Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć
Autor Wiadomość
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 21:43   

Anka- eeeeeetam- żal się ukazał mocniej bo rozwód to jednak mocny bodziec.
I tyle- albo aż tyle.
Masz rację- przeminie taka forma żalu kiedyś.

[ Dodano: 2007-06-24, 21:45 ]
A wogóle to powiem tak- cię Moja Begijska odmiano zwykłej polsiej Ani podziwiam i tak.
Albo to kwestia ascezy słownej.
Chyba ascezy- ale podziwiam- te ascezę- to wielkie być tak opanowana werbalnie w takiej sytuacji i już!!!!!
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 21:55   

Jak dopadaja chmury to trzeba je przepedzic, sama widze po sobie,ze jak im sie daje to one mnie niszcza i to szybko i latwo. Tak jak Zuza napisala to my kierujemy swoim zyciem. Babranie sie w wiecznym cierpietnictwie to tez nasz wybor, to znaczy, ze nie chcemy wyzdrowiec, ze tak naprawde jest nam lepiej w katowaniu siebie.

Mi zyje sie coraz lepiej i oby tak dalej.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 21:59   

U mnie żałoba objawiała się tym, że codziennie "gadałam" w myślach do niego. Kłóciłam się, tłumaczyłam, żaliłam, mówiłam z miłością, ale i śmiałam się, czy nawet droczyłam się, jakbyśmy byli razem. Teraz ten etap od pół roku mam za sobą. Tego faceta, z którym byłam przez 20 lat nie ma - dla mnie nie ma. Przychodzi za to inny, wizualnie podobny do niego, obcy, który chce pozbawić moją rodzinę środków do życia. Z tym uczę się gadać, wyhamowywać jego agresję, roszczeniowość i robię to ze względu na dzieci. Nie dla niego, nie dla siebie, dla nich. Dla dzieci, które niczego nie zawiniły, ale mimo to dopadła je niesprawiedliwość.
Z innymi potrafię się dogadać, to może i z tym obcym się jakoś tam dogadam w podstawowych kwestiach.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 05:53   

Ech...podziwiam Was. Ja się babram w swoim cierpiętnictwie, choć tak bym chciała normalnie żyć...
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 07:56   

Zdiagnozowałaś się bardzo trafnie, a to jest co najmniej połowa sukcesu.
A kto Ci zabrania normalnnie żyć?! Przecież to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.Kiedyś na wiele rzeczy nie miałaś wpływu, nie miałaś wpływu na decyzje męża. Ale przecież na to, jak dalej żyć masz tylko Ty wpływ. Ty wybierasz, czy chcesz babrać się w błotku, czy wyleźć z niego. Nikt tu nie pisze, że wyłażenie jest bezbolesne, szybkie, proste. To mozolna samotna walka z samym sobą dzień po dniu. I da się to zrobić! Trzeba okiełznać niecierpliwość, tak jak w stosunku do męża. Być wyrozumiałym dla siebie. Dziś się nie uda, to może uda się jutro. Zrobię 2 kroki do przodu. Niestety potem może być krok do tyłu, ale w ogólnym rozrachunku jest postęp. Więc należy próbować ciągle, ciągle i ciągle.
Życzę miłego dnia
 
     
gosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 10:26   

Wanboma masz to co niejedna by z nas chciała kochającego dzieciaka wi8ęc może nie warto zamartwiać sie tylko żyć dla dziecka które twej miłości potrzebuje. Nie ma recepty na szczęśćie jednak ja żyje tym co daje mi Bóg wiem że częto miewam zły nastrój spowodowany tęsknotą za Pawłem i miłościa mężczyzny. Jednak staram się wychodzić na imprezy do znajomych studia praca bo wierm że nic nie dzieje się bez przyczyny. Więc mocno cie sciskam Wanboma i życze by było dobrze. Spróbuj zamkinąć ten rozdział jak złą książkę do której nie wraca się.
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 12:21   

A jak ja mam przeżyć żałobę, zapomnieć? Jak widzę go co drugi dzień. Przychodzi do dziecka, gra do nocy na kompie i ogląda telewizję (bo u siebie nie ma telewizora). Jak nie katowac sie złudnymi nadziejami, jak jeszcze kluczy nie oddał, samochód do mechanika odwozi. A nie mieszka juz ponad rok. Z jednej strony wiem, że już nic. On tylko rozwód i koniec. Z przyczyn prawnych i faktycznych (co po normalnemu oznacza realną ocenę szans na rozwód bez mojej zgody) ograniczony póki co do separacji (jutro rozprawa, brrrrrr).
Ostatnio zmieniony przez Agnieszka2 2007-06-25, 12:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 12:37   

No właśnie, Agnieszko - gdyby tak przestać widywać, nie spotykać, ale to nierealne, gdy jest dziecko. Przecież nie ograniczę mu kontaktów z córką.
Przeraża mnie fakt, że, mimo wszystko, będziemy się wciąż spotykać, że on zawsze będzie w moim życiu.
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 13:08   

jesli moge cos powiedzieć Wanbomo, to wydaje mi sie, że głównym Twoim problemem jest strach przed powiedzeniem sobie, że to koniec.

Co innego pisac, że tak myslisz, a co innego nauczyć sie żyć z taka świadomościa.
Czasem mysle, że lepiej nie mieć nadziei, nie nakręcać się ale widzieć to co sie dzieje tu i teraz. Życie nadzieją utrudnia skupienie sie na faktach i teraźniejszości. Bo wtedy człowiek karmi się tym, co na dzień dzisiejszy nie istnieje.
Na dzień dzisiejszy Twojego męża nie ma, więc może lepiej nie nadinterpretowac pewnych ruchów?

Kiedyś zerwał ze mną chłopak, przezylam to okropnie. Miałam dwa wyjścia - albo zyc nadzieją, że wróci, że zmądrzeje itd. (w efekcie mysleć tylko o nim, oglądać zdjęcia, pisać listy), albo wziąć się w garść i zapomnieć. Serce mi krwawiło, ale wiedziałam, że muszę to zrobic dla siebie, po to, aby żyć... trwało długo, lekko nie było, ale czy lepiej byłoby ciągnąć tę farsę i patrzec na zgliszcza miłości?
Problem to głównie życie w zawieszeniu, bo nie wiadomo, czy sobie odpuścić czy czekac, i czekać...
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 13:10   

Agnieszko, a wbij sobie raz i na zawsze, że tego nie zapomnisz - mózg byś musiała wyczyścić. Ty czy ja musimy nauczyć się tym żyć. Z czasem coraz mniej boli.

Oddzieliłam grubą krechą relacje ja-on od on-dzieci. Dla mnie to nie przychodzi do domu mój mąż, przychodzi rodzina dziecka do dziecka. Skrupulatnie wykorzystałabym fakt, że przychodzi do domu do dziecka, a sama fajnie ten czas wykorzystałabym na wyjścia z domu, nareszcie bez poczucia winy, że dzicko zostawiam. Kontaktów ojciec-dziecko nie wolno ograniczać, ale można ograniczyć swój z mężem, zwłaszcza jak widzisz, że wizyty te zaczynają Ci ewidentnie szkodzić.
To że on będzie w moim życiu ze względu na dzieci też muszę zaakceptować. Spoko i tak facet przy nieograniczanych kontaktach "wykrusza się" i wypada z obiegu u dzieci - smutne, ale niestety prawdziwe.
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 13:19   

Nie no jasne, Ola. To mam opanowane. On przychodzi, ja wychodzę. Rower, kosmetyczka, do ogrodu poczytać albo na czereśnie - akurat sezon jest. Ale ciągle wychodzić nie można, bo w domu tez coś porobić trzeba.
Ale to mi się podoba - przychodzi rodzina dziecka do dziecka.
Spróbuję :-)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 16:36   

Wanbomo!!!
gdyby przestac się widywać,gdyby on wrócił,gdyby powiedział że żyć bez Ciebie nie moze,gdyby żałował odejścia, gdyby poprosił o zgodę na porwót,gdyby mozna było wrócic czas,gdyby,gdyby ,gdyby....................a to juz było,juz się stało.Mleko sie rozlało.Czas posprzątac wylane mleko.Pamiętać że się wylało ale nie zyc tym że się wylało.WYLAŁO SIE i koniec.Poszedł,zdradził,zostawił,nie interesuję się,odkochał się (a czy kiedys kochał???).
Jechał go sęk.A czy bedzie chciał się rozwodzić????
Może i bedzie chciał..........to sa konsekwencje okreslonych działań,czynów,wyborów z przeszłości......tak jednej jak i drugiej strony.
Z ta różnicą że tych "zdradzaczy i porzucaczy" tu nie ma.Sa tylko zdradzeni i porzuceni.I tylko ci porzuceni i zdradzeni -jak chcą poprawić swoje samopoczucie to powinni przestać się użalac nad soba,taplać się w błotku(jak pisze wanboma) rozdrapywac rany,zwalać całe swoje nieszczęście na tego drugiego.Aby życ trzeba przestać żyć historią, trzeba o niej pamiętać ale nie życ przeszłością.

Fakt autentyczny: pewien więżień skazany na długie więzienie opowiadał mi o strachu.leku i załamaniu nerwowym podczas procesu,oczekiwania na wyrok.Wszystko to mineło w dniu kiedy dostał wyrok 10 lat więzienia.Stało się to czego się tak panicznie bał.On nie bał się wyroku,czuł się winny,wiedział że bedzie skazany,on bał się siebie,swoich nocnych "projekcji",tej niewiadomej.W chwili kiedy dostał wyrok ten "malowany starch" przestał byc strachem.

Z życia człowieka chorego przechodzącego serie badań diagnostycznych własnej choroby: strach,bezsenne noce,lęki,depresja i nocne pisanie scenariuszy.........na dalsze życie lub nie zycie...........Wreszcie diagnoza: konieczność bardzo ryzykownej operacji na mózgu........i co? a nic........przyszła zgoda na to co sie stanie,poddanie się i oswojenie faktu.I przyszła noc przed operacją,i pierwsza noc przespana.
Na to co sie miało stać delikwent nie miał wpływu,ale miał wpływ aby się poddać,przestać walczyć z tym co było nie do przewidzenia,z wynikiem operacji.Dzis żyje i ma się znacznie lepiej jak przed choroba.
Poprostu "puszcza" to na co nie ma wpływu.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 17:31   

Łatwo powiedzieć... Wcale nie jest tak, że chcę babrać się w tym wszystkim. Wolałabym tysiąc razy - jak Zuza, Bajka czy Ola2, żyć normalnie. Nie potrafię. Taki durny mam charakter. Nie wiem, z czego to wynika. Ale czuję się źle/
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 17:42   

Wan.
A nie jest to efekt tego, że po prostu masz dużo wolnego czasu na myślenie? Córka gdzieś w kącie się sama bawi a Ty tutaj.
Forum - czytanie, pisanie - rozgrzebujesz bez przerwy, kręcisz się w kółko, a w zasadzie to tylko o jednym myślisz. Może powiedz sobie : już dość !
Kurde, poczytaj książkę, idź do parku czy lasu, zrób dla córki sweterek na drutach. Nie potrafisz? Tym lepiej, uczenie się robótek zajmie nie tylko ręce ale i głowę.
Rób cokolwiek, byleby tylko nie myśleć na ten sam temat.
Proszki nie pomogą, jeżeli sama będziesz się nakręcała, jak katarynka.

Mówiono mi, żeby w przypływie wspomnieć zmieniać tor myśli - choćby powtarzać jakąś modlitwę albo tabliczkę mnożenia, jeżeli nic ciekawszego do głowy nie przychodzi.
Może zabierz się za malowanie pokoju?
Może zrób sobie przerwę z forum???
Zacznij żyć swoim życiem, nie jego.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 18:00   

wiki0701 napisał/a:

Czasem mysle, że lepiej nie mieć nadziei, nie nakręcać się ale widzieć to co sie dzieje tu i teraz.


tak jest. Wanboma - zajmij sie czymś. realizuj sie w dziedzinie społęczno-politycznej. przestań siedzieć przy kompie i pisać o mężu. Którego nie ma. Przestań łudzic się i snuć marzenia. Elzd1 słusznie przypuszcza, że możesz mieć zbyt dużo czasu. Idże pomagać w hospicjum. Albo w sierocińcu. Albo w domu starców. Masz w sobie uczucie, ktore chcesz komus oddac. Oddaj tym ludziom. Ręczę, że nie bedziesz miała czasu na myślenie o mężu, ktorego w dodatku tu i teraz nie ma. Ani o mitycznym rozwodzie...
Masz wakacje, dwa miesiące. Idź pomagać. Do ciężkiej fizycznej roboty. przekłądać sparaliżowanych w hospicjum. Kurde, podziękujesz Bogu za to, co masz...
Kochana, trzeba szukać sposobów...
JA znalazłam - służę innym... i dlatego mi zaczyna wychodzić. Nie mam czasu na myslenie o mężu, którego nie ma na dziś. A czy będzie jutro - szkoda tracić mi czasu na myślenie o tym.
Wanboma - moja postawa sama się nie zrobiła. To efekt ciężkiej pracy, rozmyślań, płaczu, chlania wódy i myśli samobójczych swego czasu. Ale coś się z tego wykluło.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8