Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
niedojrzały, zdradzony, walczący
Autor Wiadomość
adonath
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-14, 22:25   

macie troche racji, na pewno.

Na pewno, też, moja żona mnie bardzo kocha. Na pewno bedzie musiala popracowac zeby mnie zrozumiec, moje uczucia. Juz z nia troche rozmawialem, problemem okazalo sie to, ze jak zwykle, owijam w bawelne, i mowie od konca. No ale bardzo fajnie sobie pogadalismy o uczuciach, jednak przyznam sie wam nie odwazylem sie o wszystkim powiedziec, dziwne :s. No ale nic tto, nastepnym razem.

Mysle zatem, ze pomalu mnie zrozumie. Mam nadzieje ze sytuacja sie nie powtorzy, ze Bog wyleczy mnie, jesli bedzie chcial, z tego co czuje. Bo czasem wydaje mi sie ze on gdzies tam w jej glowie jest, ze uwaza go za przyjaciela. Chcialbym, aby te powracajace demony, czyli wspomnienia, a raczej wyobrazenia tej sytuacji i czynnikow jakie do niej doprowadzily, zginely juz na zawsze... jednak cos czuje ze nie bedzie tak latwo.
Moze, to doswiadczenie, doswiadczanie, ma mi cos pokazac, czegos nauczyc. Moze juz nawet zauwazam plusy, do ktorych ciezko sie przyznac, bo ciezko przyznac ze z tak okropnej rzeczy wynikaja jakies dobra... ale juz mysle, ze nie poswiecilbym sie calkowicie nauce, pracy, nie skrzywdzilbym rodziny brakiem czasu dla niej, tym zabieganiem o "szczescie" doczesne, bo w glowie ta czerwona lampka: "a co jesli ..".
Nie wiem czy to najlepsze myslenie, musze to przemyslec, przegadac z kims, ale nie mam z kim :p

Wiecie, czuje jeszcze czasem takie poczucie.. pychy.. chyba tak to trzeba nazwac. Poczucie braku sprawiedliwosci, ze o to ktos wyrzadzil taka krzywde, nawet nie poczuwa tego, ze jak to mam na to patrzec, z milosierdziem. Ohh, w ogniu probowane jest zloto, w gorącym ogniu. Szybko probowalem oddac te sprawe Bogu.. i nie rozumiem czemu to uczucie, braku sprawiedliwosci wraca...

no nic, jest katarsis, trzeba przejsc do mimesis (czy jakos to bylo w liceum). Powiem Wam jeszcze, ze mocno tkwią slowa mojego znajomego, spowiednika, egzorcysty... powiedzial ze rozpamietujac to wszystko, to mnie, moja milosc niszczy, a nie jego, tego czlowieka...
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-15, 06:27   

adonath napisał/a:
no nic, jest katarsis, trzeba przejsc do mimesis (czy jakos to bylo w liceum).


Tylko katharsis, czyli oczyszczenie... Mimesis to naśladowanie rzeczywistości. Przepraszam, ale właśnie to "przerabiam".
 
     
adonath
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-15, 13:46   

rozpedzilem sie .. :)

dzięki za wyjasnienie...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 10