Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czym jest małżeństwo i rodzicielstwo???
Autor Wiadomość
nałóg
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-04-01, 16:41   Czym jest małżeństwo i rodzicielstwo???

Posty: 14

Wysłany: Dzisiaj 14:59 Czym jest małżeństwo i rodzicielstwo


--------------------------------------------------------------------------------

Witam.Chciałbym sprowokować do przemysleń i wypowiedzi czym jest małżeństwo, rodzicielstwo. Czym miało być,czym jest teraz?
Jako pierwszy napiszę tak:zostawanie meżem(żoną) najczęściej kojarzy sie z radością, przyjemnością . Zostawanie matka(ojcem) też kojarzy sie najczęściej z przyjemnością.
A jak jest teraz? po latach? Dlaczego jest dobre?Dlaczego jest w kryzysie? Co się stało że jest kryzys? Co takiego zaszło,co zdarzyło sie że te piekne chwile są wspomnieniem?
 
     
ĆMA
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-20, 14:02   

[treść postu skasowana na życzenie autora - admin]
Ostatnio zmieniony przez administrator 2007-05-21, 14:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-21, 07:51   

Dlaczego jednym sie udaje a drugim nie?
Gdzie jest przyczyna,że tak wiele małżeństw przechodzi kryzys?
Otóż przyczyn jest wiele
1.Brak wzajemnej komunikacji - nieumiejętność rozmowy,o tym co naprawde ważne.Jakże często przemilczamy pierwsze nieporozumienia,bo wydaje nam sie, że samo przejdzie,że się wyjaśni. Guzik prawda, nic sie samo nie zrobi,a wzajemne pretensje i żale zamiast zostać wyjasnione będą się nawarstwiały. Po co utrudniać życie swoje i partnera poprzez niedomówienia i zagadki, kiedy możemy je ułatwić.Istotą małżeństwa jest nieustający dialog,przy czym nie wystarczy tylko mówić, trzeba równiez słuchać.
2.Sex - brak znajomości partnera w tej dziedzinie.Panowie zamiast użalać sie nad soba i biadolić,że że żona nie chce, że ma migrene,poszperajcie troche,a sie dowiecie dlaczego.Nic nie dzieje sie bez przyczyny.Zrozumcie wreszcie że emocje są nieodłącznym elementem naszego życia, erotycznego równiez,jesli nie przede wszystkim. .Nie ma wzajemnej komunikacji, niema sexu ot co.
3.Integracja osób trzecich - małżeństwo jest, a przynajmniej powinno być, definitywnym opuszczeniem jednego domu po to, by zbudować swój, nowy. Nie da się mieszkać i prawdziwie żyć w dwóch naraz.
Kiedy kobieta staje się żoną, a mężczyzna mężem, nie przestają być córką czy synem , jednak najważniejszym układem w małżeństwie jest relacja mąż — żona.
4.Warunki mieszkaniowe - byłoby idealnie, gdyby młodzi ludzie rozpoczynali życie w małżeństwie w swoim mieszkaniu, niestety. Zdecydowana większość małżonków rozpoczyna życie małżeńskie u boku rodziców. Sytuacja taka często bywa jedynym wyjściem i chociaż zostaje akceptowana przez obydwie strony, może być (i niestety często jest) powodem nieporozumień, niezgody, a niekiedy nawet poważnych konfliktów między rodzicami a "młodymi".
............. i tu mogłabym wiele napisać,ale nie pytana nie gadam.

Ja jednak za główna przyczynę rozpadu uważam brak komunikacji.
Małżeństwo to nie kontrakt,który zrywamy w chwili kiedy mamy gorszy dzień,gdy pojawiaja sie trudności.
W kazdym zwiazku bywaja wzloty i upadki, konflikty można jednak rozwiazywac i to tak, aby nie pozostało po nich długotrwałe uczucie żalu i rozgoryczenia.Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy potrafi sie od razu o nich rozmawiać,w przeciwnym razie wzajemne urazy mogą doprowadzić do kłopotów seksualnych, a stad już tylko mały kroczek do zdrady.
................a potem...................no to juz raczej wszyscy wiemy co jest potem.Koszmar.

lena
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-04-21, 14:49   

Witajcie!!!
Rysia?
lena??
a co z przjaznią pomiędzy małżonkami? Kiedy miłość ,fascynacja może przerodzić sie w taka głęboką miłość/przyjażń? Co trzeba dać aby dostać przyjażń małżonka?
Czy bycie małżonkiem(żoną ,mężem) jest zgodą na przyjmowanie zranień?
Zranień spowodowanych niespełnianiem wyobrażeń o naszym idealnym małżonku,wtedy gdy mija pierwszy okres fascynacji cielesnej.
Czy wtedy nie odbieramy małżonka jako raniącego tylko dlatego że nasze "ego,ja" jest za mocno wygórowane.rozdęte( a czy druga strona nie ma podobnie?).Czy gdy nieuchronnie następuje pewne "oziębienie" kontaktu emocjonalnego i cielesnego nie czujemy się niedowartościowani i niedopieszczeni,marginalizowani i wykorzystywani?
Jak reagujemy?
Czy wtedy nie próbujemy "wymusić" większego zainteresowania poprzez wybuchy zazdrości,wymówkami?A może mniej czy bardziej świadomie robimy "test" na lojalność i wystawiamy na próbę żonę/męża?.
Stawiam sobie i próbuje sobie odpowiedzieć na te wątpliwości i pytania.Może w waszych przemyśleniach znajdę lustro do swoich przemysleń?
Pozdrawiam i Pogody Ducha.

A co z naszymi oczekiwaniami w stosunku do współmałżonka?
 
     
krismal1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-18, 09:12   

lena napisał/a:
Gdzie jest przyczyna,że tak wiele małżeństw przechodzi kryzys?
Otóż przyczyn jest wiele


do tego by mozna dodac także różne zawirowania osobowości problemy psychiczne czy nawet choroby psychiczne jak zaburzenia osobowości które często po prostu uniemozliwiają dialog. Po za tytm sa nałogi jak alkoholizm , narkomania czy nowe uzależnienia od pornografii , Internetu czy chocby nikotynizm który takze może stać sie problemem
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-09-18, 23:00   Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5)

krismal1 napisał/a:
lena napisał/a:
Gdzie jest przyczyna,że tak wiele małżeństw przechodzi kryzys?
Otóż przyczyn jest wiele


do tego by mozna dodac także różne zawirowania osobowości problemy psychiczne czy nawet choroby psychiczne jak zaburzenia osobowości które często po prostu uniemozliwiają dialog. Po za tytm sa nałogi jak alkoholizm , narkomania czy nowe uzależnienia od pornografii , Internetu czy chocby nikotynizm który takze może stać sie problemem


Jednak najważniejszą przyczyną - praprzyczyną - wszelkich kryzysów, a więc i małżeńskich jest brak wiary lub jej kryzys - niedostatek. Chodzi o aktywną wiarę małżonków potwierdzoną bliską relacją z Bogiem. Tu mam na myśli wspólną modlitwę małżonków, wspólne uczestnictwo w ofierze Mszy św. i Komunii św. Gdy tego zabraknie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w obliczu życiowych trudności egoizm (przeciwieństwo miłości) jednego z małżonków lub z obu stron dojdzie do głosu i przeważy szalę na niekorzyść jedności małżonków.
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-19, 08:43   

Zgadza się, co napisał nałóg, Lena, Krismal, Andrzej. Na szczęście, ku pokrzepieniu serca i duszy napiszę, istnieje nad małżonkami Sakrament Małżeństwa - prezent od Pana Boga, z łaską tego sakramentu, który jest siłą we wszystkich trudnościach.
On-sakrament (ona-łaska sakramentu) istnieje, czy tego chcemy czy nie, czy pamiętamy czy nie. I tu jest tajemnica całej tajemnicy jedności.
Bo skoro złączą się i będą jednym ciałem to po zawarciu Sakramentu Małżeństwa tym jednym ciałem są, czy tego chcemy czy nie, czy pamiętamy czy nie.

To wymiar pojmowania sensu sakramentalnego przymierza małżonków z Panem Bogiem ten właściwy, choć niewidoczny.
W każdej trudnej sytuacji chodzi o przywróceniu w swojej duszy, sercu i umyśle tego co istnieje - głównie przywrócenie myślenia, Bożego, Jezusowego..

Sakrament Małżeństwa istnieje i łaska również. Jedność również istnieje. Rozpadu jedności po prostu nie ma.
To tylko i na szczęście myślenie nasze ludzkie, a Pan Bóg jest duchem.
On "myśli" duchem (Duchem Bożym=Duch Święty)
Warto więc przylgnąć do Chrystusa, bo Ten, był przez chwilę również człowiekiem - miał te wszystkie poruszenia jakie przechodzi człowiek.

A skoro Jezus powiedział, że są jednym ciałem, to jedność małżonków istnieje.
A skoro jedność istnieje, to wszystko zawiera się w człowieczej świadomości.
Uświadomienie sobie tych Bożych Prawd wyzwala człowieka ze wszystkiego, mało tego, powoduje uruchomienie czerpania z łaski Sakramentu Małżeństwa w każdej trudnej sytuacji - w każdej po ludzku nierozwiązywalnej sytuacji.
Czego dowody na to opisywane są nieśmiało w Dziale Świadectw..
Nieśmiało, bo czasem istnieje lęk "może mi się tylko zdawało, może to przypadek?"
nieśmiałe myśli "a może to Pan Bóg zaingerował?" nie dopuszczają Pana Boga, który chyba cichutko mówi "tak, ten mały cud w Waszym życiu to Ja..."
Bo my czekamy na wielkie, a przychodzi małe.....
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-19, 16:05   

Ta świadomość, Elu, właśnie trzyma mnie przy nadziei. Ale tylko mnie.

Nie wiem, co się musi stać, by mój mąż to zrozumiał. Dla niego to małżeństwo nie istnieje, co więcej, wymyślił sobie, że zostało zawarte nieważnie, bo niby moja mama mnie do niego zmusiła, a on z kolei nie kochał mnie nigdy - to było tylko przyzwyczajenie. Czyli wg niego "my" nie istniejemy. Co gorsza, kiedy powiedziałam, że ma rodzinę, powiedział, że rodziny nie ma (!!!).

Tak myśląc, mój mąż nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Założył sobie srebrną obrączkę na lewą rękę i udaje, że jest mężem swojej kochanki. Uważa, że ich miłość (jedyna i prawdziwa) to coś więcej niż jakiś sakrament.

Nie mam wpływu na jego myślenie, rozumowanie. Pozostaje mi tylko modlitwa. Zawsze wydawało mi się, że mój mąż jest człowiekiem wierzącym "naprawdę". Jeszcze w szkole średniej chodził na kółko różańcowe. Potem oboje chodziliśmy do kościoła. Jedyne, czemu się dziwiłam to to, że mój mąż, niewiele razy po spowiedzi przystępował do komunii św. dziwiłam się, bo wydawało mi się, że nie nagrzeszył aż tyle, aby rezygnować z komunii. Ale i ceniłam go za to, bo wydawało mi się, że poważnie do tego podchodzi i czuje, że nie jest godzien przyjęcia Chrystusa. Dziś wydaje mi się, że po prostu nie odczuwał głodu Komunii św. I tak zostało. Dziś nie przystępuje do stołu Pańskiego i nie boli go to zupełnie. Uważa się za człowieka wierzącego, a moim zdaniem, sam stworzył sobie zasady, które go obowiązują. Wg niego, nie robi nic złego, bo nie jest winny i wierzy, że Bóg akceptuje jego postępowanie. Został chrzestnym swojego bratanka - wcześniej poszedł do spowiedzi, a ksiądz powiedział mu tylko, by zaprzestał współżycia do chrztu (relacja kochanki).

Gdyby mąż usłyszał te słowa On-sakrament (ona-łaska sakramentu) istnieje, czy tego chcemy czy nie, czy pamiętamy czy nie., wyśmiałby je.

Najgorsze jest to, że mój mąz jest człowiekiem, który "ma swój rozum". Tego nie powie głośno, ale zawsze uważa, że on ma rację. Nie chodzi o to, że miałby być człowiekiem wpływowym, ale nie obchodzi go nawet, co myślą ludzie bardziej doświadczeni, mądrzejsi, księża. On wie najlepiej.

Tak się tu rozpisałam, ale jakoś musiałam to z siebie wylać. Kocham swego męża, to naprawdę dobry człwiek, ale boli mnie, że jego podejście do wiary jest takie powierzchowne. Chciałabym, aby bardziej odczuł Boga w swoim życiu, tylko nie wiem, jak mu w tym pomóc. I chyba tylko w Bogu nadzieja...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-19, 22:11   

wanboma napisał/a:
Ta świadomość, Elu, właśnie trzyma mnie przy nadziei. Ale tylko mnie.

Tak się tu rozpisałam, ale jakoś musiałam to z siebie wylać. Kocham swego męża, to naprawdę dobry człwiek, ale boli mnie, że jego podejście do wiary jest takie powierzchowne. Chciałabym, aby bardziej odczuł Boga w swoim życiu, tylko nie wiem, jak mu w tym pomóc. I chyba tylko w Bogu nadzieja...

Aniu, to dobrze, że ta świadomość trzyma Cię przy nadziei. To bardzo dobrze, bo dzięki nadziei możemy właśnie trzymać się wiary. A gdzie wiara i nadzieja, tam tylko krok do Miłości.

"Chciany czy niechciany Bóg przychodzi do każdego człowieka" wyryte w kamieniu przy grobie Junga.
Bóg przychodzi do każdego człowieka.
Ufaj tym słowom. W innym przypadku nie byłoby żadnych ludzkich nawróceń.
A nawrócenia są, były i będą. Pan Bóg nie opuszcza nikogo do ostatniej chwili. Cierpliwie czeka na każdego człowieka. Czasem tę cierpliwość zrzuca na podopiecznych, na ziemi...
żeby też poczuli jak to jest kiedy się na coś czeka.
Wan, piszesz dużo o mężu, jaki jest, jaki był, jaki ... będzie ? no nie, tego nie piszesz...
napisz o sobie coś:
- kocham, - czekam, - staram się być cierpliwa, - staram się uczyć miłości i dobra swoje dziecko, - nie denerwuje mnie babcia w kolejce, ani jak głośno krzyczy "amen" w kościele, - umiem coraz lepiej radzić sobie z lękiem, - jestem oszczędna i zbieram na pielgrzymkę za dwa lata do Rzymu, - nauczyłam się nowego sportu...
trafiłam?
Wan, jesteś przecież taką ciekawą osobą... tyle postów...możesz wydać poradnik!
Zrób więc to! Zacznij widzieć owoce swoich dobrych rad na forum - ile osób Ci dziękowało?
A Ty mąż, mąż... Pamiętaj męża Pan Bóg nie opuścił! Bo poprosiłaś o to Pana Boga.
Pana Boga można prosić TYLKO JEDEN RAZ.
Potem nieśmiało TYLKO przypominać Mu o swej prośbie, modlitwie.
Nieśmiało, ale z wdziękiem..dziecka. Naprawdę. Pan Bóg jest Przyjacielem i Miłością.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-20, 06:09   

Elżbieta napisała:" A gdzie wiara i nadzieja, tam tylko krok do Miłości. "


Nie zawsze tak jest kochana Elżbietko...........czasami jest wiara nadzieja i miłość,ale zdarza się,że wiara,nadzieja zostaje....a miłość hmhm,miłość małymi kroczkami przeistacza się w nienawiść...........
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-20, 08:59   

weronika napisał/a:
Elżbieta napisała:" A gdzie wiara i nadzieja, tam tylko krok do Miłości. "
Nie zawsze tak jest kochana Elżbietko...........czasami jest wiara nadzieja i miłość,ale zdarza się,że wiara,nadzieja zostaje....a miłość hmhm,miłość małymi kroczkami przeistacza się w nienawiść...........

Weroniko, poprawię się:
Gdzie nasza wiara silna i nasza nadzieja umocniona,
tam krok do naszej większej Miłości do Boga i ludzi.
Wciąż chodzi mi o nas. To my jesteśmy na forum, nie "oni" (kogokolwiek zresztą to "oni" by dotyczyło)
DBAMY O NASZĄ MIŁOŚĆ W NAS, DO PRZYJACIÓŁ I NIEPRZYJACIÓŁ na wzór Pana Jezusa.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-20, 16:12   

Elu - nadzieja - tylko na co? Jeśli na przyszłe życie z Bogiem, zwłaszcza w przyszłym życiu ok - wzrasta.
Na co jeszcze?
Wiara-zgadzam się. Miłość - również. Tylko co z nadzieją?
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-20, 17:23   

Jak to nadzieja na co ?? A na lepsze nasze życie, tu na ziemi ! Na ulgę w bólu i cierpieniu, na przyjaźnie, na bliskość z Bogiem, nawet na to, że kiedyś choroba męża minie, że te różowe okulary Mu opadną i stanie nagi wobec krzywdy, którą wyrządził, że zdąży naprawić to co zepsuł. Nadzieja na to, że dla nas przyjdą lepsze dni, weselsze, szczęśliwsze. Na to, że dowiem się dlaczego tak sie stało i jeszcze dlaczego ja i jaki to miało sens! Nadzieja, że zrozumiem plan Boga wobec mnie....i wiele , wiele innych....i że dzieci wychowam i wnuki rozpieszczę....to mało ??

Werko....nienawiść to jest ta sama emocja co miłość ! Gdzie miłość tam i nienawiść !! Gdzie nie ma miłości tam tylko obojętność ! Jak nie kochasz to jesteś obojętny na to co On zrobi....a gdy kochasz to cierpisz i nienawidzisz za to co zrobił. Nienawiśc to brzydkie uczicie...ale jest i łączy się z miłością, z bliskością . EL.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-20, 18:03   

Dziękuję dziewczyny za wyjaśnienie..............czyli jestem normalna,......a już myślałam,że gubię się..........jestem zagubiona........ale powstanę,dziękuję,co ja bym bez Was zrobiła ;-)
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2007-09-21, 09:48   

Elzbieto i El. dziękuję. Bardzo pięknie napisałyście , bardzo mi to pomogło w mojej obecnej sytuacji. Mój mąż tak okropnie się zachował wobec mojej mamy, że nie mogę na Niego patrzeć - nienawidzę Go za to, że nie szanuje uczuć moich i mojej mamy. Właściwie niczyich uczuć nie bierze pod uwagę. Ale minęło kilka dni i dzięki Twoim słowom Elżbieto podnoszę się z mojego upadku ( nienawiść i brak wiary i zaufania, że jeszcze będzie dobrze), a dzięki El nie potępiam się za uczucie nienawiści. :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10