Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2006-05-27, 00:01 Ja też przeżywam kryzys
Wyslane przez: Edyta
Czytam wasze zwierzenia i widzę , jaką - niestety- wielką stanowimy grupę ludzi, których zawiedli najbliżsi. Nie jesteśmy bez winy, ale dlaczego nasi małżonkowie zamiast szukać ratunku w nas, między nami, uciekli, tam, gdzie pozornie łatwiej, szybciej, na pewno, atrakcyjniej. Nic nie znaczą dla nich przysięgi, dekalogu nie wypełniają, bo nie, wolność rozumieją jako dowolność, a szczęście jako folgowanie sobie. Bycie sobą to dla nich podążanie za namiętnościami, a życie w prawdzie pojmują jako poinormowanie o faktach dla nas bolesnych. Moje małżeństwo przeżywa potworny kryzys. Wiem o pewnych sprawach od już (czy zaledwie) 4 miesięcy. Przeżyłam mnóstwo stanów, jakie towarzyszą osobie skrzywdzonej, próbowałam różnych, czasem piekielnych prób ratowania siebie. Co będzie dalej , nie wiem, ale wiem, że jedyną drogą jest cierpliwoość i miłość. Tylko że ja jestem bardzo słaba, dlatego potrzebuję świadectw ludzi podonych do mnie, w podobnej sytuacji. Potrzebuję ludzi. Mąż stał się moją Mamoną. Ufałam mu bardziej niż komukolwiek. Żyłam przez 14 lat z człowiekiem, którego nie znałam? Prawada o nim nie wyzwoliła mnie, lecz przybiła. Czas leczy rany? A jeśli działa na niekorzyść naszej rodziny? Cierpliwość jest jak drzewo, które ma gorzkie korzenie i bardzo słodkie owoce. Ale czy do czekam ich skosztowania? A co z dziećmi, gdy my będziemy porządkować swoje sprawy? I jak porządkować je wspólnie, skoro on mówi, że nie wierzy...
Jeśli macie ochotę do mnie napisać, uczyńcie to. Może pomożemy sobie wzajemnie.
Edyto, pięknie że walczysz o miłość w Waszym małżeństwie. My wszyscy przeżywający w cierpieniu kryzysy małżeńskie bardzo potrzebujemy wzajemnego budującego świadectwa - umocnienia. Jednak nic nie zastąpi miłosierdzia Boga - Jego mocy. To On - jak pisze siostra Faustyna w DZIENNICZKU (596)- mówi, że niczym są wszystkie cierpienia w porównaniu z tym, co nas czeka w niebie. Ofiarowane cierpienie w intencji ratowania małżeństwa, w intencji uświęcającej duszę np. "trudnego" współmałżonka stanowi bezcenną wartość w oczach Boga. Jak powiedział papież JP II, człowiek bez cierpienia nie rozwinie się - nie nauczy się MIŁOŚCI. Cierpienie ofiarowywane w intencji ratowania dusz pomaga Panu Bogu nas zbawiać - dawać szczęście wieczne, którego początki możemy już doświadczać w obecnym życiu.
Wyslane przez: Grzegorz
Email:
Droga Edyto! Ja, po 9 latach, również zostałem "przeorany" i to bardzo boleśnie przez najbardziej ukochaną pod słońcem kobietę... Ciągle czekam na jej "powrót", decyzję i modlę się codziennie o jej nawrócenie - bo może wtedy również dla mnie coś się zmieni... Każdego dnia staram sie odnawiać słowa przysięgi małżeńskiej, choć każde słowo sprawia mi ból... i czekam bo nic juz nie mogę zrobić, wszystko co mogłem zrobiłem - w miom mniemaniu nawet więcej...jedyne co pozotało to modlitwa i czekanie, że ON przemienia serca człowieka. MODLITWA może zdziałeać cuda - chce w to wierzyć, bo nie mam już wyjścia...i mam nadzieje że również w Twoim życiu - Waszym może tak być...Modlę sie za wszytkich z tego forum którym życie mocno sie pokręciło i również proszę o wsparcie w mojej sprawie... -
Grzegorz
Wyslane przez: Michal
Email:
Witaj! Mam takze powazny problem. Chcialbym sie dowiedziec jak to wygalda u Ciebie. Jak sie czujesz, jakie sa Twoje odczucia. Mysle ze moglisbymy dodac sobie otuchy. Prosze odezwij sie do mnie w wolnej chwili. Dzieki!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum