Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:21
Jak walczyc... ?
Autor Wiadomość
Zbyszek,Hiszp.
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 08:34   Jak walczyc... ?

Pyt.glownie do Blekitna,ale nie tylko...
...gdy nie ma sie ze soba totalnie zadnego kontaktu,ona ma wylaczna komorke,moze zmienila nr a sama nie zadzwoni...
10 dni temu przyjechala moja mama,chyba jako jedyna chce cos jeszcze zrobic,porozmawiac z nia,ale jak ?
Ona od maja mieszka z nim,z ktorym ma romans,prawdopodobnie juz od 2 lat {dowiedzialem sie o tym tydzien temu},ktory caly czas ukrywala,potem zaprzeczala, od 27czerwca,kiedy dowiedzialem sie ze od maja mieszkaja razem, jest dla mnie juz wszystko jasne.
Ponawiam pytanie,JAK WALCZYC,i czy jest jeszcze o co, w takiej sytuacji ?
30 czerwca,w 5ta rocznice naszego slubu, zadzwonilem do niego ze chce rozmawiac z moja zona.Oddzwonila.Zlozylem jej
zyczenia ODNALEZIENIA WLASCIWEJ DROGI W ZYCIU.Spytalem czy jest szczesliwa.Ona,ze nie,ale i tak do mnie nie wroci,czy tez ze nie moze do mnie wrocic,nie pamietam dokladnie..
Pozdrawiam
Zbyszek
PS.Cala moja historia jest w moich postach,nie chce sie powtarzac..
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-26, 10:57   

Zbyszku ,
Mój małżonek tez powtarza że nie jest szczęśliwy ale nie może wrócić / zapomnieć ze kazałam mu się wyprowadzić / .
Jak walczyć ?
Myślę że w tej sytuacji : Trwać i modlić się .
I tyle . Teraz to jest może Jej czas poznawania sensu, siebie , istoty przysięgi ... Wszystkiego . Przecież niewierni małzonkowie też mają swoje "drogi do przejscia " zanim wrócą , zanim się opamiętają .
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 08:37   

:-D skąd ja to znam ?? Powiem Ci wprost... o Nią przestałem walczyć... teraz walczę z sobą, aby nie dostać świra, aby zająć się dziećmi. Próbuję się modlić... owszem, ale z marnym skutkiem. Często mi zarzucała, że nie mam czasu rozmawiać... prawda... tylko że jak zaczęłiśmy rozmawiać, to szybko temat zaczynał ją denerwować... nie wiem, czy można przekonać tę drugą stronę do nas, gdy znalazła kogoś innego, który dał Jej to, czego my nie potrafiliśmy...
 
     
Błękitna
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-27, 10:31   

Zbyszku. Przeczytałam wszystkie Twoje posty. Znam już historię waszego kryzysu, ale nie wiem zupełnie nic na temat waszych dobrych lat. Mam nadzieję, że zanim się pogubiliście, to daliście sobie wiele pięknych chwil. Jeśli chcesz walczyc o swoją żonę, to właśnie bazując na tym wszystkim co było między wami piękne.

Tak jak Ty uwazam, że nie wróci juz zupełnie taka sama Madzia jak sprzed lat. W pewnym sensie tamta osoba umarła, tak samo jak odszedł tamten Zbyszek. Ale to nie znaczy, że umarło wszystko dobro. Może wrócić dojrzalsza Magda i mądrzejszy Zbyszek.

Trzeba się po pierwsze przyjrzeć czasom zaraz sprzed kryzysu. Piszesz, że żona chciała rozmawiać, a potem w rozmowie zaczynała się zaraz denerwować. Więc przyjrzyj się w myślach tym rozmowom. Co było nie tak, gdzie można wprowadzać zmiany. To pierwsze, co możesz zrobić: praca nad sobą i nad waszym związkiem. Co najbardziej szwankowało, jak żona wysyłała Ci komunikaty, że nie jest jej dobrze? Może teraz z perspektywy czasu zauważysz coś bardzo, bardzo istotnego...

Po drugie możesz zadbać o siebie i swój świat. Już tu wielokrotnie pisałam, że związki zabija rutyna. Dlatego tak ważne jest pielęgnowanie zainteresowań, robienie czegoś z pasją. Powtarzam ani żona, ani mąż NIE MOŻE BYĆ CAŁYM ŚWIATEM drugiej strony. Dobrze jest wiele rzeczy robić razem i wiele osobno. Dlatego skoro nie możesz na razie niczego robić wspólnie, bo czekasz, to dbaj o to, by nie odciąć się od świata dookoła. Podróże (przecież jesteś w Hiszpanii), nauka języka, tysiące innych rzeczy. Byle nie takich, które Cię od małżeństwa odciągną (alkohol, używki, łatwy seks).

A po trzecie koniecznie od czasu do czasu dawaj znak żonie, że czekasz. Że gotowy jesteś budować wszystko od początku, że uznajesz także swoją część odpowiedzialności za kryzys. (Czy jesteś na to gotowy?)
Ja pewnie na Twoim miejscu pisałabym od czasu do czasu (np; raz na miesiąc pocztówkę). Żadnych oskarżeń, żadnych wybaczań. Tylko to, że gotowy jesteś na dalszą wspólną drogę, że modlisz się za Was. Nie za nią (bo to brzmi jak oskarżenie, tylko za WAS). Może teściowa mogłaby pomóc Ci w przesyłaniu kartek?

W swoich postach piszesz o radykalnej zmianie zachowania zony. O tym, że wartości jakie wyznawała poszły w kąt. Może to poza wszystkim znaczyć o jej wielkiej desperacji.

Zastanów się Zbyszku co mogło być przyczyną tego kryzysu. Zdrada jest zwykle desperackim wołaniem o pomoc. Nie jest tak, że związek jest doskonały i nagle jedna strona zdradza. Być może przeoczyłeś jakieś sygnały, które powinny Cię ostrzec. Jeśli się teraz nad tym zastanowisz, będziesz wiedział w którą stronę iść.

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę sił.
 
     
Zbyszek,Hiszp.
[Usunięty]

Wysłany: 2006-07-28, 06:11   DO Blekitna,ale nie tylko.."Jak walczyc.."

...."nie wiem zupełnie nic na temat waszych dobrych lat."

Teraz moge pisac tylko ze swojej perspektywy.Bylo ich wiele.Od kiedy bylismy razem {jako para od 92r,a od 93r mieszkalismy razem} dla mnie byl to najszczesliwszy okres w moim zyciu{do zeszlego roku}.Na taka milosc czekalem,takiej milosci chcialem,takiej wrazliwosci z jej strony..Wiele,wiele dobrego.
Za wyjatkiem kilku miesiecy.W 99r.byl 1wszy kryzys{ten jest drugi}.I sa pewne analogie,z tym ze ten jest o wiele glebszy.Wtedy tez byly slowa z jej strony"juz cie nie kocham,nic do ciebie juz nie czuje",prosba abym sie wyprowadzil i...kolega,zonaty i dzieciaty,z jej owczesnej pracy,ktory chcial sobie z nia ulozyc zycie na nowo {czy ona tego chciala? Nie wiem,czy miedzy nimi do czegos doszlo? Tez nie wiem}.Wtedy tez byly prosby z mojej strony abysmy nie niszczyli tego co nas laczy,zapewnialem ze b.ja kocham.Kolege odwiedzilem w jego mieszkaniu{jego zona z dziecmi wyprowadzila sie wczesniej do swojej mamy} i,mowiac eufemistycznie,powiedzialem zeby zostawil ja w spokoju.Chyba sie przestraszyl..I,niemal od razu,zaczalem sie spotykac z inna..{ale nie doszlo miedzy nami do wspolzycia}.Bardzo egoistczne z mojej strony,ale wtedy tego tak nie widzialem.Znalazlem sobie mieszkanie,i juz sie mialem wyprowadzic az tu nagle scena zazdrosci {dowiedziala sie o tej innej}.Pierwszy raz plakalismy razem..I nie wyprowadzilem sie.Tej innej powiedzialem ze miedzy nami koniec {wiedziala o magdzie od poczatku}.Wiem ze ja skrzywdzilem,do dzisiaj mam wyrzuty sumienia i moralnego kaca, mimo ze nie bylo zadnych obietnic z mojej strony czy slowa kocham {z jej tez nie}, dlatego teraz nie szukam jeszcze nikogo, przynajmniej na razie..
Potem bylo znowu super,w 2001 slub,pol roku przed mielismy dosc powazny wypadek samoch.po ktorym magda przelezala 2 tyg.w szpitalu,a ja ten czas przesiedzialem przy jej lozku,praktycznie tylko nie nocujac w szpitalu.
Ten wypadek chyba zawazyl o NASZEJ decyzji o slubie.
Z dzisiejszej perspktywy widze ze ten 1wszy kryzys nie nauczyl NAS ze milosci tez trzeba sie uczyc,zdobywac WIEDZE o tym jak byc szczesliwym we dwoje,ze milosc to nie tylko szczescie, ze nie ma milosci bez odpowiedzialnosci,itd..


.."żona chciała rozmawiać, a potem w rozmowie zaczynała się zaraz denerwować. Więc przyjrzyj się w myślach tym rozmowom. Co było nie tak.."

To byly raczej sygnaly,a nie proba rozmowy z jej strony,ktore do mnie nie docieraly.Wtedy bylem totalnym psychologicznym analfabeta z ktorym trzeba bylo ROZMAWIAC otwarcie, jak z dzieckiem,a nie liczyc ze sie domysle.


.."jak żona wysyłała Ci komunikaty, że nie jest jej dobrze? Może teraz z perspektywy czasu zauważysz coś bardzo, bardzo istotnego..."

Np".moze bysmy poszli do kina,na spacer,moze bysmy pamalowali mieszkanie na bialo,moze..,moze.."BYLEM LENIEM.Jak czegos mi sie nie chcialo to mowilem"nie chce mi sie".
Mowila jezykiem ktorego nie rozumialem.Gdyby powiedziala np.bardzo mi zalezy..,chcialabym..,brakuje mi...Gdyby...,gdyby..
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to ze zaczynalem prace o 5 rano do 13 i po poludniu od 16 do 17,lacznie ze wszystkimi sobotami i naprawde czesto bylem fizycznie zmeczony i niewyspany,prawie dwa lata,bez urlopu.Ona pracowala {i pewnie tez"pracowala"z nim} co drugi dzien od 10 do 18.
Byly tez takie sytuacje ze mowilem np.ze glupio cos zrobila,a ona odbierala to ze powiedzialem ze jest glupia,ze jej nie szanuje...


..."przeoczyłeś jakieś sygnały, które powinny Cię ostrzec. Jeśli się teraz nad tym zastanowisz, będziesz wiedział w którą stronę iść."

Przeoczylem wiele sygnalow...,byly za slabe...Teraz bym ich nie przeoczyl.


.."koniecznie od czasu do czasu dawaj znak żonie, że czekasz. Że gotowy jesteś budować wszystko od początku, że uznajesz także swoją część odpowiedzialności za kryzys. (Czy jesteś na to gotowy?)

I tu mam dylemat.Podczas naszej ostatniej rozmowy telef,prawie miesiac temu,powiedzialem jej{moze wykrzyczalem,emocje} ze przez obecna sytuacje czuje sie ZMUSZONY do rozwodu {napisalem juz pozew,10tego chce go podac mojej mamie,wraca do Polski,aby go zlozyla w Sadzie}.Bo czyz ona sie juz ze mna mentalnie nie rozwiodla ?
Mowilem to calkiem powaznie,majac caly czas cicha nadzieje ze sie opamieta,co moze stracic,z tym ze dopoki jestem sam, nawet jak by bylo juz po rozwodzie, czekam na nia.
ALE NIE BEDE CZEKAL DO KONCA ZYCIA !
Ty mi radzisz wrecz cos przeciwnego.Trwac..Sam nie wiem..Ja lubie jasne sytuacje,a ta jest pogmatwana.Moim celem jest odzyskanie jej MILOSCI i SZACUNKU. A jak moge liczyc na szacunek z jej strony? Akceptujac fakt ze ona,moja zona,jest juz otwarcie z innym facetem? Jaki szacunek mam miec do samego siebie,jako mezczyzna, w takiej sytuacji ?
Czy nie lepiej "wte albo we wte"?
Ja jestem gotowy budowac wszystko od poczatku,uznaje tez swoja czesc odpowiedzialnisci.
Tylko co ? Czekac ? Jak dlugo ? W nieskonczonosc ? Jestem tylko czlowiekiem, potrzebuje BYC KOCHANYM i kochac. Nie mam tyle sily by czekac nie wiadomo jak dlugo. I nie skrzywdze juz innej kobiety...
I tak na marginesie, b.jestem ciekawy o co sie modlila w samotnosci, kiedy zostawala po mszy, kiedy chodzilismy jeszcze razem do kosciola, m.w.do konca lata zeszlego roku, kiedy to "mleko sie rozlalo" ? Czyzby obluda, podwojne zycie, sumienie ?
Pozdrawiam wszystkich,a szczegolnie Ciebie Blekitna.
Zbyszek
PS.Naszla mnie taka refleksja.Oboje pewnie mamy deficyt milosci z dziecinstwa.Moi rodzice mieli po 19 lat jak sie urodzilem,nigdy nie potrafili okazac mi swej milosci {tez mam z tym problemy}.Jej mama byla w tym samym wieku jak ja urodzila,odeszla od meza..Wychowywala sie bez ojca.Wydaje mi sie ze oboje mielismy wysokie oczekiwania wzgledem siebie z tym zwiazane,ale w miare uplywu czasu coraz mniej dawalismy sobie..
I druga sprawa.Ona bardzo chce miec dziecko.Moze jak nie ze mna to z kim innym ?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 10