Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
Nie byłam dziewicą...
Autor Wiadomość
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-21, 12:30   

Przeszłość może stanąć między małżonkami - nawet trzeba mówić o potrzebie jej oczyszczenia, lecz jeśli po 13 latach świętość nie pachnie a pozostaje cuchnący odór grzechu to źle ( pachnie cuchnie - za teologią ascetyczną) nowsza wersja " z szamba nie da się zrobić perfumerii".

Modliłbym się o cud dal siebie? To wydaje się nieatrakcyjne, ale jedyne i prawdziwe.
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-21, 12:35   

MKJ chyba coś źle zrozumiałeś. Szambo grzechu to raczej mąż tygryska uprawia nie widząc swoich win (szambo grzechu pychy).

[ Dodano: 2007-06-21, 13:36 ]
Zdradzał zonę a wypomina jej grzechy sprzed ślubu. Belka w oku swoim.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 07:01   

Mąż Tygryska przyjął ją taką, jaka była. To on zachowuje się nie tak - wystarczy przeczytać pierwszy post Tygryska. To z nim jest cos nie tak, bo to on po ślubie rozpoczął "nowe" życie - grzeszne. Skoro mu cos nie pasowało, to po co się żenił? Nie dał Tygryskowi szansy na zadośćuczynienie. Sam teraz babra się w błotku, które coraz bardziej go pochłania. I do tego czuje się usprawiedliwiony.
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-24, 07:16   

Cytat:
MKJ chyba coś źle zrozumiałeś. Szambo grzechu to raczej mąż tygryska uprawia nie widząc swoich win (szambo grzechu pychy).


Oczywiście ze chodzi o męża. Po trzynastu latach - Boże trzeba cudu. Niejasno to napisałem. Pardon
 
     
tygrys
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 10:32   

Kochani - bardzo dziękuję za Wasze głosy w dyskusji. Wszyscy zauważyliście, że to mój mąż ma problem, ale to niestety nie jest tak. On ma problem, ale ja ponoszę wszelkie konsekwencje...
Czy ktoś jest skłonny udzielić mi rady jak się mam zachować, co zrobić (poza modlitwą, która jest oczywistością samą w sobie), żeby on zrozumiał?
Tak poprostu - gdyby któreś z Was było na moim miejscu to jak byście postąpili???
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 11:33   

Tygrysku, może dobrym rozwiazaniem byłoby wzięcie udziału w warsztatach asertywnosci i komunikacji interpersonalnej ;-) dobrze prowadzone uczą jak się zachować odpowiednio w różnych sytuacjach, jak odpowiadać, jak prowadzic rozmowę, jak stawiać granice...itd. A juz gdyby małżonek chciał wraz z Tobą w nich uczestniczyc byłoby jeszcze lepiej, tak myslę.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-25, 18:17   

tak jest tygrysku. najlepiej według mnie to jakiś specjalista psychoterapeuta chyba mógłby Ci poradzić. tutaj zrobi się wielka giełda, z której niewiele moze wyniknąć. nie wiem, co zrobiłabym na Twoim miejscu. Chyba powiedziałabym, że widziały gały co brały i życze sobie szacunku. a potem zabrałabym się z domu, bo nie wolno dać sobą poniewierać. ale to ja i moje zdanie. ja stoję obok. ty jesteś w środku.
 
     
mazlum
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 15:21   

Coz, przeczytalem caly temat kilka razy i to w duzym rozrzucie czasowym.
I mam niestety kilka wnioskow. Mysle, ze bardziej ogolnych, bo... niestety sam jestem w podobnej sytuacji - nie radze sobie z przeszloscia zony.

Najpierw odniose sie do wpisow poprzedniczek (bo cos malo mezczyzn tu bylo, a moze nawet zaden...), a pozniej pozwole sobie przedstawic moze jakas propozycje... a moze bedzie to tylko to, co ja, jako mezczyzna, oczekiwalbym od zony... Moze komus sie to przyda...

Zmrozily mnie wpisy: "bo to jego wina, a nie twoja...", "ona jest chory", "przeciez to bylo kiedys", "no przeciez jego wtedy nie bylo" i jeszcze cos o obowiazku przebaczania... itd, itd...

a to wcale nie jest tak...
1. nie jest prawda, ze to, co bylo ękiedys", nie ma wplywu na "dzis" - ot, przyklady Tygryska i moj wlasny (ciagle z zona balansujemy na krawedzi rozwodu). Tak wiec, niestety to, co bylo kiedys, ma OGROMNY wplyw na nas dzis. Kto to podwaza, probuje podwazyc logike. Niestety.

2. Nie jest prawda, ze wtedy, kiedys, to meza jeszcze nie bylo... Uwazam, ze to byla taka sama zdrada, jak zdrada dzis. Kto twierdzi, ze "no bo wtedy to jeszcze go nie znalam i skad moglam wiedziec..." To ja odpowiem: no przeciez smierci nie ma. Skad mam wiedziec, ze kiedyś umre, skoro przeciez jeszcze tego nie doswiadczylem. Jak juz umre, to wtedy stwierdze, ze zeczywiscie smierc istnieje, ale skoro wczesniej nie wiedzialem, to nic, co bylo czesniej sie nie liczy. No bo skad mialem wiedziec....
To jest dokladnie to samo zagadnienie...
Przeciez maz/zona w naszym zyciu istnieje od poczatku i naprawde slub nie jest czyms, co nas zaskakuje jak wygrana w Lotto.

3. Wszystko, co przed slubem robimy, wniesiemy potem w wianie. Rowniez tych innych. (coz, mojej zonie udalo sie to wysmienicie). Nie dziwmy sie wiec, ze bedzie to mialo wplyw na naszego wspolmalzonka... W koncu ma prawo, zeby mu sie to nie podobalo, ze sie bylo mu niewiernym w mlodosci.

4. Post, o obowiazku wybaczania w stylu: moge robic co chce, a on ma obowiazek (chrzescijanski) mi wybaczyc, bo jak nie, to go Bog pokarze, albo jemu nie odpusci... - coz, zakrawa na klimaty grzechu przeciwko Duchowi Swietemu... Mysle, ze warto to przemyslec...

5. Nie wiem czemu, ale odnosze wrazenie, ze (to dotyczy praktycznie wylacznie kobiet) kobiety mysla, ze po kazdym zerwaniu staja sie znow dziewicami. Czystymi, niewinnymi pannami. Mezczyzni bardziej mowia o tym, ze sa bardziej doswiadczeni. A kobiety patrza na siebie znow w klimacie niewinnosi. A gdy mezczyzna patrzy na taka, ktora sie troche juz umorusala (prosze Tygrysku, bez obrazy), i mowi, ze przeraza go nieczystosc kobiety, ktora kocha/kochal, i ze troche sie czuje oszukany; to panie podnosza krzyk! Przeciez, to zazdrosne zwierze! Chory jakis! "Pijak! I zlodziej, bo kazdy pijak to zlodziej".

6. Przeraza mnie krotkowzrocznosc kobiet i ich wspaniala umiejetnosc przerzucenia winy na mezczyzne... Takie wlasnie zachowanie jest chore...

No dobrze, wylalem zale, moze bardziej moje wlasne...
Teraz wiec jakas rada mezczyzny, ktory czuje podobnie jak Twoj, Tygrysku. Moze cos uda sie z tego uogolnic...

Ja mam ogromny zal do zony, ze wszystko, co bylo dla meza, zostalo rozdane innym. Dla mnie nic nie zostalo... I nie chodzi tu o te fizjologie, ale to, co dzieje sie w psychice.
Ja nie doswiadczylem czegos takiego, ze zona boi sie, ale zgadza sie zrobic ten (jakis) trudny krok - bo trzyma mnie za reke, bo jest ze mna. Tu chodzi o danie mezowi tego szczegolnego zaufania! Pokazanie mu: "jestes mezczyzna, jestes ze mna, wiec niczego sie nie boje, bo jestesmy razem!" Przeciez to wlasnie (przynajmniej powinno) towarzyszyc temu "pierwszemu razowi". Tu naprawde nie chodzi tylko o fizjologie...
Czy, Tygrysku, dalas mezowi to jakies "pierwszy raz"? Takie bardziej psychiczne. Takie "tylko dla niego". Takie cos, gdzie naprawde on bylby pierwszy?
Mnie czegos takiego brakuje. U mnie zona postarala sie skutecznie, bym nic takiego nie dostal. Ot, chociazby nawet rozpiecia sukni slubnej... Nic, zadnego drobiazgu...

Moze Twoj maz tez ma taki deficyt?
Zapewniam Cie, ze naprawde ciazko sie zyje widzac, ze gdzie sie nie wejdzie, podloga jest zadeptana przez kogos innego.

Zamiast patrzec na meza jak na potwora zazdosci, spojrz na niego z wrazliwoscia i zrozumieniem: zobacz jak on cierpi!!!
Kobieta, ktora kocha/kochal nie jest ta, o jakiej snil, o jakiej marzyl. Zakochal sie w kobiecie, ktorej nie akceptowal! Gdy w romansach mezczyzna zeni sie z kobieta nieakceptowana przez rodzine, mowimy - bohater. A Twoj maz ozenil sie z kobieta, ktorej sam nie akceptowal! Bo Cie kochal! Za to nazywamy go "chorym", "zlym" itp...
Czy wiecie, jakie to mestwo ozenic sie z milosci z kims, kogo sie nie akceptuje?
Czy wiecie ile to kosztuje w codziennosci...?
Co sie dziwic, ze w koncu sie peka, gdy druga strona nie pomaga przelamac sie. Oczywiscie czasami ta druga strona nie wie, co moze zrobic, albo jak pomoc...

Coz, ja swojej zonie wiele razy mowilem... Ale ona, jak to kobieta... przeciez kobiety mowia, zeby sobie pogadac, a nie po to, by rozwiazywac problemy...

Goraco zycze Ci, Tygrysku, by Twoje malzenstwo pokonalo przeciwnosci i wyplynelo na morze szczescia rodzinnego.

mazlum
 
     
Mila
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 15:41   

Masz sporo racji w tym co piszesz. Nasza przeszłość należy do męża/żony, ba, nawet do dzieci, tak naucza kościół katolicki, a jak zapewne wiesz takie wartości są wyśmiewane w dziesiejszym świecie, propaguje się luz i używanie ile się da. Czystość, wierność Bogu i jego przykazaniom są gwarancją szczęścia w małżeństwie. Tylko ile osób tak uważa? To forum zapewne nie byłoby nikomu potrzebne, bo nie byłoby zdrad, łez i cierpienia, gdyby obydwoje małżonkowie odpowiedzialnie pochodzili do sakramentu. Po to też jest okres narzeczeństwa, aby dobrze się poznać. A czy Ty przed ślubem nie znałeś przeszłości żony, czy też nie przeszkadzało Ci to wcześniej?
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 15:59   

Mazlumie,
zgadzam się z Tobą. Zresztą poczytaj moje posty w tym temacie.
Tylko pytanie - nie wiedziałeś, że twoja żona była z innymi ?
To samo dotyczy związku Tygryska - JEJ MĄŻ WIEDZIAŁ. Inna kwestia, że w praktyce go to przerosło. Mnie też przerosło. Nie byłam nikim wyjątkowym w tym względzie. Boli do tej pory. Nic bardziej już nie zaboli. Ale wiedziałam o "przeszłości seksualnej" mojego męża. Nie mogę więc mieć pretensji, że nie robiło na nim wrażenia to ciastko. W końcu pół życia przesiedział w cukierni. Wiedziałeś o przeszłości żony ?
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 16:35   

Mazlumie troche za pozno na zale. Nie musiales wychodzic za zone, skoro wszedzie dla Ciebie jest zadeptana. Jak sie domyslam wiedziales przed slubem , ze byla z innym mezczyzna, wtedy o tym nie pomyslales? Tylko teraz? Nie za pozno na torturowanie zony wiecznymi pretensjami?

_zosia_
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 22:26   

Cóż, przeczytałam cały post mazluma i mam, niestety, kilka uwag. I niestety będę próbowała podważyć jego logikę. Zwłaszcza, że mnie jego wpis zmroził. Piszę więc to, bo może się to komuś przyda.

Porażają mnie mężczyźni, którzy sami nie będąc cnotliwi, biorą za żonę kobietę już bez cnoty i… nie radzą sobie z przeszłością swej lubej. Jeżeli zgodził się na towar wybrakowany i przechodzony, to dlaczego u diaska żąda od towaru, żeby był nowy? No aż się ciśnie na usta ulubione powiedzenie Nałoga: Wiedziały gały, co brały! I jak tu nie pisać o pokrętnym umyśle męskim, nawet jak się nie jest feministką…
No niestety, co było kiedyś ma wpływ, ogromny, zwłaszcza na pokręcone umysły. Rozumiem, że Mazlum i mąż Tygryska w wianie wnieśli swą cnotę, ale nie wymagali takowego wiana od żon?! I teraz pretensje do żon, że bez wiana?! Rane, gdzie tu jest logika?!

Wniosek, dla Wszystkich Panów kochających cnotę niewieścią. Przed pierwszą randką musicie wymagać od potencjalnych kandydatek do Waszego serca… zaświadczenia od ginekologa o cnotliwości. W przyszłości unikniecie kryzysu małżeńskiego. Zaznaczam, że cnotę straciłam z mężem, jednak od kryzysu małżeńskiego 20 lat później ten fakt mnie nie uchronił. Wszystko skubany i fizjologicznie, i psychicznie dostał ode mnie pierwej sort. A co zrobił po 20 latach? Wziął se towar towar mocno przechodzony.

”Post, o obowiazku wybaczania w stylu: moge robic co chce, a on ma obowiazek (chrzescijanski) mi wybaczyc, bo jak nie, to go Bog pokarze, albo jemu nie odpusci... - coz, zakrawa na klimaty grzechu przeciwko Duchowi Swietemu... Mysle, ze warto to przemyslec...”

A tego postu jakoś nie mogę znaleźć. Ba wydawało mi się, że nawet takiego wydźwięku w innych postach nie znalazłam. Oburzam się na takie insynuacje jako bywalczyni forum katolickiego.

„Mezczyzni bardziej mowia o tym, ze sa bardziej doswiadczeni. A kobiety patrza na siebie znow w klimacie niewinnosi.”

Ło matko!!! Czy Ty zauważasz facet, jakie teorie głosisz?

Chciałabym chociaż raz usłyszeć historię, jak to baba robi awanturę facetowi za to, że nie był cnotliwy, żeniąc się z nią. A faceta te kobitki przedmałżeńskie to nie umorusały, nie ochlapały błotkiem? Przeraża mnie Twe stereotypowe podejście do życia, a więc krótkowzroczność, bo taka wypowiedź świadczy o tym.

Kotku, nic z tego, co napisałeś, nie da się uogólnić, bo to stek bzdur.

Jak nie chodzi Ci o cnotę fizyczną, to właściwie, o co Ci chodzi? A jak ma mieć zaufanie do faceta, który wygłasza takie opinie? Czy Twa żona nie przestała innym rozdawać i po ślubie?

„Mnie czegos takiego brakuje. U mnie zona postarala sie skutecznie, bym nic takiego nie dostal. Ot, chociazby nawet rozpiecia sukni slubnej... Nic, zadnego drobiazgu...”

A kto to zrobił?????

”Moze Twoj maz tez ma taki deficyt?”

Niestety, Ty też masz deficyty – fragmentaryczne deficyty rozwoju… mózgu.

„Zamiast patrzec na meza jak na potwora zazdosci, spojrz na niego z wrazliwoscia i zrozumieniem: zobacz jak on cierpi!!!”

Zgadzam się, natychmiast faceta wypchnąć do psychiatry – bardzo dobrego psychiatry. Tygrysku, a potem adres psychiatry podaj, koledze z forum.

”Czy wiecie, jakie to mestwo ozenic sie z milosci z kims, kogo sie nie akceptuje?”

To nie męstwo, to głupota, totalna głupota i niedojrzałość, mazlum.

„Czy wiecie ile to kosztuje w codziennosci...?”

A jakże, wyobrażam, współczuję… Twojej żonie.

Gorąco życzę sukcesów w rozwoju, mazulm, bo jesteś na etapie kamienia łupanego.

PS. A myślałam, że Dudi jest niepowtarzalny. No cóż, myliłam się.
 
     
Mychha
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 23:13   

Nic dodać , nic ująć do postu Oli.

mazlum napisał/a:
„Mnie czegos takiego brakuje. U mnie zona postarala sie skutecznie, bym nic takiego nie dostal. Ot, chociazby nawet rozpiecia sukni slubnej... Nic, zadnego drobiazgu...”


A co ma powiedziec żona, której mąż nawet nie chciał tej sukni ślubnej rozpiąć? To chyba szczyt bohaterstwa :lol:

”Czy wiecie, jakie to mestwo ozenic sie z milosci z kims, kogo sie nie akceptuje?”

czytam,czytam, myślę, myślę i czegoś tu nie rozumie ... żenić się z kimś kogo się nie akceptuje? to już na dzien dobry musi byc super miłość... jakoś męstwa sie tu nie dopatruje.
 
     
mazlum
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-26, 11:37   

Witam,

Widze, ze wsadzilem kij w morowisko.
Z wielkim zdziwieniem przeczytalem komentarz-epitet pod moja osoba:
"Niestety, Ty też masz deficyty – fragmentaryczne deficyty rozwoju… mózgu."

Poniewaz padlo wiele zarzutow, co do ewentualnego mojego prowadzenia przed slubem itp., spiesze z wyjasnieniami. Mam wprawdzie duze obawy, bo to w koncu nie moj watek, wiec jesli moderator uzna za sluszne, prosze o ewentualne przesuniecie tego postu.

U mnie bylo tak:
Zona byla moja pierwsza kobieta.
W narzeczenstwie duzo rozmawialismy o przeszlosci zony, bo mialem OGROMNE klopoty, by to zaakceptowac. Doszlo w koncu do momentu, gdy bylo woz albo przewoz - albo bedziemy razem, albo nie. To, co uslyszalem wczesniej i tak przerastalo moje wyobrazenie i wczesniejsze mozliwosci akceptacji (a nie bylem co do tego jakims durnym oszolomem ze sredniowiecza). W tym kontekscie w koncu poprosilem juz o cala prawde (do ktorej jako malzonkowie in spe mamy prawo, co pokazalem we wczesniejszym poscie). Bo albo przelkne wszysto i idziemy do oltarza, albo nie poradze sobie z tym i bedzie lepiej sie rozejsc iskonczyc wszystko przed slubem, niz czekac na kopoty po.
No i poszlo. W koncu z ogromnym trudem uporalem sie z tym, co uslyszalem.
Wzielismy slub.
A po 1,5 roku uslyszalem kolejna czesc...
Okazalo sie, ze fotorafem na slubie byl jej kochanek..
Swiadkowa, to kolezanka z orgietki...
itd...
itd...
itd...
Duzo tego bylo (w tej poslubnej czesci) , choc niby przed slubem uslyszalem juz wszstko...
No coz, dziewcze, czujac, wazyly sie losy jej wymarzonego zwiazku, niezle sie wybielila, choc i wtedy bylo tego duzo.
Jednak to, co uslyszalem te 1,5 roku po slubie przeszlo wszelkie moje wyobrazenie i mozliwosci akceptacji. Do tego doszlo wciagniecie tej przeszlosci w nasze wspolne zycie, w sposob jednak ciut upokarzajacy dla mezczyzny - ten fotograf, swiadkowa. Dlaczego akurat zostali wciagnieci w nasz slub??!!!

Coz, dodac trzeba jednak dalszy ciag i troszke komentarza.
Malzenstwem jestesmy od 8 lat. Mamy dwoje dzieci.
Mozna powiedziec, ze jestesmy bardzo szczesliwym malzenstwem. Tego rodzaju porozumienie, jakie jest miedzy nami, nie zdarza sie! Wierzcie mi, nie zdarza sie!
Jestesmy przykladem, gdzie doje ludzi staje sie jednym cialem i jedna dusza.
Nie mamy telewizora w domu, bo wolimy wieczorem usiasc i rozmawiac ze soba.
Na pytanie, co lubimy robic, oboje mamy odpowiedz: najbardziej kochamy ze soba byc.
Ewidentnie zostalismy przez Boga stworzeni dla siebie dwojga i przeznaczeni sobie.
Obecnosc Boga i szczgolna opieke czujemy na codzien i w chwilach naciezszych.

Niestety jest jedna mala zadra. Niestety przeszlosc wyziera swoje zebiska od czasu do czasu. I wierzcie mi, jest wtedy bardzo ciezko.
Nie dopatrujcie sie tu jakichs dzikich awantur, bicia, wyzywania zony od... Nie, my odnosimy sie do siebie z wielka czuloscia i szacunkiem. Tez nie za kazdym razem zona wie, ze znow mam dola. Czesto ukrywam to przed nia, bo po co i ona ma cierpiec. Na pytanie psychoterapeuty (chodzimy od jakichs 4-5 mies), czy te problemy sa czesto, padly dwie odpowiedzi:
zona: moze kilka razy przez ten caly czas malzenstwa,
maz: caly czas - caly czas walcze z soba i z tym problemem. Jest to taki moj codzienny krzyz...

Co do nazwania idiota mezczyzny, ktory kocha i zeni sie (z milosci i miloscia) z osoba, ktorej nieakceptuje... Coz, mam taka odpowiedz:
Czy nie wydaje sie Wam, ze Chrystus byl niedojrzaly, glupi i w ogole byl debilem? W koncu jak zrozumiec "Milujcie swoich nieprzyjacol", No przeciez naturalnie bysmy ich wszystkich..., uch! Prawda?
Powiedzcie sami, nie przyglup?
A ilu bylo debili takich, co wzieli to doslownie i potem zostali swietymi?...

No coz, spojrzcie na to bardziej z wiara...!
Kocham kobiete, jest to kobieta mojego zycia. Widze, ze albo z nia, albo...
Jest tylko problem, ze ona zle sie przygotowala do naszego wspolnego zycia!
I teraz co? Zaczynam walke z soba. Podobna do tej, ze powstrzymuje sie przed uduszeniem lub wybatozeniem sasiadki, ktora mimo prosb nadal pali w windzie.
W koncu to, ze nie akceptuje czegos w zonie, jest pewna ludzka maloscia we mnie.
Oczywiscie pamietajmy, jak nie wiele trzeba bylo kiedys, zeby tego problemu w ogole nie bylo...
I teraz prosze, w tym swietle spojrzcie na tych bylych kochankow i pokrecony poczatek.
Ja walcze o malzenstwo, walcze z natrudniejszym przeciwnikiem - walcze z soba...
A zona, miast mi pomoc, kopie mnie po jajach... i podnosi poprzeczke " no to jeszcze wyzej..."

Moze z mezem Tygryska mimo wszystko jest podobnie?
Sprobowalem sie podzielic tym, co moze czuc maz w takiej sytuacji. Coz, moze niektore panie skorzystaja z tego. Ale widze, ze zebralem tylko wiecej batow.

A tak na marginesie... Ilu bylych partnerow jestescie w stanie zaakceptowac w Waszych mezow/zon?
I jaki ich udzial w zyciu dzisiejszym...? (nie mowie o kontaktach seksualnych, ale jak reagujecie na spotaknia z nimi Waszych partnerow lub Was samych).

Szczerze Was pozdrawiam i prosze o modlitwe w intencji malzenstw Tygryska i mojego.
mazlum
 
     
MKJ
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-26, 14:11   

mazlum napisał/a:
A tak na marginesie... Ilu bylych partnerow jestescie w stanie zaakceptowac w Waszych mezow/zon?


To zależałoby czy potrafię kochać. Ile razy należy przebaczać?

miłość małżeńska jeśli nie jest gratis jest nic nie warta. Chociaz rodzi się najczęściej również z wzajemności.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9