Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Witam wszystkich, jest to mój pierwszy "nowy" temat na tym forum. Do tej pory poza kilkoma postami byłem jedynie uważnym czytelnikiem. Trudno sie nie zgodzic z licznymi uwagami tutejszych bywalców, że to forum "coś w sobie ma". Coś co pozwala inaczej spojrzeć na wiele spraw i pomaga przetrwać te bardzo trudne chwile w życiu.
Nie będę zanudzał Was mają historią, która jest podobna do (niestety) olbrzymiej ilości przypadków tutaj opisywanych.
Od pewnego czasu zastanawiam sie nad tym czy można zacząć odbudowywać małżeństwo odcinająć się od wszystkich sytuacji, zachowań jakie miały miejsce podczas trwania kryzsu (może nawet od wszystkiego co było złe podczas trwania związku) "GRUBĄ KRESKĄ" i budowanie wszystkiego od nowa?
Czy da się od razu zapomnieć o bolących, drażliwych sprawach? Jak przejść do nowego "porządku" bez wyjaśnienia sobie wszystkiego? nawet jakby było to bardzo bolesne dla jednej ze stron? Czy można przebaczyć "w ciemno"? Czy tak jak ja myślę, żeby przebaczyć trzeba wiedzieć co się przebacza?
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-10, 16:52 Re: "Gruba kreska"
GregS napisał/a:
to forum "coś w sobie ma". Coś co pozwala inaczej spojrzeć na wiele spraw i pomaga przetrwać te bardzo trudne chwile w życiu.
To forum ma w sobie ducha Bożego, bo jest forum katolickim,
ściśle współpracuje z osobami duchownymi, kapłanami, którzy modlą za ludzi piszących na nim.
Omadlają ludzkie problemy i ludzkie słabości.
Tylko tyle.
A Bóg jest zawsze obecny tam gdzie smutek i cierpienie, współcierpi z ludźmi.
Ludzie płaczą, a Bóg płacze z nimi..
Dlatego napisałam "to forum ma ducha Bożego".
Prawda i Dobro jest tutaj.
GregS napisał/a:
Od pewnego czasu zastanawiam sie nad tym czy można zacząć odbudowywać małżeństwo odcinająć się od wszystkich sytuacji, zachowań jakie miały miejsce podczas trwania kryzsu (może nawet od wszystkiego co było złe podczas trwania związku) "GRUBĄ KRESKĄ" i budowanie wszystkiego od nowa?
Czy da się od razu zapomnieć o bolących, drażliwych sprawach? Jak przejść do nowego "porządku" bez wyjaśnienia sobie wszystkiego? nawet jakby było to bardzo bolesne dla jednej ze stron? Czy można przebaczyć "w ciemno"? Czy tak jak ja myślę, żeby przebaczyć trzeba wiedzieć co się przebacza?
"Rzadko jednak zdarza się tak, by dwoje ludzi mających naprawdę dobrą wolę, budując swoje życie w oparciu sakrament małżeństwa, nie mogło się ze sobą porozumieć."
Pomimo, że nieraz byłem na tej stronie serdecznie dziękuję Elżbieto za informację.
Niestety spotkania małżeńskie, podczas wakacji się nie odbywają, a miejsca pierwszych spotkań powakacyjnych są bardzo odległe, no i terminy: od połowy września. Chociaż dla chcącego nic trudnego
Może ktoś ma własne doświadczenia w interesującej mnie materii z którymi chciałby się podzielić, coś doradzić.
Z góry dziękuję.
Elik [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-10, 18:05
Elżbieta napisał/a:
"Rzadko jednak zdarza się tak, by dwoje ludzi mających naprawdę dobrą wolę, budując swoje życie w oparciu sakrament małżeństwa, nie mogło się ze sobą porozumieć."
Zgadza się Elzbieto, gdyby dwoje chciało i opierało się na wierze i Sakramencie Małżeństwa to nie byłoby problemu z większymi kryzysami w małżeństwie zapewne, jednak najczęściej tam gdzie kryzys tam te warunki nie są spełniane.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-10, 18:45
GregS napisał/a:
Niestety spotkania małżeńskie, podczas wakacji się nie odbywają.
Zgadza się Elzbieto, gdyby dwoje chciało i opierało się na wierze i Sakramencie Małżeństwa to nie byłoby problemu z większymi kryzysami w małżeństwie zapewne, jednak najczęściej tam gdzie kryzys tam te warunki nie są spełniane.
Elik, ależ nigdy nie jest za późno!
Właśnie po to jest Sakrament, żeby nie wątpić w pomoc Boga właśnie i tym bardziej w czasie kryzysu.
GregS [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-10, 22:08
Elik, Elżbieta - dzięki za przypomnienie co jest powodem kryzysów małżeństwa, z tego zdałem sobie już sprawę. Dzięki równiez za linki miejsc gdzie mozna poszukać pomocy.
NIe zrozumcie mnie jednak źle, ale rozpoczynając ten temat chciałem wywołać dyskusje która sądziłem, pójdzie troszkę w innym kierunku.
Ale jak to mówią niema tego złego co na dobre...
Liczę, że ktoś się jeszcze odezwie.
skowronek [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-12, 21:14
Witaj Greg. Jestem tu właściwie "nowa". Napisałam parę postów, choć śledzę to forum od dawna. Jest tu tylu wspaniałych ludzi. Wiem chyba o co pytasz. Sama sie nad tym zastanawiałam. Ale ja osobiście chciałabym zacząć odbudowę swojego małżeństwa nie wracając do przeszłości. Nigdy nie chciałabym usłyszeć z kim mój mąż dzielił dni podczas naszego rozstania. Zatkałabym uszy, gdyby ktoś o tym opowiadał. To pobudza jedynie wyobraźnię, zadaje całkiem niepotrzebny ból. Jeżeli wracalibyśmy do siebie z myślą o wspólnej przyszłości, to po co u licha wracać wspomnieniami do przeszłości ? Ona minęła i nie da się jej cofnąć i cokolwiek zmienić. Więc po co? Ważne jest dzisiaj i jutro. Wczoraj było wynikiem naszych zagubień, często bolesnych, więc po co do tego wracać. Jęśli dwoje ludzi chce odbudować swoje małżeństwo, tzn. ,że te wszystkie traumatyczne przeżycia czegoś nauczyły i boleśnie doświadczyły, chociaż przez moment wydawałoby sie inaczej. Ktoś tu pięknie powiedział, że prawdziwej miłości nie zastrzeli się nawet z pistoletu. Można ją schować pod stertę różnych spraw, a ona i tak kiedyś wypłynie i uderzy ze zdwojoną siłą. Więc po co grzebać w tej przerwie, kiedy miłość była schowana ? Co to da? Ból, powtórne cierpienie ? Więc po co ? Marzę o tym, abym któregoś dnia rozpoczęła odbudowywanie mojego małżeństwa nie ruszając przeszłości, ale patrząc w przyszłość, mając doświadczenia , z których wypływa jakaś dobra nauka i przekonania. Dzisiaj wiem, że gdyby tak było, mój mąż byłby najszczęśliwszym człowiekiem, a ja razem z nim. Nigdy nie zapytałabym o przeszłość i nie myślałabym o niej, bo najważniejsze byłoby dla mnie, że to ja jestem z nim. Człowiek w życiu robi dużo błędów, ale jeśli chce je naprawić, tzn, że pojął o co chodzi i nigdy nie będzie chciał ich popełniać ponownie. Więc po co do tego wracać. Żeby zaśmiecać dzisiejszy dzień ? Chciałabym odkreślić GRUBĄ KRECHĄ przeszłość i zacząć z Nim od nowa. Uwierz mi.
GregS [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-12, 23:25
Bardzo dziękuję Ci Ewo, za ten post.
Cieszę się również że odwołałaś się do tych słów:
...żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy cholernie pewni, że umarła, albo że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertą innych spraw... , zważywszy na to, że to ja je umieściłem na tym forum (nie wykluczam oczywiście, że wcześniej ktoś się już nimi się kiedyś posłużył - nie ma to znaczenia - najważnejsze że mają w sobie to "coś").
Z jednej strony trudno sie niezgodzić z Twoimi argumentami - najlepiej odciąć się od tego co złe i zacząć obudować to co znalazło sie w gruzach.
Ale czy nie zastanawiałaś sie nad takim podejściem do tego problemu.
Czy nie było by lepiej, aby (nazwijmy tą osobę "winnym" - zdając sobie z tego sprawę, że to bardzo płytkie słowo) "winny" stanał przed współmałżonkiem i wyrzucił, (opowiedział) z siebie wszystko co w jego zachowaniu było złe, o czym druga strona nie wie lub tylko się czegoś tam domyśla. Tak - wiem - może to być bardzo bolesne dla każdej ze stron, ale wynikiem takiego działania mogą być słowa drugiej ze stron "Kochanie. wszystko Ci przebaczam, zapomnijmy o tym wszystkim co było złe i więcej do tego nie wracajmy" Czy takie słowa, wypowiedziane przez żonę/męża, nie przyniosą ulgi "winnemu"? Czy wyrzucenie z siebie wszystkiego, nie przyniesie mu samemu ulgi? Bo rozważmy na przykład sytuację gdy cała rodzina pojedzie na wycieczkę. "Winny" już tam był, z osobą która w tym czasie była dla niego najważniejsza. Czy w takiej sytuacji lepiej będzie jak powie "jedźcie sami ja już tam byłem", czym wywoła smutek i bół małżonaka, że tak ładnego miejsca nie będą podziwiać razem. Czy też lepiej będzie udawać, że jest się tam po raz pierwszy? I być cały czas czujnym aby się z tym nie zdradzić, bo to również może to sprawić przykrość innym. Takich sytuacji może być bardzo dużo.
A może przyjdzie taki moment za 2, 3 może 5 lat, kiedy odbudowa tego co legło w gruzach zakończyła się sukcesem, a pomimo to "winny" czuje się okropnie z tym ciężarem jaki nosił przez te wszystkie lata i będzie chciał, dla swojego spokoju, z potrzeby serca o wszystkim opowiedzieć żonie/mężowi. Czy po takim czasie łatwiej będzie można go zrozumieć? czy nie wywoła to nawrotu żalu, bólu - tego wszystkiegi o czym - być może - udało się już zapomnieć? Czy poprostu go zbyć mówiąc "Teraz mi nie zawracaj głowy, to już jest tylko twój problem ja nie chce wracać do tych okropnych czasów" i pozwolić na to aby ukochana osoba został z tym sama.
skowronek [Usunięty]
Wysłany: 2007-07-13, 20:35
Widzę, że dręczy Cię ten temat. Były już o tym pisane posty. Ale wracając do naszych wypowiedzi. Wiesz Greg, uważam, że to czy wyjawisz całą prawdę żonie/mężowi zależy od nas samych, czy tego tak naprawdę chcemy. Różne są psychiki i różne podejścia do tematu. Ja, jako ja - nigdy bym męża nie pytała i chciałabym, aby on tego też nie robił. Uważam, że to do niczego nie prowadzi. A gdyby przydarzyła się mnie taka historia, o której piszesz, że wyjeżdżam z mężem w piękne okolice, w których on nie wie, że byłam tam już z kimś - nie powiedziałabym mu o tym. Podeszłabym do tematu inaczej. Jestem tu z tobą i liczy się tu i teraz. I okolice byłyby piękniejsze niż kiedyś, inne, z innym wyrazem. Potraktowałabym to tak, jakbym była tu pierwszy raz. Po części byłaby to prawda, bo byłabym tam pierwszy raz z moim mężem. Greg, chodzi mi o to, że wracając do przeszłości, w której nie było nas razem i opowiadając o przeżyciach poruszamy te pokłady naszego umysłu, które nas zniszczą. Gdyby w takiej sytuacji mój mąż przyznał się, że był w tym miejscu z kimś innym, to każdy centymetr tej powierzchni ziemi poruszałby moją wyobraźnię, aż do bólu. Byłoby to dla mnie normalne piekło! I co by to dało?? Jak myślisz? Nie jestem masochistką. Jeszcze raz powtarzam - przeszłość minęła i nie da się jej zmienić, żebyśmy nawet pół życia naszego za to oddali. Można, a nawet trzeba wrócić do tego dlaczego tak się stało, że odeszliśmy od siebie, co było przyczyną - i nie,że inna kobieta czy mężczyzna, tylko przyczyna, która spowodowała, że była inna kobieta, czy inny mężczyzna, czy też chciałam pozostać sama/sam. Greg, najważniejsze jest dzisiaj i jutro. Przyznam, ze martwię się i proszę Boga, aby mój mąż nie zadawał mi zbędnych pytań, a do rozmowy o nas chyba jednak dojdzie. Nie wiem, czy uda nam się odbudować naszą rodzinę, chociaż będę o to walczyć, bo nie wiem czy mój mąż będzie tego chciał. Przyjeżdża na początku sierpnia na trzy tygodnie i już się boję. Ale zobaczymy...... Pozdrawiam Cię i wszystkich tu obecnych.
maz_w_kryzysie [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-21, 11:53
Witaj GregS,
ja wczoraj przeżyłem szok dowiadując się (wymuszając na żonie w rozmowie trwającej 4 godziny) co zaszło między nią a "tym innym".
Przyznała się, podała mi szczegóły.
Czy dobrze że tak zrobiłem? Myślę że tak.
Myślę że każda prawda nawet najgorsza jest lepsza od kłamstw. Jak nie znasz całej prawdy, to ciężko ci jest wybaczyć, bo zawsze będziesz wracał do tematu, zawsze będzie ciebie intrygowało co się tak naprawdę stało.
Owszem, ta prawda boli - boli strasznie, ale teraz wiedząc co zaszło, jeżeli dwie strony chcą rozpocząć od nowa, to rzeczywiście wiesz co masz wybaczyć / mi by ciężko było wybaczyć coś czego nie potrafiłbym zobrazować sobie.
GregS [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-27, 23:22
I ja jestem takiego zdania jak mąż_w_kryzysie. Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa lub niedopowiedzeń, milczenia, braku odpowiedzi na zadawane pytania. W takiej sytacji kiedy należy sobie o wszystkim powiedzieć, wyjaśnić - milczenie wydaje się być poprostu cynizmem. Zaczyna działać wyobraźnia..., która może stać się olbrzymią przeszkodą w odbudowie relacji.
Zadam jeszcze raz pytanie: JAK PRZEBACZYĆ TO OCZYM NIE SIĘ NIE WIE?
Dla mojej żony jest to oczywiste. Kiedys zapytałem ją czy jak np. przyjdzie do niej nasza dorastająca córka i zapyta "mamo zrobiłam cos starsznego, nie mogę ci powiedziec jednak ani słowa na tem temat, ale wybaczysz mi, że tak postąpiłam" czy jej bez żadnego pytania wybaczysz? Moja żona mówi, że bez żadnego pytania.
powie "tak, wybaczam"l , że nie musi wiedzieć co się przytrafiło naszemu dziecku.
To, że chciałbym czegokolwiek się dowiedziec o tym co zaszło, raz na zawsze wyjaśnić nurtujące mnie sprawy i już nigdy nie wracac do tego co tak strasznie mnie teraz boli, to wg mojej żony ta wiedza jest mi potrzebna do tego aby ją UPOKORZYĆ.
Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
Dla mnie upokorzenie to choćby spotkanie jakiegos wspólnego znajomego i na pytanie co u nas slychać, powiedzenie mu, że "niestety jestem w trakcie rozwodu, żona złożyła pozew, nie mieszkamy razem i nie wiem co u niej słychać" , to widzieć ich zmieszanie po tym jak usłyszą takie słowa, upokorzenie to widzieć jak znajomi mojej żony udają że mnie nie widzą, nie słyszą mojego "cześć", jak przechodzą na druga stronę ulicy, bo może nie wiedzą jak się zachować w takiej sytuacji albo uwazaja mnie za calkowicie odpowiedzialnego za zaistaniałą sytację. Ja tez tak uważałem napoczątku naszego kryzysu, byłem gotów całą odpowiedzialność za to co sie stało wziąć na siebie, przepraszałem moją żone za to co sie stało mówiąc że zdaję sobie sprawę z tego, że to moja wina - ale tak było kilka miesięcy temu. Teraz uważam, że wina za to że niestety nasze drogi zaczęły się rozmijać jest po obu stronach, moja żona jest innego zdania. Wszystko to co robi, tłumaczy sobie moim zachowaniem.
Zgadam się (może jest to jedynie moje subiektywwne odczucie) z tym co powiedziała prof. Półtawska, że wyjściem z takiej sytacji jest "furtka POKORY" i oboje musimy sobie powiedziec "moja wina" , bo tak jak większośc tutaj razem zapracowaliśmy na nasz kryzys. Krótko mówiąc, każda ze stron musi CHCIEĆ, SZCZERZE CHCIEĆ rozpocząc odbudowę, tego co legło w gruzach.
Coraz bardziej mi szkoda dzieci (jedno mieszka że mną jedno z żoną), to mnie boli najbardziej i to z dnia na dzień coraz intensywniej - to one najbardziej z tego powodu cierpią. Moja żona znalazła na to takie wyjaśnienie: "Najważnejsze, że będą miały szczęśliwą mamę"
A ja czekając na powiadomienie o kolejnym terminie spawy rozwodowej "uczę się jej nieobecności" i zastanawiam się czy moja żona mnie kiedykolwiek kochała...
_zosia_ [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-28, 07:13
A ja uslyszalam kiedys madres slowa od Dominikanina i calkowicie sie z nimi zgadzam. Nie wydaje mi się, ze trzeba wszystko powiedziec to zalezy od czlowieka, od zwiazku. Wypowiedzenie ma wtedy sens jezeli druga osoba, bedzie wstanie przyjac tę "bolesna" prawde, bo jezeli ta prawda ma zlamac drugiego czlowieka to nie ma sensu.
_zosia_
weronika [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-28, 10:32
Zależy też w jaki sposób przedstawia sie to drugiej osobie........
Anakonda [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-28, 11:09
Z moich doświadczeń wynika , że nie zawsze dowiedzenie się całej prawdy ze szczegółami pomaga wybaczyć tej drugiej stronie...to naprawdę zależy od konkretnego przypadku. Jedni wolą wiedzieć i wtedy wybaczają i zapominają, inni wolą wybaczyć i nie dociekać szczegółów.
Z Twoich postów GregS wynika, że wolałbyś ,,wiedzieć"...i pewnie masz do tego prawo ale Twoja żona pewnie myśli inaczej.
Mnie trudno było udźwignąć wiedzę na temat zdrady mojego męża...Wybaczyłam mu i nie chcę już do tego wracać. I wiem też , że wybaczyłabym nawet nie znając całej prawdy. Chyba było by mi łatwiej...Moja ,,wiedza" spowodowała większe cierpienie.
Zgadzam się w pełni z tym co pisze Skowronek. Liczy się to co teraz moj mąż daje z siebie budując na nowo nasze małżeństwo. Liczy się teraźniejszość i przyszłość.
Zresztą u mnie więcej było problemów niż tylko zdrada...Ale dziś nasza miłość nabrała świeżych kolorów i jest coraz lepiej. Za co nieustannie dziękuję Bogu.
kwiatek [Usunięty]
Wysłany: 2007-08-28, 14:19
Witam.
To byłoby za proste, gdyby można było tak po prostu oddzielić "to wszystko" grubą kreską.
Ja osobiście mimo, iż wybaczyłam, nie mogę na razie zapomnieć o tym co zrobił mój mąż, nie potrafię przestać o tym myśleć.
..........Ale szczęśliwy ten, który wybaczając jednocześnie potrafi zapomnieć....................
..........Szczęśliwy ten, który myślami nie wraca do przeszłości.............................
Jednocześnie wierzę, że z czasem ból zadany drugiej osobie będzie coraz mniejszy, a myśli o tamtym pojawiać się będą coraz rzadziej.
Może warto byłoby, rozpoczynając odbudowę związku, a tym samym i nas jednocześnie, wyjąć kartkę papieru i przedzielić ją kreską na dwie części. Na jednej napisać "to już było" a na drugiej "to jest i będzie", no albo coś w tym stylu. I codziennie w zależności od rozwoju sytuacji, od okazywanych uczuć, od poznawania siebie nawzajem i od małych cudzików, poprawiać tą kreską kolejną.
Może w końcu okaże się ona całkiem "GRUBĄ KRESKĄ", czego innym i sobie życzę.
A co do wyjaśnienia sobie całej prawdy, to jestem jak najbardziej za.
Mąż chce spróbować zacząć wszystko od nowa. Jednak przede mną trudna rozmowa. Chcę, żeby odpowiedział mi na pytania, które mnie nurtują i nie dają spokoju, a o których snuję własne wyobrażenia. Chcę wiedzieć dlaczego to zrobił, czy pomyślał w momencie zdrady o nas, co z nami będzie (chociaż wątpię, faceci przyćmieni żądzą myślą tylko o jednym). Chcę znać całą prawdę i uważam, że każdy/każda z nas jej bardzo potrzebuje. Oni/One są nam to winni.
Chciałabym też usłyszeć jakieś słowa skruchy, zwyczajnie i po prostu "PRZEPRASZAM, ŻAŁUJĘ TEGO, CO ZROBIŁEM".
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum