśnie myślałem!!! Tak jak Ty.

I tu pojawia się pewien paradoks, na który nie umiem sobie odpowiedzieć. Skoro moja żona chciała odpowiedzialnego faceta, który wie co to małżeństwo to czemu odeszła ode mnie i szuka oparcia w kimś dla kogo małżeństwo to umowa między dwojgiem ludzi i jak jest źle to się nie męczy tylko zwija żagle. Ale to jest tak naprawdę mało istotne w tej chwili.

Biorąc pod uwagę Twoje podejście do życia- to już dawno powinienem odejść od żony. Wtedy, kiedy byłem cyniczny, kiedy ją ignorowałem i nie okazywałem jej szacunku- no bo po co się męczyć jak miłość wygasła. Ale widzisz trwałem przy niej, bo mimo że byłem draniem, ona się modliła, starała i wierzyła że da się jeszcze uratować to małżeństwo. Pomimo, że byłem draniem to wiedziałem, że małżeństwo to nie tylko umowa między ludźmi ale sakrament (chociaż nie było mi dobrze z tą świadomością). I mimo, że zachowywałem się podle, wiedziałem, że to jest jednak małżeństwo sakramentalne…I mimo, że niszczyłem swoją żonę to tak naprawdę nie potrafiłem sobie z tym poradzić, nie potrafiłem zrozumieć: dlaczego jestem takim sukinsynem, że przecież kiedyś byłem inny…nawet nie wiesz ile razy się wtedy modliłem…Panie błagam…dlaczego tak jest …że nic do niej nie czuję…że nie potrafię się z nią liczyć….Panie dlaczego każda ładniejsza kobieta wywołuje we mnie tyle emocji i zapominam o tym co niszczę…w swoich myślach i czynach.
Ale jaki sens miała moja modlitwa, kiedy ja oczekiwałem cudu zamiast starać się coś w tym kierunku robić, pójść do poradni, przynajmniej próbować też coś dać od siebie….A ja myślałem, że Bóg zrobi to za mnie, bez mojego udziału (ależ byłem naiwny). W pewnym etapie myślałem, że moja żona już się przyzwyczaiła, że tak musi być między nami…bo od dłuższego czasu nie mówiła mi bezpośrednio, że jest jej źle, że tak już nie chce (a ja nie potrafiłem i nie chciałem odczytać tego z jej zachowania)…to wszystko zaczęła mówić dopiero kiedy poznała innego mężczyznę, w którym znalazła oparcie.

Zgodzę się z Tobą, że jej odejście otworzyło mi trochę oczy, zgodzę się, że nadwyrężąłem miłość swojej żony…ale jeśli dobrze przeczytałeś mój post to napisałem tam, że tak naprawdę punktem zwrotnym mojej zmiany była śmierć teściowej, a nie odejście żony. I nie pisz, że się nie zmieniłem, bo nie możesz o tym wiedzieć…nie wiesz jaki byłem i jaki teraz jestem…i nie chodzi mi o to że ja teraz deklaruję jakobym nagle … tak na pstryknięcie palcem się zmienił, ale o to że nie masz żadnego porównania, bo nie znałeś mnie kiedyś i nie znasz mnie teraz…więc na jakiej podstawie możesz wyciągnąć takie wnioski…

Nie chcę więcej się rozpisywać… Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają, którzy pamiętają o mnie w swoich modlitwach, dziękuję za to forum….I Tobie Vetinari bardzo dziękuję, bo dzięki temu co napisałeś przypominasz mi jak patrzyłem na świat i jakie miałem podejście do życia. Będę to czytał wiele razy, aby za każdym razem „sprawdzać” czy się zgadzam z Twoją wizją związku i wizją życia. I jeśli kiedyś poczuję, że może w tym wszystkim masz trochę racji, będzie to dla mnie znak, że moja wiara w Boga zaczyna znów słabnąć i że należy jak najszybciej zacząć odbudowywać ją i jeszcze „mocniej” się modlić!!! Będzie to znak, że zamiast Boga znowu zaczynam stawiać siebie na pierwszym miejscu.


Uprzedzam- mam szczery zamiar cię wesprzeć i napiszę co muszę:

Jarek- ty idź do jakiegoś specjalisty i rozmawiaj- sam dochodzisz do tak karkołomnych wniosków że się sklrzywdzisz i przy okazji narozrabiasz jeszcze więcej.
Ja stawiam że nie umiesz :zebrać mysli: po latach numerów jakie wywijałeś żonie.
Dziś dzoiwi cię że jej się cierpliwośc skończyła- po o ile pamiętam latach twpojego szlajania się z obcymi kobietrami.
Dziwi cie że ty tu jej opowiadasz jak to sie zmieniłeś a ona ma dośc. Dziwi że nie daje wiary w to co mówisz.
A to nic dziwnego- po okresie czasu jaki jej zafundoewwałeś ma dośc zdrad, braku szacunku i takich tam- byc może też czuje obrzydzenie do męża który latami dawał się obmacywać cudzym dłoniom.
Rozumiem ją bo choć mój mąż puścił się raz a dobrze- nie rozmieniając na drobne a idąc za jedną tylko osobniczką też wtedy jeszcze będącą żoną to i ja sie łapię że czasami naprzemiennie oprócz współczucia czuję wręcz obrzydzenie do niego.
Więc nie dziw się żonie- utrwaliłeś jej opinię i samo gadanie teraz oraz modlitwy nie spowodują że ona ją zmieni boś się napracował żeby tak myślała.
Nie szukaj winnych wokoło- nawet zostaw gościa który dał jej poczucie że jest jedyna- a ty wybacz tego nie dałeż a jest to ważne dla żony- wiem cośa o tym.
Przestań zachowywać się jak nawiedzony tylko pracuj nad sobą jak ci pisano- i albo żone zdobędziesz ponownie albo nie.
Patrząc co piszesz powiem tak- przed tobą dłuuuuga droga mój drogi- bo gadanie to zero- liczy się zachowanie.
Skoro paparałeś swoje małżeństwo latami nie oczekuj że nagle się naprawi.
Z poważaniem- cierpliwości i mądrych dookoła Ci życzę- szukaj profesjonalnej pomocy- bo pękasz i tracisz czas na snucie teorii spiskowych.
To przypomina zachowanie psa ogrodnika- sam wywaliłeś, inny zabrał i teraz ci apetyt wrócił.
Sorki za dosadnośc- ale tak to wygląda.
Twoje miotanie i święte zdziwienie jak ona be- bo ty taki teraz porządny.

Jarek Wizjoner,

Zasłużyłeś- a żona chce mieć kogoś na wyłącznośc- to jest normalne w małżeństwie- bez zagrożenia że mąż obmacuje wiele obcych bab.
I badanie sobie zrób- na okolicznośc czyś załapał wirusa czy nie- wiadomo jakiego- HIV. To jest teraz twój pierwszy obowiązek- ale to to już chyba wiesz skoro tak cię odmieniło.
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-16, 20:42   

Jarku... modle sie o to aby udało Ci sie odbudowac małzenstwo, moze to bedzie terało, trwało i trawało... ale wczesniej tez terwało i trwało, jak burzyles... zycze ci wiary, bardzoio duzo wiary i mam nadzije ze bedziesz szczerze modlił sie do Boga..., ze nie zwąptpisz i ze nie odpuscisz tak łatwo... twoje przemiana moze byc pieknym swiedectwem i nadziją dla wszystkich sycharkow...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 06:18   

Jarek..........jak długo psułeś tak długo naprawiaj..........a i na efekty 100% za mocno nie licz.Jak z ogórkiem.........i Ty mocno ukiszony jesteś chyba,a i żona Twoja też juz chyba kisić się zaczeła.Juz nigdy nie będziecie świerzym,zielonym ogórkiem,ale kiszony też smaczny może być.
Choć jak mówią południowcy gdy patrzą na kiszone ogórki-kiszony to prawie jak zgniły,cienka ta granica pomiędzy kiszeniem a zgnilizna.
Ale walcz chłopie.Jak juz o żonę Ci nie wyjdzie to walcz o siebie.Oj,bardzo dużo w twoich rękach.................a i w głowie ,a i sercu nie zapominaj.
Pogody Ducha mimo wszystko
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 06:52   

Zuza...dziękuję za dość ostre słowa...za szczerość...jednak mam wrażenie, że nie do końca dobrze odebrałaś to co napisałem albo ja to źle wyraziłem.
Wcale nie uważam, że moja żona jest be...nie dziwi mnie co zrobiła...nie dziwi mnie że mi nie wierzy...nie piszę tu postu po to żeby kogokolwiek zapewniać że się zmieniłem...piszę to co naprawdę czuję....
Pies ogrodnika?... nabrał ochotę???...na co nabrałem ochotę??...Czy uważasz, że na nic innego nie czekam, tylko na to żeby żona rzuciła mi się w ramiona? I że od teraz będziemy żyli długo i szczęśliwie...Naprawdę myślisz, że potrafiłbym tak zwyczajnie teraz z nią zamieszkać i udawać, że nic się nie stało, że jej nie zraniłem? To się mylisz....A najbardziej co mnie boli - to nie jest to- że moja żona znalazła oparcie w kimś innym, ale to jak bardzo ją skrzywdziłem ....a druga rzecz to dzieci, które są teraz bardzo zagubione i nie bardzo rozumieja co się dzieje...i mam świadomość tego że cierpią przeze mnie
Chyba powoli zaczynam żałować że tu napisałem...nie o to mi chodziło, żeby ktoś dokonywał analizy mojego zachowania...myślałem, że może ktoś poprzez moją historię uniknie wielu błędów w swoim życiu....ale skoro to wszystko co piszę to są tylko słowa...to rzeczywiście jest to bez sensu.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 07:34   

Jarek,Jarek.....spuść z tonu........Twoja historia nie jest wyjatkowa.Dla każdego poranionego jego historia jest jedyna i niepowtarzalna.A Ty chcesz swoja historia spowodowac uniknięcie czegoś????Facet.......pomocy szukaja ludzi którzy mają świadomość że jej potrzebują.
Spuść powietrze,twoja historia jest jedną z wielu,z bardzo wielu nie łudż się że ona ma byc przestroga dla świata.
Zejdż na ziemię.
Analizy wynikaja z chęci pomocy Tobie.Z utozsamianiem się z Twoim problemem.Wiesz.....piszesz na forum kryzysu w rodzinie,małżeństwie,a nie na forum ostrzegawczym dla tych co zaczynaja tworzyc kryzys.....oni sa w zupełnie innym miejscu neta.Podobni problemowo Tobie sa na randkach,czy jakiś tam innych panienkach szukając kolejnej przygody.
A Ty masz żal?o co o to że nie dostałeś poklasku jaki Ty cacy juz jestes?O przeszłośći należy pamiętać choć nie należy nią żyć Jarku.
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 07:48   

Nałóg... całkowicie masz rację.... Dziękuję.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 07:49   

Jarek S napisał/a:
myślałem, że może ktoś poprzez moją historię uniknie wielu błędów w swoim życiu....ale skoro to wszystko co piszę to są tylko słowa...to rzeczywiście jest to bez sensu.

Możesz spokojnie myśleć tak dalej, bo na pewno wielu osobom pomogłeś.
Ludzie uczą się nieustannie - żyć i kochać, kochać i żyć. Prawdziwie żyć i prawdziwie kochać.
Każdy jest na innym etapie pojmowania tej miłości.
Najszybciej i najłatwiej pokochać kogoś patrząc na Krzyż Chrystusa i na Jego Miłość Ukrzyżowaną.
Z Bogiem!
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 08:54   

Jarku... nie uciekaj z tego forum tylko dlatego ze usłyszałes słowa krytyki pod swoim adresem... staraj sie je godnie przyjąć i walcz o swoje małeznstwo i miłosc do Boga...
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-17, 14:27   

Rzaba...odpisałem Ci na privie
 
     
rzaba
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-20, 20:20   

... tak czasami zastanawim się czy mój mąz kiedys pomysli podobnie jak Ty jarku? czy dojdzie kiedykolwiek do podobnych wniosków? czy bedzie chciał walczyC, czy bedzie potrafił przyznac sie do popełnioych błedow?... nie potrafie znależć na te pytania odpwowiedzi, boję sie tych odpowiedzi i tego co moze wydarzyc sie w moim zyciu... Boję się ze mojemy męzowi wydaje sie zezabrnał juz tak daleko, ze odwrotu nie ma... jego urartosc, zawzietosc, sztywne zasady moga stacsie przyczyna tego ze nigdy nie bedzie chciał walczyco nasz związek, o nasze małzenstwo...
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-21, 11:15   

Wiesz, Rzaba, ja mysle, ze kazdy ze zdradzaczy sie w koncu kiedys ocknie i pojmie, ile zlego narobil. Wielu z nich sie nie przyzna do swojego bledu. Wielu zacznie walczyc o stracona zone/meza i im sie uda. A jeszcze cala masa ocknie sie, kiedy juz bedzie za pozno. Bo ja tez na dzien dzisiejszy jestem w stanie wybaczyc i walcze o mojego meza. Ale nie wiem, jak dlugo bede jeszcze w stanie. Czy jesli on sie za rok lub dwa obudzi, czy bede jeszcze w stanie powiezdiec "tak". To trudne. I pewnie, ze kocham go i nie moge sobie wyobrazic, ze mialoby tak nei byc. Ale jak ktos zadaje ci bol ... Moj maz zostal z nami. I jest ok. Widze, ze on sie stara. Nawet mnie przytulil dzisiaj. Ale wiem tez, ze nadal jej smsuje. I jak dlugo to jeszcze tak bedzie trwalo? Wiem, ze do niczego go nie zmusze, ze on sam musi zrozumiec. I na razie modle sie duzo o wytrwalosc, cierpliwosc. Bo chce mu dac jeszcze czas - na obudzenie sie. Ale nie moge ze 100%-owa pewnoscia powiedziec, ile jeszcze czasu jestem mu w stanie dac.
Ale ze on sie obudzi pewnego pieknego dnia, to wiem na 100%. (tez dzieki Tobie, Jarku ;-) )
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9