Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
kochane kobitki czytając to nasze forum tak się zastanawiam czy przypadkiem niektóre z nas w tym ferworze walki o miłość naszych mężów nie zapominamy o nich samych.O tym że oni mają własny punkt widzenia nie zawsze zgodny z naszym.Że często bywamy zaborcze nie ustępliwe,zaborcze,że częto uszczęśliwiamy ich na siłę,próbujemy narzucać własny tok myślenia.przecież to też ludzie i mają prawo do własnej oceny sytuacji.Często bywa tak że oni nie widzą żadnego kryzysu(pomijając tu bicie zdradzanie czy jakąkolwiek formę przemocy),może faktycznie robimy często z igły widły i tak naprawdę doszukujemy się dziury w całym.Ich świat jest inny od naszego są porost troszkę inni niż my.Nie rozwodzą się tak nad wieloma sprawami ,nie rozkładają naszego małżeństwa na części pierwsze tak jak to zdarza się kobietom.Są z regóły nastawieni na zapewnianie bytu rodzinie pracę i logikę.My kobiety od zawsze byłyśmy uczuciowe romantyczne trochę bujające w obłokach,i to jest piękne bo kto ma być wrażliwy jak nie my ,tak stworzyl nas PAN BÓG i chwała mu za to.ALe nie zapominajmy że ich też stworzył tyklo innego inne dał mu zadanie i to pozostaje nam uznać za fakt.I nie walczmy z tym że facet wracający po 12 godz. pracy nie jest tak czuły jak dawniej.Musimy pamiętać że to ciągle on tylko często zatyrany.Nie dolewajmy oliwy do ognia czasem zrozummy że ciągłe żale ,nie zadowolenie, pretensje są męczące,dlatego niektórzy uciekają od nadmiaru takiej miłości.kiedyś kobietom wystarczała świadomość że jest głowa domu i już było dobrze, to my często zastanawiamy się jak one kiedyś mogły być szczęśliwe a jednak nie które były,bo mądrość pozwalała mężowi odpocząć dieciom dorastać w spokoju a kobietom nie zadręczać się pytaniami pt co on miał na myśli mówiąc... każde robił to co do niego należy.NIe wiem czy tak właśnie powinno być, każda z was ma napewno własne zdanie w tej kwesti.Ale starajmy się zrozumieć ich bądżmy bardziej wrozumiałe.Co zyskamy napewno więcej nie wymuszonej miłości , szczęśliwsze dzieci,a może kiedyś przestanie nas prześladować poczucie że coś jest nie tak w naszym związku i odczujemy satyswakcję z tej babcinej mądrości .Tego życzę wam i sobie z całego serca.
Całkowicie się z Toba zgadzam.
trzeba zrozumieć - ze są to dwie odmienne połówki mózgu.
Nie warto roztrząsać problemów na drobne kawałki.Szkoda życia i zdrowia.
bardzo się cieszę beatko-za że masz podobne zdanie choć przyznam się że ktoś posądzi mnie o staromodne poglądy.na takie spojżenie miała duży wpływ moja mama kiedy bezustannie toczyłam boje z moim mężem ,ciągle mnie pytała co ja mam zamiar przekształcić tego człowieka w osobę nie majacą własnego zdana.TO że on ma inny punkt widzena co do podziału ról w naszym małżenstwie to nie jest koniec świata.Nawet kiedy zdradza to trzeba pozwolić opaść emocjom spokojnie się zastanowić.a przedewszystkim umieć odpowiedzieć sobie na to pytanie co chcemy ośiągnąc odchodząc lub zostając.Przedewszystkim chodziło mi o dobro wszystkich kobiet dręczonych nie powodzeniamni w swoich związkach żeby wyciszyły swoje emocje i odnalazły spokój dla siebie.TO TAki apel zastanówmy się jak na tych sarpaninach cierpi nasze zdrowie -nowotwory ;zawały -to wszystko często skutki wieloletniego życia w stresie a przecierz czasami warto przemyśleć ,zastanowić się i poprostu wybrać tą opcję zdrowszą dla nas samych.oczywiścię są przypadki kiedy się nie da żyć pod wpólnym dachem to wtedy ratuj się i wiej ocal zdrowie aczęsto i życie .Nie chciałam tu poruszać wątku pt.Za wszelką cenę.Bonie takie układy mam na myśli.A wszelkie zmiany zaczynajmy od nas samych.
a co jak podział ról był wynikiem porozumienia bez słów. Co jak kobieta zachowywała się staromodnie, nie wymagała. Bo nie musiała. Mąż sam wiedział że jest partnerstwo , równe prawa i obowiązki. Sam zawsze to podkreślał.
Jak wtedy wytłumaczyć.
droga zuzo rozumiem o co ci chodzi i wiesz mi że ja jestem przeciwna odpuszczania facetowi wszystkiego.nie należę do osób które siedzą cicho.POtrafię walczyć kochać i dawać siebie tylko że rasumując te 10 lat walki widzę że nie zawsze była ona sensowna i uzasadniona.Są ludzie gotowi podjąć dialog pujć na kompromis i tacy którzy sprawiają wrażenie że im nie zależy ,silni osobowościowo.i do takich mój mżą osób należy.Icóż ja na walczyłam rozstrojone nerwy i nic więcej.Doszłam do takiego wniosku że nie dam się prowokować nie będę pielęgnowała w sobie ani w nim tej niechęci.Kocham go czy tego chcem czy nie bo serce nie jest takie rozsądne jakby się chciało za to zadbam o dobrą atmosferę w domu.Chcę aby moje dzieci były spokojne i dobrze się rozwijały ,nie wyszły z domu że małżeństwo to jakaś ogólna pomyłka.Miałam nie ustający żal o to że wiecznie nas zaniedbuje nigdy nie wychodzi z dziećmi na spacer nie czuje więzi emocjonalnej z nimi,nie przytula nie często mówi dobre słowa.Wogle nie często z nami ma chęć rozmawiać ,ciągle żyje swoją pracą wiecznie gdzieś dzwoni ,jest bardzo zajęty własnymi sprawami.Wobrażcie sobie 37 połączeń telefonicznych w niedziele od klijętów przecież to kosmos; kiedy on ma z nami rozmawiać.Do tego ciągłe służbowe wyjazdy.I tak oto przez kilka lat narastała moja frustracja całą energię kierowałam na porządkowanie naszego życia i nic nie uprządkowałam.Więc postanowiłam nie tracić czasu na zmienianie mojego męża a swoją energię wkorzystać pozytwniej dla nas wszystkich.nie tak dawno odbyła się u nas narada w składzie ja i dzieci i doszliśmy do wniosku że tata jest jaki jest(my też nie jesteśmy idealni i zamiast sobie przeszkadzać zaczniemy sobie ponagać.)TAta zarabia a my staramy się mu w tym pomuc nieczyniąc wyrzutów że go nie ma.
To zupełnie inaczej jak u mnie.Był czas na wszystko, nic nie trzeba było przymuszać - ani on mnie ani ja jego. Ot tak samo z siebie było.
Kto miał czas to robił. I wszytko grało super. Nie było że ja do garów a on przed tv.
Czasami sam łapał się za uważane za damskie prace. Nie ma więc mowy o pretensjach ani o tym że coś narastalo.
Nagle stało się- luuup.I już. W dwa miesiące.
I jak pisałam w temacie co to jest związek i trwanie w związku- pozostał tylko klon.
Który nie umie zdecydować- ja czy ona. Ale to mnie opuścił a z nią siedzi w pokoju w pracy.
I mimo to nie miałam wczoraj pretensji jak rozmawiałam. Tylko mi żal.
Przyszłości.
I wiem że mam dbać o siebie i dzieci.
I trzymam się z dala -jak potrafię.
Czy coś jeszcze można zrobić.
Chyba już nic
rozumiem co czujesz zuziu przechodziłam przez to wiele razy i za każdym ból jak cholera.Nic się nie chciało człowiek położyłby się i tylko wył a tu trzeba funkconować wychowywać dzieci.To jest takie trudne ta gonitwa myśli co robić kiedy wszystko zawodzi-Nie ma chyba zuziu złotego środka może farmacja pujdzie z postępem i już wkrutce będzie można kupić tabletkę nz taki ból.Ale póki co trzeba liczyć na siebie a w lepszych przypadkach na innych.Naszczęście jest czas który łagodzi każdy ból pozwala się zdystansować do wielu spraw a wielu przypadkach niesie takie rozwiązanie które nam się nie śniło.nie wiem jak mam cię pocieszyć zapewnić że wszystko napewno będzie po twojej myli ,mogę próbować tylko podzielić się z tobą tym jak to wyglądało u mnie.kiedy dowiedziałam się że jest ktoś jeszcze byłam w 4 miesiącu w ciąży,rwałam sobie włosy z głowy nie mogłam nic zrobić ona była śliczną dziewczyną a ja rorłam w szerz w zastraszającym tępie.DRęczyłam się tym zmnieniającym sie stanem .PÓżniej to już nawet mu się nie dziwiłam kto chce mieć w domu wieloryba zamiast super laski.Byłam tak strasznie sama miałam 21 l a czułam się tak strasznie przegrana.Rodzice byli daleko od problemu rodzeństwa nie mam Koleżanki miały inne zajęcia niż spotykanie się ze mną.POlowały na facetów ja jedynie gdzie wychodziłam to był kościół chociaż nie jestem wzorowym katolikiem.Jedyną osobą z którą mogłam pogadać była moja przyjaciółka .Bardzo starała się mi pomagać psychicznie czasami przyjeżdżała tylko po to żeby pośiedzieć koło mnie nie mówiąc zbyt wiele.I to mi pomagało,Kiedy rodziłam swoją córeczke płakałam nie z bólu lecz z porzucenia.NIe mogłam pojąć jak on może tak postępować ze szpitala prosto w ramiona kochanki.DZiecko rosło zdrowo jak na drożdżach a moja pewność i śiła razem z nim.Aż pewnego dnia od straszenia przeszłam do czynów _ odeszłam ale nie na długo nie pozwoliłm ,Prośił o przebaczenie zakończył swoje sprawy.Ja postanowiłam zaufać raz jeszcze i wiesz mi Zuziu nie żałowałam był tak dobry jak nigdy Byłam tak szczęśliwa że po dwóóch 4 l zdecydowałam się na drugie dziecko.Aby moja córcia miała kogoś kochanego zawsze obok siebie i nigdy nie mósiała być tak strasznie sama jak ja.Kiedy przychodził wieczór mąż wracał z pracy jedliśmy kolację ja szłam spać a on głaskał mnie a raczej mój brzuch dopóki usnęłam.i czułam się taka piękna jak nigdy.Leżąc pocichutku myślała żę te modlitwy w kościele nie poszły w prużnię jak wtedy myślałam.One zostały wysłuchane i że może ma to swoje dobre strony bo mogę docenić tą miłość naprawdę choć przez pryzmat cierpienia.Mam drugie kochane dziecko i dużo siły .Niczego bym nie zmieniła bo to cierpienie mnie uszlachetniło.Jedyne czego mi żal to siebie samej z tamtego okresu, nie powinno mi to cerpienie przysłaniać świata,nie trzeba było tak się poddawać ,trzeba się trzymać dla siebie samej i zaufać Bogu Ze on ma swój plan wobec nas.Zaufaj Bogu nie poddawaj się nie zadręczaj i módl bo modlitwa ma zawsze sens
Wiem że wszystkie macie rację że teraz muszę bronić swojego zdrowia- dla siebie i dzieci. Wiem bo sama też tak doradzałam. I udawało mi się to przez ostatnie tygodnie. Niestety w obecnej chwili, od kilku- 4-5 dni czuję "sprzeciw organizmu " wobec przebywania z mężem razem. Wiem że dla dobra dzieci nie powinnam zabraniać mu odwiedzin. Ale naprawdę "choruję" po ostatnich wizytach. Fizycznie. Wraca to co przeszłam w styczniu jak wszystko się naprawdę "udało udowodnić czarno na białym".
Teraz znów mam kłopoty tzw. kardiologiczne z sercem- jako narządem wewnętrznym a nie miejscem gdzie są moje uczucia.
Muszę chyba jakoś mu wytłumaczyć żeby trochę odpuścił z tymi widzeniami. Będzie miał okazję zastąpić mnie bo mam coś do załatwienia i powiedziałam o tym. Wtedy więc nie będzie mnie w domu.
Ale generalnie muszę mieć kilka dni oddechu.
Jak się obrazi to znaczy że zgłupial do reszty. Trudno.
Nie mogę inaczej.
wiesz co zuza te nasze historię nie są tak wcale różne ja też swego czasu szwędałam się po lekarzach ekg echo badania wysiłkowe i nic nerwica i tyle.Stary się śmiał że chyba lekarza podrywam to tak latam do przychodni.Wiesz co mu powiedziałam że mam 27 lat i to nie hipohondria tylko efekt tego jak o mnie dbał.
Owszem, ja długodystansowa jestem.
Kocham.
Ale ostatnio uświadomiono mi że moja miłośc przestała byc bezwarunkowa.
