Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Czy ktoś kto kocha swojego męża/żonę i wierzy, ma nadzieję, pragnie uzdrowienia swojego kryzysowego małżeństwa będzie zainteresowany stwierdzeniem jego nieważności?
tak
33%
[ 3 ]
nie
66%
[ 6 ]
Głosowań: 9
Wszystkich Głosów: 9
Autor
Wiadomość
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-04, 18:46
Kochani,
Wypowiem się najpierw jako psycholog.
1.Z moich obserwacji wynika, że wstępujemy w związki małżeńskie coraz mniej dojrzale. Mamy mniejszą świadomość powagi instytucji małżeństwa, częściej dopuszczamy do siebie myśl o rozwodzie. Rozwód stał się czymś bardziej powszechnym i łatwiej dostępnym niż kiedyś.
2. Bardziej powszechne są różnego rodzaju zaburzenia osobowości. Nieregularny tryb życia, stres, chęć dorównania innym, presja pokładanych w nas oczekiwań, dążenie do ideału (idealny pracownik, małżonek, rodzic, dziecko,przyjaciel...) to wszystko prowadzi do tego, że gorzej radzimy sobie z życiem, problemami, jesteśmy słabsi. Tak naprawdę KAŻDY człowiek prędzej czy później przeżywa załamanie nerwowe, depresję.
3. Zanik podziałów klasowych doprowadził do tego, że wiążą się ze sobą ludzie pochodzący z różnych środowisk, obarczeni wręcz różnymi wzorami rodziny, mający rózne dążenia, aspiracje, system wartości, inny model rodziny. Kiedyś ludzie żenili się w niejako w swoim kręgu i to miało swoje dobre strony - dokładnie 'widziały gały, co brały', znano rodzinę od pokoleń, pozwalało to na uniknięcie rozczarowań, nieporozumień.
4. Sakrament małżeństwa był traktowany jako świętość. Większa była dojrzałość, ludzie mniej kombinowali w sprawach wiary.
Teraz po mojemu.
Niech każdy z nas przypomni sobie jaką miał wiedzę o sakramencie małżeństwa dzień przed ślubem, w dniu ślubu, tuż po nim, jaką wiedzę i co o tym wszystkim sądzili nasi małżonkowie? Ja dziś wiem, że zostałam perfidnie oszukana przez męża i jego rodzinę. Mój mąż nie mógł świadomie przyjać ani udzielić sakramentu małżeństwa, bo nie miał zielonego pojęcia co to jest. Sam wychował się w rodzinie problemowej, urodził się kilka lat przed ślubem swoich rodziców, nie miał zielonego pojęcia o życiu chrześcijańskim - chrzciny, komunia, wesele (tak, wesele, nie ślub) - cóż kolejny obrzęd, pretekst do imprezy. Teść zdradzał teściową na prawo i lewo, lał ją, pił, wyrzucał z domu, a ona to znosiła. Dowiedziałam się o wszystkim po slubie.
Mój przyjaciel został oszukany przez żonę - przed ślubem ustalili, że od razu zaczną starać się o dziecko, on będzie pracować, ona kończyć studia i zajmować się dzieckiem. Rok starań i nic, w jego głowie pojawiły się myśli o leczeniu, okazało się, że ona bierze pigułki. Rozmawiał z nią, próbował rozmawiać z teściami - kolejny zonk - oni o wszystkim wiedzieli i wręcz popierali córkę (tzn wiedzieli, ze ona nie planuje miec dzieci).
Ludzie zwracają się do sądów biskupich przeważnie z poważnymi problemami, targani są wątpliwościami. Oczywiście zdarzają się wyjatki, ale nie możemy oceniać jednoznacznie i mierzyć jedną miarą.
tak się uzewnętrzniłam, bo mnie samej konsultacja w sądzie biskupim łazi po głowie
pzdr
MKJ [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-04, 22:37
ania z belgii napisał/a:
Teraz po mojemu.
Niech każdy z nas przypomni sobie jaką miał wiedzę o sakramencie małżeństwa dzień przed ślubem, w dniu ślubu, tuż po nim, jaką wiedzę i co o tym wszystkim sądzili nasi małżonkowie? Ja dziś wiem, że zostałam perfidnie oszukana przez męża i jego rodzinę. Mój mąż nie mógł świadomie przyjać ani udzielić sakramentu małżeństwa, bo nie miał zielonego pojęcia co to jest. Sam wychował się w rodzinie problemowej, urodził się kilka lat przed ślubem swoich rodziców, nie miał zielonego pojęcia o życiu chrześcijańskim - chrzciny, komunia, wesele (tak, wesele, nie ślub) - cóż kolejny obrzęd, pretekst do imprezy. Teść zdradzał teściową na prawo i lewo, lał ją, pił, wyrzucał z domu, a ona to znosiła. Dowiedziałam się o wszystkim po slubie.
Aniu!
Jednak sie zagalopowalas. Dobra zone daje ja sam mowi Pan! Oczywiscie dotyczy to meza rowniez.
To wszystko mowi tylkko tyle ze Twoj maz mial zle wzorce malzenstwa. Czy maz potwierdza taka stan rzeczy jak Ty. Przeciez jak tak o nim myslisz to on ma klopoty z nawiazaniem jakiejkolwiek komunikacji interpersonalnej z zona.
Po drugie dobrze sie zastanow nad perspektywa konwalidacji malzenstwa?? Bo jesli sad biskupi bedzie pracowal dla Pan - to sie nad tym beda bardzo powaznie zastanawiac.
A w ogole bardzo Ci wspolczuje tak normalnie. Modl sie duzo - ale nie osadzaj - niestety sam tego nie potrafie - jestem jak faryzeusz. Prosze o te laske dla Ciebie - bo Twoje serce boli mocno i jest sciesnione.
Moje doswiadczenie jest takie iz dopiero jak z milosci serca pojdziesz do sadu biskupiego - to uniewaznienie moze Ciebie uwolnic z niewoli.
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 06:39
MKJ,
1.Proszę, poczytaj moje wcześniejsze posty, zanim coś chlapniesz, bo chlapnąłeś i to zdrowo
2.Pokaż mi proszę, gdzie napisałam, że idę rozmawiać o unieważnieniu? Skąd wiesz, że nie chcę rozmawiać właśnie o ważności, konwalidacji, itp?
3. I proszę Cię, nie wyciągaj pochopnych wniosków, moje 'serce już nie boli' i 'nie jest ścieśnione', bo wiesz mam skarb...
Bo kiedy milosc zapatrzy sie w Krzyz, - staje sie skarbem bez dna.
pozdrawiam
a.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 07:22
Aniu, byle nie walczyć z człowiekiem, który wciąż jest Twoim mężem.
Oddalić się, odseparować, nie zgodzić się na rozwód, nie walczyć z człowiekiem..
Człowiek może być zniewolony, opanowany przez złego, ale człowiek ten w głębi zawsze ma Boga.
Wiesz, że ludzie potępieni nigdy nie zostaną zniszczeni?
Będą cierpieć męki (już cierpią), ale nie zostaną zniszczeni.
Ponieważ Bóg stworzył człowieka "na swój obraz i podobieństwo"
i wobec tego człowiek zawsze będzie istnieć, nawet ten potępiony.
To świadczy o tym, że każdy człowiek ma w sobie Boga.
Nie wiesz Aniu, czy zbawisz swego męża. Mąż nie wie, czy zbawi żonę.
Sprawdzanie ważności - tak jak MKJ napisał, jeśli wolą Bożą jest uznanie za ważne Twoje małżeństwo, nie uzyskasz uznania małżeństwa za niebyłe,
i wówczas będziesz w tym samym punkcie co teraz (wiem, że chcesz być wierna mężowi sakramentalnemu, dlatego to piszę),
jedynie może z rozwodem świeckim, które za plecami złoży Twój mąż.
Pewnie już to zrobił, tak coś pamiętam, że pisałaś.
Byle nie walczyć z człowiekiem, bo ten zniewolony jest, lecz "z obrazem Boga w sobie".
Trudne tematy, jednak warto pisać zawsze o Tym Niepojętym Bogu, Stwórcy.
A jeśli z woli Boga jego zniewolenie zostanie z niego zdjęte jakaż radość byłaby dla Ciebie?
Może warto czekać i dalej modlić się do Boga o własną cierpliwość (o nic więcej).
Kościół jest wiecznością.
Ucząc się cierpliwości wchodzimy w wieczność już tu na ziemi.
ps.a oszustwa męża, jego rodziny?...
czym są wobec miłości własnej, tej Bożej, w naszym sercu?
Pozdrawiam Aniu.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 07:32
Aniu, MKJ nie chlapnął.
Ty znałaś swojego męża, pokochałaś tego chłopaka. Z Twoich postów wynika, że głęboko zdawałaś i zdajesz sobie sprawę, że od początku był od Ciebie słabszy, być może nie uzdolniony tak jak Ty do dawania.
Wiesz, niektórzy nie potrafią, są jak taki księżyc, który co najwyżej odbije to światełko, które od bliskiej osoby dostanie. Tacy wchodzą w małzeństwo, czując wielką miłość kobiety, mężczyzny. CHCĄ, są tego świadomi. I nagle BACH, ona, on się odsuwa (być moze zmęczona wiecznym dawaniem) on wtedy "ginie".
Ania, być moze są to rozterki, najgłebsze Twego sumienia.
Piszesz o tym otwarcie, choć roztropniej chyba to zrobić w "swojej izdebce"
Tak jak MKJ, doznałam wielkiej miłości do współmałżonka.. mojego księżyca.
k.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 10:06
Znów widzę potępienie tym razem skierowane na Anię.
MKJ - nie dziwi mnie takie podejście - przeczytał jeden czy dwa posty i sądzi że wie wszystko o Ani i Jej małżenstwie. Pewnie i o tym co dzieje się w sercu Ani.
Oceniasz decyzję, której Ania jeszce nie podjęła, oceniasz postępowanie i intencje.
Trochę za szybko, nie wnikając we wszystkie posty Ani na temat Jej małżenstwa.
Może byś tak przyjrzał się sobie? I więcej pokory. A już na pewno mniej krytykowania.
Bo nie wiesz NIC.
Tym bardziej jestem zdziwiona uwagami zarówno Elżbiety jak i Kasi. Znacie historię, znacie Anię. Łatwo się domyślać, że to tylko luźne uwagi, próba zastanowienia się, może przyjrzenia, jak to wygląda Jej małżeństwo, skąd takie postępowanie męża.
To były luźne uwagi, nie oznajmienie o podjętych krokach.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 10:18
Elzd1, myślę, że dla Ani każda uwaga jest cenna i każde spojrzenie na jej sytuację, bo dzięki temu poszerza się pole widzenia
i myślę, że Ania o tym wie, tym bardziej, że jest psychologiem.
Pozdrawiam.
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 341 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-05-05, 10:52 Jeśli kocham go/ją to pragnę być z nim/nia na dobre i na złe
Który szczęśliwy, kochający sakramentalny małżonek myśli o Sądzie Biskupim i pragnie uzyskania orzeczenia o stwierdzeniu nieważności małżeństwa? Na zdrowy rozum żaden, jeśli sam w sumieniu i w sercu posiada tę prawdę, że przysięgał szczerze wierność i miłość, kocha i chce kochać. Żaden kochający żonę mąż nie biegnie do Sądu Biskupiego z własnej inicjatywy, bo kocha swoją żonę i chce z nią (przy niej) spędzić resztę życia - z nikim innym, tylko z nią. Bo działa uświęcająca łaska sakramentu. A jej znakiem, owocem jest prawdziwa miłość do współmałżonka - szczególnie w sposób widoczny, spektakularny ujawniająca sie w sytuacji próby (cierpienia, zwątpienia), gdy jest kryzys, zdrada, gdy zraniony współmałżonek wystawiony jest na działanie silnej pokusy tzw. "ułożenia sobie życia".
Paradoksalnie właśnie w sytuacji kryzysu, nawet bardzo ciężkiego (ze zdradą w tle), może być podobnie. Żaden kochający prawdziwie małżonek z własnej inicjatywy nie biegnie, ba, nawet nie dopuszcza do głowy myśli o możliwości sprawdzania ważności swojego związku. Bo i po co? Przecież kocha swoją najukochańszą pod Niebem kobietę - żonę! Zna prawdę swojego serca! W sytuacji zagrożenia związku będzie bronił/-a swojego małżeństwa (także przed Sądem Biskupim). Niezależnie od zachowania współmałżonka.
Kiedyś usłyszałem wypowiedź pewnego franciszkanina, który stwierdził, że nawet jeśli małżeństwo nie zostało w pełni w sposób ważny zawarte, a małżonkowie (jeden lub oboje) korzystają ze źródła łaski sakramntu (miłują współmałżonka, aktywnie zachowują wierność zobowiązaniom wynikającym z przysięgi), to sam sakrament niejako automatycznie się uważnia. Tam gdzie jest prawdziwa Boża miłość do współmałżonka tam działa łaska uświęcająca - łaska sakramentu małżeństwa, która świadczy o ważności tego małżeństwa przed Bogiem!
Aniu, naprawdę wierzysz w to, że można jednocześnie kochać i starać się o uzyskanie orzeczenia nieważności związku. Czy dla tego kto kocha prawdziwie, potrzebne jest myślenie o Sądzie Biskupim, sprawdzanie ważności? Jeszcze kilka miesięcy temu byłabyś (w zasadzie to byłaś :)) oburzona, gdyby ktoś Ci zaproponował rozmowę na ten temat, zawierającą sugestie skierowania sprawy do Sądu Biskupiego. Co się stało?
Aniu, wierzysz w uzdrowienie swojego małżeństwa?
Przecież wiesz, że celem członków naszej wspólnoty jest ratowanie małżeństwa, także - gdy zajdzie taka potrzeba - jego obrona przed Sądem Biskupim. Z miłości, którą się ślubowało - z woli kochania.
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 11:53
kasia napisał/a:
Aniu, MKJ nie chlapnął.
Ty znałaś swojego męża, pokochałaś tego chłopaka. Z Twoich postów wynika, że głęboko zdawałaś i zdajesz sobie sprawę, że od początku był od Ciebie słabszy,
KAsiu,
przecież Ania wyraźnie napisała, że wiele spraw wyszło po ślubie, nawet ostatnio. Że po prostu zataił, oszukał ją...
_zosia_ [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 11:54
Dlaczego Ania ma swoje watpliwosci i rozterki zamknac "we wlasnej izdebce",a przed nami zgrywac gieroja?
Czlowiek zostal powolany takze do myslenia, refleksji i to wlasnie robi Ania.
Czasami czlowiek nie zrobi jednego kroku wiecej zaslaniajc sie miloscia do drugiego czlowieka tylko dlatego, ze sie boi tego co bedzie dalej, tego co nieznane. O ile latwiej (w niektorych wypadkach) tkwic w czyms co nie daje nam szczescia, ale tak sobie w glowie wszystko poukladalismy, ze nie cchemy zmian i zaslaniamy sie Bogiem i innymi cudownosciami zwyczajnie ze strachu i lenistwa.
Anakonda [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 16:26
Moim zdaniem Ania , tak jak kazdy z nas , moze miec chwile , kiedy myslenie innego rodzaju , niz to pożądane na forum katolickim , moze miec miejsce. Czas mija i bywa , ze dowiadujemy sie różnych ,,nowości" o naszych połówkach, które mają wpływ na uczucie . Tylko Bóg kocha nas miłością bezwarunkową i niezmienną. My kochamy bardziej po ludzku i wg mnie jest to naturalne ze zyjąc w nieustannym kryzysie z widmem podjęcia krokow rozwodowych przez współmałżonka, można sie zachwiac, osłabić w miłości , mieć różne myśli. Nic nie jest czarne ani białe. Miłość człowieka do człowieka też nie zawsze może być jednakowo silna. Nie chce przez to powiedziec , ze miłość znika gdy pojawiają się kryzysy w małżeństwie ale z pewnościa uczucie ma kształt sinusoidy a czasem może zniknąc i nic nie można na to poradzic.
Chyba najważniejsze jest to , że wszyscy szukamy drogi wyjścia z tych naszych patowych sytuacji tak , aby byc w zgodzie z Bogiem i własnym sumieniem.
Aniu , to dobrze ze piszesz o swoich rozterkach , bo w końcu masz do tego prawo , tak jak kazdy na tym forum . Nie wyczytałam w Twoich postach niczego co by sugerowało, że chcesz walczyć ze swoim mężem albo ze brakuje Ci miłości...
Pozdrawiam ciepło i pisz częsciej , bo Twoje posty jakos zawsze trafiały mi do serca.
A tak przy okazji to ostatnio przykro było wchodzic na forum , tyle tu było kłótni i pyskówek. Gdy sie jest zdołowanym, trudno z tego czerpać siłe
ewa1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 16:53
Z tego co napisał Ania wynika że myśli o konsultacji w sądzie biskupim, z pewnością rozważyła to w swoim sumieniu i ma do tego prawo.
Bo gdzie tak naprawdę mamy szukać pomocy, odpowiedzi na nasze pytania gdy zawodzi najbliższa osoba, gdy kłamie, porzuca zdradza, gdy życie w ciągłym zawieszeniu jest przygniatającą udręką - myślę że właśnie w kościele, a gdy zachodzą odpowiednie przesłanki również i w sądzie biskupim.
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 19:20
Rzeczywiście, strach wchodzić na forum, a nie daj Boże mieć chwile słabości, wątpliwości. Zaraz w łeb dostaniesz. Już mało kto pocieszy, przytuli wirtualnie, dla niektórych nawet zwykłe literówki ważniejsze są niż wypowiedź (źle się elzd poczułam, przepraszam). Właściwie, ja juz wolę porozmawiać z kimś w realu, bo, nie obrażając tych kilku osób super, źle się tu czuję. A tak wcześniej nie było. To tu znajdowałam ukojenie, gdy było mi źle (wystarczy spojrzeć na ilość postów). Teraz boję się zwyczajnie pisać o swych słabościach.
Przepraszam Wszystkich, którzy się poczuli urażeni!!!!!!
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 19:48
Wan, przykro mi ze poczułaś się urażona.
Specjalnie pisałam na pw, z odrobiną humoru.
Odczytałaś jakbym chciała zrobić Ci przykrość - przepraszam. Nie chciałam.
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-05, 22:54
Przestałam już pisac na forum, bo tak jak pisze
elzd1 napisał/a:
oceniasz postępowanie i intencje.
Trochę za szybko, nie wnikając we wszystkie posty Ani na temat Jej małżenstwa.
Jednak czasem tu zaglądam, a dziś nie mogę zamilknąć na słowa Andrzeja.
Andrzej napisał/a:
Żaden kochający prawdziwie małżonek z własnej inicjatywy nie biegnie, ba, nawet nie dopuszcza do głowy myśli o możliwości sprawdzania ważności swojego związku. Bo i po co?
Zatem przyjmijmy tę linię rozumowania. Według niego oczywistym staje się, że to ja jestem tym niedojrzałym człowiekiem, niezdolnym do życia w małżeństwie, tym który NIE KOCHA. Dlatego BIEGNĘ do sądu biskupiegio (którgo dla mojego "widzi mi się" nie powołano!), żeby sprawdzić... To ja OSZUKAŁAM od początku. Pewnie masz rację...
To dlatego jestem sama ponad rok już, bez najmniejszych wieści od męża (nie-męża?).
Może dlatego Bóg DOPUSZCZA ten bieg do sądu biskupiego, żeby otworzyć oczy nam obojgu?!
Może właśnie tam mamy stanąć w prawdzie?
Może właśnie PO TO.
Pozdrawiam
ps. Aniu wiem, że postępujesz zgodnie z własnym sumieniem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum