Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy to może się udać?
Autor Wiadomość
kwiatek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-24, 11:37   Czy to może się udać?

Witam Was. Wasze forum śledzę od niedawna i cieszę się, że mogłam tu trafić. Dzięki Wam wiem, że nie jestem odosobniona ze swoim problemem.
Chcę też przedstawić Wam swoją historię. Jestem 5 lat po ślubie, mamy dwójkę cudownych chłopców (2 i pół roku i 2 miesiące).
Moje życie i wszystko w co wierzyłam legło w gruzach dokładnie pół roku temu, kiedy to odkryłam, że mój mąż ma kogoś (co gorsza to miłość z lat studenckich, mężatka z 2 dzieci). Intuicja i fatalny błąd mojego męża (po raz pierwszy nie wrócił na noc do domu i to 14 lutego) wzbudziły we mnie podejrzenia i zaczęłam "węszyć" wokół niego. O wszystkim dowiedziałam się z sms-ów, które do siebie pisali, a które sprawiły mi ogromny ból.
On mówił, że to tylko przyjaźń, że ona ma problemy, a on czuje się zobowiązany, aby jej pomóc (ciekawe dlaczego), że czuje się za nią odpowiedzialny (a za nas nie?), że jest z nią w jakiś sposób emocjonalnie związany (co to znaczy?), że nie mam się czego obawiać.
Tak bardzo chciałam mu wierzyć, ale w głębi duszy myślałam o najgorszym.
To się zaczęło miesiąc po tym jak dowiedział się, że będziemy mieli dziecko (jak on mógł, przecież razem planowaliśmy to poczęcie). Wszystko zaczęło układać mi się w jedną całość. Późniejsze powroty z pracy do domu, praca w soboty, wieczorne wypady, bo musi coś załatwić, zamykanie się w pokoju, jak dzwoni komórka itd.
W międzyczasie były kolejne odkrycia (wspólne wyjazdy i w miejsca, gdzie kiedyś razem przeżyliśmy cudowne chwile; paragony na seksowną bieliznę - mi nigdy sam takiej takiej nie kupił; bilety do kina - razem byliśmy ze 3 lata temu. Aż w końcu to czego się obawiałam od samego początku - zdrada była również fizyczna. I ciągłe kłamstwa i zaprzeczenia, choć fakty mówiły same za siebie.
Każdego ranka budziłam się z myślą, że to na pewno tylko zły sen.
Gdy się o wszystkim dowiedziałam, byłam wtedy w 5 miesiącu ciąży. I zamiast myśleć pozytywnie o wszystkim, a w szczególności o tym maleńkim nowym życiu, które rosło we mnie, myśli o "tym" mnie nie opuszczały. Ciągle zadawałam sobie pytanie dlaczego właśnie teraz on mi to zrobił, dlaczego w ogóle i dlaczego Bóg do tego dopuścił. Przecież zdradzając mnie, zdradził i Jego.
Zaczęłam popadać w paranoję. Ciągłe domysły, kontrola, rewizja rzeczy osobistych, sprawdzanie czy jest w pracy. Później niestety zaczął wszystko przede mną chować albo zabierać wszędzie ze sobą. Rozmawialiśmy na ten temat nie raz i to tylko dlatego, że ja chciałam, bo dla niego nic się przecież takiego nie działo). Pytałam dlaczego to robi, przecież ma rodzinę, niech to wreszcie zakończy. I za nic nie mogłam go zrozumieć. Raz mówił rzeczy, które były równie bolesne jak to wszystko, że jak on mógł ze mną tyle lat wytrzymać, że denerwuje go we mnie to, to i tamto. Innym razem, że nas kocha (ją też oczywiście) i zależy mu na nas (na niej też), że chciałby mieć i jedno i drugie.
W końcu postawiłam warunek albo my albo ona. Nie potrafił dokonać wyboru tłumacząc, żebym go zrozumiała, ale to dla niego jest zbyt trudne, że nie chce jej skrzywdzić ( a nas nie krzywdził, tym co robi? co za tupeciarz). Dałam mu czas i czekałam na słowa, których nigdy niestety nie usłyszałam, że "ich już nie ma, że liczę się tylko ja i dzieci".
Mieszkamy już ponad 2 miesiące oddzielnie. Przyjeżdża często, jest miły, tak jakby nic się nigdy nie wydarzyło. 3 tygodnie temu powiedział, że "tamto" jest już skończone i może jest jeszcze szansa dla nas. Nie uwierzyłam mu. Po raz kolejny mnie oszukał. Od niej dowiedziałam się, że ich związek trwa i żebym nie liczyła na to, że coś się zmieni, bo ona ze swej strony zrobi wszystko, żeby go zatrzymać przy sobie, pomimo przeciwności losu (co za okrutna i wyrachowana kobieta). Teraz znowu mówi, że to koniec (ale czy na pewno?). Co mam zrobić? Uwierzyć mu? Po tym wszystkim? Zdradę wybaczyłam. Niestety zapomnieć nie mogę, myśli o tym o czym wiem i wyobrażenia o tym, o czym nie wiem, nie dają mi spokoju, ciągle krążą. Czy rany kiedyś się zabliźnią? Przecież nasze małżeństwo miało być nieskazitelnie czyste. Jak stworzyć teraz udany związek? Czy to w ogóle możliwe? A zostawić to wszystko i zacząć żyć na nowo dla siebie i dzieci, lecz już bez niego?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-24, 16:55   

Witaj Kwiatku. Straszne, co Cię spotkało. Dla mnie osobiście straszny jest fakt, kiedy mąż zdradza w czasie ciąży żony. Kiedy przypominam sobie swoją ciążę i to, jak mój mąż dbał o mnie, nie mieści mi się w głowie, że można inaczej. A jednak to się dzieje. Choćby na Twoim przykładzie. Egoizm mężczyzny przeważa nad dobrem rodziny, żony i dziecka, które ma się narodzić.

Jaka musi być ta kobieta, z którą zdradził. Która przecież też jest matką i powinna rozumieć. A co na to jej mąż - czy wie o wszystkim?

Chyba nie powinnaś jej słuchać, a przynajmniej powinnaś skonfrontować to, co mówi, z tym, co twierdzi Twój mąż.

Niestety, też znam to obsesyjne przeszukiwanie ubrania, szukanie śladów zdrady i jednocześnie głupia ufność, że przecież on nie mógłby czegoś takiego zrobić. A jednak robi - wykorzystując nasze zaufanie.

Co masz robić? Twoja sytuacja troszkę przypomina sytuację Alibei (możesz poczytać jej posty). Wszyscy jej tu radziliśmy, aby czerpała radość przede wszystkim z macierzyństwa, żeby wierzyła, że serce męża zmiękczy słodki uśmiech małego dziecka.

A jaki był Twój mąż, gdy urodziło się pierwsze dziecko? Czy pomagał Ci, czy chciał uczestniczyć w wychowaniu synka?

Dobrze, że Twój mąż jest miły, dobrze, że nadal jesteście w dialogu - to duża szansa dla Was. Myslę jednak, że powinnaś być stanowcza i zażądać, aby Twój mąż zerwał wszelkie kontakty z tą kobietą. Nie można trzymać dwóch srok za ogon.
 
     
kwiatek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-24, 17:56   

Dzięki za odpowiedź. Mój mąż w ogóle jest mało skory do pomocy zarówno przy dzieciach jak i w domu. Sam z siebie nic nie zrobi. Miałaś szczęście, że twój mąż otaczał Cię opieką, gdy spodziewałaś się dziecka. Mój, przy pierwszej ciąży przejmował się moim stanem, ale nie było jakiegoś entuzjastycznego podejścia tzn. na pewno nie takiego jak bym chciała.
Jeżeli chodzi o opiekę nad starszym dzieckiem, to dopiero od jakiegoś czasu mają ze sobą dobry kontakt, tak jak "facet z facetem". Wcześniej jedyny obowiązek jaki miał to kąpanie małego i to też do pewnego okresu (do ok. 4 miesiąca). Niewiele, prawda? Zarówno przy pierwszym porodzie, jak i tym byliśmy razem, chociaż zarzekałam się, że tym razem na to absolutnie nie zasługuje. Wspierał mnie podczas porodu, to fakt. Jednak pozwalając mu na pobyt tam razem ze mną, miałam nadzieję, że da mu to do myślenia. I na przekór wszystkiemu poród był trudny, dziecku groziła zamartwica. Wtedy pomyślałam, że to może tak jakby Bóg chciał nas przez to znowu połączyć. I co nie podziałało. Wielka szkoda.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-24, 18:19   

Myślę, że pozostały mu w pamięci porody. Tego się nie zapomina. To bardzo ważne, że był z Tobą, że byliście wtedy razem. Myślę, że i z tym drugim synkiem mąż się zżyje. Spróbuj go jakoś zaangażować do pomocy. Jak najczęściej proś go o pomoc, nie oddalaj go od siebie, dzieci. Musi czuć się potrzebny.
 
     
maz_w_kryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-24, 20:48   

Witaj Kwiatku,

jestem pierwsyzm mężczyzną który się wypowiada na Twoim poscie, ale znam właśnie tą "drugą stronę, drugie zdanie z punktu widzenia mężczyzny" więc może Tobie się to do czegoś przyda.

Jestem mężczyzną który strasznie kochał swoją żonę - kocham nadal, chociaz moja miłośc jest nadszarpnięta (mój post to "oj jak ta zdada boli" - jednak sam byłem po części winien - przynajmniej za kryzys. Też byłem z moją zoną na porodzie, ale już potem ją zaniedbywałem - zdradziłem ją w pewnym sensie wybierając pracę zamiast mojej rodziny.

Wiem teraz że przeszukania itd są dobre dla mojej ciekawości, ale tylko powodują dalsze kłótnie. Moja żona wie że jestem podejrzliwy ponieważ stało się to co się stało, ale oboje wiemy że mimo iż sam czyn był abrdzo zły- co przyznaje moja żona - to jednak był efektem czegoś.

Myslę że Twojemu ukochanemu coś się wydarzyło, coś zabłysnęło (w oczach tamtej), może był przytłoczony całym przebiegiem zdarzeń (slub, dziecko jedno, drugie) ale mężczyźni czasami błądzą- znam takie przypadki.

Jednak paradoksalnie rodziny są dla nich najważniejsze - i powiem Tobie że wcale bym nie wykluczał że on naprawdę chce wrócić. Być może jest tak że z tamtą zerwał a ona, z zadrości chcę skreślić szansę jego powrotu do Ciebie aby mieć większą szansę odzyskać Twojego męża.

Może oczywiście też być tak że się z nią o coś pokłucił (nie wiem o co - ona wymagała sformalizowania związku, albo czegoś czego on nie chciał jej dać) i jest to jego słaby moment (w kontekście związku z tamtą) - może warto to wykorzystać. Nie chodzi o jakieś wyrafinowane rychy, wiem że dawałem podobną radę komus jeszcze na tym forum, ale wiem po sobie - ZAZDROŚĆ (w rozsądnym stopniu) JEST DOBRA.

Co jak byś powiedziała "wiesz co, nie wiem czy Ciebie chcę bo... nie wiem - bo chcę być sama, albo nie widzę w Tobie partnera rzetelnego, albo..., nie wiem".

Czasami taki zimny prysznic robi cuda.

Moja zona zrobiła coś złego, do czego się przyznała (tzn jak kazałem jej siąśc w kuchni i przez 4 godziny wyciągałem z niej fakty mówiąc że już jest niedaleko bo najgorsdza prawda jest lepsza od życia w kłamstwie - oboje jesteśmy teraz szczęśliwi że to wyczyściliśmy), ale nie była w stanie określić co dalej z naszym związkiem.

Więc powiedziałem jej prosto z mostu - jeżeli widzisz szansę naprawy to idziemy razem do poradni małżeńskiej, jeżeli nie to do końca miesiąca albo ona albo ja się wyprowadzamy i szybko załatwiamy formalności, nie będziemy żyli w jakiejś poczekalni.

Tak czasami trzeba, wiem że to bardzo nie katolickie, ale czasami trzeba postawić "kawę na ławę" - nie można tolerować biczowania swojej osoby - jesteś człowiekiem wartym tego aby Ciebie godnie traktować.

W moim przypadku zadziałało - idziemy razem za parę dni do poradni.
Ty może nie potrzebujesz poradni, bo te są konieczne wtedy kiedy para się nie dogaduje (z tego co widzę to z rozmową nie macie problemu, jedynie z jego prawdomównością) ale odrobina niepewności od strony męża co do swojej żony powoduje że nagle on traci grunt pod nogami i raz na zawsze zapomina o tym że jego żona jest z nim na dobre i na złe niezależnie od tego co ne będzie (lub nie będzie) robił.

Pomyśl i coś konkretnego zrób - powodzenia (mam nadzieję że nie poradziłem Tobie czegoś złego...)

Mąż w kryzysie / na długiej drodze (na jej początku) odratowania swojego małżeństwa.
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 07:26   

Wanbomo, widzisz jak to na nic tak naprawdę nie ma reguły, każdy przypadek inny. Mój mąż też był przy porodzie i co? I nico? Od ponad roku nie odwiedził córki, nie zadzwonił. Do tej pory jakos to znosiłam, czekałam, ale gdy córeczka zaczyna dzień w dzień pytać o tatę i mówić , ze " Nie ma kochanej taty" to moja cierpliwość się kończy. Czekam do końca września, potem podejme kroki prawne (moze to go obudzi), ale jeszcze wczesniej dam mu kolejna szanse wyboru, decyzji.

_zosia_
 
     
elcia73
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 07:51   

WITAM,

MÓJ MAŁŻONEK ODSZEDŁ 2 LATA TEMU PONIEWAŻ SIĘ KŁÓCILIŚMY JAK TO STWIERDZIŁ MAMY 5 LETNIĄ CÓRKĘ.
WYDAJE MI SIĘ ŻE NIE MA INNEJ KOBIETY NIC PRZYNAJMNIEJ NA TO NIE WSKAZUJE - OCZYWIŚCIE OD MOMENTU ODEJŚCIA CAŁY CZAS STRASZY MNIE ŻE SIE ZE MNĄ ROZWIEDZIE I NIC Z TYM NADAL NIE ROBI.
PRÓBOWAŁAM UZYSKAĆ OD NIEGO POWIEDZENIE MI ŻE MNIE NIE KOCHA ALE ON ODPOWIADAŁ ZAWSZE ŻE NIE MOŻE MI TEGO POWIEDZIEĆ BO TAK NIE CZUJE.
Z ĆÓRKĄ WIDUJE SIĘ CZĘSTO - ZABIERA JĄ DO SIEBIE I PŁACI MI PIENIĄDZE ALE NIE CHCE ZE MNĄ BYĆ.
BYŁYŚMY OSTATNIO Z CÓRKĄ NA WAKACJACH DWA TYGODNIE NAD MORZEM I ON DZWONIŁ DO CÓRKI CODZIENNIE PRZEZ TEN CZAS O 21 A NAWET PÓŹNIEJ JA Z NIM WOGÓLE NIE ROZMAWIAŁAM TYLKO DAWAŁAMC TELEFON CÓRCE I STAŁO SIĘ COŚ DZIWNEGO ON WIEDZIAŁ TYLKO ŻE MY JESTEŚMY TAM DWA TYGODNIE ALE DO KIEDY NIE WIEDZIAŁ TYLKO ZNAŁ MIEJSCOWOŚĆ - ON TAM POJECHAŁ NAS PRZYWIEŹĆ DO DOMU NIE MÓWIĄĆ MI O TYM WOGÓLE BYŁAM STRASZNIE ZASKOCZONA ŻE NAGLE WSIADŁ W SAMOCHÓD I TAM POJECHAŁ W DODATKI W NOCY.NIE ROZUMIEM ZACHOWANIA TAKIEGO.

POZDRAWIAM
ELA
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 07:59   

Elcia73,a ja jak najbardziej rozumiem jego zachowanie ;-) .......on nie chce waszego rozstania,chce wszystko naprawić............tylko daj mu czas,niech po swojemu wszystko naprawia,będzie dobrze,z całego serca tego życzę
 
     
elcia73
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 08:05   

DZIĘKUJĘ ZA DOBRE SŁOWA WERONIKO ALE TO TRWA JUŻ TAK DŁUGO PRZESZŁO DWA LATA JUZ TYLE RAZY TRACIŁAM NADZIEJĘ NA TO ŻE KIEDYŚ BĘDZIEMY RAZEM ROBIŁAM OCZYWIŚCIE WSZYSTKIE TE RZECZY JAK TU WSZYSCY ABY TO NAPRAWIĆ ALE NIESTETY BYŁ ODWROTNY SKUTEK ALE TERAZ POSTANOWIŁAM BYĆ WOBEC NIEGO NA DYSTANS.ZOBACZYMY CO BĘDZIE


POZDRAWIAM
ELA
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 08:32   

Elciu73 u mnie też to trwa już,aż dwa lata,jak się mąż wyprowadził.....ja też tyle razy już traciłam nadzieję,wiarę.....zrobiłam już wszystko,co może zrobić człowiek.....teraz to już też odsunęłam się całkowicie..............,ja nie mogę powiedzieć"zobaczymy co będzie",bo u mnie jest ta trzecia,która go ciągnie,nakręca,podpuszcza..............mój już złożył wniosek o rozwód............,więc dlatego napisałam Ci,że będzie dobrze,bo widać,że on tego chce,że jest w nim jakaś iskierka,chęć naprawy,odbudowy........cieszę się bardzo,pozdrawiam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 08:38   

Elciu i ja widzę u Ciebie szansę na naprawę. Mego męża nie ma z nami już 1,5 roku, od 2,5 roku trwa,niestety, jego romans. Mój mąz zupełnie ze mną nie rozmawia. Powiedział, że nie wróci, nie kocha i nigdy nie kochał. Tak więc u mnie szans powrotu nie ma. U Ciebie jednak jest inaczej,jest kontakt, są zachowania świadczące o tym, że mu na Tobie zależy. Piszesz,że wyprowadził się ze względu na kłótnie. Mam nadzieję, że jesteś już opanowana i on to widzi.

A tak na marginesie, chyba jesteśmy w tym samym wieku, no i ja mam też córeczkę - we wrześniu kończy 6 latek.
 
     
elcia73
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 08:39   

NIEWIEM CO JESZCZE MOGĘ ROBIĆ CZY ZROBIĆ ŻEBY MÓJ MĄŻ ZMIENIŁ SWOJĄ DECYZJĘ ŻE NIECHCE ZE MNĄ BYĆ?
DZIĘKUJE WERONIKO ZA TWOJĄ ODPOWIEDŹ.


POZDRAWIAM
ELA

JA ZYCZĘ CI WSZYSTKIEGO DOBREGO

[ Dodano: 2007-08-25, 09:47 ]
DZIĘKUJĘ WANOBO ZA SŁOWA OTUCHY WIDZISZ MNIE SIĘ CAŁY CZAS WYDAJE ŻE ON MNIE NIE KOCHA SKORO NIE WRACA - CIESZĘ SIĘ ZE MA CZĘSTY KONTAKT Z NASZĄ CÓRECZKĄ A TO W SUMIE W TEJ CHWILI NAJWAŻNIEJSZE,

TAK MOJA CÓRECZKA W CZERWCU SKOŃCZYŁA 5 LATEK MA NA IMIĘ EMILIA A TWOJA?


POZDRAWIAM CIĘ GORĄCO,

ELA
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 08:57   

Moja córeczka ma na imię Madzia...

Elu, bądź cierpliwa. Wiem, że to długo, ale może trzeba jeszcze dłużej...?
 
     
elcia73
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 09:08   

ALE CORAZ BARDZIEJ SIĘ ODDALAMY OD SIEBIE I BĘDZIE TO CORAZ TRUDNIEJSZE Z BIEGIEM CZASU JEMU RACZEJ NIE ZALEŻY NA TYM MAŁŻEŃSTWIE BO JAKBY MNIE TAK NAPRAWDE KOCHAŁ TO JEDNAK PRÓBOWAŁBY COŚ ZROBIĆ ABYŚMY MOGLI SOBIE DAĆ JESZCZE JEDNĄ SZANSE A TAK NIE ROBI NIC......


POZDRAWIAM

ELA
 
     
maz_w_kryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-25, 09:45   

Elcia, owszem kłótnie oddalają - coś o tym wiem (ze swoją żoną kłóciliśmy się przez dwa lata).
Ja też się wyprowadziłem na parę tygodni jedynie (wtedy kiedy kłótnie osiągnęły zenitu) aby sytuacja się trochę uspokoiła, ale pamiętam że jak moja żona mówiła że chce się wyprowadić z córką na dobre, to zmiękłem.

Wg mnie mąż się boi że straci was już definitywnie - więc nie chce rozwodu.
Dopóki to on się wyprowadził, to w pewnym sensie on jest pod kontrolą - wie gdzie mieszkasz, gdzie jest jego córeczka. Wsiadł w samochód o przejechał wiele kilometrów bo nie chciał aby sie działo coś nad czym on nie panuje. Jego świat się jeszcze nie zawalił.

Porozmawiajcie - powiedz mu że jeżeli się nie pogodzicie to trzeba będzie jakieś kroki podjąć - nawet jeżeli teraz nie mas ztakich intencji to powiedz mu że też chcesz wiedzieć na czym stoisz i że chcesz z nim być ale jeżeli on nie chce to nie będziesz w poczekalni przez całe życie swoje.

Wg mnie on kocha swoją rodzinę - bolały go kłótnie, męczyły, więc wykatapultował, ale nie chce przeciąć tego do końca / może on jednak chce aby było tak jak kiedyś ?

Przejmij inicjatywę, przedstaw sprawę w takim świetle, i potem oddaj jemu ruch - ale pamiętaj jedno - nie warto wykonywać ruchu (np. rozwód) bez dania drugiej strony szansy na poprawę, na zmianę biegu wydarzeń. Dlatego powiedz mu że zrobisz coś konkretnego ale tylko wtedy jeżeli on nie powstrzyma tego wszystkiego - i daj jemu szansę zareagować.

Tak sądzę - jestem mężczyzną (i ostatnio zdaję sobię w błyskawicznym tempie jakie są różnice między kobietami a mężczyznami).

pozdrawiam i powodzenia !
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8