Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:19
do Błękitnej!
Autor Wiadomość
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-09, 17:03   

Ola2 napisał/a:
- Olusia, Twoja wina, żeś kochała innych, a siebie za mało. Oddałaś całą siebie facetowi, nie zostawiając dla siebie ni kawałka. Kochana Olu, kochaj bardziej troskliwie siebie, wtedy zaczniesz bardziej kochać innych (zwłaszcza wrogów, bo przyjaciół już dawno kochasz). Szybciej uda Ci się przebaczyć biednemu, zagubionemu eksiowi.
- Żyj i pozwól innym żyć.

Ola, coś w tym jest... Ja też kochałam i kocham za bardzo...
 
     
alibea
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 11:14   

moj mąz powiedzil ze jezeloi zrobie chrzciny w domu mioch rodziców to on nie przyjdzie

[ Dodano: 2007-01-11, 12:30 ]
jedyne czego on ode mnie chce to zebym mu prała rzeczy...a ja głupia idiotka to robie
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 14:01   

Odnośnie winy.... ktoś tu kiedyś napisał, dawno to było, ale parę razy powtarzane - za kryzys w związku odpowiadają obie strony, za rozpad - ta co nie chce naprawiać. Uważam, że zawsze wina kryzysu jest po obu stronach. Tylko na różnych rzeczach polega. Ktoś kocha za mało, albo za dużo, robi za mało, albo za dużo, zauważa za mało, a albo za dużo itp. Swiadomie lub nie. Wina umyślna lub nieumyślna (to tak po prawniczemu). Nikt nie jest ideałem, wróżką , jasnowidzem, żeby wszystko robić dobrze, przewidzeć, odpowiednio zareagować. Dlatego: moją winą w części jest, że mój mąż chciał mnie zdradzić. Nie moją, że zdradził. Nie moją, że nie chce próbować naprawić małżeństwa, że uciekł. Tak to widzę.

Alibea. Jak chcesz, to pierz. ja bym tego nie robiła. Twojej sytuacji i tak nie pogorszy fakt, że mu prać nie będziesz. Tak nam się czasem wydaje, że jak coś dla naszych marnotrawnych mężów będziemy robic, to będa dla nas lepsi. albo gdy robic nie będziemy, to beda nas gorzej traktować. Alu, czy możesz być gorzej traktowana, jak teraz?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 14:25   

Co do winy, to piękne rozróżnienie podpowiada Kościół:
"Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i wam bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem/am
myślą, mową, uczynkiem, zaniedbaniem.
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka..."
I każdy odpowiednio według sumienia rozeznaje.
I spowiada się, prosi o łaskę pomocy Boga - poprzez wyznanie tych grzechów myśli lub mowy lub uczynków lub zaniedbań - pomoc to łaska uświęcająca: natchnienia Ducha Świętego - jak zadośćuczynić, naprawić, więcej miłować przyjaciół i nieprzyjaciół.

"Chcieć zdradzić" rozgrywa się w umyśle - tam drugi człowiek nie ma dostępu, tylko Bóg.
Nie bierze się winy za złe myśli drugiego ("chcieć")

złe myśli - chcieć zdradzić, czyli przez to skrzywdzić rodzinę
dobre myśli - chcieć rozmawiać z księdzem, psychologiem-specjalistą

Dlaczego pojawiają się "złe" myśli ?
Źle ukształtowane sumienie - u wierzących, bo są też tacy, co nie mają wiary, kierują się własną intuicją-naturą
Dlatego tak ważne kształtowanie sumień u naszych dzieci.
 
     
alibea
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 14:54   

nie bede mu dluzej prala...kiedy bylam w ciazy to ja latalam z ciezkimi proszkami, zakupmi do domu..on widzial mnie jak jechal autem ale nawet sie nie zatrzymal...a ja mu i tak pralam..KONIEC TEGO DOBREGO!
chrzciny zrobie u siebie w domu...po co ma byc starszej corce przykro ze tatusia nie ma...ale zazadam od niego zwrotu polowy kosztow
w koncu skoro on wybral wszystko osobno -spanie, finanse, kuchnia.....to i nie mam zamiaru byc jego praczka
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 15:43   

"Dlatego: moją winą w części jest, że mój mąż chciał mnie zdradzić."
Agnieszko, czy nie jest to samobiczowanie. To już teraz nawet za to mamy odczuwać winę? Za "chcenie" męża?

Człowiek w życiu powinien kierować się jakimiś zasadami. My jako chrześcijanie mamy Dekalog i przykazania.
Dlaczego jestem winna kryzysu i "chcenia" męża?

"Ktoś kocha za mało, albo za dużo, robi za mało, albo za dużo, zauważa za mało, a albo za dużo itp"
A jak będzie robił wszystkiego średnio to też będzie źle?
Czy nie może być takiego przypadku, że facet pogubił się w życiu, hierarchia wartości mu się sypnęła, nastąpił kryzys wiekiu średniego, stracił kontrolę nad swym popędem... Nagle facetowi zaczęły imponować rzeczy, które do tej pory go nie interesowały. Z kochanką widział się w pracy, codziennie - mnie wieczorem. No jestem cholernie winna, bo pracowałam zawodowo? Powinnam rzucić pracę, a może z nim chodzić do pracy? Tak można bardzo długo wyliczać.

Tylko dlaczego od razu musi koniecznie być winna żona? I co mam teraz "naprawiać" u siebie? Byłam np. tolerancyjna, to teraz mam przestać nią być?

Nie ma takiej opcji, Agnieszko, pokaż mi człowieka, a udowodnię mu winę -"Proces" Kafki chyba nie jest Ci obcy?

Trafnie napisała Elżbieta:
"Chcieć zdradzić" rozgrywa się w umyśle - tam drugi człowiek nie ma dostępu, tylko Bóg.
Nie bierze się winy za złe myśli drugiego ("chcieć")"

Pozdrawiam
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 17:37   

Podpisuję się pod tym co Ola napisała.
Tak i u mnie jest.
Kryzys wieku średniego- zmiana otoczenia, bo teraz coś innego imponuje.
Wspólna z kochanką praca itd.
Podpisuję się więc pod tym tekstem. Opisuje moją historię.
 
     
izis
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-11, 22:04   

Alibeo, myślę , że podjełaś słuszną decyzję. Konkretną i stanowczą. Tak trzymaj.
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-12, 00:35   

Może.... Sama nie wiem. A jednak jestem winna - po części. Bo byłam za dobra. Za dużo chciałam dać. A jak zaczęło się dziać źle, w imię źle pojętej (teraz to wiem!) ochrony małżeństwa nie próbowałam nawet o tym rozmawiać. My się nigdy nie kłóciliśmy! Bo za wszelką cenę - dopiero teraz widzę jak wielką - chciałam dobrze. A dobrymi chęciami.... Bo w tym związku zgubiłam siebie. Powoli siebie odnajduję. A on... Jego odnaleźć nie mogę. Ani on mnie.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-12, 10:05   

"A jednak jestem winna - po części."
Jeżeli tak czujesz, to pewnie tak jest. Nikt z ludzi nie jest w stanie tego ocenić.

"Bo byłam za dobra. Za dużo chciałam dać."
O matko, od kiedy tak jest na tym świecie, że jest to wada człowieka. Przecież to ogromna zaleta, że daję innym, nie wystawiając im za to rachunku, nie oczekując rewanżu. Cóż byłby wart ten nasz świat bez takich ludzi jak Ty Agnieszko? Świat konsumpcyjny - to świat bez wartości, bez drugiego człowieka.

"A jak zaczęło się dziać źle, w imię źle pojętej (teraz to wiem!) ochrony małżeństwa nie próbowałam nawet o tym rozmawiać. My się nigdy nie kłóciliśmy! "
Jak to "źle pojętej"? Przecież nie miałaś "złych zamiarów" względem swego małżeństwa. Robiłaś czy czegoś tam nie zrobiłaś, bo wtedy uważałaś, że to da dobre rezultaty.

"A dobrymi chęciami.... "
Nie lubię tego powiedzenia, ponieważ kojarzy mi się z taką interpretacją: "wiem, że działając w określony sposób (wybieram niekrzywdzący nikogo sposób, działanie), idę ku dobremu, ale z premedytacją nie podejmuję tych działań, bo mi się nie chce."

"Bo w tym związku zgubiłam siebie. Powoli siebie odnajduję. A on... Jego odnaleźć nie mogę. Ani on mnie."
Identycznie jest u mnie. I znajdziesz siebie, a wtedy znajdziesz... drogę do innych ludzi. Musimy, Agnieszko, być bardziej jednak wyrozumiałe w stosunku do siebie, bo do innych jesteśmy w nadmiarze. A przecież każdy dorosły powinien sam ponosić odpowiedzialność za swoje myśli, słowa i uczynki. Niestety, to my Agnieszko, zostałyśmy niejako zmuszone do wzięcia odpowiedzialności, a w związku z tym ponoszenia konsekwencji, nie tylko za siebie, ale i za męża.
Pozdrawiam cieplutko

[ Dodano: 2007-01-12, 10:49 ]
Czy to facet, czy to baba marzy o kochającym, wspierającym, tolerancyjnym współmałżonku, "udanych", wspaniałych dzieciach i w miarę dobrej sytuacji materialnej rodziny. Niektórzy tego szukają, dążą do tego niemalże przez całe życie.
No cóż, nasi faceci, Agnieszko, osiągnęli to dość szybko i nie zauważyli tego, nie docenili. Dalej gonią w poszukiwaniu czegoś, co już dawno osiągnęli, ale nie potrafią z tym czymś odpowiednio obchodzić się, szanować. Wolą miraże. Nie możemy nic zrobić, żeby nas w końcu docenili. A właściwie możemy, tylko i wyłącznie zadbać o siebie i dzieci.
 
     
alibea
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-13, 10:15   

moja siostra twierdzi ze powinnam jednak prac mu rzeczy skoro chce tam dalejj mieszkac..w koncu to jego dom, a rzeczy pierze automat, nie ja sama wiec to zadna męka...tylko wloztc i wylozyc z pralki...sama juz nnie wiem..moze ma racje..ona mowi , po co zaogniac i tak juz trudna sytuacje....
moja mama twierzdzi ze powinnam sie do nich dostosowac bo tam mieszkam i jak bedzie rozwod to mnie wyrzuca z domu...caly czas mnie straszy ze on wynajmie lepszych adwokatow...mama namawia mnie zebym poprosila tesciowa aby mi pomogla przygotowac przyjecie na chrzciny..a ja tak szczerze to nie chce juz jej pomocy...do wnuczki owszem chce zeby pezychodzila i ja brala na rece ale nie chce jej pomocy przy chrzcinach bo wiem ze po jakims czasie wygarnie

[ Dodano: 2007-01-13, 11:18 ]
nie wiem dlaczego ale mama mnie caly czas straszy ze ja nie mam prawa do tego domu i on mnie po rozwodzie wyrzuci..ja jej mowie ze musialby mi jakies mieszkanie zagwarantowac a ona twierdzi ze w praktyce to wyglada inaczej..ze nawet jak sad tak nakaze to praktyce jest inaczej..nie wiem dlaczego caly czas mnie probuje tym straszyc...przeciez ja mam dwojke dzieci, a najmlodsza ma 6 tyg wiec ja uwazam ze musialby mi zagwarantowac miezkanie gdyby sie nie zgodzil na wspolne zamieszkiwanie
 
     
lewek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-13, 15:51   

alibea, twoja mama nie ma racji, nie daj się straszyć, też myślałam, że mąż mnie może wyrzucić bo to jego mieszkanie, ale jest jak mówisz
alibea napisał/a:
musialby mi jakies mieszkanie zagwarantowac
Głowa do góry.

Przeszłam przez etap "nie piorę, nie sprzątam itd" (zwłaszcza jak założył wypraną przeze mnie koszulę i zniknął na trzy dni, w tym sylwestra), nie przejął się, więc jak dla mnie to nie tędy droga. Piorę, sprzątam, gotuję, mam czyste sumienie, nikt mi nie powie, że musiał się pozbyć takiej żony jak ja, bo zaniedbywałam dom. Staram się nie dostarczać mu argumentów do pozwu rozwodowego.
Co do Ciebie, to musisz sama wyczuć co lepsze, może siostra ma rację.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-13, 16:05   

Opowiem o sobie.
Jak jeszcze mąż był w domu,nie świadoma tego, co się może wydarzyć,też próbowałam różnych sposobów,aby dojść do jego wnętrza(teraz po czasie stwierdzam,że było to żle),też próbowałam nie prać,nie prasować,nawet spróbowałam parę razy nie przygotować obiadu(myślałam,że tym na niego wpłynę,guzik prawda),a on mi powtarzał"rób tak dalej,a sama sobie zaszkodzisz".
I zaszkodziłam. :cry:
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-13, 16:08   

Weronika, nie masz gwarancji, że byłoby inaczej gdybyś prała itd.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-13, 16:15   

No gwarancji,to może nie,ale mogło być inaczej,głupie to wszystko :mrgreen:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10