A żeby było bardziej dziwnie to my się nie kłóciliśmy i nie kłócimy nadal- bo ataki że nie będę rozmawiał traktuję spokojnie jako obronę. On miał i ma taki charakter. Tu więc zmiany nie ma.
I teraz nawet przestał mnie atakować i umie wysłuchać ten mój KLON.
Owszem widzę że czasami puchnie ale zawsze dokładnie potrafiłam to wyczuć i zareagować- być może za dokładnie pamiętam - czasami sytuacje i zdania. I on też pamięta więc nie przeczy.Może wciąż się dziwi że jestem taka dokładna.
Ale takiego typu rozmowę to mieliśmy tylko jedną- wczoraj. Tak szczerą. Oczywiście z jego strony nie do końca.
Ale wczoraj nie atakował.
Kocham więc w innej barwie wiedząc że on nie wie czy kocha mnie czy ją. Moim zdaniem wie. Tylko nie wie co robić. Tzn jak powiedzieć prawdę. Bo zrobił juz chyba trochę za duzo.
Odwiedziny mają miejsce 2-3 razy w tygodniu.
Też mam przyjaciółki- 4- które dbają o moje ( MOJE) samopoczucie. Rodzina się stara ale z rodziną to róznie- czasami to ja muszę spowalniać ich zapędy. Już teraz obawiam się rodzinnego spotkania które nastapi wkrótce. Mój mąż ma do wyboru- olać coś bardzo istotnego ( wydarzenie rodzinne) albo narazić się że ktoś nie wytrzyma.
A tak starałam się nie dzielić rodziny.
WŁAŚNIE ZDAŁAM SOBIE SPRAWĘ ŻE OD KILKU DNI MOJE WYPOWIEDZI STANOWIĄ 40 LUB NAWET 50 % WSZYSTKICH WYPOWIEDZI NA TYM FORMU. TO CHYBA NIE JEST NORMALNE.
ALE CHYBA POMAGA ZMNIEJSZYĆ CIŚNIENIE.
No to pomniejszę Ci statystykę.
Jeżeli pisanie Ci pomaga, to właśnie po to jet to forum. Ja czytam regularnie, ale raczej nie "wtrącam się", jeżeli nie mam nic do napisania.
Chciałem się wypowiedzieć na tym topiku już na samym początku, ale "ugryzłem się w język" (klawiaturę - ).
Ja mam żal do siebie, że nie zauważyłem sygnałów od żony, iż coś jest nie tak. Natomiast do niej mam żal, że nie próbowała niczego ratować, wyprowadziła się z dnia na dzień i nawet nie porozmawiała ze mną, dlaczego zachowuję sie tak, a nie inaczej. Nie próbowała zrozumieć, że miałem coraz więcej stresów i martwiłem się o naszą przyszłość.
Mateuszu,
jestem na posterunku, choć dom prowadzę całkiem sprawnie.Lubie i potrafię wykonywac kilka czynności w tym samym czasie.
Nikt nie jest doskonały. Nie powinienes miec tak wielkiego żalu do siebie że nie zauważyłeś w porę symptomów. To cię do niczego nie doprowadzi. Ja zauważyłam symptomy juz od początku i rozmawiałam na ten temat. Niestety bywa tak że druga strona ( czytaj klon współmałżonka) nie jest w stanie mówiąc prosto- logicznie analizować znaczenie bodźców zewnętrznych).
I nie jest tak wielką twoją winą że nie widziałeś. Ja widziałam i jestesmy OBOJE w tym samym punkcie. Również mój mąż zwiał nagle. Moim zdaniem uciekł. Przytłoczyło go to co czuje do tej drugiej albo uciekł od mojego widoku. Może być tez tak że współmałżonek robi sobie wolną drogę zostawiając nas. Mój "klon' był zły jak mu dałam artykuł traktujący o takim postępowaniu. To się nazywa usuwanie przeszkody. Ale oboje kochamy. Ty żonę ja męża.Przynajmniej tak cię zrozumiałam. Ja np. zupełnie nie wiem skąd czerpię nadzieję i miłośc i tę głupią wiarę że może jednak.
Nie szukaj winy ( tak bardzo głęboko0 w sobie. Z pewnością oboje zrobilismy coś źle- ale w dużo mniejszym stopniu niz nasi wiarołomni.
Ja szukam odpowiedzi na pytanie co robic teraz- jeszcze nie wiem.
Pozdrawiam Cię.
ja też zaczynam się nie pokoić że tak często tu zaglądam.Miałam dziś wolne mąż w pracy starsza córka w przedszkolu, młodsza u babci a ja przed komputerem.Zrobiłam obiat posprzątałam odebrałam dziecko z przedszkola.POdałam obiad mężowi i wruciłam tu z powrotem.Jutro też mam wolne i chyba schowam komputer(dobrze że to laptop) bo nie wiem gdzie bym go wcisneła.boję się uzależnienia ja piszę ciekawa opini innych zaglądam tu znów i tak to nas napędza.
Kochane:)
Każdy z nas ma potrzebę wygadania się, wypisania, wyrzucenia z siebie wszystkiego - bólu, żalu, smutku, wściekłości, złości... To takie wewnętrzne oczyszczenie się.
Bardzo dobra forma terapii:) a przy okazji można poznać fajnych ludzi, którzy z czasem mogą stać się przyjaciółmi
Trzymajcie się cieplutko
Cały czas zastanawiam się nad słowami męża- nie wiem którą kocham ją czy ciebie- niestety to może górnolotne słowa ale taka sytuacja poddawania ocenie obcej "koleżanki" i żony uwłacza mojej godności.
A dodatkowo skoro nie wie to dlaczego wybrał metodę dowiedzenia się w stylu- mnie porzyucił a do niej poleciał i siedzą w jednym pokoju. On chyba jednak już wie.
Czy to normalny sposób u wiarołomnych że żona precz, "koleżanka " blisko a oni twierdzą że nadal nie wiedzą.
Powiedzcie mi.
Bibi, poruszyłaś bardzo ciekawy wątek. I dziękuje Ci za to, bo coś sobie uświadomiłam. Bibi, dla mnie jesteś największą optymistką na tym forum. Ty i jeszcze jedna dziewczyna, która spisała dobre strony wyprowadzki męża. Aż chce mi się dzisiaj żyć, działać itd.
Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego słonecznego, wiosennego, ciepłego weekendu.
no miałam schować komputer i nie schowałam ,prostując włosy maszynką ,drugą ręką wystukuję do was moje myśli.Jutro mój mąż wyjeżdża znów służbowo na tydzień.Pierwsze jego jego wyjazy przeżywałam jak pożucony szczeniak.Wszędzie doszukiwałam się potwierdzenia że na tych wyjazdach na pewno mnie zdradza,jak nie wysłał 5 smsów to popadałam w depresję. Myślałam -no tak taki zajęty że nawet tęsknić nie ma czasu-Więc ja wypisywałam.Pakowałam go na te wyjazdy a do torby nie zapominałam dorzucić pół litra łez.po powrocie rozpakowywując, sprawdzałam czy aby nie wyschły przez ten czas.NO i oczywiście tłumaczyłam się przed nim i sobą z tych mega rachunków telefonicznych. Ale człowiek to taka bestia że do wszystkiego przywyknie,i ja przywykłam.Dalej nie cierpie tych jego wyjazdów ale cóż są i z tego korzyści finansowe, no i wraca jakby trochę stęskniony.Ja mam więcej czasu dla siebie.Zamiast stać przy garach chodzę z dziećmi na miasto coś zjeść.dzieci mogą pujść pużniej spać ,no i mogą spać na ten czas ze mną.Oczywiście są dyżury .No moje drogie jutro znów jedzie tak jak pisałam wcześniej a ja postanowiłam zrobić mu zakuy na podróż no i przy okazji coś fajnego sobie na grzbiet.To taka mała rekompęsata za samotność.wiem że to może głupie co piszę ale trzeba czymś się pocieszyć.Trzeba szukać małych przyjemności żeby nie zwariować.Dla tego apel DO tyCH pań których mężowie wojażując zarabiają ,kiedy dopada samotność zamiast pogrążać się w tęsknocie,zastanówcie się jak sprawić sobie odrobinie przyjemnośći.BO czasami dbając o swoich mężów ,dom ,dzieci. ZApominamy o sobie,TERAZ jest na to CZAS.ANETA SPRAWIŁAŚ CÓDDDD U MNIE SWIECI SŁOŃCE>
Też zrobiłam sobie prezent "ciuchowy" piękny szal do płaszcza. I słońce pięknie świeci. Mimo "doła" widzę to. I byłam z dziećmi w restauracji. Udało mi się kilka razy pośmiać. Dziś to baaardzo duży mój sukces. A teraz mam wolne do jutra bo dzieci u dziadków. Walczę dzielnie ze swoimi złymi odczuciam. Może się uda.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum