Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
on zachowuje się jak schizofrenik
Autor Wiadomość
kotella
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 14:55   on zachowuje się jak schizofrenik

Zdradził. Zakochał się. Odszedł.
Przez małe dzieci mamy jednak codzienny kontakt telefoniczny.
I tu zaczynają się schody: raz jest bardzo miły i kochany, raz wściekły.
To znów" całuje", to zachowuje się jak obca osoba.
Chce żebym zadzwoniła do niego, potem nie chce rozmawiać.

W ostatni weekend który spędziliśmy razem cały czas trzymał mnie za rękę i przytulał. Płakał jak wyjeżdżał. Potem cały dzień się nie odezwał (tłumaczy to pracą).

Czy to tak właśnie działa?
Co w nim się dzieje?

Poza tym obiecuje nam wielką pomoc (pieniądze, samochód itp.). Czy to wyrzuty sumienia? Czy to mu minie z czasem?

A ja co powinnam zrobić? Udać, że go nie potrzebuję czy wręcz przeciwnie prosićgo o pomoc?

Pozdrawiam,
też zakręcona Kasia
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 15:07   

Kotella, pewnie targają nim wyrzuty sumienia i dlatego się tak zachowuje... A co zrobić, nie umiem Ci powiedzieć, bo sama się miotam...
 
     
Asik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 16:41   

Kotella myślę że może Dobson na otrzeźwienie męża.
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 17:53   

Zakręcona Kasiu. Napisałaś o niezrozumiałym zachowaniu męża. Rzeczywiście, trudno jest je pojąć. Na dnie tego zachowania jest jednak przyczyna... Zastanów się, czy wcześniej przejawiał taką chwiejność emocjonalną, czy był konsekwentny, czy może było ''coś", na co wcześniej nie zwracałaś uwagi. Zastanów sie też nad charakterami teściów, nad ich reakcjami.
Na podstawie Twego postu nie da się określić czy jego zachowanie wynika z charakteru, czy jest to po prostu nieumiejętność odnalezienia się w obecnej "roli". Takie zachowania nasuwa sugestie, że mąż albo jest bardzo niedojrzały emocjonalnie (nie znamy jego wieku) albo brak mu odwagi i zdecydowania. Czyli, że istnieje duża szansa na odnowę, bo nie jest tak do końca przekonany...Działa w myśl zasady..."ciężko nieść i żal porzucić".
Mało kto potrafi kochać dwóch partnerów jednocześnie i mało kto, naprawdę kochając, szuka nowego obiektu uczuć. Nowe uczucie pojawia się zwykle na zgliszczach poprzedniego. Jeżeli jest to uczucie, a nie zwykła fascynacja nowością lub też egoistyczne szukanie spełnienia własnych, niezaspokojonych dotąd potrzeb. I Twoja głowa w tym, by chciał wrócić. Musisz wykonać jednak wiele pracy, nawet wbrew sobie, by nie miał wątpliwości, że warto. Wydaje mi się, że propozycje pomocy, które składa, mają mu zabezpieczyć bezpieczny odwrót, w razie czego... Tak to rozumiem. Pomyśl, na własny użytek, czego mógł szukać poza Waszym związkiem, głównie jako mężczyzna...Czy czuł się spełniony w małżeństwie a jeżeli nie, to dlaczego... Czego mogło mu brakować...
Jeżeli uda Ci się znaleźć odpowiedzi na te i podobne pytania, masz dużą szansę na to by przemodelować swoje zachowanie. Proponuję zachowanie dyskrecji wobec męża i nie chwalenie się swoimi odkryciami. On powinien zmiany zobaczyć, nie może ich słyszeć. Uwierz.
My, kobiety, generalnie za dużo "gadamy". Mamy intrygować swoim zachowaniem, mamy pozostawić miejsce dla "odkrywania" nas. A co robimy? Podajemy się na talerzu, często obtłuczonym, porysowanym. Dlatego narzeczeństwo jest tak pięknym okresem w życiu pary. Wzajemne uczenie się siebie, robienie sobie miłych niespodzianek, zaskakiwanie...

A potem obwinianie, pretensje, uwagi, krytykowanie. Dojrzały partner będzie próbował rozmowy, zmiany, a ten mniej albo wcale niedojrzały, poszuka sobie odskoczni, przecież to nic złego...
I krzywdzi już kilka osób, a potem trzeba podjąć decyzję. Nie da się całego życia spędzić w rozkroku.
 
     
iru
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:13   

Aniu, masz wiele racji, za dużo gadamy, analizujemy rozkładamy na czynniki pierwsze a potem...potem często żałujemy , że rozpoczęłyśmy gadkę! Dla mnie najtrudniej jest milczeć a mąż nie rozmawia ze mną od września, z staram się nie gadać i ignorować jego krytykę. Jest mi z tym b. ciężko jesteśmy razem ponad 20 lat od kiedy pamiętam zawsze był! Muszę zabrać się za tego Dobsona tylko nie wiem od którego zacząć....
 
     
Anakonda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:28   

We mnie nieodmiennie rodzi sie bunt , gdy czytam takie slowa jak w poscie wyzej. Nie latwo byc kobieta a juz super nielatwo kobieta , ktorej maz zbladzil. Dojrzalosc za dwoje, odpowiedzialnosc za dwoje, madrosc krola Salomona, przebieglosc lisa, dyplomacja i do tego jeszcze ciagle samodoskonalenie, samorozwoj, itp. Wiem, ze to pewnie dobra droga i prowadzi do szczesliwego finalu jakim moze byc odrodzenie sie malzenstwa i rodziny ALE jest we mnie wielki bunt ,bo moze jestem za malo dojrzala ,za malo odpowiedzialna i nie taka znow madra.
Moj maz nalezy do tego typu mezczyzn o ktorych Anba pisze: ,,niedojrzały, poszuka sobie odskoczni, przecież to nic złego... " Zbladzil , ja wybaczylam ale zal zostal, wspomnienia przykre tez. I to ze my zdradzone kobiety jestesmy takie jakie jestesmy to w koncu rowniez efekt ksztaltowania nas poprzez kontakt codzienny z takimi wlasnie mezczyznami- naszymi bladzacymi mezami. Roznica miedzy nami jest taka, ze oni zbladzili i niekoniecznie sa teraz lepsi , dojrzalsi a za to my dostalysmy kopa do ulepszania samych siebie. No coz , ulepszam sie i ja. Zyczylabym sobie , aby wreszcie i moj maz dostrzegl w sobie taka potrzebe.
Pozdrawiam wszystkie zony w stanie ,,doskonalenia sie"

[ Dodano: 2007-01-05, 20:30 ]
Chodzilo mi o post ANBY
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:34   

Anakonda, ja też czasem się w duchu buntuję i zastanawiam się, dlaczego to tak jest, że ja się staram, ja się zmieniam, ja walczę o małżeństwo, podczas gdy zawinił on... I myślę, że robię to w imię miłości do niego, co wcale nie oznacza, że nie mam czasami tego dość :roll:
 
     
kotella
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:39   

Ok napiszę więcej o moim mężu, bo może to coś rozjaśni...
Ma 31 lat, był wychowywany tylko przez matkę. Nie zna ojca.
Relacje z matką wg mnie lekko zaburzone.
Kiedy go poznałam, wydawało mi się, że to wrażliwy, zagubiony człowiek, bardzo potrzebujący miłości (bardzo się zaangażował w nasz związek, wręcz - z perspektywy czasu patrząc - przesadnie).
Przechodzi falowe zachwyty ludźmi (swoimi pracownikami), które przechodzą potem w skrajną niechęć i rozczarowanie (obecny jego związek może być czymś takim).
Czy jest nieodpowiedzialny? Wg mnie trochę tak. Świadczą o tym 2 sytuacje: wziął leasing na bardzo drogi samochód i w tym samym czasie zrezygnował z pracy zostawiając nas (+1 małe dziecko + zagrożona ciąża) z długami. Niepowodzenia odbijają się na nim problemami somatycznymi (silne bóle kręgosłupa). Cierpi na bezsenność za to długo śpi w dzień. Często mu się nic nie chce.

Na pewno ma problem ze sobą. ale zarazem jest ŚWIETNYM ojcem. Dzieciaki go uwielbiają, lubi się wygłupiać a zarazem jest bardzo konsekwentny i wymagający, gdy zajdzie potrzeba. Doskonale potrafi i umie sięnimi zająć. Z każdej ciąży bardzo się cieszył, był przy obu porodach. I wg mojej opinii niesamowicie kocha dzieci.


No dobra! I co ja mam z nim zrobić?! ;-)
[/b]
 
     
Anakonda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:41   

W naszej motywacji do zmian pewnie wiele zalezy od tego z jakiej przyczyny nastapil kryzys.
Ja tez sie staram mimo buntu ale jednak w tym wszystkim niezbedne sa starania dwoch stron bo to w koncu wspolnota. Samemu raczej sie nie uda. Przerobilam juz wiele opcji ale w tej chwili ufam tylko sile modlitwy i o nia Was prosze.
 
     
iru
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-05, 20:58   

podobnie jak Anakonda przerobiłam już chyba wszystkie opcje ale ból który co jakiś czas się odzywa powoduje że działam irracjonalnie, często "marnuję" to co zdobyłam czytaj: dzień bez awantury (oczywiście ja jestem perfidną prowokatorką). Tylko modlitwa pozwala mi jakoś (bylejakoś) funkcjonować, uczepołam się jej jak brzytwy. Ale to działa!
a propos kotella mój mąż też jest niestabilny emocjonalnie jak twój - znam to na wylot, ciągle nowe hobby, zakupy ,kredyty i kredyciki dla poprawy nastroju który się nie poprawia...Oczywiście z mojej winy!
Tylko modlitwa może nas uratować...jestem z wami.

[ Dodano: 2007-01-05, 21:02 ]
kotella zapomniałam dodać bezsenność i ta cała reszta to prawdopodobnie objawy depresji, mam to w domu od 8 lat . Czy twój mąż ma stany lękowe?
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-06, 10:36   

Pytacie "dlaczego ja?"...muszę się zmieniać, muszę pracować, samoudoskonalać się... Dziewczyny, czy ktoś Wam każe? Nie musicie. Absolutnie nic nie musicie.
To co robię, wynika być może z tego, że poznałam Boga i zrozumiałam, że taką mam rolę do odegrania w naszym związku. Właśnie ja! Dlaczego? NIE WIEM. Chyba dlatego, że któreś z nas musi by małżeństwo trwało i nie jest to, niestety, mój mąż. Wierzę jednak, że zmiany jakie w nim zachodzą (bardzo powoli ale jednak), pozwolą mu kiedyś też poznać Boga i zrozumieć Jego Miłość. Póki co przekonałam się, że tłumaczenie swoich racji odnosiło odwrotny efekt. Były zarzuty, że Bóg jest okrutny skoro wymaga wysiłku itp teorie. Czy mam sie kłócić o poglądy? A może naśladować wcześniejsze zachowania męża i też skoczyć w bok? Prawdopodobnie nie potępiłby mnie. Wybrałam swoja drogę i postanowiłam swoim życiem dawać świadectwo wiary. Nie jest łatwo ale jest radośnie. Jest to najpiękniejszy okres mego życia bo nauczyłam się żyć dla Boga, w dosłownym słowa znaczeniu. Moje wyrzeczenia czy poświęcenia są moją decyzją i tylko moją. I co nieco na forum. Nikogo nie nawracam, nie pouczam bo nie wiem czy to jak myślę, jak postępuję, czy właśnie tak jest dobrze. Każdy, każda z nas, dostała inne talenty i ma je mnożyć. Tak jak potrafi. I nie dla siebie. Zrozumiałam, że nasze obecne życie jest pielgrzymką do Ojca. Gdy przed Nim staniemy możemy usłyszeć pytanie "Co zrobiłaś ze swoimi możliwościami?" Nie zapyta chyba ani o modę, ani o majątek, ani o wystrój mieszkania...Tak to rozumiem.
Przepraszam, że moje posty są takie denerwujące. Jestem osobą szczerą i chyba takim "niewiernym Tomaszem". Lubię dotknąć, sprawdzić i przetestować na sobie. Trochę to trwa ale przynajmniej daje pewność.
Jeżeli moja obecność na forum może kogoś odwieść od wiary, to obiecuję, że się wycofam i nie będę sie wymądrzała. Nie wiem dlaczego wydawało mi się, że opisując własne doświadczenia swoich lat (różnych), opisując drogę jaką Bog pozwolił mi przejść by odzyskać radość z życia i wiary, mogę pomóc chociaż jednej osobie. Może ktoś skorzysta, może się zastanowi. Może zdecyduje, że to nie dla niego bo tak nie chce, nie może. Szczęść Wam Boże w Waszej drodze :-D

[ Dodano: 2007-01-06, 12:02 ]
Droga kotello. Z tego co piszesz, wynika, że sprawa jest poważna. Myślę, że Twój mąż za wszelką cenę szuka nieustającej miłości, obojętnie skąd. Nie wiem jaka na to rada. Może Grażynka coś pomoże. Wydaje mi się, że utrzymanie Waszego związku, poza nieustającą modlitwą, będzie się wiązało dla Ciebie z cierpieniem, związanym z odchodzeniem i powrotami. Nie wiem czy można tu mówić o czyjejś winie. Wyobrażam sobie, że brak ojca (nie znał go), zaburzone relacje z matką (nie wiem jakie, na czym to zaburzenie polega) bardzo wykrzywił psychikę dziecka. Pewnie czuło się gorsze od kolegów. Inni chodzili razem na spacery, grali w piłkę, chodzili na mecze..., inni ojcowie nie żyli (bolesne ale oczywiste). On swojego nie zna. Co to oznacza? Że ojciec go nie chciał, że go nie kochał. Matka pewnie też nie umiała kochać tak, jak oczekiwał. Pojawił się głód miłości. Jak go zaspokoić? Jak zaspokoić potrzebę wielkiego kochania? Bycie miłym, wrażliwym, czułym...to sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Ale ten stan mija wcześniej czy później. I znowu chce się jeść. Więc trzeba znaleźć coś do zjedzenia. Może nowa potrawa nasyci bardziej niż ta, po której człowiek odczuwa głód? Myślę, że on boi się stanu z dzieciństwa, to znaczy boi się tego, że nie jest kochany. I broni sie tak jak potrafi, czyli zmiania obiekt by stan zauroczenia nigdy nie mijał.
Myślę też, że mąż boi się życia. Z jednej strony rzuca się na nie, chce działać jak dorosły mężczyzna...wzięcie leasingu, a potem strach. Pojawiają się problemy (np spłata zadłużenia) i znowu nie jest tak kolorowo i miło, jak oczekiwał. I ucieka...rzuca pracę. Jakoś to będzie. I ucieka raz jeszcze...choroba, kręgosłup. Poważna sprawa i zabezpieczenie i wytłumaczenie swojej niemożności. Nie twierdzę, że symuluje. Wydaje mi się tylko, że przyczyny chorób w jego sytuacji tkwią w psychice niesytego miłości dziecka. Myślę, że dobrze byłoby iść do psychologa, do specjalisty. Tu jest potrzebne doświadczenie osoby, która pomoże Ci się uzbroić byś może mogła pomóc mężowi. Czy to możliwe? Wiem, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. :-)
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-06, 11:15   

Anbo,dla mnie Ty i Twoje rady są bardzo pomocne,pouczające,proszę pisz jak najwięcej,bo mnie to bardzo podtrzymuje,lubię czytać,naprawdę Twoje posty,bo są pełne doświadczeń,pełne prawdy i rzeczywistości,dziękuję i pozdrawiam,chciałabym Cię mieć bliżej siebie,bo wierzę i czuję,że potrafiłabyś mi pomóc. ;-)
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-06, 12:14   

Wiesz, ANBA, ja też lubię czytać Twoje posty. Są mądre i widać, że to jest Twoja własna mądrość, a nie cytowana. Bije z Twoich postów także życzliwość. Czasem nie zgadzam się z Twoimi poglądami. A czasem mnie drażnią, bo być może trafiasz w sedno moich problemów :-P Widzę, że w miarę pracy nad sobą otwieram się na nową wiedzę o sobie samej - może na niektóre fragmenty Twoich wypowiedzi też kiedyś się otworzę bardziej ;-)

Kotella, ja myślę, że Twój mąż powinien rzeczywiście pomyśleć o terapii. ANBA napisała, że może ja pomogę. Nie pomogę. Jestem psychologiem, ale nie jestem terapeutą. Zajmuję się czymś innym i nie mam żadnego doświadczenia w pracy z dorosłymi. Na pewno nie pomogę więc fachowo.
 
     
kotella
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-06, 12:21   

ANBA: chyba trafiłaś w sedno.
Łza mi się zakręciła jak to przeczytałam, bo bardzo dobrze zobrazowałaś mojego męża.
Strasznie mi przykro sięzrobiło, jak pomyślałam jak on musi się z tym czuć.
Terapia to świetny pomysł, ale on tego pomysłu ode mnie nie przyjmie.
Wiem jednak, że dziś ma spotkać się z naszym wspólnym znajomym - ojcem chrzestnym naszej córeczki i to jest osoba, która przez pewien trudny okres swego życia korzystała z pomocy psychoterapeutów. Może on namówi mojego męża...

Ja wiem, że to nie przypadek, że akurat ja na niego trafiłam.
Ja jestem bardzo wierząca - on jest ateistą.
Ja pochodzę z rodziny, która siębardzo kocha a on ma matkę, której (wg mnie) się boi bardziej niż kocha.
Wydaje mi się, że Bóg postawił go na mojej drodze życia po to, bym mu pomogła (tak mi się zawsze wydawało).

Przypomniało mi się, jak w poprzednie (2005) Święta Bożego Narodzenia siedzieliśmy razem na kanapie i nagle powiedziałam mu: Bóg Cię bardzo kocha. To był taki impuls, musiałam mu to powiedzieć i on ku mojemu zdziwieniu ogromnie się przejął, zaczął pytać dlaczego tak myślę itp. Długo rozmawialiśmy i on naprawdę był tą rozmową poruszony....

Wydaje mi się, że on ma w sobie ogromną pustkę. I to po części jest głód Boga. Tylko, że on o tym nie wie....
Może ta sytuacja, może ten nasz kryzys pozwoli nam obojgu zbliżyć się do Boga.

[ Dodano: 2007-01-06, 12:32 ]
Iru: tak mój mąż ma stany lękowe - nawet takie somatyczne jak duszności kołatanie serca, które się pojawiają u niego jak mu się coś nie układa (praca).
Bezsenność trwa od bardzo wielu lat (chyba dzieciństwa) i wg mnie jest też objawem głodu Boga jak ja to nazywam. Problemy z kręgosłupem też nasilają się w takich momentach.
Ściskam
K.
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-06, 13:05   

Kotello. Zaproponuję Ci coś nieśmiało. Zanim mąż zdecyduje sie na terapię, idź przed nim do psychologa , terapeuty. Dowiesz się może jak Ty możesz się zachowywać, czego unikać. Ty też możesz być terapeutą swego męża. To może wzmocnic Wasz związek gdy mąż poczuje, że nie oskarżasz go, nie przekreślasz, że jesteś jego prawdziwym przyjacielem. Bo tak przecież jest. Pozdrawiam :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10