Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:20
Co dalej począć???
Autor Wiadomość
ewel
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-14, 12:53   Co dalej począć???

Witam serdecznie. Piszę tu u was, bo nie radze sobie z tym wszystkim co spadło na mnie przez ostatni rok...
Nie mam za bardzo czasu więc moja wypowiedz nnie bedzie zbyt ładnie wyglądała. Otóż poznaliśmy sie z meżem ponad 5 lat temu. Byliśmy zgraną parą. Tak mi sie wydawało choć fakt jest faktem że nigdy zbytnio nie walczyłam o swoje tak bardzo go kochałam. Mąż Pochodzi z rodziny o charakterze nieco apodyktycznym. On też bardzo lubi żądzić. Nasze problemy ( a raczej moje jak twierdzi ) zaczeły się rok temu... Kiedy okazało się że jestem w ciąży. Oczywista sprawa zaczęły się przygotowania do ślubu. Wszystko działo sie poza mną. Bo musiało być tak jak sie podobało jego rodzicom a nie mnie. W rezultacie na własnym ślubie i weselu byłam niemalże z "przymusu". Ale na tym sie nie skonczyło. Zarządał żebyśmy zamieszkali u niego. Choć nie przepadam za jego rodzina z uwagi na ich brak sympatii do mnie i ciągłe wtracanie się w nie swoje sprawy, zgodziłam się... Mąż był spokojny a ja wkurzona. Wieczory spędzał z rodziną, ciągle gdzieś kogoś podwoził (podczas gdy ja latałam z brzuchem na uczelnie niemalże na piechotę), albo pracował. Kiedy chciałam zeby pojechał ze mną do mojej mamy nie miał czasu lub ochoty. Więc jeżdziłam sama..autobusem. To jak mnie wtedy traktował boli mnie do tej pory. Być może nie słusznie. Nawet kiedy płakałam..potrząsał mną z nerwami i mówił żebym nie robiła scen. mamę woził do lekarza a jak ja poprosiłam to mówił że nie może sie urwać z pracy:). Więc w sumie zawsze byłam sama.
Zbliżał się termin porodu. On wyjechał za granicę. Urodziła się nasza córeczka, przez cesarskie cięcie. Okazało się że jest chora na rzadką chorobę. Zespół DAndy Walkera i brak ciała modzelowatego. Bardzo to przeżyłam. Byłyśmy w szpitalu 3 tygodnie. Cierpiałam ogromnie bo szew żle sie zrastał i dodatkowo dyskomfort psychiczny mnie dobijał. Ale miałam nadzieje ze jak wróci ON to dam radę, damy ją razem. Jednak znów sie pomyliłam. Kiedy wrócił i trafiliśmy do szpitala dziecięcego był ze mną, ale ciągle jeździł do domu "bo dawno nie widział rodziny". Nawet po łożeczko nie pojechał ze mna bo nie było sensu...Zamieszkaliśmy z moją mama. Potem zaczeła sie latanina po lekarzach i na nic nie było czasu. Nawet na rozmowy. On ciągle jęździł do rodziców a ja siedziałam z dzieckiem. Wieczorem padałam zmęczona na łóżko. ZAczęły się pretensje o brak seksu... Po 3 miesiącach znów wyjechał. Ja zostałam sama. Pomagali mi teściowie. Rejestrowali do lekarzy. Zawozili do szpitala. Czasem przywozili pieluchy...
Wrócił 1,5 miesiaca temu i zaczeły sie powazne problemy. Nie mozemy sie w zaden sposób dogadać. Ja ciągle mam do niego pretensje o to że mnie zostawia z tym wszystkim ,ze mnie nie wspiera, Ze ciagle ma cos pilniejszego na głowie. Bo ciągle musi pomagać rodzinie, albo coś załatwiać(preteksty). On do mnie że nie chce mieszkac z jego rodzina, ze go zaniedbuje, ze go nie słucham. Zarzuca mi że jestem "gówniarą która szuka sobie problemów" bo nie podoba mi sie ze jego rodzina nie szanuje mojej prywatnosci i mnie obraza. Kiedy probuje mu wyjasnic o co mi chodzi wysmiewa mnie. Ale ciagle szuka argumentów przeciwko mnie. W rezultacie nie ma dnia zebyśmy sie nie kłócili. I co najgorsze cierpi na tym nasza córeczka.Ja stałam sie nerwowa i na wszystkich sie wyzywam. Nie radzę sobie i nie wiem co mam robić. Wiem że nie jestem bez winy ale juz nad tym nie panuje. "Krzycze na glos" o pomoc ale znikad nie nadchodzi. Ciągle bardzo go kocham ale nie potrafie juz z nim żyć. Nie potrafie tez juz sie modlic. Bo po tym wszystkim co nas spotkalo nie wiem juz sama w co wierzyc.
To tylko kilka szczegółów które mnie bolą ale piszę ten list z dzieckiem na rekach wiec sie spiesze.
Pozdrawiam wszystkich
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9