Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
Czy moje małżeństwo mozna jeszcze uratować?
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 10:25   

darek1 napisał/a:
Mam pytanie do wszystkich członków tego forum. Czy Waszym zdaniem ktoś, kto został wielokrotnie zdradzony, wystawiony na pośmiewisko, wyszydzony gdzie tylko można powinien wyciągać rękę do małżonka, który to wszystko zrobił? Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Bardzo proszę o odpowiedz.

Pozdrawiam wszystkich, Darek

Jezus zdradzony, Jezus wyszydzony, Jezus poniżony, wystawiony na pośmiewisko.
Jeszcze opluty, bity i kopany.
Zna te wszystkie stany.
Proś Go o odpowiedź, a udzieli Ci jej w Twoim sercu.

Tylko poprzez Jezusa, z Jezusem, i w Nim - można.

"Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia"
Z Jezusem można wszystko przejść, przetrwać i zaplanować.
Z Nim tak.

pozdrowienia
 
     
Elik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 12:23   

darek1 napisał/a:
Mam pytanie do wszystkich członków tego forum. Czy Waszym zdaniem ktoś, kto został wielokrotnie zdradzony, wystawiony na pośmiewisko, wyszydzony gdzie tylko można powinien wyciągać rękę do małżonka, który to wszystko zrobił? Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Bardzo proszę o odpowiedz.

Pozdrawiam wszystkich, Darek


Wszyscy członkowie forum zapewne Ci nie odpowiedzą ;-) ale moim zdaniem w Twoim poście chyba bardzo mocno idzie o przebaczenie oraz o próbę pojednania. Chrześcianin powinien przebaczać, to wynika z zasad wiary naszej, co oczywiście według mnie nie oznacza, że mam sie godzić na zło, na złe traktowanie siebie. Przebaczenie też nie jest równoznaczne z pojednaniem. Przebaczyć mogę aktem woli, tego uczy Chrystus (...choćby i 77 razy...jakoś tak) natomiast do pojednania trzeba woli dwojga osób.
Tak poza tym akurat przychodzi mi do głowy taka myśl: ludzi zdradzanych na różne sposoby jest mnóstwo, wystawianych na pośmiewisko, wyszydzanych następna niesamowicie duża ilość i to nie tylko w małżeństwie, więc nie jesteś żadnym wyjątkiem ;-) z takimi sytuacjami spotykamy sie bardzo często w zyciu codziennym, choć faktem jest, że te sytuacje z najbliższymi najbardziej ranią i jeśli tylko mozna należy dążyć do najpierw przebaczenia tej osobie, potem pojednania.
Darku piszesz, że oskarżono Cię o znęcanie nad rodziną, dlaczego?
I jeszcze jedno Darku co przychodzi mi do głowy. Dlaczego spędzasz czas sam? Czy nie masz rodziców, rodzeństwa, by wspólnie spędzić np swięta, nie zaś zamykać się w domu? Pomyśl może Ktoś obok Ciebie też jest samotny i czeka na możliwość rozmowy lub wspólnego spędzenia czasu, myslę tu choćby o kolegach. Ktoś już napisał ci byś znalazł sobie sposób na bardziej aktywne spędzanie czasu, może np basen lub cos innego co lubisz, warto podjąć wysiłek wyjścia z domu, zmęczenie poprawia nastrój.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-13, 17:41   

Darek. Jak myślisz, czego ja szukam na tym forum, czego szukają inni - w podobnej do mojej sytauacji?
Tak, byłam wyśmiewana, byłam poniżana. Bo już sam fakt, że mąż znalazł sobie kochankę, czyż nie jest to obelgą dla mnie? Czy fakt, że z tą kobietą żyje, że wystąpił o rozwód, że nawet własna córka mało dla niego znaczy - czyż nie jest to poniżanie mnie i córki?
Już nie wspomnę o naszych rozmowach, o próbie wmawiania, że moją winą jest, iż doszło do tego, oszczerstwa wymyślane przed innymi, byleby się tylko usprawiedliwić - przecież to dla mnie również policzek, ciosy zadwawane wiele razy, znienacka, z ukrycia.
A jednak - jestem z tymi, którzy mnie wspierają, którzy uczą mnie zarówno prawdziwej miłości jak i trudnej sztuki wybaczania.
Tak - w tej chwili - pomimo tego, że wydarzyło się tyle zła ( przecież nie o wszystkim pisałam na forum), - byłabym gotowa podjąć próbę wspólnego życia - o ile mąż chciałby coś zmienić.
Czasem mam dość, chciałabym zapomnieć i wspólne lata i tę krzywdę, którą mi wyrządzono. I obelgi. Upadam wiele razy, poddaję się. Ale przychodzą chwile, jakaś wypowiedź, zdanie zasłyszane w radio - i wiem, że mnie również wiele razy wybaczono, cały czas Jezus mi wybacza moje słabości. Więc, czy i ja nie powinnam? Ielż razy obraziłam Boga swoimi grzechami, swoim życiem, a jednak wciąz mam możliwość powrotu. I wracam.

Wiele można wybaczyć, mówię Ci, bo naprawdę wiele wybaczałam. Chyba o wiele trudniej wybaczyć sobie.
 
     
p8er1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 01:37   

Witam wszystkich.

Może kiedy indziej opowiem więcej ale teraz proszę tylko o jedną odpowiedź ponieważ jestem tak roztrzęsiony, że nie mogę myśleć o niczym więcej.
Czy to możliwe, żeby ukochana kobieta powtórzyła w trakcie rozmowy zupełnie przypadkowo imię męskie dwa razy w przeciągu pięciu lat (to samo) i nie miałoby to nic wspólnego, że często przebywa w towarzystwie tej osoby lub o niej mówi?
Na moje pyania odpowiedziała, że nie ma pojęcia skąd się to wzięło, ponieważ nawet nie zna nikogo o takim imieniu...
Błagam o odpowiedź, dziękuję...

Wesołych Świąt, moje takie nie będą, ponieważ moim zdaniem jest to tylko jeden z symptomów zdrady i tak jak obiecałem obszerniej całą sytuację opiszę kiedy indziej, niebawem...
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 02:00   

Rzeczywiście jesteś bardzo roztrzęsiony, albo ja bardzo śpiąca, bo nic nie zrozumiałam. Dwa razy w ciągu pięciu lat? Chyba poczekam na to "niebawem"
 
     
p8er1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 02:16   

Agnieszko!
O to właśnie chodzi, że po pięciu latach powtórzyła "przypadkiem", w potoku słów to samo imię. Dlatego pytam, czy to możliwe, żeby to był jakiś absurdalny przypadek? Wiadomo, że ktoś kto ma coś do ukrycia kontroluje się nad tym co mówi. No a Jej po prostu drugi raz "wymsknęło" się imię. Zrozumiałbym, jeśli to byłby ktoś znajomy czy to z pracy czy skądkolwiek. Ale tak jak napisałem, Ona twierdzi, że nie zna absolutnie nikogo o takim imieniu... Możliwe?

Edytka:

Nie zaznaczyłem jasno, że polegało to na tym, za pierwszym razem zwróciła się do rozmówcy tym (nie Jego, nie rozmówcy) imieniem, ostatnio, że opowiadając mi o kimś innym również "pomyliła" imiona...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 11:28   

Hej, roztrzęsiony.
Wszystko jest możliwe. Zdarzyło się i mnie kiedyś w rozmowie wypowiedzieć obce imię, i też w tym czasie nie było pośród naszych znajomych nikogo, kto by się tak nazywał. Po prostu, myślałam o czymś innym, może oglądałam film, nie pamiętam. Faktycznie, to był przypadek.
Moja teściowa dość często mylila imiona synów i wnuka: Marek, Darek, Andrzej. I tak było od samego początku, odkąd ją znam, z wiekiem oczywiście się pogłębiało.
Myślę, że nie warto - jeśli nie ma innych oznak dziwacznego zachowania - przejmować się tym na razie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10