Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czyżby serce jednak biło?
Autor Wiadomość
stefanka
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-12-27, 10:53   czyżby serce jednak biło?

dawno nie pisałam, czytałam tylko sobie co piszecie. chciałam sie wyciszyć i to się chyba udało. nawet święta jakoś przeżyłam...:(
pogodziałam sie chyba z ta porażką, chociaz nadal czuję sie samotna, porzucona, skrzywdzona. ale spokojniejsza, mniej porwana, zdeptana.
znowu nie wiem co myśleć. mąż wynajął jakies mieszkanie, ale dążył bardzo intensywnie do spotkania ze mną przed świętami. chciałam tego uniknąć, bo balam się, co moge usłyszeć, w końcu do spotkania doszło, dosłownie kilka minut, bo ja nie mogłam z różnych względów poświęcic mu więcej czasu. okazało się, ze miał dla mnie prezent na gwiazdkę. byłam bardzo zaskoczona, nie wiedziałm jak sie do tego odnieść. dodatkowo zaskoczyło mnie to, ze prezent był drogi, ekskluzywny. nigdy nie kupowalismy sobie takich rzeczy, zawsze były to jakies drobiazgi. takie zakupy jak ten były kosultowane, analizowane itp. a tu nagle taki gift...hmmm...
powiedział, ze pomyślał, ze to będzie do mnie pasować, że dobrze będę z tym wyglądać. nie wiem, co o tym myśleć. szukał czegoś specjalnie dla mnie, poświęcił czas i kupę kasy. czy tak sie robi, jesli się nie kocha (jak twierdzi), jesli nie chce się z kimś być. wiem, że zna mnie, wiedział, ze coś mu kupię, bo taka jestem, czyli niby rewanż, ale z drugiej strony ten prezent jest taki zobowiązujący. mógł przeciez kupić coś na odwal się. jakąś pierdółkę. a on serio się postarał, pieknie zapakowane...co mam myśleć???
w wigilię przysłał życznia mojemu bratu, chociaz nie kontaktowali się od naszego rozstania. ponad 2 miesiącee grubo. jakies sprzeczne sygnały wysyła. bo to wynajete mieszkanie, a z drugiej strony takie gesty...
jak to wszystko odbierać?
mamy sie dzis spotkać. pewnie znów usłyszę, ze on nie wie, co mysli, co ma robić itp, ciągle to samo. a ja nie wiem, czy nie przyszedł już moment, zeby poprosić go, zeby zabrał swoje rzeczy z naszego mieszkania. myślę, ze skoro on przez tak długi czas nie znalazł odpowiedzi na swoje pytania, to ja nie moge dłuzej żyć w takim stresie. moze to spowoduje, ze zrozumie, co traci??? on tak długo nie zatęsknił...
strasznie mi samej w naszym domu, ale staram się jakos funkcjonować. on wie, ze go kocham, tęsknię, czekam. licze na zmianę, ale nie reaguje. czasem zdarza mi się wysłac mu jakiegoś smsa z wyznaniem, kim dla mnie jest, jak jest ważny. nigdy nie odpisuje (zrobilam to chyba łącznie 3 razy, ostatnio przed wigilią). ignoruje je chyba. pewnie nic nie znaczą. ale te drobne gesty...pogubiłam się.
nie wiem co myśleć, co robić, jak traktować, to co się dzieje wokół mnie.
pomóżcie mi to jakoś ułozyc w głowie, w sercu, proszę...

[ Dodano: 2007-12-27, 10:57 ]
ale porwana ta moja wypowiedź, sorry, taki mam bałagan w głowie, ze nie moge tego sensownie ułożyć:(
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 11:23   

Stefanko, może na dzisiejszym spotkaniu cos się wyjaśni... Tylko nie mów mu, żeby zabierał swoje rzeczy, bo przeciez tego nie chcesz... Nie unoś się honorem - to nic nie da a może tylko pogorszyć sytuację.
Wg mnie, Twemu mężowi zależy na Tobie - bo i po co tak wymowny prezent? Mój mąż nawet się nie odezwał w święta, nie mówiąc o prezencie - nawet nie dla mnie, ale dla dziecka. Ja więc na 100% jestem pewna - memu męzowi nie zależy ani na mnie, ani na dziecku.
Pomyśl teraz o swoim mężu - kiedy wybierał prezent, zastanawiał się - musiał o Tobie myśleć, o Was. Wysłał życzenia Twemu bratu - to też coś znaczy...On Ci daje wyraźne sygnały....
 
     
baska68p
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 11:30   

Bardzo dobrze cie rozumiem. Faceci tak mają sami nie wiedzą czego chcą, nie potrafia tego nazwać i kupują drogie prezenty, żeby zagłuzsyć sumienie. Ja mam inny problem, ale jestem pierwszy raz na tej stronie i nie wiem jak mam i gdzie napisać o tym może mi podpowiesz
 
     
stefanka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 11:45   

Basiu, musisz tylko wybrać nowy temat, tak na górze, troszkę nad postami:):):)
dzięki za odpowiedzi Dziewczyny:)
Wanboma, jak cudnie było przeczytać, co o tym myslisz. to tak podnosi na duchu. mam wielka nadzieję, że masz rację, ze to znaczy, ze mysli, zastanawia się, moze jednak tęskni, moze w głębi serca jednak kocha, tylko sam tego nie wie...
ale z drugiej strony żadnych decyzji, kroków. a ja juz nie mam sil na to czekanie, myślenie, dręczenie się. próbuje odwrócic mysli, nawet czasem to sie udaje, ale na krótko. boję sie tego spotkania, tego co usłyszę. wiesz, tak myslę, o tym, ze Twój mąż sie nie odezwał w święta. w sumie to mój tez nie, to ja go "przyatakowałam" smsem. święta to z jednej strony najlepszy okres na pogodzenie się, odnalezienie się, a z drugiej strony może to najgorszy czas na to... najtrudniej spojrzeć sobie w oczy w świeta, przypomniec te wszystkie dobre momenty. najtrudniej może byc osobie, która powiedziała słowa, których nie powinna, która zraniła, własnie w tym czasie znów sie dac odnaleźć małżonkowi...
sama nie wiem, tak sobie myślę, próbuje tłumaczyc jego zachowanie.
a co do tego zabierania tych rzeczy, to pewnie masz rację, że nie powinnam i pewnie faktycznie tego nie zrobię. po prostu myślę, ze może to by nim potrząsneło. zmusiło do działania, do jakis kroków, męskich decyzji, poniesienia odpowiedzialności za swoje czyny. ale musiałabym zagrac vabank, a na to sie chyba nie odważę.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 11:45   

Stefanka........ Wanboma pisze ze znajomością rzeczy.Ja bym Ci sugerował abyś dała czas czasowi...... nie podejmowała drastycznych kroków,nie wystawiała walizek.Dostajesz jakieś sygnały,nie wiadomo co one mają znaczyć,ale jak nie poczekasz na resztę tego "szyfrogramu' to nie bedziesz mogła odczytac zaszyfrowanej jeszcze wiadomości.Nawet jak jest to tylko zagłuszanie poczucia winy u Twojego męża to tez cos znaczy...... on może walczy ze sobą,z podjęciem decyzji,z męską dumą ,z pychą.
Daj sercu swojemu trochę czasu.Daj jeszcze trochę czasu Twojemu mężowi.Wiesz...........nie robi sie drogich prezentów komuś na kim dającemu zupełnie nie zależy,faceci sa bardziej wyrachowani od kobiet,mniej emocji a więcej wyrachowania mają...... nawet gdyby to było poczucie winy to znaczy że sumienie mu drapie od spodu,wpędza go w poczucie winy.A to tez jest jakiś znak.Pogody Ducha
 
     
baska68p
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-12-27, 11:52   Basia

Może mi ktoś cos poradzi. Nie wiem co robić. Jesteśmy małżeństwem od 20 lat. Mamy dorosłą córkę. Mąż zawsze był wybuchowy i agresywny, ale i tak się zakochałam i jestem z nim. Na początku był zdumiony, że jestem w ciąży nie chciał się żenić. Potem jak już to przetrawił oddał się uciechom życia, które tak szybko stało się życiem dorosłym a nie zdążył się przecież wyszaleć. Pracował w zawodzie, gdzie miał częsty kontakt z kobietami i jak się okazało nie omieszkał tego wykorzystać. Mój mąż jest zaborczy, oczekuje bezwarunkowego podporządkowania, sam decyduje co jest dla nas dobre. Ma swoje pieniądze, ja swoje. Ciągle się złości na mnie nawet nie wiem dlaczego. Nie chce rozmawiać. Odwiedzając swoja rodzinę na wsi zawsze bywa na dyskotekach twierdząc, że ciężko pracuje i coś mu sie od życia należy. Robi to też żeby mnie ukarać za rzekome przewinienia. Używa wulgarnych słów pod moim i córki adresem. Ostatnio przypomniałam sobie wiadomości ze studiów i odkryłam, że może cierpieć nadal z powodu śmierci matki i na nas przenosi tą złość. Tylko. że to było bardzo dawno. Z opowieści wiem, że bardzo go wychwalała i był jej oczkiem w głowie. Umarła kiedy miał 20 lat. Wiem, że potrzebuje pomocy ale na nia się nie zgodzi, a jak mu o tym powiem będzie zły. Ja już dłużej nie wytrzymam tych wyzwisk( że jestem szmatą, nie jestem nawet człowiekiek). Wstyd mi o tym pisać ale nie wiem gdzie szukać pomocy.Długa ta opowieść ale cóż możnaby nawet książkę o tym napisać. Czuję się samotna, odrzucona. Cokolwiek o tym mu powiem zaczyna sie kolejny potok obelg. Może ja też nie jestem bez winy, ale chyba to, że czasem mu coś odpowiem na te wyzwiska to nie przestepstwo, tylko, że ja nie używam przy tym obraźliwych słów. Jestem na etwpie szukania mieszkania. Mąż obwinia mnie o wszystko o to, że wszyscy( w tym Mama) mu umarli(kiedymnie poznał to rzeczywiście zaczęły się zgony), o to, że nie potrafię stworzyć mu ciepłej atmosfery a wcale tak nie jest, o to że źle wychowałam córkę(studiuje socjologie). Boże pomóż bo umiera moje serce. Nie rozumiem co się dzieje.
Ostatnio zmieniony przez baska68p 2007-12-27, 12:15, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
stefanka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 11:55   

dzięki...
bardzo cenne sa dla mnie Wasze wypowiedzi. może faktycznie dac czasowi czas. tyle wytrzymałam. przetrwałam to najgorsze, wytrzymam i tą niepewność. może tak będzie lepiej. tylko ja tak strasznie za nim tęsknię. w każdej sekundzie. mam wrażenie, ze marnujemy dany nam czas. że on juz nie wróci. że tracimy cos bezpowrotnie. tak bym chciała znów miec to moje ułozone zycie. wiedziec, co wydarzy się dziś, co jutro, a co za 50 lat. że on zawsze będzie przy mnie, ze mną. a teraz wiszę nad przepaścią i nie wiem, czy zdołam się podciągnąć. dręczę się tą niepewnością strasznie, chociaż staram się robić dobra minę do złej gry. nawet przed nim momentami udaję, jak to sobie świetnie radzę, że żyję niby normalnie. ale to wszystko kłamstwa. nie radze sobie. mam wyrwane serce, boli mnie każda sekunda bez niego. i tkwie w tej tęsknocie, udając twardzielkę:(
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 12:17   

Stefanka......... pomysl.....chciałabyś wiedzieć co będzie za 50 lat.A tu nawet nie wiesz co bedzie za chwilkę.Mamy wbrew pozorom tak mały wpływ na to co się stanie ,na to co zrobią inni.A czy marnujecie czas???? mozliwe......ale nie ma człowieka na zieni który by nie mógł powiedzieć ze nie zmarnował kiedys tam jakiegoś czasu.To zwsze można sobie wyrzucać.Ale pomyśl........moż eten czas akurat jest Wam,Tobie dany po to abyś/abyscie coś zrozumieli,coś naprawili.......Stefanko,czas po kryzysie który nie kończy sie tragedią jest najczęściej czasem o wiele piekniejszym,dojrzalszym,ludzi bardziej otwieraja sie na potrzeby i uczucia partnera.A to że boli........no cóż,to tak jak ze zdrowiem,jak z zębem,jak nie boli to nawet nie zauważa sie że jest.Nie docenia sie tego że to zdrowie jest,nie mysli sie o tym.Wykorzystaj ten czas do wzmocnienia siebie,do lektur i pracy nad sobą aby po kryzysie unikać mielizn czychających na małżonków.Polecam lektury Jacka Pulikowskiego.Są takie życiowe i takie fajne.....niezależnie od stażu małżeńskiego mozna je wdrażać .
Pogody Ducha
 
     
Reniuszek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 12:52   

nałóg napisał/a:
Wykorzystaj ten czas do wzmocnienia siebie,do lektur i pracy nad sobą



Tak dokladnie Stefanko, Naolog ma racje. Po prostu.
Mozesz sie grzebac w domyslach i pytac nas o zdanie, ( bo zawsze to inne doswiadczenia sa cenne), Ja tez uwaam, ze zachowanie Twojego meza jest jakies "zaszyfrowane".
Nie wiem dlaczego mezczyzni tak maja, ale tak maja.
Racjonalizujac mozna sobie powiedziec, ze ni kupuje drogich prezentow ktos komu nie zalezy, ale moze byc tez tak, ze kupuje drogie prezenty ten kto chce sobie "oplacic" swoje poczuc ie winy, ze cos sknocil.. Obie racjonalizacje niekoniecznie musza byc trafione.

Najwazniejsze jest to co TY CZUJESZ, to ze Ty kochasz meza, a jego kochanie Ciebie mozesz spokojnie zostawic bez ocen i tak niezebdnych Ci teraz potwierdzen.
Nic Ci to nie da na dluzsza mete, tylko rozjatrzy rane, ktora poki co jest otwarta.

Od siebie, ktora jestem (bardziej bylam) w podobnym stanie ducha, polecam ksiazke " "Kobiety, ktore kochaja za bardzo" Na teraz da Ci ona odpowiedzi nawiel Twoich pytan pod adresm meza, ale przede wszystkim TWOIM. Bo Ty w tym wszystkim jestes wazna, Ty i Twoje emocje, przezywanie bólu.

Mozesz i powinnas tez dodatkowo wykorzystac ten czas dla siebie.
Ze trudno jest? Pewnie. Doskonale Cie rozumiem. i nie tylko ja, Mysle, ze wszyscy z tego forum.

Nalog to madry facet, dzieki ze jestes tutaj ;-) przydaje sie takie spojrzenie ;-)

nałóg napisał/a:
moż eten czas akurat jest Wam, Tobie dany po to abyś/abyscie coś zrozumieli, coś naprawili.


Tez tak mysle, ze jaki ten czas by nie byl , to na pewno nie jet to czas stracony.
Trzeba tylko przyjac/zaakceptowac ten fakt, ze CZAS tez nalezy do Boga, bo "...
jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem...."

do przyjecia czego Cie serdecznie namawiam i zapraszam
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 13:47   Re: Basia

baska68p napisał/a:
Może mi ktoś cos poradzi. Nie wiem co robić. Jesteśmy małżeństwem od 20 lat. Mamy dorosłą córkę. Mąż zawsze był wybuchowy i agresywny, ale i tak się zakochałam i jestem z nim. Na początku był zdumiony, że jestem w ciąży nie chciał się żenić. Potem jak już to przetrawił oddał się uciechom życia, które tak szybko stało się życiem dorosłym a nie zdążył się przecież wyszaleć. Pracował w zawodzie, gdzie miał częsty kontakt z kobietami i jak się okazało nie omieszkał tego wykorzystać. Mój mąż jest zaborczy, oczekuje bezwarunkowego podporządkowania, sam decyduje co jest dla nas dobre. Ma swoje pieniądze, ja swoje. Ciągle się złości na mnie nawet nie wiem dlaczego. Nie chce rozmawiać. Odwiedzając swoja rodzinę na wsi zawsze bywa na dyskotekach twierdząc, że ciężko pracuje i coś mu sie od życia należy. Robi to też żeby mnie ukarać za rzekome przewinienia. Używa wulgarnych słów pod moim i córki adresem. Ostatnio przypomniałam sobie wiadomości ze studiów i odkryłam, że może cierpieć nadal z powodu śmierci matki i na nas przenosi tą złość. Tylko. że to było bardzo dawno. Z opowieści wiem, że bardzo go wychwalała i był jej oczkiem w głowie. Umarła kiedy miał 20 lat. Wiem, że potrzebuje pomocy ale na nia się nie zgodzi, a jak mu o tym powiem będzie zły. Ja już dłużej nie wytrzymam tych wyzwisk( że jestem szmatą, nie jestem nawet człowiekiek). Wstyd mi o tym pisać ale nie wiem gdzie szukać pomocy.Długa ta opowieść ale cóż możnaby nawet książkę o tym napisać. Czuję się samotna, odrzucona. Cokolwiek o tym mu powiem zaczyna sie kolejny potok obelg. Może ja też nie jestem bez winy, ale chyba to, że czasem mu coś odpowiem na te wyzwiska to nie przestepstwo, tylko, że ja nie używam przy tym obraźliwych słów. Jestem na etwpie szukania mieszkania. Mąż obwinia mnie o wszystko o to, że wszyscy( w tym Mama) mu umarli(kiedymnie poznał to rzeczywiście zaczęły się zgony), o to, że nie potrafię stworzyć mu ciepłej atmosfery a wcale tak nie jest, o to że źle wychowałam córkę(studiuje socjologie). Boże pomóż bo umiera moje serce. Nie rozumiem co się dzieje.


Basieńko Droga:)
Paradoks polega na tym ,ze Ty o tym bólu i cierpieniu mówisz jawnie w przeciwieństwie do męża, który na wszelkie sposoby próbuje ten ból zagłuszyc.
Człowiek nie chce byc " bezsilny" , trudno raczej przyjąc bezsilnosc.
Są właśnie i tacy ludzie , którzy na zewnątrz są niepoukładani jak wewnątrz, a jednocześnie tak wewnętrznie nieszczęśliwi jak zewnętrznie ranią. Pokonac taki ból i takie zło może tylko Bóg. Sama nic nie zrobisz.Ty sama również potrzebujesz pomocy - SIłY do miłowania! Prosiłaś o radę...i pragnę Ci zacytowac życzenia które wciąż mam w sercu , a które są wielkim meritum:"życzę Tobie i bliskim ciszy tak pogodnej i czystej, aby dusza słyszała bicie serca, radośc i płacz małego Jezusa."

Pozdrawiam serdecznie , zawsze pokrzepieniem dla mnie jest Jezus Chrystus , nie znam innego, bo tylko tak sprawcą działania staje się Duch Sw. i lekac sie nie muszę ,że nie podołam.
Do zobaczenia w modlitwie:)
 
     
stefanka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 14:29   

staram się tak żyć, jak piszecie Nałogu i Reniuszku. staram się pracowac nad soba, staram się zmienić przede wszystkim siebie, byc trochę egoistka, docenic, że mam czas dla siebie, własnie na czytanie, spotkania z przyjaciółmi, internet. mam czas, zeby o siebie zadbać. nie muszę robić tych wszystkich domowych czynności. ale z drugiej strony, to własnie tego mi brakuje. że nie mam komu ugotować, uprać. glupoty. niby mądra kobieta powinna sie cieszyć, że nie jest jakąś kuchtą, ale mi serio tego brakuje. łapię się na tym, ze myslę, co on zjadłby z przyjemnością na obiad... okropność. zamiast cieszyć się tym nieplanowanym i niechcianym, ale jednak czasem dla siebie, tym też sie męczę.
męczy mnie każda myśl. wiem, że przyszłość w żadnej mierze nie zalezy ode mnie, że nie da się zaplanowac życia na 50 lat do przodu, a nawet na dzień do przodu, ale chciałabym znów miec chociaz to złudzenie, ze będzie do końca zycia dobrze. że usiądziemy kiedys na ławce w parku i bedziemy sobie ględzić, co nas boli i strzyka:) dobrze mi zawsze było, ze znalazlam człowieka z którym chcę dożyć starości. zmagać sie z życiem, cieszyć się i płakać. a on się odwrócił. nie chciał tego:( wiem, ze zależy to tylko od Boga, nie mam wpływu na naszą przyszłość, ale czasem watro pomarzyć, tak po prostu. pomyśleć, że wszystko w moich.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-27, 14:37   

stefanka napisał/a:
staram się tak żyć, jak piszecie Nałogu i Reniuszku. staram się pracowac nad soba, staram się zmienić przede wszystkim siebie, byc trochę egoistka, docenic, że mam czas dla siebie, własnie na czytanie, spotkania z przyjaciółmi, internet. mam czas, zeby o siebie zadbać. nie muszę robić tych wszystkich domowych czynności. ale z drugiej strony, to własnie tego mi brakuje. że nie mam komu ugotować, uprać. glupoty. niby mądra kobieta powinna sie cieszyć, że nie jest jakąś kuchtą, ale mi serio tego brakuje. łapię się na tym, ze myslę, co on zjadłby z przyjemnością na obiad... okropność. zamiast cieszyć się tym nieplanowanym i niechcianym, ale jednak czasem dla siebie, tym też sie męczę.
męczy mnie każda myśl. wiem, że przyszłość w żadnej mierze nie zalezy ode mnie, że nie da się zaplanowac życia na 50 lat do przodu, a nawet na dzień do przodu, ale chciałabym znów miec chociaz to złudzenie, ze będzie do końca zycia dobrze. że usiądziemy kiedys na ławce w parku i bedziemy sobie ględzić, co nas boli i strzyka:) dobrze mi zawsze było, ze znalazlam człowieka z którym chcę dożyć starości. zmagać sie z życiem, cieszyć się i płakać. a on się odwrócił. nie chciał tego:( wiem, ze zależy to tylko od Boga, nie mam wpływu na naszą przyszłość, ale czasem watro pomarzyć, tak po prostu. pomyśleć, że wszystko w moich.


A co później? A co potem?
Gdyby taki był Bóg o jakim piszesz, który nie pozostawiłby mi wyboru(wpływu) niezdolna byłabym Go kochac, dlatego ,że to nie jest juz miłośc! Jednym z piekniejszych aktów Bozej miłosci jest to ,ze ten wybór zastrzegł dla każdego człowieka z osobna:)
Pozdrawiam serdecznie:)

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8