Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Przeszlo rok temu wyprowadzila sie z domu moja zona. Jest osoba bardzo depresyjna, jest w chorym zwiazku ze swoja matka (matka nie chce jej "wypuscic"). Jest tym przytloczona, nie funkcjonowala normalnie, rowniez w naszym malzenstwie. Nie mogla zniesc swojego "obrazu" i m.in. dlatego sie wyprowadzila. Mimo tego zawsze mogla liczyc na mnie, nawet po wyprowadzeniu miala taka swiadomosc. Namowilem ja na terapie - nie pomoglo. Utrzymywalismy staly kontakt, ale nie moglem zyc w poczuciu, ze pewnego dnia powie ot tak "chce wrocic", osobne zycie trwalo to za dlugo. W miedzy czasie poznalem inna kobiete. Zaangazowalem sie (moze to byl blad bez zakonczenia pierwszego zwiazku) dala mi wszystko o czym mazylem, wiedziala tez o mojej sytuacji z zona. Teraz moja zona chce do mnie wrocic, a we mnie ze starego uczucia prawie nic nie pozostalo, wypalilem sie, a jednak czuje ze moglbym sobie nie poradzic z wyrzutami sumienia gdybym zarzadal rozwodu.
Nie pisze tego po to zebyscie mi cos radzili, bo i miejsca na opisanie wszystkiego malo, ale po to zeby ostrzec wszystkich przed podobnymi sytuacjami. nie wchodzcie w takie uklady. Mozan zepsuc zycie Komus i sobie. Teraz to bardzo boli...
Dzięki za ostrzeżenie. Potraktuję je bardzo poważnie.
Ja kiedy moja żona odeszła też wierzyłem ,że moje życie jest "zepsute". Teraz wierzę ,że jest zmartwychwstanie ,że moja żona wróci, że będziemy szczęśliwi razem.
Pozwól ,że ja Cię ostrzegę. NIGDY NIE WIERZ W TO , ŻE TWOJE ŻYCIE JEST "ZEPSUTE" ALBO "SKOŃCZONE". Dla Boga nie ma nic niemożliwego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum