Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
Znowu mam "doła"!
Autor Wiadomość
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-09, 14:10   Znowu mam "doła"!

Ciągle mi za mało... Czuję się jak z bajki o rybaku i złotej rybce...
Na początku myślałam, że wystarczy mi jak Mąż poprostu będzie z nami, Później jak zdecydował, że nie odejdzie chciałam tylko, żeby był miły i nie odnosił się do mnie z taką... nienawiścią... Teraz kiedy już mam to wszystko chcę, żeby mnie znowu kochał, przytulał, patrzył i mówił z czułością jak dawniej. I wciąż myślę o tym, czy się z NIĄ nie kontaktuje...
To straszne i tak okropnie boli, aż mnie skręca!
Tak, wiem napiszecie mi pewnie, że cierpliwość, że czas, że dzieci i że mam myśleć pozytywnie i takie tam inne rzeczy. Problem w tym,że ja to wszystko wiem, tylko mimo to nie umiem przestać CHCIEĆ WIĘCEJ, NATYCHMIAST!
Na Dzień Kobiet dostałam od Niego Pismo Święte oprawione, zapinane na suwak (takie jak chciałam) a w nim kilka zakładek takich ze zdjęciami i tekścikami:
"To, co jest teraz, było już; co ma nastapić, już jest. Ale Bóg odszuka to, co zginęło."
"Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem"
"Miłość nigdy nie ustaje"
"Miłość wszystko zwycięża"
"Dziękuję"
Bardzo się ucieszyłam, choć nie tak bardzo jak powinnam, nie umiałam się tak bardzo ucieszyć. Kiedyś kupiłby mi kwiatki i tyle, teraz taki prezent - pomyślałam sobie, że specjalnie, na pokaz, żeby nie było jest złym mężem.
Wiem, że powinnam się cieszyć z tego co mam, wielu z Was chciałoby mieć taką sytuację, ale On robi to wszystko tak... jakby odruchowo, tzn. bez uczucia, nawet jak mnie przytula (chociaż rzadko ale zawsze, przecież nie robił tego wcale), to jest takie wymuszone.
Nie umiem się pogodzić z tym, że nie kupuje mi już pięknej bielizny jak dawniej, że nie proponuje wspólnych wyjść, że nie patrzy na mnie tak..., no wiecie. Zazdroszczę parom na ulicy, patrzących sobie w oczy...
Zapytałam dziś czy nie wyjdzie wcześniej z pracy, powiedział, że raczej nie. Ostatkiem sił powstrzymałam się, żeby nie powiedzieć: zależy kto prosi (z NIĄ wychodził wcześniej z poprzedniej pracy, choć dla mnie nigdy nie mógł). Na szczęście powiedziałam to już po odłożeniu słuchawki...
Staram się zachowywać normalnie, tak żeby sie nie zorientował, że mi coś nie pasuje.
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale musiałam się komuś "wygadać"... :cry:
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 19:19   

nie wiem, czy się znam na facetach, ale oni raczej się nie zmuszają do niczego, więc prezent pewnie podarował Ci, bo tak czuł...
... że nie kupuje Ci ładnej bielizny... hmmm... no bo moze coś się skończyło ? no bo może mu głupio ? no bo... nie wiem co...
... A wiesz Ty co kobieto ? A kup sobie raz sama ładną bieliznę ! I mu to zaprezentuj ! To moze go rozochocisz ... do kupowania... do kupowania :oops:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-11, 17:08   

Oj, Julka, Julka - "daj kurze grzędę...". Wiesz, ile niejedna z nas dałaby, aby mąż choć był w domu? Wrócił? Ty doszukujesz się dziury w całym. Ale może tak jest - nie wiem - mój mąż nie zamierza wracać, więc może nigdy nie doświadczę tego, przez co przechodzisz. Może rzeczywiście zrób tak, jak radzi Bajka....
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-11, 17:18   

Julka, chyba Cię rozumiem... Mnie na początku się wydawało, że wystarczy mi, żeby tylko się nie wyprowadzał i był w domu... Okazało się, że jednak nie wystarcza... Potem wydawało mi się, że dobrze byłoby, gdyby się od czasu do czasu odezwał... Teraz się odzywa czasem i chciałabym więcej... Myślę, że to normalne jest...
I sama wiesz, że jego zachowanie (podobnie jak i Twoje zresztą) nie zmieni się nagle jak w bajce, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki... Wiem, że trudno jest czekać na zmiany, co się ślimaczą, że aż strach... wiem po sobie samej... też bym chciała już! teraz! natychmiast! a nie ma... I myślę sobie, że Bóg dał mi w ten sposób do odrobienia lekcję z cierpliwości... Nie wiem, co z niej dostanę... Czasem mam ochotę powiedzieć: "Dzięki Boże, poproszę jedynkę"... ale potem czekam... mam inne wyjście? Mam. Mogę zakończyć małżeństwo. Czy tego chcę? Ano nie! Czyli wniosek prosty...
Czasem jak mam dość, to przypominam sobie takie mądre zdanie, które gdzieś wyczytałam. Było tam napisane, że jeśli popełniamy w stosunku do dzieci błędy wychowawcze, to ich "naprostowywanie" trwa trzy razy dłużej, niż trwały błędy... Myślę, że w przypadku "błędów małżeńskich" może być podobnie... Trzeba się uzbroić w cierpliwość... I radzę Ci jeszcze Julko - nie wracaj w rozmowach z mężem do tej złej przeszłości, ugryź się w język, kiedy chcesz rzucić jakąś cierpką aluzję odnoszącą się do "tamtej"... to naprawdę niczemu nie służy... Pozdrawiam serdecznie... Będzie dobrze, ale potrzeba czasu :-)
 
     
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-12, 11:15   

Dzięki kobitki
To miłe, że w ogóle się odezwałyście.

Wanbomo, wiem, że mój post mógł Cię wkurzyć, ale wiesz co, to jest tak, że jak On już jest i jest miły i wszystko pomalutku wraca do normy to wydaje się, że nigdy nic się nie stało, że jest ok bo zawsze było. Aż tu nagle jakieś Jego zachowanko, spojrzonko, zamyślonko, które nie przeszkadza samo w sobie, bo przecież wiem, że trzeba czasu, ale przypomina o tym wszystkim... A jak do tego ma się gorszy dzień (każdem się przecież takie zdarzają...) to wszystko to urasta do jakichś gigantycznych rozmiarów i wraca nieufność, podejrzliwość i takie tam głupoty...

Bajeczko
ja sobie czasem kupuję ładną bieliznę, żeby Go rozochocić do... kupowania oczywiście, ale uwielbiałam to, jak to On mnie zaskakiwał, nic nigdy nie mówił, tylko któregoś dnia zaglądam Ci ja do szuflady a tam... coś nowego, wyjątkowego...
Chciałabym poprostu, żeby to jeszcze wróciło i wróci na pewno, tylko trzeba czasu.

Grażynko
dzięki za zrozumienie, to tak właśnie jest, prawda? Zwłaszcza gdy się jest niecierpliwym, a ja niestety właśnie taka jestem... (niecierpię u siebie tej cechy!).
A o NIEJ nie wspomniałam ani razu, ani o tej całej sytuacji i obiecałam sobie, że nie wspomnę, chyba, że On będzie chciał (w co wątpię). Wyszłam z założenia, że to już jest zamknięty rozdział na tyle na ile to możliwe i koniec. Kropka.

Pozdrawiam Was mocno
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-12, 19:22   

Julko, absolutnie Twój post mnie nie wkurzył. Tylko tak dużo masz... Ale być może ja czułabym to samo w Twojej sytuacji. Nie wiem...
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-14, 06:10   

Julka- rozumiem Ciebie bardzo dobrze. Opisałaś właściwie moje odczucia, choc mamy troche inna sytuację, bo u nas tej drugiej nie było, niemniej zachowania i odczucia są bardzo podobne.

J at eż wszystko wyolbrzymiam, za bardzo analizuję, nie umiem sie cieszyć z jego zachowania czy słow, nawet jak powie do mnie jakies milsze slowo to doszukuje sie kpiny ukrytej drwiny , aluzji (ale w końcu sam mnie tego nauczył swego czasu).Ech, nic juz nie bedzie tak jak przedtem. Najgorsze to to, ze cały czas mam to poczucie zagrożenia, leku przed czymś, choc niby juz jest ok. Ale jak np. usłysze ze przyszedł sms, to zawsze trochę się zdenerwuję (milion razy wysyłał mi obrażliwe i głupkowate teksty), jak spóźnia się nie zadzwoniąc wcześnie to myśle- acha , znów nie wraca, a np. za moment M. jest w domu, i widzi mnie złą i sfrustrowaną.
jedyne wyjście, to przestać tak się wpędzać w tą paranoję i destrukcyjne myslenie- no właśnie, tylko jak.
Straszny mam żal do niego ostatnio za to co nam zrobił, nie moge się z tego zalu wygrzebać, ale wiem ze z Bożą pomocą uda sie
 
     
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-14, 07:56   

Dzięki za te słowa Jo-anko

Mój znajomy zawsze mówi, że "NIC TAK NIE CIESZY JAK LUDZKA KRZYWDA" i to forum chyba to potwierdza... ;-)
A tak na serio to rzeczywiście straszne uczucie "po", masz rację - nigdy już nie będzie tak samo.
Najgorsze jest to, że nie wiem czy potrafię Mu jeszcze zaufać...
Wczoraj znowu w jego telefonie w połączeniach wychodzących znalazłam numer telefonu, który powtarzał się już kilkakrotnie (spytasz "co robiłam w Jego telefonie?", otóż nie mam zwyczaju Go sprawdzać, szukałam tylko numeru do wspólnej znajomej). Te telefony zawsze sa o jakichś dziwnych porach, tj. bardzo rano, albo bardzo późno wieczorem, albo poprostu kiedy nie jesteśmy razem.
Chciałabym Go spytać czyj to numer, ale boję się Jego reakcji. Widzę, że bardzo się stara, ale myśl, że robi to "dla uśpienia czujności przeciwnika", a za plecami ma "drugie życie" jest nie do wytrzymania. Nawet jakby zaprzeczył, to nie wiem czy umiem uwierzyć. Przecież WTEDY też patrząc mi w oczy mówił, że nikogo nie ma, że to miłe jak jestem czasem zazdrosna...
To jest jakaś paranoja! Jakieś błędne koło, które do niczego nie prowadzi! Czy kiedyś będę umiała przestać podejrzewać i snuć domysły? Czy powinnam spytać o ten telefon?
Nic już nie wiem.
Kiedyś wszystko wydawało się takie proste...
 
     
Anakonda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-14, 09:09   

Julko-bardzo dobrze Cie rozumiem jesli chodzi o zaufanie do meza. Tak strasznie trudno zaufac czlowiekowi , ktory to zaufanie niejednokrotnie zawiodl...a ja czasem sprawdzam telefon mojego meza...przyznaje sie, wiem ze to nie w porzadku...ale tak mi zostalo po jego zdradzie...
Staram sie naprawde nie robic tego i zdarza sie to sporadycznie i na szczescie coraz rzadziej. To bezsensowne dzialanie...
Jesli wybaczylam mezowi i chce byc z nim , to przeciez oczywiste , ze musze mu na nowo zaufac , bo w przeciwnym razie bycie razem nie mialoby sensu. W koncu my tez ciagle zawodzimy zaufanie Boga do nas a On ciagle daje nam szanse...To naprawde jest MILOSC DOSKONALA. I daje taka nadzieje.

Julko- ja tez nie umialam sobie poradzic z podejrzliwoscia ale mysle ze to jakis etap przejsciowy po zdradzie. Zreszta nie tylko zdrada burzy niszczy zaufanie...Coraz czesciej ,,uciekam" w modlitwe i slowa,, Jezu ufam Tobie" bo teraz tez musze cwiczyc umiejetnosc ufania mezowi...
Latwiej poradzic sobie z niepewnoscia i tymi wszystkimi meczacymi uczuciami , ktore przeszkadzaja w budowaniu wspolnoty na nowo, kiedy mozna wyciszyc sie w modlitwie i prosic z nadzieja o pomoc Tego ktory zawsze pomaga.

A tak na serio to rzeczywiście straszne uczucie "po", masz rację - nigdy już nie będzie tak samo.

Nie bedzie tak samo ale czy to znaczy GORZEJ? Mnie czegos tamta sytuacja nauczyla. Moze dlatego , ze przed zdrada cos sie psulo od dluzszego czasu. Nie wiem czy z mojej winy czy nie...to teraz niewazne. Pewnie kazde z nas mialo swoj wklad w cala sprawe. Przestalam tak bardzo patrzec na swiat ze swojej perspektywy. Chyba bylam wielka egoistka, co zreszta nie znaczy ze teraz juz nia nie jestem. Teraz tylko mam tego wieksza swiadomosc i staram sie z tym walczyc. Przeciez ja nawet jak weszlam na to forum , to glownie czulam bunt , ze to JA musze sie zmieniac a nie moj maz... :-/

Odczuwalam cos takiego o czym pisal Jarek ( jesli nie pomylilam osoby :-) ) Jakas wdziecznosc do Boga, ze dzieki tamtemu zdarzeniu spojrzalam inaczej na meza i na nasze malzenstwo. Odczulam na wlasnej skorze pewne dobrodziejstwo wynikajace z kryzysu.

No coz , potem jednak pojawil sie kolejny kryzys...widocznie za malo sie zmienilo na lepsze...nie do konca zrozumialam lekcje jaka dal mi los...moze za malo sie zmienilam
zeby mogla to byc trwala zmiana.

Zreszta teraz mamy kolejny problem i ten jest najwiekszy ze wszystkich jakie nas spotkaly...ale moze tak mialo byc , zebym sie obudzila z tego,, letargu mojej wiary" , w ktorym zylam tyle lat...

Chce ufac i wierze ze to wszystko co nas spotyka ma CEL i wyplynie z tego jakies DOBRO.
 
     
roki
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-14, 13:45   

Dziewczyny wiem oczym mówicie odbudowac zaufanie do ukochanej osby jest bardzo trudne tym bardziej ze to zaufanie budowało sie niejednokrotnie latami. Zylismy sobie wszysccy spokojnie, pewnie połnialismy duzo błedów, o jktórych nie rozmawialismy ze swoimi małżonkami, pojawiły sie problemy wieksze mniejsze jakie to zanczenie ale nasi współmałzonkowie nie rozmawiali o nich z nami bo pewnie przestali z nami rozmawiać na wiele tematów. No bo po co jak sie ich nie slucha albo udaje sie ze sie słucha. Ja w tym wszystkim tez nie jestem odosobniony od was. No i napietrzyó sie wszystko i jak to bywa znalazła sie jakaś bratnia dusza pocieszyciel, albo [pocieszycielka, która zaczęła sluchać. I spadlo to na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba moze cos wczesnierj podejzewalismy moze nie. Napewno nam wszystkim zawaliły sie swiaty, wszystko w co wierzylismy runeło w gruzach. Cała swietość, przysięga małżeńska, przed oczami przesuwały sie jak w kalejdoskopie obrazki wspólnego zycia. Teraz po tym wszystkim jeżeli naet istnieje szczera cheć odbudowy małżeństwa cieżko odzyskac zaufanie. Ja staram sie wierzyc mojej zonie z czasem mam nadzieje przyjdzie zaufanie. A co do telefonów czy Internetu to naprawdę ciężko jest nie sprawdzac telefonu poczty czy innych tam jeszcze komunikatorów, skoro sie nie ufa drugiej osobie bo nas bardzo zraniła i zawiodła to cieżko sie powstrzymac tym bardziej tak jak w przypadkach tu wyzej opisywanych kontakty te dalej mają miejsce pozdrawiam dziewczyny i trzymam kciuki Roki
 
     
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 07:40   

No dobra to już wiemy, że trudno z tym zaufaniem, ale czy możecie mi powiedzieć co mam zrobić?!
Wiem, że mój Mąż do NIEJ dzwoni, a On patrząc mi w oczy mówi: powiedziałem ci, że nie kontaktuje się z nią, ale nie ma sensu rozmawiać o tym, bo ty i tak wiesz swoje"...
Poza tym jest uroczy, miły, ciepły, jest prawie tak jak kiedyś.
Wytłumaczcie mi tylko czemu ciągle kłamie?! Czym zasłużyłam sobie na to?! Przez te wszystkie lata byłam wierną, lojalną i uczciwą żoną, czy to za dużo jeżeli wymagam tego samego? Czemu nie ma odwagi się przyznać? Ze strachu? Bo co? Bo mu walizki wystawię? Nic uż nie rozumiem. Z jednej strony naprawdę nie ma się do czego przyczepić, a z drugiej strony przecież czy nie powinien robić wszystkiego, żeby odzyskać moje zaufanie? Skąd mam wiedzieć, że skoro w tym mnie oszukuje to nie kłamie też mówiąc, że się z nią nie spotyka?! Kurcze to takie trudne!!!
I co ja mam w ogóle zrobić? Zostawić to tak jak jest i udawać, że nic nie wiem i że Mu wierzę? Rozmawiać o tym? Powiedzieć, że wiem o Jego kłamstwach?
Z jednej strony myślę, że jak tylko dzwoni to może nic takiego, chociaż czy to nie dokładanie drewienek do tego złego ognia?
Z drugiej strony dlaczego mam się godzić na to wszystko, to takie upokarzające...
DLACZEGO MNIE WCIĄŻ OKŁAMUJE?!
 
     
roki
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 08:35   

z tym kłamanie to juz jest tak jak się zacznie to trudno przerwać. Padło wiele pytań na, które nie możesz znaleźć odpowiedzi i ci sie wcale nie dziwię, bo możesz tylko sie domyslać jak jest ale jak jest na prawde nie wiesz. nikt nie lubi chyba niepewnych sytuacji to takie destruktywne. Jezeli nie ma większych przeslanek moze po prostu na poczatku staraj sie wierzyc ale obserwuj co sie dzieje. Ja jestem w podobnej sytuacji niby wszystko jest dobrze tylko te telefony i smsy tylko ze ja o tym wiem, i żona też wie że ja wiem, ale to itak jest wkurzajace i niestety doły wracają i ciężko sobie z tym poradzić. Ale próbuj a szczera rozmowa z męzem napewno Ci nie zaszkodzi. Lepiej mieć pewną wiedzę nioż jej nie mieć, po zatym udawanie że wszystko jest w porzadku to nie tedy droga to bedzie budowanie złudzeń. To chyba nie o to chodzi bez solidnego fundamentu do któredo zaliczamy zaufanie daleko sie nei zajdzie a co dopiero odbudowywanie relacji małżeńskich. Trzymaj sie będę sie modlił za Ciebie Roki. ;-)
 
     
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 08:42   

Roki, dzięki za rady, ale chyba mnie nie zrozumiałeś.
Ja nie podejrzewam, ja WIEM tylko, że Mąż się tego wypiera. Kiedy mówię mu o tym, że wiem to mówi: nie przypominam sobie, żebym się z nią ostatnio kontakotwał, ale ty i tak wiesz lepiej.
Kiedy go spytałam pół roku temu czy kogoś ma, choć nie wiedziałam, tylko mocno PODEJRZEWAŁAM, objął mnie, spojrzał głęboko w oczy i powiedział: " nie kochanie nie mam, ale to miłe, kiedy czasem jesteś zazdrosna".
Okazało się, że to trwało już od miesiąca...
 
     
Mila
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 08:55   

Julka! Miej oczy szeroko otwarte. Nie przyznawaj się, że wiesz o tym, że do niej dzwoni. Dyskretnie obserwuj. Jest miły bo chce uśpić twoją czujność. Dopóki zdradzający małżonek ukrywa swoje drugie życie, dopóty zależy mu na żonie i rodzinie - paradoks prawda?
Możesz sprawdzać męża, ale w taki sposób by o tym nie wiedział. Trzeba zastosować zasadę "ograniczonego zaufania", jak w ruchu drogowym. Pozdrawiam ciepło.
 
     
roki
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 08:59   

Wiesz nie chodzi mi wcale o jakiekolwiek doradzanie. Moze za bardzo biore to do siebie ja tez cos podejzewałem jakis dziwny sms do tego jakies dziwne opisy na gadu czasem informacja na gadu i zaczałe skladac to do kupy a mówiła ze tylko sie przyjaxnia i tak tylko napisał kocham cie. ze tonc nie znaczy, okazało asie ze mnie oklamywała i chciala zeby to trwalo jak najdłuzej wiec dalej kłamała ale szybko sie polapałemi dym byl straszny, a pózniej chciałem zeby przestała sie kontaktowac to, ona mnie ojklamywała a ja udawałem ze nie sprawdzam telefonu i znów powazna rozmowa. To bardzo trudne i cieżko jest cos odciąc, to czasami przynosi odwrotny skutek zamiast przybliżać to oddala. Jeżeli jestes pewna to musisz mu to powiedzieć i nie daj sie zbyc ze cos sobie wyobrażać. Roki
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10