Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: administrator
2006-04-11, 11:24
Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
83%
 83%  [ 119 ]
NIE
16%
 16%  [ 24 ]
Głosowań: 143
Wszystkich Głosów: 143

Autor Wiadomość
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 15:36   

Jak czytam Twoje wypowiedzi to wraca do mnie to, co przeżywałam dwa lata temu.
Zawziętość męża, zimne bezwzględne oczy, zimne słowa. I propozycję - że można się rozstać "kulturalnie", nawet łaskawca obiecywał zostać moim przyjacielem. No, ale jeżeli będę nadal nawracać go, domagać się powrotu - to znaczy - że ja nie chcę zgody między nami. I oczywiście - że mnie nie kocha od dawna, że wreszcie chce być szczęśliwy. I powodem jego odejścia nie jest tamta kobieta - no przypadkiem się stało że mieli romans i przypadkiem razem zamieszkali. Ale to nie ona jest powodem :evil:
Wciąż nie wiem czy dobrze zrobiłam nie pozwalając mu odejść. Pomimo mojego sprzeciwu mieszka z tą kobietą, a ja wiem tylko, że zrobiłam wszystko co mogłam. Decyzja była jego i on ponosi odpowiedzialność. Tylko, że to ja cierpię i moja córka, która nadal nie chce akceptować decyzji ojca.

Ja myślę, że oni by woleli naszej zgody - polubownie, kulturalnie. Wtedy lepiej pewnie by się czuli, nie musieliby nosić całego ciężaru winy na swoich barkach. I sumienie mieliby lżejsze.
Oni pewnie chcą naszej akceptacji, żeby przed sobą się usprawiedliwić, że nie oni są jedynie winni.

Trzymaj się 40latek. Nic więcej nie potrafię doradzić.
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 08:17   

Rozwój sytuacji nie jest pozytywny.
Małżonka oświadczyła, że ma dość tej fikcji i nie będziemy nigdzie razem chodzić. Za tydzień mamy chrzest w mojej rodzinie i równocześnie piknik w pracy żony z okazji dnia dziecka. Niestety powiedziała, że ona idzie na piknik razem z dziećmi i nie życzy sobie abym z nimi poszedł. Mogę iść sobie sam na chrzest dziecka mojej siostry.
Przestała prasować moje rzeczy.
Oświadczyła, że na pewno złoży wniosek o rozwód (potem mówiła o separacji). Oczywiście nie chce nic ze mną już naprawiać, budować - bo wie, że mnie nie kocha i nigdy nie pokocha.
Raz ma mi za złe i wypomina zmarnowane ostatnie lata życia, potem, że nie żywi do mnie urazy i chce bym był szczęśliwy.
Ma zamiar się wyprowadzić z dziećmi jak znajdzie jakieś mieszkanie.

Ja czekam i nie wiem co dalej...

Pozdrawiam.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 09:21   

40 latku.. Jak to ona pójdzie z dziećmi, a Ty nie możesz? - Czy jesteś gotowy na to, żeby objąć opiekę nad dziećmi?? To ona, czując się źle w rodzinie może poszukać sobie jakiegoś miejsca dla siebie - nie ma natomiast prawa wyrywać dzieci z DOMU. Musisz być stanowczy w tym względzie. Jeśli żona tak przedstawia sprawę, powiedz jej STANOWCZO, że ze sobą może robić co chce, a na włączanie do swoich problemów dzieci Ty się nie godzisz. Jeśli Twoje słowa nie wystarczą bądź silny i porozmawiaj o tym z prawnikiem. Złożenie wniosku o separację z jej winy z ustaleniem pobytu dzieci przy Tobie, brałabym w tym momencie pod uwagę.

P.S. Pozwól jej wyprowadzić się, ale niech to zrobi sama.

Trzymaj się ciepło! Bądź pewny, że masz Jego wsparcie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 17:27   

Slusznie prawisz, Kasiu.
Żadnego zezwolenia na zabranie dzieci z domu. Oczywiście, ich zadnie też należy brać pod uwagę.
Myślę, że tutaj sporo miałby do powiedzenia któryś z uczestników forum, byli/są w podobnej sytuacji.
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 19:33   

Jej wyprowadzenie się z domu z prawnego punktu widzenia działa podobno na moją korzyść. Nie wiem jak z dziećmi - bo to już będzie wojna na całego a tego nie chcę.
Coś mi podpowiada, że powinienem dać jej tę "wolność" w postaci separacji z jej winy, z dziećmi, a samemu zostać w naszym mieszkaniu i na nich czekać.
Nie chcę wprowadzać nienawiści do naszych relacji. Może ona musi odpocząć ode mnie, przerobić to wszystko samotnie. Dostać w kość od życia i dzieci i tego pana.
Tylko tych maluszków szkoda.

---

A dzisiaj znów chce iść do pani psycholog! Ja odpowiedziałem, że nie wiem czy pójdę, bo średnio widzę sens tych spotkań dla nas. Później małżonka zadzwoniła i powiedziała, że jak nie chcę iść to ona chciałaby pójść nawet sama.

[ Dodano: 2007-06-05, 08:23 ]
Spotkanie odbyło się w miarę spokojnie, pozycje po przeciwległych stronach barykady utrzymane.
Pani psycholog stwierdziła, że moja żona jeszcze nie zaakceptowała tego, że ja się nie zgadzam i nie zgodzę na polubowne rozstanie. Ona ciągle żyje ułudą spokojnego rozejścia. Zaproponowałem jej, że może dostać od ręki separację na warunkach: jej wina, dzieci zostają ze mną w domu, ona robi co chce - tzn wyprowadza się albo i nie. Jako alternatywa 10 letnia walka w sądzie.

Moja żona powiedział, że chce się "odseparować" ode mnie i mojej rodziny. Nie rozumiem skąd w niej tyle zaciętości, złości i bólu.
Tak sobie myślę, że przez te wszystkie lata odkładała ona w sobie każde drobne zranienie - zamiast to wyrzucić z siebie w jakiejś rozmowie czy nawet kłótni - ona starała się być miła, dobra, dusiła to sobie. Nawarstwiło się to, i narosło obecnie do takich rozmiarów, że nie może sobie ona z tym poradzić. Tutaj jest naprawdę kiepsko.
Czym ją zraniła moja rodzina, że ona chce się od nich separować? Ja od rodziny żony nie mam zamiaru się separować (o ile oni mnie będą tolerować) pomimo tego, że wielokrotnie wypowiadaliśmy pod swoim adresem krytyczne uwagi i nawet delikatnie kłóciliśmy się - ale uważałem to za normalne.

Coś się też wydarzyło w weekend. Jest taka "miękka", zgaszona. Widziałem też zaczerwienione oczy po długotrwałym płaczu. Kolejnym zbiegiem okoliczności w który nie wierzę, jest to, że "pan z internetu" wykasował całą swoją stronę internetową - twórczość z ostatnich kilku lat. Wygląda mi to na kolejną próbę wywierania presji lub inną zagrywkę, ale czuję, że coś się dzieje.
Naprawdę się o nią boję, ale nic nie mogę zrobić, ani przytulić ani pocieszyć czy wesprzeć dobrym słowem.

Nie wiem czy dobrze robię, ale przestałem okazywać jej uczucia. Nie zaniedbuję jej, jestem miły uczynny, uśmiecham się ale wszystkie potrzeby czułości i bliskości zamykam w sobie.

Ciężko jest o tym nie myśleć ale staram się.
 
     
zosia30
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 07:24   

40latku twoja zona kolekcjonowala wszystkie urazy tak jak moj maz ... cale 10 lat bycia razem zebral do kupy i rzucil mi w twarz ... nie wiem co z tym zrobic jak go oswoic jak mu pomuc jak go przyciagnac do siebie .... on chce separacji izolacji odemnie ... nieumiem sobie z tym poradzic podobnie jak ty ...jak naprawic wyrzadzone zlo....
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 07:55   

Już wiem, że nie wiem jak to zrobić.
 
     
agata96
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 08:09   

Mówicie, że powidział, że wygarnął, że nie chce naprawiać, nie chce być, nie kocha. Mój mąż wyprowadził się 4 miesiące temu, kiedy mówię, że mnie nie kocha krzyczy ż ewszystko wiem zawsze najlepiej. Kiedy chcę, proszę o konkretne rozwiązania mówi, że nie wie. Wyporwadził się z mojej winy, wnnychy postach sytuacja jest opisana dość dokładanie. Ziostałam sama w jego domu oddalnym od naszego rodzinnego miasta o 50 km, tweordził, ż eto on się wyprowadzi, bo jeżeli ja to zrobię to dojdzie do niepotrzbnej rewolucji. Od tego czasu widzieliśmy się kilka razy, ale nie rozmawialiśmy na żaden konkretny temat dotyczący naszej sytuacji. Ja płace kredyt hipoteczny za ten dom, choć nie jest mój. Dodam, że mój mąż jest bardzo uczciwym i prawym człowiekiem. lecz bardzo zranionym. Zacyznam zazdrościć tym, którzy siędowiedzieli. Życie bowiem, w nieiwiedzy przez tyle miesięcy może doprowadzić człowieka do obłędu. Pozdrawiam
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 09:10   

40 latku, wykonuj swoje obowiązki jak możesz najlepiej. To niesamowite. że w tak trudnym momencie potrafisz zachować spokój i być stanowczym. Trudno. Jest tak, że czasem kochający rodzic powinien pozwolić też swemu dziecku "pocierpieć" a to cierpienie spowodowane jest w uwikłaniem się w zło i w pewnym sensie niemoc, bo ciało chce iść ku nie bójmy się powiedzieć "zagładzie", a sumienie ciągnie do WIERNOŚCI. Ty nie naciskaj. Niesamowite, że miałeś okazję powiedzieć to wszystko co powiedziałeś. Teraz jeśli ona nie chce spotykać się z Twoją rodziną, to powiedz jej tylko "Jak chcesz". Kochać i wymagać. Teraz kochaj mocno, pracuj nad swoimi błędami, niech Twoja słabość z pomocą łaski zamienia się w moc. Bądź jej OCHRONIARZEM, mocnym, wiernym.. supermężem : )
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 13:50   

Kasiu,

tu nie chodzi o ciało. To jej zranione serce wyrwało się na "wolność" i boi się spojrzeć za siebie. Nie ma co biadolić. Sam Ją sobie wybrałem, razem doprowadziliśmy do obecnego stanu. Nie wiem co będzie jutro i najważniejsze to nie chcieć wiedzieć.

Pozdrawiam
 
     
zosia30
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-08, 14:10   

dokladnie to samo czuje moj maz jest strasznie zraniony i psychicznie wykonczony co zrobic jak mu, nam i sobie pomoc...tak bardzo sie boje
dodatkowo w to wszystko zostaly zaplatane osoby trzecie ( nasze rodziny) ktore przezywaja ogromnie caly ten kryzys ...boje sie jednak ze to nie kryzys ale naprawde koniec malzenstwa..
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-05, 13:10   

agata96 napisał/a:
Mój mąż wyprowadził się 4 miesiące temu, kiedy mówię, że mnie nie kocha krzyczy ż ewszystko wiem zawsze najlepiej.


eh Agata... no bo kocha
 
     
zu26
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-21, 13:54   

jestem tu pierwszy raz.....szukam pomocy i zrozumienia i chyba wiary ze jeszcze bedzie dobrze......moja historia podobna do wielu 13 lat razem w tym 9 malzenstwa a zdradzal mnie przez 7lat ukrywal ten fakt a ja nic nie zauwazylam.....prowadzil podwojne zycie........teraz nie wie co wybrac.......ja tez nie wiem...czy zostawic to wszystko odejsc? nie czuje przekonania ze on zostawi tamto......bo dwa lata po slubie sie o niej dowiedzialam ze troche sie spotykal ale sam skonczyl wybaczylam i zawierzylam.......oszukal mnie tak perfidnie.....czasem placze razem ze mna a czasem zachowuje sie jakby nic sie nie stalo....na pytanie co teraz? odpowiada ze nie wie.... zylam dla niego tylko z wielu rzeczy zrezygnowalam bo tak chcial...wybudowal dom o ktorym marzylismy wiele razy rozmawiajac...w tym roku mielismy zaczac sie budowac....a on wybudowal go nie mowiac mi nic... w miejscowosci gdzie tamta mieszka......... dom jest na jego brata....ja o niczym nie wiedzialam..... moze wasze opinie pomoga mi w podjeciu decyzji co ja mam zrobic? jak z tym zyc? czy da sie z czyms takim zyc?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-21, 20:43   

Zu26.
W takiej sprawie nikt Ci nie poradzi, nikt nie podejmie ze Ciebie decyzji. Mało tego, w zasadzie, to decyzję podejmie Twój mąż, on jeden. Cokolowiek by nie powiedział, nie ufaj za bardzo, podłość i wyrafinowanie, tym się kierował przez wszystkie lata.
Trochę dziwnym wydaje się fakt, że był w stanie wybudować dom, przecież wymagało to ogromnych nakładów finansowych - a Ty nic nie zauważyłaś? Nie zauważyłaś wypływu gotówki? I czas - też nie zauważyłaś, że jest taki zapracowany?
Dziwne to dla mnie, niezrozumiałe.

Pozdrawiam
Elżbieta
 
     
pestka10
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-21, 21:16   

Zu26- nie wiem jak to możliwe że przez te wszystkie lata byliście i nie znaliście się ja mam okrpną sytuację skomplikowaną , ale gdybym tyko straciła zaufanie to już szukałabym sposobów rozwiązania. Powiesz cwaniara a sama CO?- w kryzysie!
Ja się obudziłam, ja już zaczynam myśleć - co robiłaś przez te 7 lat? trudno uwierzyć że ufałaś w słowa męża po tym jak dowiedziałaś się o romansie? Czy nic nigdy nie zaprzątało Twojej uwagi - czy Byłaś tak bardzo zaślepiona ? Może to brutalne ale dziwne jest Twoje stanowisko przez tyle lat.
Nie pomagamy Ci - może dołujemy, ale sprawa jest wyjatkowa, więc trudno doradzić jak żyć i być w tym domu brata?
:-/
Pozdrawiam Pestka10 - może więcej informacji pozwoli nam na udzielenie obiektywnej odpowiedzi na Twoje pytanie i pomocy.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 11