Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Koniec mojej drogi
Autor Wiadomość
JAPI
[Usunięty]

  Wysłany: 2007-12-18, 08:44   Koniec mojej drogi

Witajcie !
Odzywam się, po długiej przerwie. Nie pisze już w tytule "ciężki kryzys" jak poprzednio bo ten tutuł mnie dołuje...
Niektórzy mnie znają - od roku jestem w kryzysie i cały ten czas prowadziłem walkę o uratowanie mojego małżeństwa...
W połowie roku dowiedziałem się że prawdopodobnym powodem rozpadu naszego małżenstwa nie jestem ja jako "zły ojciec i mąz" ale jest ktoś trzeci... Standardowa sytuacja jak u wielu z Was...
Przy okazji: w czasie ostrej rozmowy usłyszałem że jej zdrada była MOJĄ winą. Tak, wina zawsze leży po obu stronach - ale czy złodziej może mówić że kradł bo...za mało zarabiał w pracy ?
Do rzeczy.
Długo się modliłem aż wymodliłem sobie spokój. Bóg przygotował mnie na to co nadchodziło...
Wczoraj odebrałem pozew rozwodowy mojej Żony.
Pól roku temu pewnie wylądował bym w szpitalu z jakimś zawałem ale teraz po małym dołku - przyjąłem to w miarę spokojnie...
Póki co nie ma daty rozprawy ale jest nakaz Sądu do ustosunkowania się do wniosku o rozwód bez orzekania winy + wysokość alimentów...
No i mma dylemat: czy nie zgadzać się i żyć dalej w piekle, czy zgodzić się i dać jej wszystko, czy może wyciągnąć dowody i wystąpić o orzekanie jej winy... ???

Wiecie czego nie mogę przeboleć ? Że zrobiła mi to na święta, na nowy rok i na rocznicę ślubu którą mamy za dwa tygodnie...
Nie jestem w stanie z tym człowiekiem spędzić razem wigilii, to przykre bo nawet wojny w czasie świąt cichną i są rozejmy, a u mnie odwrotnie...
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 11:38   

Japi,
tak na szybko (jestem w pracy) przeczytałam Twoje wcześniejsze posty. Pytałeś w którymś z nich czy lepiej jest dla synka, żeby mieszkał z rodzicami, którzy są w takiej sytuacji jak Wy, czy lepiej, żeby mieszkał z uśmiechniętą mamą, która układa sobie
życie i dochodzącym tatą...
A właściwie dlaczego synek nie miałby zostać z Tobą??????
Jeżeli żona chce rozwodu... ok... ale dlaczego wymaga od Ciebie żebyś wziął za to część winy... tak rozumiem rozwód bez orzekania o winie.
A może powinieneś wnioskować o uznanie Jej winy... (Ty przecież tego rozwodu nie chcesz ) przyznanie praw do opieki nad synem i alimenty... gdzie jest powiedziane, że to tylko ojcowie mają płacić alimenty?
Żona znalazła sobie kogoś innego, proszę bardzo - niech odchodzi, niewielki masz chyba wpływ na Jej decyzje, ale niech poniesie tego konsekwencj... syn zostaje z Tobą!!!
Nie daj się zastraszyć Japi :-)
Życzę Ci odwagi!!!
Pozdrawiam
Kasia
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 12:53   Re: Koniec mojej drogi

JAPI napisał/a:
Witajcie !
Odzywam się, po długiej przerwie. Nie pisze już w tytule "ciężki kryzys" jak poprzednio bo ten tutuł mnie dołuje...
Niektórzy mnie znają - od roku jestem w kryzysie i cały ten czas prowadziłem walkę o uratowanie mojego małżeństwa...
W połowie roku dowiedziałem się że prawdopodobnym powodem rozpadu naszego małżenstwa nie jestem ja jako "zły ojciec i mąz" ale jest ktoś trzeci... Standardowa sytuacja jak u wielu z Was...
Przy okazji: w czasie ostrej rozmowy usłyszałem że jej zdrada była MOJĄ winą. Tak, wina zawsze leży po obu stronach - ale czy złodziej może mówić że kradł bo...za mało zarabiał w pracy ?
Do rzeczy.
Długo się modliłem aż wymodliłem sobie spokój. Bóg przygotował mnie na to co nadchodziło...
Wczoraj odebrałem pozew rozwodowy mojej Żony.
Pól roku temu pewnie wylądował bym w szpitalu z jakimś zawałem ale teraz po małym dołku - przyjąłem to w miarę spokojnie...
Póki co nie ma daty rozprawy ale jest nakaz Sądu do ustosunkowania się do wniosku o rozwód bez orzekania winy + wysokość alimentów...
No i mma dylemat: czy nie zgadzać się i żyć dalej w piekle, czy zgodzić się i dać jej wszystko, czy może wyciągnąć dowody i wystąpić o orzekanie jej winy... ???

Wiecie czego nie mogę przeboleć ? Że zrobiła mi to na święta, na nowy rok i na rocznicę ślubu którą mamy za dwa tygodnie...
Nie jestem w stanie z tym człowiekiem spędzić razem wigilii, to przykre bo nawet wojny w czasie świąt cichną i są rozejmy, a u mnie odwrotnie...


JAPI, nie umiem napisać to lepiej jak napisała Elzd. Pytanie tylko do Elzd, czy pozwolisz, żę Cię zacytuję.
Oto słowa Elzd w innym wątku:

"Tych "a może .... " będzie jeszcze więcej, do końca życia będziemy się zastanawiać, co by było gdyby ....
I nie znajdziemy odpowiedzi, teraz nie nie, może kiedyś, w przyszłym życiu.
Ale jesteśmy rozumni, powinniśmy kierować się zarówno sercem jak i rozumem. Niby dlaczego miałabym wyrazić zgodę na rozwód? Przecież ja rozwodu nie chcę, mam więc kłamać że chcę? I nie ważne jest w sądzie czy mam nadzieję, czy jej nie mam. Po prostu nie chcę rozwodu, nie chcę wyrazić zgody, bo tak czuję. Mam mówić, że czarne to białe, bo 'szanownemu' tak pasuje, bo sąd tego oczekuje ode mnie?
Owszem, ostatnio dośc często wyrażam swoje poglądy, czasem mam z tego powodu kłopoty, czasem ktoś się obraża. Ale, jak można myśleć inaczej, a mówić coś zupełnie innego? Oczywiście, inaczej widzę rodziny w których jest przemoc, wyzwiska, nienawiść. Wtedy trzeba ratować siebie, swoją godność, czasem życie. I swoje i dzieci. Ale to już inna sytuacja i nie wiem jak bym się wtedy zachowała. Na pewno chciałabym tylko spokoju."


Elzd, jesli źle zrobiłam, zedytuję ten post.
Jeśli Ci nie przeszkadza, to
Japi - słowa Elzd są ode mnie podobne.

Japi, chodzi "tylko" o to, abyś miał siłę duchową na wyrażenie swojego zdania na ten temat.

To, powiedziałabym, nawet zwykła, ludzka asertywność tego się domaga.

"Mam inne zdanie na ten temat" - to jest asertywność, kiedy Ty nie zgadzasz się na coś i MÓWISZ TO WYRAŹNIE I MOCNO, CZYLI DOBITNIE, tak aby usłyszeli Twoje zdanie.
Bo wiesz, w sądach nie słyszą,

ale Bóg słyszy Twoje zmaganie.
Bóg słyszy Twoje zmaganie - zmaganie serca.

Bóg słyszy wszystko. Tylko Ty wierz bardziej Bogu, nie ludziom.
Módl się Różańcem.
Różaniec Święty potrafił ocalić od bomby atomowej dom, w którym się modlono Nim,
tą Świętą Bronią - Różańcem Świętym !
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 13:05   

Japi, podpisuję się pod tym, co wyżej piszą Dziewczyny ! rzecież Ty nie chcesz rozwodu...to dlaczego miałbyś sie zgadzać ? Czego sie boisz..o jakim koszmarze piszesz ?? Zwyczajna sala sadowa i Twój brak zgody na pomysł zony...nic wiecej. Chyba na zwykłe NIE , nie będzie draki....bo będzie to powiedziane cicho i spkojnie !
Skoro zona, hce odejść....niech idzie...niech zostawi synka w domu, bo rozumiem, że żona wychodzi z Waszego domu, nie TY !!? Więc dziecko niech pozostawi w domu...i idzie, Jej wola.
Do tego....zaproponowała rozwód, bez orzekania o winie....hm....Ot wygodna Kobieta ! To nie tak prosto Japi....To nie tak prosto ani dla Ciebie ani dla Niej ! Bojąc się awantur, krzyków...czy nie wiadomo czego, myślisz o wyrażeniu zgody na rozwód.....Hm....a jakby chciała z dzieckiem wyjechac na koniec świata....też spokojnie sie zgodzisz ? A jak każe dziecku do nowego faceta mówić - tato-, też się zgodzisz ? Na co jeszcze sie zgodzisz Japi, żeby był święty spokój ?? Przez zgodę na rozwod , nie będziesz miał świętego spokoju ! Ta żona zawsze będzie twoja zoną i Jej zycie poprzez Wasze dziecko, zawsze będzie poplątane z Twoim zyciem...Jakiż to spokój, oglądać za chwilę ( po twojej zgodzie na rozwód) Ją w objęciach innego faceta ...?? Czy to jest spokój ?
Japi....proś Pnana niech Cię prowadzi, bo spokój możesz jedynie od Niego dostać !! Pozdrawiam !! EL.
 
     
JAPI
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 14:25   

Dziękuję Wam za odzew !
Więc modliłem się i modlę. I jak wspominałem Bóg dał mi siłe przetrwać to wszystko. Ale niestety nie bez strat. Dzisiaj jestem w stanie jaki opisuje DObson w jednym ze swoich ostatnich rozdziałów książki "Miłośc wymaga stanowczości". Otóz doznałem takiej ilości bólu, depresji i załamania że obecnie jedyne uczucie jakie czuję - to wielką miłość do Synka... Przeżywałem piekło i każdego dnia moja Żona gasiła z wielkim zaparciem tlące się we mnie iskierki miłości do niej...
Co do wyjścia z domu, to ja musze odejść. Nie będe tutaj omawiał aspektów prawnych naszego mieszkania ale generalnie należy ono do mojej Żony.
Co do rozwodu: moja Żona nigdy nie przyznała się do jakiegokolwiek związku z tym trzecim. Zawsze twierdziła że ja jej nie rozumiałem, że nie odczytywałem jej myśli i potrzeb, że nie uzupełnialiśmy się i że rozwód wynika nie z przyczyn zewnętrznych ale naszych wewnętrznych. Ten trzeci jak twierdzi - pojawił się później i poprostu "wsparł" ją w trudnych chwilach.
W pozwie napisała że ustała więź emocjonalan i fizyczna. Żo ona mnie nie kocha.
Ja nie mam mieszkania i dlatego moje szanse na dziecko sa marne. Poza tym obiektywnie muszę stwierdzić że nasz Synek jest bardzo za nami obojgiem ale wiadomo Mama to zawsze Mama...
Czego się boję ? Jakiego koszmaru ?
Otóż boje się dalszego życia w swoim pokoju naszego mieszkania, dalszego oglądania Żony w pokoju obok - bez możliwości przytulenia jej, pocałowania. Dalszego denerwowania się że gdzieś poszła, dalszego patrzenia jak wychodząc z łazienki zakrywa całe ciało abym czasem nie zobaczył choćby jej nagiej nogi czy ręki...
CHCĘ TO MIEĆ ZA SOBĄ !!!
Chcę zając się moim ukochanym Synkiem i ułożeniem sobie życia na nowo !!!
TAK BARDZO CHCĘ KOCHAĆ I BYĆ KOCHANYM !!! i Nic więcej. Żadnych domów, samochodów, pieniędzy... NIC.
Ostatnio zmieniony przez JAPI 2007-12-18, 14:26, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 16:44   

Elżbieto. Ja - elzd - nie mam nic przeciwko cytowaniu moich postów: powielać i rozpowszechniać, jeśliby miały komuś pomóc.

Japi. Witaj.
"ale czy złodziej może mówić że kradł bo...za mało zarabiał w pracy ?"
Chyba złodziej kradnie, bo jest okazja, bo łatwo jest sięgnąć ręką po cudze, niż zapracować na własne. Być może to cudze leży bez nadzoru, tym łatwiej ukraść.
Praca to codzienny wysiłek, małżeństwo to wysiłek przez całą dobę. Toteż łatwo się zniechęcić i szukać wygodniejszego wyjścia.

Jeśli chodzi o zarzuty i wyjaśnienia Twojej żony.
Wiesz, rozmawiałam z dzieciątkami, może setkami zdradzonych. I prawie każdy słyszał to samo: że brak zrozumienia, że za mało miłości, że uczucia nie tak i nie w porę okazywane.
Tylko, DLACZEGO zawsze ta zdradzająca strona nic nie mówiła przez lata, dopiero gdy pojawi się ktoś trzeci, okazuje się, że całe wspólne życie było tak nieudane? Dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważyli?
To całe bajdurzenie, gadanie o złej przeszlości - 99,9% zdradzających potwarza to samo. Zupełnie, jakby chodzili na jakieś specjalne kursy, jakby byli z tej samej szkoły zdradzania.
Nikt z nich nie przyznaje się, że to on sam nie sprawdził się jako mąż/żona. Nikt z tych zdradzających nie przyznaje się, że powodem był ktoś trzeci. Osoba kochanka jest przedstawiana jako wybawiciel, ktoś, kto im nagle oczęta otworzył.
To, co żona mówi, - to są KŁAMSTWA. Nie Ty jesteś powodem że znalazła kogoś innego. To Jej wola i chęć przygód.

Rozumiem Twoją chęć ucieczki, poddania się, chęć życia w spokoju. Ale, czy spokój przyjdzie?
Ja wciąż robię sobie wyrzuty, że w porę nie zauważyłam, że nie zareagowałam, że może byłam nie dość dobra.
Ale zaraz mnie dobrzy ludzie sprowadzają na ziemię: nie jestem wróżką, nie umiem czytać w myślach, nie mogłam wiedzieć, kiedy mężowi było źle, kiedy dobrze. Bo nie mowił, nie okazywał, wręcz przeciwnie, mówił tylko, że jest zmęczony, albo coś go boli.
A w sądzie, czy naprawdę zrobiłam wszystko? Czy mogłam powalczyć? Nie wiem. I nie chcę o tym myśleć, bo mi to nie pomoże.

Nie wiem co zrobisz. W każdym razie nie uważam, żeby dla świętego spokoju uznać swoją winę. Przeciez - to żona nie chce, więc w czym jest Twoja wina?
A później, przecież to woda na Jej młyn w ew. rozmowach o dziecku, o prawie do opieki czy decyzji w sprawie dziecka.
Zawsze możesz usłyszeć: Twoja wina też była i teraz ja, jako matka mam prawo wyłączności. W sytuacji, gdy sądownie masz orzeczoną winę żony, łatwiej Ci będzie mieć wpływ na życie dziecka. O to chyba warto walczyć?
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-18, 18:20   

JAPI napisał/a:
Co do rozwodu: moja Żona nigdy nie przyznała się do jakiegokolwiek związku z tym trzecim. Zawsze twierdziła że ja jej nie rozumiałem, że nie odczytywałem jej myśli i potrzeb, że nie uzupełnialiśmy się i że rozwód wynika nie z przyczyn zewnętrznych ale naszych wewnętrznych. Ten trzeci jak twierdzi - pojawił się później i poprostu "wsparł" ją w trudnych chwilach.
W pozwie napisała że ustała więź emocjonalan i fizyczna. Żo ona mnie nie kocha.


Jeśli tak jest Japi, to proś w sądzie o mediację, o rozmowę z psychologiem, o spotkanie w poradni rodzinnej... nie zgadzaj sie od razu na rozwód...
Co do synka... polemizowałabym z tym, że "mama, to zawsze mama" (mimo tego, ze jestem kobietą :-) )
Twój synek jest teraz mały, ale z każdym rokiem coraz bardziej będzie potrzebował mężczyzny w swoim życiu... To ojciec jest powołany do tego, żeby uczyć swojego syna męstwa, żeby pokazać mu jak być mężczyzną... żadna kobieta tego nie zrobi... to Twoje zadanie Japi.
To, że mieszkanie jest żony, nie jest wystarczającym argumentem, żebyś rezygnował z
wychowywania własnego dziecka, mieszkanie można wynająć...

Japi, rozumiem Twoje pragnienie miłości i ból spowodowany jej brakiem... :-( ale pamiętaj, że jest jednak Ktoś kto Cię kocha, dla kogo jesteś umiłowanym dzieckiem, jedynym i niepowtarzalnym... Bóg kocha Cię Miłością nieskończoną... nikt nie kocha Cię bardziej niż On.
Modlę się o pokój Twojego serca i odwagę.
Pozdrawiam :-)
Kasia
 
     
rbk
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-19, 09:25   

Japi,
BArdzo przejelam sie tym co wczoraj napisales. Pojawilismy sie na forum jakos w podobnym czasie. I bliska mi byla Twoja sytuacja.....
Bo tez osoba trzecia.......
Dlugo milczales - myslalam ze u Ciebie sie jakos ulozylo. A tu jednak..... niestety......
Mnie tez sie nie udalo. W listopadzie maz zabral wszystkie swoje rzeczy. Zostawil nas. Wprawdzie widuje sie z synem ale mam jakos przeczucie ze nie dlatego ze chce ale dlatego ze 'tak trzeba, bo otoczenie patrzy". Czasami chcialabym zniknac........

Ja wlasciwie teraz czekam na rozwiazanie tej sytuacji - prawnie... Mysle ze to tylko kwestia czasu, kiedy otrzymam pozew.
Tak bardzo sie tego boje. Mam wrazenie ze tego nie przezyje.... Ale znajomi utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze NIESTETY PRZEZYJE........

Trzymaj sie!!!
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-19, 09:52   

Niech Jezus, który narodzi się już za kilka dni , przemienia nasze zycie, dodaje sił, wspiera i ratuje !! EL.
 
     
JAPI
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-19, 10:49   

rbk napisał/a:
Japi,
BArdzo przejelam sie tym co wczoraj napisales. Pojawilismy sie na forum jakos w podobnym czasie. I bliska mi byla Twoja sytuacja.....
Bo tez osoba trzecia.......
Dlugo milczales - myslalam ze u Ciebie sie jakos ulozylo. A tu jednak..... niestety......
Mnie tez sie nie udalo. W listopadzie maz zabral wszystkie swoje rzeczy. Zostawil nas. Wprawdzie widuje sie z synem ale mam jakos przeczucie ze nie dlatego ze chce ale dlatego ze 'tak trzeba, bo otoczenie patrzy". Czasami chcialabym zniknac........

Ja wlasciwie teraz czekam na rozwiazanie tej sytuacji - prawnie... Mysle ze to tylko kwestia czasu, kiedy otrzymam pozew.
Tak bardzo sie tego boje. Mam wrazenie ze tego nie przezyje.... Ale znajomi utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze NIESTETY PRZEZYJE........

Trzymaj sie!!!


Wiesz co rbk - przeżyjesz ! Ja gdybym dostał ten pozew pół roku temu - pewnie bym nie przeżył ale Pan Bóg przygotował mnie na to. teraz owszem tąpnęło mnie na kolana ale zaraz się podniosłem i zacząłęm się zastanawiać co dalej, jak żyć i przede wszystkim co wymyśleć w 14 dni jakie dał mi Sąd na ustosunkowanie się do całego pozwu. Muszę przede wszystkim poczytać w necie jakie sa rodzaje rozwodów, czym się różnią i co tak naprawdę mi da że ew. wywalczę orzeczenie jej winy...

Co do zdradzaczy i tego że nic nie mówią że jest im źle a później zdradzają. Otóż moja Żona cały czas twierdzi że dawała mi sygnały że jest źle i mało tego że starała się od dawna uzdrowić nasze małżeństwo. A ja żadnej choroby nie widziałem, niczego się nie domyślałem !!! A generalnie złym człowiekiem nigdy nie byłem, więc nie rozumiem tej sytuacji. Oczywiście ta moja "ślepota" odbiła się na mnie zarzutem że nie zauważyłem że jest źle i że ona stara się uzdrawiać nasze Małżeństwo. A gdy zorientowałem się że coś się sypie - rozpocząłem ciężka walkę o uratowanie naszego małżeństwa. To trwało prawie rok. I Żona zawsze mi mówiła: za późno, teraz za późno...
NIGDY nie zdradziłem i nie okłamałem mojej Żony. Za to ją złapałem na całym mnóstwie perfidnych kłamstw. I powiedziała mi kiedyś: ...myślisz że mi tak łatwo przychodzi okłamywać ciebie, że mnie to nic nie kosztuje?...

Licznik 14 dni bije. A ja nadal nie wiem jaką drogę obrać.
Nie chciałbym jej krzywdzić ale przecież muszę też zadbać o siebie. Przecież tracę wszystko: miłość, wspólnotę rodzinną, dostęp do dziecka przez całą dobę i wreszcie mieszkanie.
Nie rozumiem mojej Żony: jak można robić takie rzeczy i chodzić w niedzielę do kościoła i jak ostatnio - na rekolekcje...
 
     
Psik
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-19, 23:59   

JAPI napisał/a:

Licznik 14 dni bije. A ja nadal nie wiem jaką drogę obrać.
Nie chciałbym jej krzywdzić ale przecież muszę też zadbać o siebie. Przecież tracę wszystko: miłość, wspólnotę rodzinną, dostęp do dziecka przez całą dobę i wreszcie mieszkanie.
Nie rozumiem mojej Żony: jak można robić takie rzeczy i chodzić w niedzielę do kościoła i jak ostatnio - na rekolekcje...


Dobry wieczór,

tak łatwo mi podpowiedzieć: pisz do sądu i mów TYLKO prawdę. Wtedy masz pewność, że nigdy nie poplączesz się w tym co mówiłeś i nigdy nie będziesz żałował tego co powiedziałeś!!!
Pozew rozwodowy to sprawa "tego świata". Czy zmienia ona w jakikolwiek sposób to, co w głębi serca czujesz do swojej żony?
Nie martw się o to, czy skrzywdzisz ją - mówiąc prawdę nie skrzywdzisz jej, nawet gdyby zarzucała Ci, że jest inaczej.

Druga sprawa: nie osądzaj. Dziękuj Bogu, że żona chodzi na mszę i rekolekcje. Nie wiesz jaką Bóg przygotował drogę dla Twojej żony. Pomyśl co Ty złego być może zrobiłeś i mimo tego poszedłeś do kościoła... On czeka na każdego.

Trzymaj się, trzymajmy się wszyscy.

Marek
 
     
JAPI
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-20, 13:44   

Bardzo,bardzo nie chciałbym jej skrzywdzić.
Teraz chodzę i rozmyślam co mam napisać do Sądu i właśnie ciąglę myślę jak to zrobić aby jak najmniej ją skrzywdzić.
A rozwazam to niestety w innych kategoriach. Piszę prawdę i tylko prawdę. Tylko zastanawiam się ile tej prawdy mam napisać i pokazać aby za bardzo jej właśnie nie skrzywdzić.
Może to głupie ale nie potrafię myśleć o sobie swojej obronie. Cały czas myśle o niej...
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-22, 21:39   

Japi, jeśli możesz, odczytaj priva.
Pozdrawiam
Kasia
 
     
JAPI
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-24, 09:07   

A więc dzisiaj odpisuję do Sądu...
I stało się.
Po raz pierwszy spędzimy Wigilię osobno. Każde z nas idzie z naszym Synkiem do swojej Rodziny. Dodatkowo moja Żona ma dwie wigilie, ponieważ jej Rodzice też są po rozwodzie od trzech lat... To ja zaproponowałem osobne wigilie bo nie byłem w stanie tego przeżyć. Moja Mama też bardzo to przeżywa i też mówiła że nie wie czy da radę psychicznie, tak poprostu siedzieć przy stole, łamać się opłatkiem i życzyć sobie, no właśnie czego ???
Teściowie też to przeżywają i dlatego uznałem że najspokojniej dla wszystkich będzie gdy spędzimy te święta osobno... To była trudna, bardzo trudna decyzja. Gdy moja Żona pojechała przedwczoraj na pierwszą wczesną wigilię - ja siedziałem samotnie w domu... Nie będe Wam opisywał w jakim stanie byłem...
Samotne Święta, po nich samotny Sylwester i później zapewne w czasie ferii - samotnie zostanę w domu gdy moja Żona wyjedzie na narty...
Ale póżniej będzie lato !!!
Będzie weselej. Może i w moim życiu będzie weselej :-) ))

Życzę Wam wszystkim zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w Rodzinnej atmosferze i wielu łask Bożych, w nowym - 2008 roku, oby przyniósł on nam jak najwięcej uzdrowień w naszych Małżeństwach !!!
 
     
kasai
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-25, 00:17   

Co zmozna napisac...
Chcialabym ci jakos ulzyc w bolu, jednak nie mam takiej mocy. ALe ma BOg, modl sie o to zeby ci ten bol zabral, pewnie poslucha, nie chce zebys cierpial,,,
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8