Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:19
Co to znaczy byc mezczyzna???
Autor Wiadomość
Pirrus
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-01, 09:48   

Widzisz Waldek, zdrada w kryzysie małżeńskim - moim zdaniem - to jest tylko kwestia czasu. Narastające problemy, brak zrozumienia, ciche dni i wiele innych rzeczy prowadzą do tego, że małżonkowie szukają zrozumienia innej osoby. Potem tylko miłe słowa (patrz jak wyżej "motyle w brzuszku") ... niewinne spotkanie ... i zdrada.
Myślę, że Twoją żonę dużo kosztowało to, aby powiedzieć Ci o zdradzie. Jedna jest prawda. Powiedziała to w jakimś celu - w jakim? - musisz to rozstrzygnąć. Tutaj żadne doradztwo ani psychologia moim zdaniem nie pomoże. Każda sytuacja jest inny jest każdy człowiek.
Powiem Ci tylko, co ja zrobiłbym, gdyby moja kobieta powiedziała mi, że mnie zdradziła. Otóż z pewnością nie odszedłbym od Niej, nie zostawiłbym jej. Pozostałbym z Nią, ale na innych warunkach. Z pewnością zmieniłyby się relacje miedzy nami. Wiem na pewno, że już moja małżonka nie mogłaby już wymagać ode mnie tyle, jak "kiedyś". Na pewno wybaczyłbym jej zdradę, gdyż za bardzo ją kocham. Ale jeżeli chciałaby odejść, nie trzymałbym jej za wszelką cenę, pozwoliłbym jej ... ( ... i może właśnie zrobił taki błąd mój przedmówca, że chciał pozostawić swoją żone przy sobie za wszelką cenę - dlatego odeszła....). Każdy jest osoba odpowiedzialną i powinien płcić za swoje złe postępowanie.
Dlatego uważam, że powinieneś teraz wszystko przemyśleć. Zrób tak jak ja wczoraj. Po prostu wyjechałem sobie nad morze. Cisza, szum morza, skupienie - naprawde dużo to daje. Naładuj swoje akumulatory, bo czeka Ciebie dużo pracy, aby utrzymać Wasz związek. Z pewnością jesteś Jej potrzebny.
Gdy już uporządkujesz sobie wszytko - porozmawiaj z Nią (może za tydzień, miesiąc ... nie spiesz się). Ty wyznacz termin rozmowy, Ty zdecyduj kiedy pogadacie. Niech Twoja małżonka wie, że ma prawdziwego mężczyznę przed sobą.

Szczęść Boże Tobie i twojej rodzinie.
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-01, 13:35   

Pirrus

Fakt duzo ja to kosztowalo.. Przede wszystkim nie chciala zyc w ciaglym zaklamaniu, oszukiwaniu..Nie potrafi. Czemu mi powiedziala..? Mamy coreczke, malutka... Mysle ze powoli dociera do niej to co zrobila.. Dotarlo ze zlamala mi serce, ze zlamala tez serce temu facetowi ktory podobno ja kocha, a ona w koncu chce byc przy mnie.. Wie ze jak chce moze ode mnie "odejsc", choc przez ostatni czas prowokowala mnie bym ja odszedl, bym to ja podjal te decyzje.. Czy zostac na innych warunkach? Na pewno tak... Na pewno cos musi zmienic sie w naszym zwiazku, bo widac ze to co bylo nie bylo dobre.. Tak sobie mysle ze Bog upomnial sie o siebie w moim sercu. Zapomnielismy oboje o nim.. Widze to teraz bardzo jaskrawo. Bo wydawalo sie wszystko bardzo dobrze i po co wtedy Bog... A widac budowalismy rodzine na piasku..


Rozmawiamy z zona.. Daje jej czas, przynajmniej staram sie by mogla wyrazic swoj bol i zal. Nie wiem czy bardziej zal jej jest tego faceta ktory zostal z niczym, czy mnie.. Ja mam nadal ja. Nadal jest moja zona.. Tamten facet zostal sam.. A liczyl na wszystko.. Ona placze nad nim... I nad tym co zrobila.. Ze dala mu "nadzieje' a mnie zdradzila.. Wiem ze ten bol bedzie trwal.. Modle sie za nia..MOdle sie za nas.. I modle sie tez za tego faceta. to chyba lepsze od zalu i nienawisci.. Bog jest sprawiedliwy.

I wiem ze kocham moja Zone, i chce by byla szczesliwa...
Bog jest z nami...
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-01, 17:33   

Taka rozpacz po tamtym facecie może bardzo szybko przerodzić się w nienawiść do Ciebie. Według niej to Ty możesz być powodem jej bólu. Przez Ciebie, przez Twoje trwanie przy niej, którego nie rozumie zostawiła tamtego faceta.
waldek napisał/a:
Ona placze nad nim... I nad tym co zrobila.

Uważaj na siebie. moja żona zasuwała mi takie teksty "ty zasługujesz na wspaniała kobietę", "żadna kobieta nie doświadczyła takiego czegoś(kwiaty na poduszce)" co nie przeszkadzało jej ranić mnie do bólu.
waldek napisał/a:
choc przez ostatni czas prowokowala mnie bym ja odszedl, bym to ja podjal te decyzje

Znaczy się chce zrzucić winę na Ciebie.
Musisz chłopie uważać, jak będzie tak zdeterminowana i zaślepiona jak moja to NIC i NIKT jej nie powstrzyma. Nawet dzieci. Zwłaszcz wtedy gdy będzie pewna że mają dobrą opiekę.
Ostatnio zmieniony przez wito 2007-01-04, 22:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-03, 13:56   

Waldku. Myślę, że jesteś bardzo dojrzałym i wspaniałym człowiekiem. Ile w Tobie ciepła i miłości...To godne podziwu i naśladowania. Wierzę, że widzi to również Twoja żona, a jeżeli na razie nie potrafi dostrzec skarbu, jaki posiada, to w końcu kiedyś go dostrzeże.
Miłość zawsze zwycięża chociaż na zwycięstwo czasem trzeba długo czekać. Pamiętaj o tym. Bóg pozwala nam dojrzewać a nasze decyzje pozostawia nam. To one są wyznacznikiem naszego zaangażowania i wiary (tej prawdziwej, nie z transparentów). Miłość cierpliwa jest, nie unosi się gniewem, nie szuka zemsty. Myślę, że Twoje uczucie jest prawdziwą, dojrzałą miłością i zwycięży. Będę Wasz związek wspierała modlitwą.
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-04, 13:04   

ANBA,

Dziekuje za modlitwe..

Chcialbym byc takim "skarbem" dla zony jak mowisz... Ech... Moze gdzies tam "skarb" jest ale pokryty duza warstwa kurzu i brudu. Albo nie takiego "skarbu" szukala moja zona... Ja wiem ze Ona jest dla mnie skarbem. Kimś najwazniejszym w moim zyciu. Kims komu chcialem podarowac swoje zycie i podarowalem. Moze z tym darem zrobic co chce.... Kimś kto nosil pod sercem nasza coreczke, kims kto ją urodzil, kims kto jest dla niej wspaniała mama.

Milosc cierpliwa jest.. Chyba ucze sie tej cierpliwosci bardzo namacalnie i dosc bolesnie. Moze wlasnie w takich chwilach kryzysu weryfikuje sie to jaka nasza milosc jest. Czy ja kocham gdyz to i tamto..? czy kocham ja pomimo? Czy milosc jest warunkowa czy bezwarunkowa? Ten czas to mam nadzieje ze "utrwalanie" milosci, wypalanie z niej tego wszystkiego co nie jest miloscia.. Co jest egoizmem i szukaniem siebie.. Byle przejsc ta probe zwyciesko.. Bym mogl jeszcze obdarowywac... Czy moja zona jeszcze będzie chciala taka milosc?

Mysle sobie ze zawarcie malzenstwa to jak wkroczenie na gorski szlak. Stoi sie u podnoza gory. Gory jaka jest Milosc.. I te gore powinno sie zdobywac.. To nie tak ze w chwili zawarcia malzenstwa jestesmy na szczycie bo sie bardzo kochamy, i swiata nie widzimy... itd... To jest poczatek szlaku, gorskiego szlaku. i idzie sie w gore, a potem troche w dol.. i potem znow w gore... i coraz wyzej.. Zdobywa sie kolejne szczyty i schodzi. Ale to tylko etapy zdobycia gory jaka jest Milosc.. I w gorach jak to w gorach tez czesto lapie sie kryzys.. szczegolnie gdy wedrowka dluga, szczytu nie widac, bo za chmurami.. albo idzie sie w chmurach, deszczu lub sniegu i nic nie widac. I mozna zgubic droge, nawet majac mape.. Zniechecenie, "reklamy" informujace ze na dole jest swietna impreza, ze nie warto wchodzic na szczyt, wszystko to odciaga ze szlaku.
Ale kto byl na szczycie jakiejs gory, chocby niewielkiej.. wie co to za uczucie... I apetyt rosnie w miare jedzenia.. dalej, wyzej, coraz wyzej..
A ja chce sie wspinac na te gore i mam nadzieje ze zona będzie mi towarzyszyc...
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-05, 17:17   

Jestem pod wrażeniem Twego, Waldku, postu. Myślę, że mimo młodego (chyba) wieku jesteś bardziej dojrzały niż większość moich rówieśników, których znam. Może sie zdarzyć, że Twoja dojrzałość staje się przyczyną nieporozumień między Tobą i Twoją żoną. Przypuszczam, że Ona funkcjonuje, mówiąc umownie, na niższym poziomie i pomimo najszczerszych chęci nie jest w stanie przyjąć tego co masz jej do zaoferowania.
Nie wiem czy jest to możliwe ale proponuję Ci, w zaciszu czterech ścian, zrobienie rysu Twojej żony (tzn jej upodobań, cech charakteru, pragnień, upodobań, formy zabawy, relaksu itp.). Zadaj sobie pytanie, czego Ona od Ciebie może oczekiwać i czy jesteś w stanie pomimo różnicy"poziomów" Jej to oferować- chociaż w minimalnym stopniu? Wydaje mi się, że to na Tobie ciążyć będzie rola nauczyciela, który potrafi dostosować się do zainteresowań ucznia na tyle, by obudzić jego zaufanie i rozbudzić chęć nauki. Czasem trzeba zacisnąć zęby i przemilczeć. Często unikać krytyki, która najczęściej zniechęca, a przynajmniej w okresie kryzysu. W przyszłości możesz wrócić do tematu.
Być może to, co piszę zakrawa na utopię, jednak opisuję Ci własne doświadczenia zarówno z mężem jak i synami. Po kilku miesiącach intensywnej pracy, głównie nad sobą, nad tym co i jak mówię do swoich mężczyzn, wychodzenia na przeciw ich oczekiwaniom, okazało się, że z niepokornego rozrabiaki, zbuntowanego i egoistycznego budzi się w nim coś, co wprowadza mnie w osłupienie. Mój syn (16 lat) przychodzi o poradę, na zwierzenia, zaczął mówić prawdę. Podobnie rzecz ma się z moim mężem, z którym kilka m-cy temu przeżywaliśmy bardzo poważny kryzys. Mało tego, obydwaj nawiązali kontakt między sobą i powielają pomiędzy sobą takie działania.
Wydaje mi się, że większość małżeńskich czy rodzinnych nieporozumień wynika przede wszystkim z chęci dominacji w związku. Zgoda na dobrowolne zajęcie niższego "podium" jest nie lada wyczynem ale chyba też jedyną rozsądną drogą do osiągnięcia porozumienia i pojednania. Uwierz, że taka właśnie postawa, chociaż na pierwszy rzut oka budzi opór, z czasem zaczyna procentowąć. Gdy uczeń jest gotowy do podjęcia nauki, sam zaczyna szukać kontaktu i pytać, naśladować to, co jest dla niego możliwe do osiągnięcia. Rolą nauczyciela jest wówczas wspieranie, szukanie okazji do nagradzania przez pochwałę, kupienie kwiatów, zabranie do kawiarni, na dyskotekę...
Życzę Wam powodzenia, Tobie cierpliwości i Bożej łaski w znalezieniu dobrego dla Was obydwojga rozwiązania.
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-05, 21:15   

ANBA,
Czy jestem bardzo dojrzaly? nie wiem. Poprostu Milosc jest dla mnie najwazniejsza. Najwazniejsze jest to co czuje do zony.
Ciekawe podejscie.. Relacja uczen - nauczyciel, choc za bardzo tego nie rozumiem jak mogloby to wygladac w relacji malzenskiej.. Bardziej staram sie traktowac zone jako partnerke, choc pewnie czesto sie to nie udaje..

Co moja zona moze ode mnie oczekiwac? Trudne pytanie. Szczegolnie dzisiaj, kiedy to co wydawalo mi sie ze oczekuje, przynajmniej czesc jej oczekiwan, ktore moglem "spelnic" stalo sie nic nie warte... Zostalo "podeptane", wzgardzone.

"Wychodzic naprzeciw oczekiwaniom"... To chyba recepta.. Tylo jak mowi przyslowie kobieta zmienna jest i te jej oczekiwania zmieniaja sie czesto nawet o 180 stopni. I jak tu nadazyc?

Chyba musze ja zaczac bardziej sluchac... Co ma moja zona mi do powiedzenia, miedzy wierszami.. Choc my faceci jestesmy "prosci" i wolimy jak mowi sie nam prosto z mostu... Ciezko nam sie domyslac.
Ale moze to jest wlasnie zdobywanie szczytow??
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-05, 23:54   

Ty już odkryłeś, że najważniejsza jest Miłość. Prawdziwa Miłość to kochać kogoś bardziej niż siebie samego, to rezygnacja (gdy jest to konieczne) z siebie, swoich upodobań na rzecz tego Kogoś. Pisząc o relacji nauczyciel - uczeń to właśnie miałam na myśli. Możesz uczyć swoją Żonę prawdziwej miłości lecz nie przez wykłady tylko włsnym przykładem, wiernością pewnym zasadom, opanowaniem, stałością uczucia. Spora część z nas funkcjonuje na zasadzie "rób tak jak mówię a nie tak jak ja robię".
Kobieta jest rzeczywiście zmienna, szczególnie zaś młoda kobieta. Ona szuka w swym mężu wsparcia, potwierdzenia, że nadal jest atrakcyjna, porządana, najpiękniejsza, najukochańsza. Czasem pewnie oczekuje nieco szaleństwa, dreszczyku emocji, jak w narzeczeństwie. Może Twoja Żona czuje się zmęczona opieką nad dzieckiem, może tęskni do swobody gdy byliście tylko we dwoje. Przypomnij sobie jak się wówczas zachowywałeś, co w Twoim zachowaniu pociągało ją ku Tobie. A może Ty się zmieniłeś?A może Ona jeszcze nie dorosła do swoich ról i trochę jej one ciążą?
Zgadzam się z Twoją opinią, że mężczyźni wolą gdy nie każe im się zgadywać lecz mówi się prosto z mostu. Do tej wiedzy dorastałam przez kilkanaście lat swojego małżeństwa. Wcześniej obrażałam się na męża gdy w moim uśmiechu nie odszyfrowywał niemej prośby o wyniesienie śmieci (np).
Popieram Twoją decyzję by zacząć bardziej słuchać. My nie potrafimy generalnie słuchać. Przecież kłótnia, sprzeczka czy wymówki nie muszą oznaczać chęci dokuczenia. Może to wołanie o pomoc? "Pomóż mi, jest mi źle, nie radzę sobie..." Zastanów się jakiej dziedziny waszego życia dotyczą zastrzeżenia Twojej Żony? O co ma pretensje? Jeżeli potrafisz, na chłodno przeanalizuj zarzuty i zastanów się ile w nich może być racji...Słuchając tego, co mówi między wierszami, zaczniesz sie od nowa uczyć swojej połówki, bo i Ona się zmienia. Nie ma rzeczy stałych na świecie.
Na zakończenie powiem Ci, drogi Waldku, że małżeństwo jest jak pielęgnowanie rośliny. By kwiat zakwitł trzeba go wysiać, nawozić, podlewć (inaczej gdy jest upał, inaczej gdy chłód, deszcz). Jeden kwiat lepiej rośnie w półcieniu, inny w pełnym słońcu.
Oczywiście możesz tego nie robić. Jeżeli chcesz sie jednak zachwycać rozwiniętym pąkiem powinieneś znać jego potrzeby, wymagania. ;-)
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-06, 23:34   

ANBA,

Hmm.. Zona jest przeze mnie pożadana, jest bardzo atrakcyjna kobietą i bardzo piękną.Czesto jej to mówilem. Fakt. Pewnie brakuje jakiegos dreszczyku emocji, szalenstwa, czegos nowego i ekscytujacego...Dzien w dzien z dzieckiem, brak jakiego wlasnego zajecia, pracy moze powoduje poczucie "bezuzytecznosci", obniza poczucie wlasnej wartosci.. No i brak jakis "perspektyw'. Czegos interesujacego i ekscytujacego na horyzoncie. Jakiegos celu... Nie jest latwo byc mama wychowujaca dziecko...

A co do kwiatow:) nigdy nie mialem okazji o nie dbac:) zreszta trzeba sie na tym znac jak podlewac, czym podlewac, jak i czym nawozic, ktory w cieniu ktory w sloncu.... POdobnie jak kazdy kwiat jest inny tak i kazda kobieta jest inna... Na pewno moja zona od slubu rozkwitla:) ALe to nie moja zasluga..
Coż, musze sie mojej zony "nauczyc" na nowo.... Pozdrawiam

[ Dodano: 2006-12-07, 08:41 ]
No i na nowo czeka mnie rozkochanie zony we mnie... Czy to sie uda? Szczegolnie gdy kocha innego faceta....?
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-07, 23:57   

Przyznam Waldku, że kiedyś, gdy nasze dzieci były małe (miały po kilka lat) zadurzyłam się w koledze z pracy. Nie było mowy o zdradzie ale serce "uciekło". Mąż przestał być dla mnie atrakcyjny. Myślę, że przeżywał utratę pracy. Próbowałam mu pomóc ale bezskutecznie. Chociaż przy obcych był wesoły i radosny, dla mnie miał kwaśną minę, nieumyte włosy, godziny spędzał na oglądaniu filmów. Proszony o cokolwiek zapominał. Zupełnie jakby dom i ja przestały go obchodzić. Może uciekał przede mną, może męska ambicja... Po pewnym czasie zaczynałam tracić humor na sam jego widok, nieogolonego, znudzonego, powłóczącego nogami. Moje zaangażowanie minęło gdy zdarzył się służbowy wyjazd, na którym mój kolega próbował doprowadzić do... Uciekłam. Przyszło otrzeźwienie. Co ja robię i do czego to zmierza? I to był koniec. Myślę, że Bóg nie zezwolił.
Uciekliśmy w rutynę codzienności. Przestaliśmy dbać o siebie. Kąpiele i mycie włosów rano, przed wyjściem do innych ludzi, wieczorem nie było aż takiej potrzeby, bo dla kogo? Dla innych tolerancja i wyrozumiałość, dla siebie pretensje, wymówki a w ich konsekwencji ciche dni, które nas oddalały. Wiem teraz, że wspólne wykonywanie zadań, uczestniczenie w pasjach, zainteresowaniach małżonka, czasem wbrew sobie, powoduje, że nie traci się więzi. Są wspólne tematy rozmów, wspólne doświadczenia, rzeczy w których wspólnie się uczestniczy i to nie tylko te, na które tylko ja mam ochotę. pisząc o kwiecie, chciałam powiedzieć, że miłość codziennie trzeba pielęgnować. Codziennie są inne warunki, samopoczucie, wydarzenia do których należy się dostosowywać.
Piszę to wszystko by Ci wyjawić, że mój mąż jest największą i jedyną miłością mego życia. Wiem, że to co się działo, nie działo się bez powodu. Człowiek, który zaznaje cierpienia, uwrażliwia się na innych, jest w stanie zrozumieć kogoś innego. Bóg uczy nas życia, hartuje nas i naszą wiarę pod warunkiem, że kurczowo będziemy się Go trzymać. I to nie tylko przez modlitwę ale też przez uczynki. Wiem, że wytrwasz. Z Twoich postów bije dojrzałość i Miłość. A Ciebie ukochał Najwyższy i chociaż trudno to nam zrozumieć to nie zsyła cierpień bez przyczyny. Zaufaj Mu.
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-08, 01:01   

Anba- lubie czytać Twoje posty, mądre, bez moralizowania.Jesteś wspaniałą kobietą i zyczęCi jak najlepiej :-D
 
     
lewek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-08, 13:40   

waldku, jesteś naprawdę dobrym mężem, żeby tak mój zechciał ze mną choć raz porozmawiać
 
     
waldek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-12, 08:35   

Lewek


A czemu nie chce rozmawiac???

Pozdrawiam
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-12, 15:43   

waldek napisał/a:
A czemu nie chce rozmawiac???

Waldek, jak nie rozmawia, to trudno się dowiedzieć czemu, bo nie rozmawia ;-) Mój ma tak samo, niestety...
 
     
ANBA
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-12, 16:45   

Bardzo spodobało mi sie pytanie Waldka. Dziewczyny zapytajcie same siebie z kim lub w jakiej sytuacji Wy nie chciałybyście lub nie chcecie z kimś rozmawiać?
Miałam ten problem. Grzyzło mnie to dość mocno bo wydawało mi się, że jestem dobrym partnerem do rozmowy. Dla obcych być może tak, nie dla mego męża. Kiedyś wyłowiłam z jego wywodu, że nie warto ze mną mówić bo wypominam. Oburzyłam sie początkowo. Zaczęłam jednak samą siebie kontrolować podczas rozmów z Piotrem. Zaczęłam słuchać i rejestrować to co wyrzucałam z siebie. I wiecie co mi wyszło? Mąż miał rację...Ileż sie natrudziłam by w czasie kolejnych rozmów nie powoływać się na to co wcześniej od niego usłyszałam. To byłoby takie proste..."Przecież sam mówiłeś, że... więc..." itp.
Staram się unikać tej przywary jak ognia. Już teraz jest łatwiej chociaż nie powiem, język świerzbi...
Miałam kiedyś skłonność do pouczania, najczęściej to ja wiedziałam lepiej. Wpadłam na to podczas rozmowy z moją matką. To co mnie drażniło w jej sposobie mówienia było przecież cząstką mnie, nie postępowałam inaczej. Teraz obie nad tym pracujemy. Matka jest jedyną osobą, o której wiem z całą pewnością, że powie mi prawdę o mnie samej. Ona nie "kadzi", bywa surowym ale sprawiedliwym sędzią i chociaż czasem może jej uwagi bywają cierpkie, to są uczciwe i staram się nad nimi zastanawiać. I tym sposobem można nad sobą pracowć.
Efekty są pozytywne co powoduje, że moje rozmowy z mężem stały sie rozmowami o tym co nas łączy, dzieli... Myślę, że warto przynajmniej spróbować.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9