Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Kochani.
Czytam bardzo regularnie to forum. Wydaje mi się że wszystkich Was znam.U mnie sytuacja też niewesoła.Pół roku temu mąż powiedział ze mnie nie kocha.Nie musze chyba mówic jak się wtedy czułam.Mamy dwójkę malutkich dzieci.Był to stresujący dlaNiego okres bo uczył się do ważnego egzaminu.Czekałam z nadzieją że gdy zda to się wszystko zmieni.Niestety nadal zachowuje się tak samo.Mówi że przecież nic zlego mi nie robi.że przesadzam.ze to jest normalne ze uczucia w małzenstwie sie zmieniają.Od pól roku się nie kochamy, nawet nie przytulamy. Jesteśmy jak obcy ludzie.Każda próba rozmowy jest ucinana przez mojego męża.Gdy pytam co dalej mówi że z jego strony będzie tak jak jest teraz.
Mam ochotę odejsc - ale tak z nadzieją ze to może wstrząsnie moim męzęm.Ja już mam mętlik w głowie.
Mamo Oli
Odejście, żeby wstrząsnąć mężem to nie jest najlepszy pomysł. Łatwiej się odchodzi niż wraca, tego jestem pewna - bo przerobiłam już tę lekcję. Z perspektywy czasu nie wyprowadzałabym się definitywnie z domu po odkryciu zdrady (stało się to w czasie, kiedy byłam u rodziców - zwyczajnie zabrałam swoje rzeczy i już więcej tam nie wróciłam), choć wtedy wydawało mi się, że nie ma innego wyjścia. Wierz mi, że powroty są bardzo trudne - dla obu stron. Ambicja, zraniona duma, poczucie odrzucenia, lęk przed porażką biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, zaczyna się zabawa pod tytułem "kto kogo bardziej zrani", często nieświadoma. Machina się rozkręca i naprawdę nie wiadomo kiedy w sądzie ląduje pozew, odbywa się sprawa rozwodowa (został zniesiony obowiązek postępowania pojednawczego) i po godzinie już jest po wszystkim... Tak się stało w przypadku moich bliskich znajomych. Oboje cierpią.
Tak sobie myślę, że powinnaś przeczytać polecaną tu ksiażkę Dobsona i wprowadzić rady autora w życie.
Będzie jeszcze przepięknie, dbaj o Was
Ania
Problem -taki widoczny dla mnie-zaczął sie kiedy zaszłam w ciąże z młodsza córeczką.Mąż był zupełnie niezadowolony,dużo wtedy trudnych rzeczy wydarzyło sie w naszym zyciu.Czułam sie niekochana,nie widziałam radosci z narodzenia córeczki u mojego męża.czas mijał a podejscie meza do rodziny pozostawało bez zmian. On poprostu nie czerpie radości bycia z nami.Wydaje mi się że chyba nie dorósł do roli ojca i męża. Wszystko było cudownie jak byliśmy sami a kiedy pojawły się dzieci to cały czas narzeka że obowiązki itd. Ja już nie mam siły. Czekam na jakis gest z jego strony a tu tylko mur obojetnosci.Wiem ze sama nie dam rady, wierze ze Bóg mi ( nam ) pomoże
wiesz u nas też problem się zaczął jak zaszłam w ciążę, a może to tylko taki zbieg okoliczności. to przykre, że mężczyźni nie dojrzewają do rodzicielstwa wtedy gdy pojawiają się dzieci.
Mam to szczęscie że jestem z Wami na tym forum praktycznie od samego początku mojego kryzysu tak ze Dobsona przeczytałam dawno temu.Dlatego udało mi sie nie jęczeć i błagać męza zbyt długo.Ale z jego strony nie widzę żadnego kroku w moim kierunku. Tak jakby mu to było na reke że sama sobie radzę swietnie.Bywało tak przez ostatnie miesiace ze z racji nauki do egzaminu nie było go całymi dniami w domu i zupełnie go nie interesowało co robilismy { z dzieciakami}.Dzieki temu za czuje bliskośc Boga tak naprawde kocham to życie te moje łobuziaki i nie moge już słuchac z ust mojego męza ze jak by to było łatwiej gdyby nie to ze "wpadlismy" z drugim dzieciatkiem
Wstyd mi wtedy za niego
Mamaoli,
ja tez czasami ( dośc często) czuję że mojemu zdradzaczowi jest tak wygodnie. Dom ok, dzieciaki ok- tzn zadbane, nakarmione, wyprzytulane, lekcje odrobione itd.
Ale- zaczęłam wymagac większego zaangażowania w sprawy dzieci- i zakupy na święta też zrobi mąż. Owszem- wczoraj usłyszałam że na coś tam nie ma czasu( dokończenie badań dziecka bo praca) ale dziś odebrał dyspozycje zakupowe.Bez szemrania.
Pewnie ma akurat czas. ( To taka drobna złośliwość bo nie mogłam się opanować)
I też mnie ciekawi czy istnieje mozliwość sprawdzenia- czy faktycznie chodzi o taką właśnie wygodę.
co za zbieg okolicznosci. Jakbym czytała swoje życie. w dodatku też jestem mamą Oli. Czy to jakiś znak? Maż też powiedział ze już mnie nie kocha. czy ktoś ma to samo życie co ja? Tylko nie czytałam Dobsona i bardzo, bardzo błagałam, na kolanach. Wtedy odrzucał. Mówie wam jakie to przykre. Przestałam błagaać jakieś dwa miesiaće temu. Nie odzywa się. nie przyjeżdża (jestem u rodzicó) a ja byłam dziś u lekarza po leki. Dno.
fragment czytania z dnia dzisiejszego:
"A mówił: To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi"
ja próbuję w to uwierzyć
Agnieszko. Niesamowity zbieg okolicznosci bo ja też na imię mam Agnieszka.
Jestem na takim etapie że w miare dobrze sobie radzę jak nie widzę mojego męza ale kiedy wieczorem spotykamy się w domu to mam jakąś burze skrajnych uczuć.
Słucham Go i tak jakbym słuchała kogos obcego. Przecież znamy się 13 lat i wiem jaki był, jaką miał chierarchię wartości, jaka ważna byłam dla Niego.A teraz uważa że życie sie zmienia, uczucia się zmieniają -na gorsze-, ze zaczyna sie przyzwyczajenie.
Widzę ze mój mąz myli pojecia zakochanie a miłosc.Dlatego ten pomysł z wyprowadzka. Może wtedy poczuje ze Nas kocha ( bo ja jednak w to gdzies wierze } :-}
Ja jestem z dziecmi u rodziców i nie widze Go ma co dzień. Trwa to już 2 miesiące. Nie zmienia sie. Chyba n gorsze. Tracę już nadzieję. On chce rozwodu. Nie wiem co mam robić bo nie znjduję przyczyny. Też mnie b. kochał (tak mówił) i nagle mu przeszło? Owszem nie okazywałam czułosci zawsze w sposób dobry ale czy będe za to płaci.c do końca? czy nie można sie poprawić, dac szansę?
Dziewczyny, nie bierzcie na siebie wszystkich obowiązków. Waszym męzom tak jest wygodniej, a poza tym to forma mówienia: "No widzisz, sama sobie radzisz, do niczego nie jestem ci potrzebny".
Panowie bardzo potrzebują czuć sie potrzebni. Potrzebują czuć, że bez nich nie damy sobie rady. A my, robiąc wszystko same, potwierdzamy, że ich nie potrzebujemy. Oni się w tym utwierdzają, poza tym jest to wygodne, więc kółko sie zamyka.
Ja wiem, że powiecie, że nie ma innego wyjścia. Ale spróbujcie spokojnie, rzeczowo, bez pretensji PROSIC: czy mógłbyś mi pomoc, czy móglbyś zrobic to czy tamto.Coś konkretnego. Mąż raz odmówi, może drugi, ale za którymś razem zrobi to, potem następny raz. bo sam bedzie się lepiej z tym czuł. To naprawde działa. Wiem z własnego doswiadczenia.
Małgosiu, podpisuję się. Z tym, że są pewne niuanse jeśli chodzi o komunikację. Mężczyzna woli usłyszeć "pomożesz mi w tym i w tym", "odkurzysz dzisiaj mieszkanie" słowo mógłbyś jest dla nich irytujące, bo myślą zanim odpowiedzą " no pewnie, że bym mógł, ale mi się nie chce. Pytanie wprost - odpowiedź jednoznaczna. Jeszcze lepiej przy prośbie wyrazić swoje uczucia, a najlepiej bezradność dotyczącą sprawy o jaką prosimy. " Bogdan, czuję, że nie poradzę sobie z tym i z tym, pomożesz?" I być wdzięczną za każdym razem jak otrzymamy Dobro.
Mąż mówi zebym sie wstrzymała z decyzjami ale z drugiej strony mówi że z jego strony nic sie nie zmieni bo on nie jest w stanie sie do niczego zmusic.Ja to rozumiem że jak nie kocha to nic już nie zrobi tylko po co chce żebym została.Bo mu tak wygodnie? Mówi że głownie dla dzieci powinniśmy być razem.I tu trafił w czuły punkt, bo mnie tez to powstrzymuje od wyprowadzki.Cały czas mam poczucie winy ze nie byłam w stanie dzieciom stworzyc kochajacego domu.
Czy jest jakas nadzieja dla nas
dziewczyny zmagam się z takim problemem jak wasze ale to trwa już ponad 3lata.W tym czasie wiele dowiedziałam się o mężu min to że oni często mówią nam że nas nie kochają po to aby nas zranić ,wtedy gdy targają nimi emocje,lub też wtedy kiedy naprawdę chwilowo czują że nas nie kochają .Same wiecie,że zdażają się momenty że uczucia znikają,bo mężulek nas wkurzył,ale gdy sytuacja się wyklaruje uczucia wracają.Myślę że jeśli nie odchodzą,nie szukają pocieszenia to kochają,choć na swój sposób,ale wiecie że oni są z Marsa i nigdy nie będą tacy jak my szczególnie w okazywaniu uczuć.Rada którą podpowiem już była podawana zajmijcie się sobą organizujcie sobie swój czas.Pozwólcie facetowi pobyć w tzw jaskini,kiedy przemyśli to co mu leży na wątrobie sam wróci z uczuciem do was.Inna sprawa to znudzenie,rutyna,jeszcze inna lubią udawadniać sobie że są ......super.Zostawcie ich od czasu do czasu samych,same zaś zabawcie się w księżniczki -róbcie to co lubicie.Trzymajcie się i powodzenia.Acha oczywiście modlitwa to podstawa rzecz jasna
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum