Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2006-11-26, 23:03 Czy mamy szansę na lepsze jutro?
Mój problem to sex w malżeństwie. gdzie zwrócić się o pomoc? Jesteśmy prawie dwa lata po ślubie, a przed dlugie lata byliśmy razem. Przed ślubem był, ale nie do końca bo wiara,bo brak swoich czterech ścian, brak komfortu. Potem dobre chęci i niecierpliwość żony, rozgoryczenie, że nie ma przyjemności. Tłumaczenie, że wszystkiego trzeba się uczyć i miłości też nie pomagały, co doprowadziło do sporadycznego zaspakajania moich potrzeb i mało miało wspólnego z przeżywaniem wspólnej miłości. A teraz jeszcze on, przyjaciel z pracy, który jest tylko wsparciem w nerwowej atmosferze w pracy i łączy ich tylko przyjaźń, w którą zaangażowała się i według niej to tylko przyjaźń: chęć spędzania czasu na wspólnych rozmowach, poczucie bezpieczeństwa i nie wiem co jeszcze. Ja się nie godzę na to, co pogarsza nasze relacje. Żona mówi, że kocha mnie i zależy jej na mnie, ale nie chce sexu bo nie jest jej dobrze (jesteśmy pierwszymi partnerami dla siebie). Mówi że nie chce odejść, ale też mówi że widocznie miłość nie wystarczy. Kiedy chcę rozmawiać o naszych problemach mówi, że znów ją dręczę. Nie chce też w naszym mieście zdecydować się na poradę, bo....Studiowaliśmy we Wrocławiu i mówi że tam może pójść i... Gdzie mogę znaleźć pomocy?
rebound [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 08:34
tomaszz napisał/a:
teraz jeszcze on, przyjaciel z pracy, który jest tylko wsparciem w nerwowej atmosferze w pracy i łączy ich tylko przyjaźń, w którą zaangażowała się i według niej to tylko przyjaźń: chęć spędzania czasu na wspólnych rozmowach, poczucie bezpieczeństwa i nie wiem co jeszcze. Ja się nie godzę na to, co pogarsza nasze relacje. Żona mówi, że kocha mnie i zależy jej na mnie, ale nie chce sexu bo nie jest jej dobrze
A moze Twoja zona chce zeby Ci ten przyjaciel wytlumaczyl pewne rzeczy ;) tak w 4 oczy ... od mezczyzny do mezczyzny...
jedna z mozliwosci to poprostu porozmawiajcie dsobie o tym co oboje chcecie razem w luzku i zacznijcie realizowac to powoli ...waze zeby bylo to wspolnie na NA WZAJEM nie jednostronne !
Ty sie nie zgodzisz na to hmmm :) a czy Twoja zona to Twoja wlasnosc zebys jej mogl zabronic rozmowy z kims... moze to jej proba ratowania sytlacji ...
zycze dlugiej milej i owocnej rozmowy ...(moze w jakiejs milej restauracji przy romantycznej kolacji ? ;) )
pozdrawiam
tomaszz [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 10:58
Rozmawiałem szczerze wielokrotnie….ale żona mówi, że nie potrafi odpowiedzieć na moje pytania. Sama nie wie, mówi że może gdyby miała innych partnerów to potrafiłaby mi powiedzieć. Mówi że może jest chora, może wcale nie potrzebuje tego?! Nigdy niczego nie robiłem na siłę, Zawsze byłem delikatny i cierpliwy, nie spieszyłem się. Ale za każdym razem mój dotyk bardziej ją rozdrażniał. Nabieram przekonania, że moja żona kocha mnie emocjonalnie (jeszcze) , ale nie czuje do mnie pożądania jednym słowem nie jestem dla niej atrakcyjny. Mówi (mówiła), że chce ze mną dzieci ale nie teraz bo nie jest dobrze. I nie chce nic robić, jakby liczyła że samo się wszystko naprawi.
A ten przyjaciel …. Jest też w kryzysie małżeńskim, co jeszcze bardziej mnie niepokoi. Żona mówi że zaangażowała się, że to przyjaźń. Ale ja mam podstawy żeby twierdzić że to już zauroczenie, które może przerodzić się w coś więcej. Tyle że nie chce, nie potrafi, a może się boi nazwać głośno to co czuje, bo wie że cierpię. Nie twierdzę że jestem dobrym kochankiem, ale jak to mam zmienić, kiedy żona mnie odrzuca? Pomcy!!!
rebound [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 11:30
napisz list do niej popros o pisemna odpowiedz moze nie umie tak prosto w oczy ( ciekawe dlaczego, jestes taki surowy, boji sie Ciebie ?....wszytko mozliwe...)
moze bedzie jej latwiei odpisac jak prosto w oczy powiedziec co sie z nia dzieje...dlaczego wlasnemu mezowi nie umie powiedziec ....
tomaszz napisał/a:
Potem dobre chęci i niecierpliwość żony, rozgoryczenie, że nie ma przyjemności. Tłumaczenie, że wszystkiego trzeba się uczyć i miłości też nie pomagały
...
tak juz od razu byla rozczarowana wszytkim ??
tomaszz napisał/a:
co doprowadziło do sporadycznego zaspakajania moich potrzeb
pomyslales tez o jej potrzebach ? ze tez musza byc zaspokojone przez Ciebie ... nie "uczy" sie zony zaspakajac meza
pomoc otrzymacie w poradni malzenskiej ... ktora znajduje sie w kazdym wiekszym miescie albo u psychologa na prywatnej terapi ...
zycze powodzenia
pozdrawiam
tomaszz [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 14:29
Pisałem listy, maile jak bardzo ją kocham – bardzo lubiłem do niej pisać, a żona bardzo lubiła je czytać i na tym się kończyło.(….). Mówiła że nie chce się jej, że nie umie tak ładnie jak ja pisać. Wtedy jej uśmiech i ciepłe słowo było wystarczającym wytłumaczeniem.
Piszesz że jestem surowy (….) , może (….) Długie lata miałem anielską cierpliwość, byłem na każde zawołanie, nigdy niczego dobrego jej nie odmówiłem, ale zauważyłem że przez spełnianie jej próśb, rozwiązywanie problemów wyrządzałem jej i sobie krzywdę, bo zawsze byłem , bo zawsze załatwiłem albo zrobiłem co trzeba. A ona nie musiała się wysilać , starać.
Czy od razu była rozczarowana wszystkim? Nie. Na początku wiedzieliśmy, że mamy problemy i pielęgnowaliśmy swoją miłość i starliśmy się tam gdzie nie było najlepiej, … jakiś czas było lepiej, ….a potem było zmęczenie, nerwy w pracy i starania poszły na dalszy plan, bo nerwy przenoszone z pracy nie dawały spokoju więc jak można mieć ochotę kochać się kiedy w głowie inne sprawy nie dawały spokoju.
Czy pomyślałem o jej potrzebach? Tak, to zawsze ja przejmowałem inicjatywę i okazywałem czułość. Ale żona chciała, żeby od razu było „odlotowo” bez tych długich zabaw i czułości…() Myślałem że może kiedy będzie aktywniejsza, to będzie inaczej. Na początku było super, wiele nowego i chyba wspólna zabawa i radość. A potem ….mówiła „ To ja zajmę się Tobą, bo cię kocham (…)”, a gdy ja chciałem odwzajemnić się , to było nie bardzo , bo było tysiące spraw i problemów.
Poradnia! Tak, chciałem, ale żona nie chce w naszym mieście (pisałem w pierwszym liście) bo NIE. Może dlatego , że w jej rodzinnym domu nie było na tyle miłości i był rozpad rodziny , co przypłaciło nerwicę jednego z rodziców.
Czuję, ze moje małżeństwo jest kruche i wątłe jak domek z kart. Jeżeli nie znajdę pomocy, to boję się ogromnie że rozpadnie się.
Pisałeś czy żona jest moja własnością, że nie zgadzam się na tę przyjaźń. Nie, nie jest. Zawsze miała ogromną swobodę i robiła co chciała, bo nasza miłość opierała się na wzajemnym zaufaniu, ale kiedy umawia się do lokalu w sprawach służbowych i przygotowania do spotkania wzbudzają emocje i żar w oczach, które znam z czasów początku naszej miłości- To na co mam czekać?
rebound [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 16:41
( uwaga nie beierz tego osobiscie to tylko i wylacznie moje spekulacje bo nie znam was !!!)
wiesz ... skoro jest jak pisales ze taki slodki byles i kochany od poczatku ...
to najwyzszy czas rabnac w stol, Twoja zona sie wyraznie nudzi i rogi jej urosly
zmien sie troche (zachowanie) zeby ona sie tez mogla zmienic ...
najwyzszy czas zeby Tobie urosly ...
wymysl cos jak wspolne zajecie ktore TY chcesz a nie zona, pokaz jej ze masz wlasna wole, pomysly, fantazje, zainteresowania ... namow ja na cos zwariowanego ale nie spelniaj wiecej jej zachcianek bo kobieta sie zanudzi ...
teraz czas na Twoje zachcianki (Twoja kolej ), przestaniesz byc taki nudny i wroci w jej oczy ten zar ktory byl na poczatku ...
wyraznie przedobrzyles
powodzenia w rewolucji
pozdrawiam
tomaszz [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-28, 20:37
Może masz rację. Może przedobrzyłem z tą troską i opiekuńczością. Zawsze praktycznie było tak jak chciała żona. Ale czy nagła zmiana zachowania nie pogorszy sytuacji? Czy nie dojdzie do przekonania że dałem sobie spokój i mi nie zależy na nas? Spróbuję ........()
Nie wyobrażasz sobie jak ciężko się wraca do domu i widzi smutną twarz ukochanej osoby i nie możesz zapytać dlaczego, bo jest to odbierane jak zaczepka do kłótni, że próbuję ją rozliczać albo kontrolować. Muszę udawać, ze tego nie widzę. Nie wyobrażasz sobie, co się ze mną wtedy dzieje tysiące myśli goni jedna za drugą czy to tylko zły dzień, a może dobry dzień z przyjacielem i smutek z powodu obowiązku powrotu. To jej milczenie i często szorstkie zachowanie wprowadza mnie w tak skrajne nastroje. Każdego dnia czuję się tak zmęczony psychicznie. Życie w takim zawieszeniu jest przerażające. Najgorsze jest, że mam wrażenie że czego bym nie zrobił to i tak będzie źle. Kiedy jesteśmy w domu źle bo nikt nas nie odwiedza, albo nigdzie nie wychodzimy. Kiedy w końcu znajomi dobiją się do drzwi bez zapowiedzi to po kilku dniach źle bo nie ma spokoju, bo ciągle ktoś nas odwiedza. Gdy jest okazja gdzieś wyjśc to ….() i tak zawsze, zawsze jakiś problem,nerwówka Czy samemu można walczyć o naprawę i ocalenie miłości? Ja jeszcze w to wierzę, ale coraz częściej brakuje mi sił. !!!
rebound [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-29, 05:16
tomaszz napisał/a:
Życie w takim zawieszeniu jest przerażające. Najgorsze jest, że mam wrażenie że czego bym nie zrobił to i tak będzie źle
rozumiem troche ... :) ale pomysl ze co dla Ciebie jest zawieszeniem dla niej moze byc poprostu "swiety spokuj" ktory potrzebuje (teraz)
tomaszz napisał/a:
Nie wyobrażasz sobie jak ciężko się wraca do domu i widzi smutną twarz ukochanej osoby i nie możesz zapytać dlaczego
masz absolutnie racje nie wyobrazam sobie tego ...ale jak tak prubowalam wejsc w taka wlasnie sytlacje zauwazylam cos innego ... bylam smutna bo wiedzialam ze maz wracajac do domu widzi mnie jak po wypadku ... co mi jest ? dlaczego tak a nie inaczej patrze? co sie dzieje jak go nie ma ? i dlaczego jestem smutna ?...
oj !!!! nie bylam smutna tylko wsciekla bo wiedzialam ze, jak maz wroci postawi 100 pytan dlaczego tak wygladam jak wygladam, a moja mina jest jaka jest ... ( co powoduje napiecie i wzrost agresji co zowu rozladowuje w pierwszej odpowiedzi Tobie)
wolala bym w tym wypadku nic nie slyszec od niego albo tylko i wylacznie "dziendobry kochanie " ... wtedy po tygodniach (moze latach) "przesluchiwania" przez meza co i jak sie zemna dzieje, spadl by mi kamien z serca ze dzis pewnie musze zupalnie normalne wrazenie sprawiac skoro nie ma pytan ....
wtedy za kilka miesiecy mozesz dodac do powitania pytanie "jak minol dzien" ale to dopiero za rok najwczesniej
ALE TO MOJA WYLACZNIE MOJA INTERPRETACJA JAK JEST U WAS NIE WIEM !!!
napewno juz sprubowales zapytac dlaczego tak reaguje (zlosica na Twoja troske)...
ale jakas musi byc tego przyczyna i skoro zonie sie nie podoba sytlacja w jakiej zyje z Toba( co widac po jej reakcji) powinna zdefiniowac jej problem (latwo sie pisze trudna sprawa) zeby zmienic sytlacje ... inaczej porusza sie w blednym kole
za duzo sie w to angazujesz za duzo sil tracisz na jej zlosc ...
moze przydala by wam sie wycieczka kazdy z was w inna strone, wyjsc z domu ale nie koniecznie razem, musicie oboje odpoczac od siebie (nawet jak dziwnie brzmi) musicie sie odreagowac(zona) a Ty uspokoic i nabrac sily ...
ale moze poprostu ma dosc "gadania" i jak wyzej napisalam potrzebuje troche spokoju ...
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2006-11-29, 06:25
Czasem lepiej nic nie mówić, niż mówić za wiele. Na początku znajomości mojej i męża, bardzo mało mówiliśmy do siebie - ale powstała jakaś więź - rozumieliśmy się doskonale bez słów. To było piękne - bo myśleliśmy tak samo, mimo iż pozornie byliśmy parą milczków. Nie padały romantyczne, górnolotne słowa, wystarczyły gesty - ale to była taka nasza mowa - dla wtajemniczonych. Mieliśmy taki nasz własny świat.
Kiedy teraz słyszę, jak to kochance mąż wszystko wyznaje, wszystkie swoje myśli, jak zapewnia o miłości, tysiąc razy powtarzając słowo KOCHAM, nie poznaję go. To nie jest mój mąż.
Tomku, może lepiej więc bez uniesień, listów, wykańczających rozmów, może lepiej normalnie. Kiedyś przyjdzie taki moment, że zechce sama tego, co jej w tej chwili dajesz, wtedy zaczniesz działać.............
tomijw [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-18, 09:21
Minął rok. Czy coś się zmieniło? Tak, bardzo wiele, ale niestety nie potrafię dostrzec niczego dobrego. Jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale to polega tylko na wspólnym mieszkaniu. Szanuję moją żonę, ale coraz trudniej mi jest to znieść, takie życie. Potrzebuję miłości do życia jak powietrza, a tej nie mam. Nie zdradziłem jeszcze żony mimo tych wszystkich problemów i przeżyć. Wiem, że jak się na to zdecyduję to będzie już koniec. Minął rok, a ja dalej nie wiem co mam robić i jak żyć?
Desdemona [Usunięty]
Wysłany: 2007-11-18, 21:24
Tomku przeczytałam twoje posty i wydaje mi sie, że jesteś za dorby, Powowieneś tupnąć noga i powiedzieć: idziemy do psychologa/seksuologa. Takie zachowanie nie jest normalne i musisz zacząc stanowczo działać. Miłość jest jak kwiat. Seks tez ją pielegnuje i umacnia. Walcz!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum