Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Wysłany: 2007-12-02, 17:16 święta daleko od domu...
święta ... czas pokoju, wybaczenia, radości i spełnienia marzeń... takie były zawsze do tej pory... zawsze razem... nawet wtedy gdy był w wojsku, czytez miał dyzur w pracy... zawsze razem... święta spędzone w gronie rodzinnym, życzenia, wspolny posiłek, spotaknie przy rodzinnym stole... zawsze choinka, czy strojenie domu dawało mi tyle radości, energii... a dziś, szał zakupów powoli sie zaczyna a ja nie moge patrzec ani na bombki, ani na inne ozdoby świąteczne... wiem, ze do świat jeszcze ponad 3 tygodnie, mi jednak juz teraz jest źle... juz teraz zwspomnienia wracją...Wtym roku te święta spędzę z dale od bliskich, będę sama, w obcym kraju... tak jednak zdecydowałam... tak będzie lepiej... nie będe patrzyła na wspolny wugilijny stół przy ktorym nie będzie mojego męza... dowiedziałam się, ze załatwił sobie dodatowe dyzury w pracy aby nie musiec przyjeżdzac do rodzinnego miasta, aby uciec od spotkania z bliskimi... gdy to usłyszałam to utwierdziłam się w decyzji, ze to co zdecydowałam jest słuszne... dziś byłam na rodzinnym obiedzie u taty i juz podczas takiego zwykłego wspolnego niedzielnego obiadu było mi cięzko... było mi bardzo cięzko... a co dopiero w świeta... cieszę sie bardzo ze w moim zyciu pojawiła sie szansa wyjazdu, że Bog zaoszczędzi mi cierpienia ...
Jade w nieznane, z ludzmi, ktorych totalnie nie znam, do kraju w ktorym nie bedzie choinki, w ktorym bedzie świeciło sloneczko i w ktorym mam nadziję, ze choc na chwile zapomnę o tym że zostałam sama...
nie wiem, czy to nie jest głupie, nie wiem czy uda mi sie uciec od tego wszystkiego, ale tak wlasnie zdecydowalam...czy slusznie to sie okaze...
wiem, ze najbardziej bedzie mi brakowało Was... forum, codziennego czytania postow... zasnanawiam sie jak to bedzie w swieta, czy bedziecie pisac czy bedziecie tu zagladac, czy ez kazdy zajmie sie czym innym...
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-02, 18:48
Wszyscy , którzy będą sami, będą też tu w święta zaglądać....tak zawsze było. I tu jest dobrze, bezoiecznie i wesoło.
Ale też będą tacy, jak ja , ktorzy w rodzinnym gronie...cudownie, dobrze....ale też myslę zawsze o Przyjaciołach z forum i gdy tylko mogę zaglądam. W tym roku będziemy u mojej siostry....nie wiem, czy uda mi sie dopchac do komputera....ale moje mysli będę też tu zagladały.
Rzabo....taka twoja decyzja, wyjazd......widzisz czasem przychodzi taka myśl, żeby uciec...albo też taki dzień, kiedy święta spędza sie inaczej, daleko od bliskich. Może to jest sposob na zabicie bólu....ale też jest to nowe doświadczenie. Myślę, że ważne ! Życzę Ci, żebyć dobrze przeżyła te święta, żebyś dużo dostała od Pana, żeby dużo ważnych słów, znaków dla Ciebie od Niego ! Wycisz sie , uspokoj....przymyśl i podejmij decyzje, jak zyć dalej. Niech Pan z Tobą, niech Cie prowadzi !! Życzę Ci pieknej, wspaniałej przygody wśród dobrych ludzi !! EL.
rzaba [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-02, 19:33
dziękuję El...
Mikula [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-02, 20:22
Rzabko, myśle, że podjęłaś bardzo dobrą decyzję. Gdy nie można zawrócić, trzeba iść naprzód : ) Jesteś dzielną kobietką!
Pozdrawiam Cię serdecznie.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-02, 20:44
Myślę, że jak co roku - umówimy się na określoną godzinę - by połączyć się wspólną modlitwą za nas wszystkich i również za naszych małzonków. Proponuję godzinę 20.
Cóż o tym myślicie?
Rzabo - nie wiem czy słuszna decyzja, czy nie lepiej byłoby pośród bliskich, nawet jeśli męża nie będzie obok.
Ja wiem - to jest bardzo trudny czas, ciężko myśleć o choince, błyskotkach, prezentach - gdy serce wyje z żalu. Ale można przeżyć i nawet cieszyć się z tego co jest, uwierz mi, bo przecież to będzie u mnie po raz kolejny. Da się przeżyć. A wsparcie i choćby duchowa łączność z innymi - daje to wiele siły.
Przytulam Cię bardzo mocno.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-02, 21:00
Rzabo, Chrystus jest zawsze Ten Sam na całym świecie, w każdym kościele i w każdym Tabernakulum.
Z Chrystusem Rzabo nie zginiesz nigdy !
Trzymaj się Chrystusa i do przodu IDŹ,
każda Twoja dobra myśl jest z Bożym Błogosławieństwem.
Rzabko, po drodze jeszcze mamy Godzinę Łaski dla Całego Świata - 8 grudnia - w sobotę.
Zajrzyj koniecznie na stronę , którą podała El., a ja właśnie logowałam się, aby o tym napisać, a El. mnie uprzedziła. Świadczy to o tym, że łączy nas Jeden Duch Boży.
Rzabo, z Chrystusem jeszcze nikt nie zginął. Trzymaj się Go !!
Trzymaj się łaski, którą daje Bóg ! Z BOGIEM !
agata96 [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 00:20
Rzabo, rozumiem w pełni Twoją decyzję. I tak naprawdę, zazdroszczę Ci tego wyjazdu. też najchętniej okryłabym się na końcu świata. Tym bardziej, że to drugie święta w tym domu, takim wymarzonym od lat. Pierwsze spędziliśmy na wiecznych awanturach, a drugie będę spędzała tu sama. I już teraz zastanawiam się nad tym jak to przeżyję. Nie wiem, może też w końcu podejmę decyzję o wyjeździe. Poprstu, po ludzku, nie wiem czy dam radę. Pozdrawiam
stefanka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 09:13
ja jestem tym przerażona. w zeszłym roku to była pierwsza wigilia, którą zrobiliśmy u siebie, bo zawsze jeździliśmy razem do naszych rodzin. a zeszłym roku, 3 miesiace po slubie zrobiliśmy ją sami. było tak cydownie. wszyscy przy jednym stole. mąż przebrany za mikołaja, zeby mój bratanek miał większą radość. miłość. dzień wcześniej on ubierł choinkę (jak co roku), ja nie podglądałam, robiłam coś w kuchni, a potem wieczorem siedzenie przy choince, przy światełkach. nie wiem, jak przeżyję święta. jak to wszystko mogło tak się zmienić w tak krótkim czasie???cały czas wierzę, że on się opamięta, ze zatęskni, ale to nie przychodzi.
w sobotę, jak wspominałam w moich postach wróciłam do domu (po 6 tygodniach u rodziców), w którym on sie pojawia, teoretycznie mieszka. posprzątałam, ugotowałam jego ulubioną zupę, postawiałam zdjęcie, które kilka tygodni temu schowałam i czekałam na cud. że przyjedzie i zechce zostać. nie zjawił się przez cały weekend. boję się, ze zobaczył światło i nie wszedł, stchórzył. myślę, ze pojawi się teraz, gdy jestem w pracy i weźmie jakieś rzeczy. a myślałąm, ze zaczaruję go usmiechem i zapachem naszego domu. nie udało się:(
[ Dodano: 2007-12-03, 09:26 ]
zazdroszczę wyjazdu:)mam nadzieję, ze oderwiesz się od złych myśli, wyłączysz, wyciszysz.
u mnie to nieważne, czy te święta spędzę na końcu świata, czy w domu rodziców i tak będę się czuła, jakbym w domu nie była. bo to on jest moim domem...
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 09:48
Stafanko...a może rzeczywiście święta w domu ?? W Waszym domu ?? Choinke ubierzesz, ugotujesz ulubione potrawy...zapalisz światełka na choince i w oknie.......
Napiszasz wczesniej zaproszenie do męża....napiszesz,że będziesz sama i czekasz, zapraszasz.....Co o tym myslisz ? Nawet zebyś miała sma siedzieć....też może byc cudownie. Zawsze zdąrzysz dotrzec do rodziców. Pozdrawiam !! EL.
stefanka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 10:38
chyba nie dam rady El. chociaż faktycznie brzmi to cudownie. dobrze sobie wyobrazić chociaż coś takiego...
ale mój mąz od jakiegoś czasu jest z kamienia i wiem, ze nawet moje zaproszenie nic nie zdziała, jeśli on po prostu sam nie zatęskni. a to chyba nie nastąpi.
chociaż to dziwne, bo w końcu przecież człowiek po prostu nawet przyzwyczaja się zwyczajnie do drugiego przez tyle lat. a tu nic, obojętność, niedostępność. a tymi świętami jestem przerażona. czuję straszną złość, jak już zaczynam widzieć te choinki, promocje i te wszystkie znaki, ze święta blisko. wiem, ze nie to najważniejsze, że nie chodzi o te symbole, ale z tych drobiazgów życie się składa. z tych wspólnych zakupów, przygotowań, oczekiwania na prezenty. i wspólnego czasu, miłości, przytulenia.
zostawiałam mu dziś kartkę, gdyby zjawił się w domu pod moją nieobecność ze zdaniem, które ostatnio mi powiedział: dom bez ludzi, to nie jest dom. i ze zapraszam go wieczorem na zupę. głupota, bo skoro moje rozmowy nie działają, prośby, cierpienie, to jak zupa ma pomóc. pewnie nawet na to nie spojrzy. weźmie koszule, garnitury i pójdzie sobie na zawsze:(
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 15:23
Nie mysl tak xle Stefanko....nie przyciągaj złych mysli. Może przyjdzie , moze odpowie....może zwyczjnie boi sie poważnej rozmowy ...o Was....może nie gotowy? Może warto gadac o byle czym i nie dziwić się, że wychodzi po godzinie....może tak jak kiedys z kolegą...nic od Niego nie chcieć....byle przyszedł na chwilę, posiedział, zjadł zupę.....??
Stefanko....a może sprobuj go listownie zaprosic na wigilię, popros o odpowiedź....będziesz wiedziec . Może warto mu powiedziec, że może byc tylko Ty i On....Jak zdecyduje inaczej....masz jasność, pójdziesz do rodziców i spędzisz miłe swięta. co szkodzi spróbowac ?? Pozdro !! EL.
stefanka [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-03, 15:44
sama nie wiem, pewnie masz rację, ale ja chyba kolejnego odrzucenia nie zniosę. boję się tego.to zbyt dużo dla mnie. mam 27 lat, a czuję się ,ajkbym przeżyła już wszystko dobre, co miało mnie w ogóle spotkać. bo cóż dobrego mnie spotka, gdy nie będzie go obok
:(...powinnam dopiero zaczynac moje życie, a znalazłam się na dnie jakiejś studni. i jedyna osoba, która może mnie wyciągnąć nie widzi mnie, nie słyszy, nie chce:(
proponowałam kilka razy spotkania, takie zwykłe: na kawe, do kina, normalnie, bez trudnych tematów. on przekłada, ucieka, tłumaczy się pracą, brakiem czasu. wiem, ze nie chce mnie widywać, czuję to. dałabym wszystko, zeby posiedział choć trochę, porozmawiał o niczym ja już nie chcę trudnych rozmów, nie teraz. sama nie mam już sił na to. chcę zacząć nowe, lepsze życie, ale z nim, a nie bez niego. a on chce mieć nowe lepsze życie beze mnie:( przesiedziałam te dwa dni sama czekając, nie płacząc, bo gdyby wrócił chciałam dobrze wyglądać, ze jestem taka dzielna, uśmiechnięta, pełna nadzieji, a nie zaryczana i pokonana. straszne to były godziny. oczekiwanie, stres, ból, bo wszystko mi go przypomina. a te święta...mogłyby nigdy nie przyjść...
[ Dodano: 2007-12-04, 11:29 ]
na szczęscie mąż nie zjawił się pod moją nieobecność,czego się obawiałam, że zniknie bez słowa. ale niestety nie stało sie to także wieczorem, gdy czekałam kolejny wieczór. co prawda wyszłam z domu na noc do przyjaciółki koło 22, ale do tego momentu czekałam. potem już nie mogłam, musiałam wyjść, bo wiedziałam, ze sie nie zjawi. i dalej to trwanie w napięciu, co zrobi. w sumie wiem, ale cały czas ta mała nadzieja jest w sercu. że drgnie, ze się zawaha...nie mam sił na tą niepewność. nie umiem wyobrazić sobie życia bez niego. boję się, ze po prostu pęknie mi serce, gdy nie będzie go koło mnie. nie chcę tak żyć, chcę być z nim, czuć jego zapach, czekać na powrót z pracy, rozmawiać...oddałabym cały świat, zeby chciał wrócić. modlę się, ale brak mi sił nawet na to. ja nie chcę spokoju i wyciszenia dla siebie, ja chcę tylko mojego męża...
chris [Usunięty]
Wysłany: 2007-12-18, 14:01
A mnie, na prośbę naszych córeczek żona zaprosiła na wigilię.
Ale z tego co mówi nie mam się czym łudzić, bo tego małżeństwa już nie uratuję...
Ciągle ją kocham, niestety ona już mnie nie. Jesteśmy w trakcie orzekania separacji,
ale separacja, a nie rozwód tylko dla mnie jak mówi żona, bo jestem wierzący.
Zaczynam już tracić nadzieję, choć podobno nadzieja umiera ostatnia...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum