Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jan Paweł II "Duchowość małżeńska"
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-09, 11:57   Jan Paweł II "Duchowość małżeńska"

Tak łatwo można zapomnieć

Małżeństwo i rodzina to nie jeden pośród wielu innych tematów nauczania Jana Pawła II, ale temat i troska najważniejsza! Gdy tylko skończył on cykl katechez środowych, których tematykę wybrał jego Poprzednik, natychmiast rozpoczął w 1979 r., i kontynuował do 1984 r., katechezy o małżeństwie. Wanda Półtawska opowiada, że ich pierwszą część przywiózł ze sobą na konklawe, jako pierwsze rozdziały przygotowywanej książki. Powszechnie mówi się, że są one wciąż nieodkrytym darem Jana Pawła II dla Kościoła, ukazują nowe, głębsze i pełniejsze perspektywy myślenia o człowieku, ludzkim ciele i miłości małżeńskiej. Również Synod Biskupów, który odbył się za jego pontyfikatu w 1980 r., był poświęcony rodzinie.

Zły szybko poczuł się zagrożony, przeczuwając, kto stanął z nim do walki w obronie świętości małżeństwa. Nie wolno przeoczyć faktu, że Ojciec Święty został ugodzony kulą zamachowca akurat wtedy, gdy dosłownie za chwilę miał ogłosić powołanie Papieskiej Rady ds. Rodziny oraz Instytutu Studiów nad Małżeństwem i Rodziną. Tekst nie został wygłoszony, ale przecież zamach nie zdołał powstrzymać Piotra naszych czasów. Już 22 listopada 1981 r. opublikował adhortację Familiaris consortio – o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym. Instytut został ostatecznie ustanowiony konstytucją apostolską Magnum matrimonii sacramentum z 7 października 1982 r. i nosi imię Jana Pawła II. W dzień Matki Bożej z Lourdes – 11 lutego 1994 r.

Ojciec Święty powołał Papieską Akademię Życia, a rodzinom pracowników Watykanu zapewnił to, czego ogłoszona przez Stolicę Apostolską z jego inspiracji Karta Praw Rodziny domaga się dla wszystkich rodzin świata – wydatną pomoc z okazji urodzenia dziecka, ochronę macierzyństwa, pomoc dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, udział państwa w wydatkach szkolnych.

Czynom towarzyszyło nauczanie: Jan Paweł II powiedział o małżeństwie i rodzinie mniej więcej tyle samo, co wszyscy papieże przed nim razem wzięci!
O przyszłość małżeństwa i rodziny walczył jednak nie tylko słowem i czynem. On, który utożsamia się dla nas z Krzyżem jego pastorału, nauczył się od Mistrza, że najważniejsze walki prowadzi się i wygrywa na krzyżu. Jan Paweł II cierpiał za małżeństwa i rodziny. Mówił o tym otwarcie 29 maja 1994 r., gdy wrócił ze szpitala: „Chciałbym wyrazić dziś przez Maryję moją wdzięczność za dar cierpienia, związanego także tym razem z maryjnym miesiącem majem. Pragnę podziękować za ten dar. Zrozumiałem, że ten dar był potrzebny. Papież musiał znaleźć się w Poliklinice Gemellego, musiał się nie pokazywać w tym oknie przez cztery tygodnie, cztery niedziele, musiał cierpieć; podobnie jak musiał cierpieć trzynaście lat temu, tak i w tym roku. Raz jeszcze przemyślałem, rozważyłem to wszystko podczas mego pobytu w szpitalu. (...) « Jeśli Bóg cię powołał, masz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie». (...) Tak mi powiedział kard. Wyszyński. Zrozumiałem wtedy, że mam wprowadzić Kościół Chrystusowy w trzecie tysiąclecie przez modlitwę i wieloraką działalność, ale przekonałem się później, że to nie wystarcza: trzeba było wprowadzić go przez cierpienie – przez zamach trzynaście lat temu i dzisiaj przez tę nową ofiarę. Dlaczego właśnie teraz, dlaczego w tym roku, w Roku Rodziny? Właśnie dlatego, że rodzina jest zagrożona, rodzina jest atakowana. Także Papież musi być atakowany, musi cierpieć, aby każda rodzina i cały świat ujrzał, że istnieje Ewangelia – rzec można – «wyższa»: Ewangelia cierpienia, którą trzeba głosić, by przygotować przyszłość, trzecie tysiąclecie rodzin, każdej rodziny i wszystkich rodzin. (...) Zrozumiałem, że potrzeba było, bym dysponował tym argumentem wobec możnych tego świata. Znów mam się z nimi spotykać i rozmawiać. Jakich mogę użyć argumentów? Pozostaje mi ten argument cierpienia. Chciałbym im powiedzieć: zrozumcie to. Zrozumcie, dlaczego Papież znowu był w szpitalu, dlaczego znów cierpiał. Zrozumcie to, przemyślcie to jeszcze raz!”.

Mając to wszystko zapisane w sercu, z ogromnym zdziwieniem czytałem Rogito – tekst włożony do trumny Ojca Świętego, który w założeniu ma przypominać najważniejsze wydarzenia z jego życia i działalności. Czytałem go kilka razy i nie mogłem uwierzyć, że nie znalazło się tam ani jedno słowo o zaangażowaniu Papieża na rzecz małżeństwa i rodziny. Tak łatwo można zapomnieć… Nawet gdy się bardzo kocha. Będziemy się więc spotykali w tej rubryce co tydzień, aby nie zapomnieć i aby tym żyć.

O. Kazimierz Lubowicki OMI

artykuł ukazał się w "Niedziela" nr 48/2005


Dokument Rogito jest na stronie:
http://www.aydam.org/serwis/dokument_rogito.htm

------------------------------------------------------------
 
     
Tadeusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 11:46   

Elu poruszasz bardzo istotny temat. Ja natknąłem się w paru książkach na jakieś urywki tego, co Jan Paweł II myślał o małżeństwie – niesamowite rzeczy. Jak byś miała informacje w jakich książkach można to zgłębić, albo strony było by przyjemnie.
Pozdrawiam
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-31, 21:36   

"Miłość i odpowiedzialność" kard.Karol Wojtyła
http://www.nonpossumus.pl...powiedzialnosc/
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2006-06-01, 08:57   

Ja przeczytałam Miłość i odpowiedzialność będąc nastolatką i kiedy byłam szaleńczo zakochana. Nakazał mi to ksiądz na rekolekcjach . Przeczytałam i ... byłam wściekła!!!! nie zgadzałam się z połową treści. Miałam wrażenie, że ktoś wchodzi z butami w moje życie intymne, mówi, że moja miłość jest zła, że żle żyję! A ja przeżywałam piękną miłość, taką o jakiej wszyscy marzymy. I książka ta spowodowała na długi lata moje zamknięcie się na JPII. Nie oglądałam pielgrzymek, nie interesowało mnie co mówi. Dopiero teraz, gdy moje małżeństwo przechodzi tak głęboki kryzys i szczerze mówiąc zaczynam wątpić, czy przetrwa, zrozumiałam ile mądrości było w tej ksiązce i że ten kryzys wynika w dużej mierze z tego powodu, że żyliśmy inaczej, bez koniecznej odpowiedzilaności za masza miłość , rodzinę i drugiego człowieka.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-05, 04:39   Dobro wspólne małżeństwa i rodziny

Dobro wspólne małżeństwa i rodziny - List do rodzin - Jan Paweł II

10. Przysięga małżeńska określa, a zarazem ustanawia to, co jest dobrem wspólnym małżeństwa i rodziny. „Biorę ciebie... za żonę — za męża — i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”22. Małżeństwo jest szczególną komunią osób. Rodzina — na gruncie tej komunii — ma stawać się wspólnotą osób. Nowożeńcy podejmują to zadanie „wobec Boga i Kościoła”, o czym przypomina im celebrans, w chwili składania przysięgi małżeńskiej23. Świadkami tej sakramentalnej przysięgi są wszyscy obecni przy ślubie. W nich obecny jest poniekąd cały Kościół, całe społeczeństwo, w którym określona rodzina zaczyna istnieć.

Słowa przysięgi małżeńskiej orzekają o tym, co stanowi wspólne dobro — naprzód małżeństwa, z kolei zaś rodziny. Dobrem wspólnym małżonków jest miłość, wierność i uczciwość małżeńska oraz trwałość ich związku „aż do śmierci”. To dobro obojga jest równocześnie dobrem każdego z nich. Ma z kolei stać się dobrem ich dzieci. Należy do istoty dobra wspólnego, że łącząc poszczególnych ludzi, stanowi zarazem prawdziwe dobro każdego. Jeśli Kościół, podobnie też i państwo, w słowach uprzednio przytoczonych przyjmuje przysięgę małżonków, to czyni tak na tej zasadzie, iż to właśnie jest „wpisane w ich serca” (por. Rz 2,15). To oni sami ślubują sobie wzajemnie, przysięgając, czyli potwierdzając prawdziwość swoich ślubów wobec Boga. Oni sami, jako ochrzczeni, są szafarzami Sakramentu Małżeństwa w Kościele. Św. Paweł uczy, że to ich wzajemne ślubowanie jest „tajemnicą wielką” (por. Ef 5,32).

Jeżeli słowa przysięgi wyrażają to, co jest dobrem wspólnym małżonków, to równocześnie wskazują one też na to, co ma być dobrem wspólnym przyszłej rodziny. Aby to uwydatnić, Kościół pyta, czy są gotowi przyjąć i po chrześcijańsku wychować dzieci, którymi Bóg ich obdarzy. Pytanie to odnosi się do dobra wspólnego przyszłej rodziny. Ma ono na uwadze genealogię osób, która wpisana jest w samą konstytucję małżeństwa oraz rodziny. Dodatkowe pytanie o potomstwo i wychowanie pozostaje w ścisłej łączności ze ślubowaniem miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej oraz dozgonności ich związku. Przyjęcie i wychowanie potomstwa — dwa spośród podstawowych celów rodziny — są uwarunkowane wypełnieniem tego ślubu. Rodzicielstwo jest zadaniem natury duchowej — nie tylko fizycznej. Przebiega przez nie zawsze genealogia w Bogu i która do Boga także ma prowadzić.

Rok Rodziny — czyli rok szczególnej modlitwy rodzin — winien to wszystko uświadomić każdej ludzkiej rodzinie w nowy sposób. W sposób pogłębiony. Jakież jest bogactwo Pisma Świętego, które może stanowić podłoże takiej modlitwy! Trzeba, aby do słów Pisma dołączała się w każdym przypadku osobista pamięć małżonków — rodziców, a z drugiej strony także ich dzieci oraz dzieci tych dzieci. Małżeńska komunia poprzez genealogię osób staje się komunią pokoleń. Sakramentalna jedność dwojga, potwierdzona przysięgą przed Bogiem, utrwala się w tych pokoleniach. Trwa w nich. Trzeba, aby często stawała się jednością modlitwy. Aby zaś mogło się to ujawnić szczególnie w Roku Rodziny, winno stać się zwyczajem zakorzenionym w codziennym życiu każdej rodziny. Modlitwa jest dziękczynieniem, jest uwielbieniem Boga, jest przepraszaniem — i wreszcie jest prośbą, jest błaganiem. W każdej z tych postaci modlitwa rodziny ma z całą pewnością bardzo wiele do powiedzenia Bogu. Ma też wiele do powiedzenia ludziom, przede wszystkim we wzajemnej komunii osób związanych konkretną rodzinną więzią.

„Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz?” (Ps 8,5) — pyta Psalmista. Modlitwa jest tym miejscem, w którym najprościej objawia się stwórcza i ojcowska pamięć Boga o człowieku. Nie tylko i nie tyle pamięć człowieka o Bogu, ale przede wszystkim — pamięć Boga. Dzięki temu też modlitwa wspólnoty rodzinnej może się stawać miejscem wspólnej pamięci i wzajemnej pamięci: rodzina wszakże jest wspólnotą pokoleń. Trzeba, ażeby w modlitwie wszyscy byli obecni — i ci, którzy żyją, i ci którzy już odeszli, i ci także którzy mają przyjść na świat. Trzeba, aby każdy człowiek był w rodzinie „omadlany” na miarę dobra, jakie stanowi — na miarę dobra, jakim jest dla niego rodzina i on dla rodziny. Modlitwa najpełniej potwierdza to dobro, potwierdza jako dobro wspólne rodziny. Modlitwa też wciąż na nowo daje temu dobru początek. W modlitwie rodzina odnajduje się jako pierwsze „my”, w którym każdy jest „ja” i „ty”. Tym są dla siebie wzajemnie: mężem lub żoną, ojcem lub matką, synem lub córką, bratem lub siostrą, dziadkiem lub wnukiem.

Czy takie są rodziny, do których w tym Liście się zwracam? Z pewnością wiele jest takich. Czasy, w których żyjemy, ujawniają jednak tendencję do kurczenia się rodziny do więzi tylko dwupokoleniowej. Zdarza się to często na skutek trudności mieszkaniowych, przede wszystkim w wielkich miastach. Nierzadko jednak przyczyną jest tu przekonanie, iż więcej pokoleń pod jednym dachem przeszkadza intymności i stwarza trudności życiowe. Ale właśnie ten punkt jest najsłabszy: jest mało ludzkiego życia w naszych współczesnych rodzinach. Dobra wspólnego nie ma z kim wspólnie tworzyć — i nie ma wśród kogo tego dobra rozdzielać. A przecież dobro jest sobą wówczas, gdy się je tworzy i dzieli z innymi: „do natury dobra należy upowszechnianie się” („bonum est diffusivum sui”)24. Im dobro jest bardziej wspólne, tym jest też bardziej własne: moje — twoje — nasze. Taka jest wewnętrzna logika bytowania w dobru, bytowania w prawdzie i miłości, do której powołany został człowiek. Zgodnie z tą logiką jego bytowanie staje się prawdziwie „bezinteresownym darem”.

Bezinteresowny dar z siebie samego
11. Sobór uczy, że człowiek jest tym jedynym na świecie stworzeniem, którego Bóg chciał i chce dla niego samego; równocześnie stwierdza, że człowiek ten „nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”25. Może się to wydać sprzecznością, ale sprzecznością nie jest. Jest — owszem — głębokim paradoksem ludzkiego bytowania: bytowania w prawdzie, które służy miłości. To miłość właśnie sprawia, że człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie. Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się nią tylko wzajemnie obdarowywać.

Dar osoby z istoty swojej jest trwały i nieodwołalny. Nierozerwalność małżeństwa wynika nade wszystko z samej istoty tego daru: dar osoby dla osoby. W tym darze wzajemnym wyraża się oblubieńczy charakter miłości. W przysiędze małżeńskiej narzeczeni nazywają siebie imieniem własnym: „Ja... biorę ciebie... za żonę — za męża — i ślubuję [...], że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Taki dar zobowiązuje o wiele mocniej, zobowiązuje głębiej niż to, co może być „nabyte” w jakikolwiek sposób i za jakąkolwiek cenę. Zginając kolana przed Ojcem, od którego pochodzi wszelkie rodzicielstwo, przyszli rodzice mają świadomość, że zostali „odkupieni”, czyli nabyci za największą cenę: za cenę Krwi Chrystusa, to jest daru najbardziej bezinteresownego, w którym sakramentalnie uczestniczą. Przysięga małżeńska dopełni się Eucharystią, czyli ofiarą „Ciała wydanego” i „Krwi przelanej”. Sama z siebie już jest jej wyrazem.

Ta sama logika bezinteresownego daru wkracza w ich życie, kiedy mężczyzna i kobieta w małżeństwie wzajemnie się sobie oddają i wzajemnie przyjmują jako „jedno ciało” i jedność dwojga. Bez tej logiki małżeństwo byłoby puste. Komunia osób na tej logice zbudowana staje się komunią rodzicielską. Małżonkowie dają życie własnemu dziecku. Jest to nowe ludzkie „ty”, które pojawia się w orbicie ich rodzicielskiego „my”. Istota, do której mówić będą nowym imieniem: „nasz syn... nasza córka...”. „Urodziłam człowieka za sprawą Boga” (por. Rdz 4,1) — mówi pierwsza rodząca kobieta w Księdze Rodzaju: biblijna Ewa. Jest to człowiek naprzód oczekiwany przez dziewięć miesięcy, potem „objawiony” rodzicom i rodzeństwu. Cały ten proces — poczęcia, rozwoju w łonie matki, wreszcie zrodzenia, wydania na świat — służy do stworzenia stosownej jakby przestrzeni, aby ten nowy człowiek mógł się objawić jako „dar”. Albowiem również on — ten nowy człowiek — jest od początku takim właśnie darem. Jakże inaczej można określić tę istotę kruchą i bezbronną, która całkowicie jest zależna od swych ludzkich rodziców, całkowicie im zawierzona? Nowo narodzony człowiek oddaje siebie rodzicom przez sam fakt swojego zaistnienia. Istnienie — życie — jest pierwszym darem Stwórcy dla stworzenia.

Dobro wspólne rodziny urzeczywistnia się w nowo narodzonym. Tak jak dobro wspólne małżeństwa urzeczywistnia się poprzez miłość oblulubieńczą, która gotowa jest dawać i przyjmować nowe życie — tak dobro wspólne rodziny urzeczywistnia się przez tę samą oblubieńczą miłość spełnioną w nowo narodzonym. W genealogię osoby wpisana jest genealogia rodziny. Upamiętnią to zapisy w księgach parafialnych, w księdze chrztów, ale akt ten jest już tylko pochodną, jest społeczną konsekwencją faktu, „że się człowiek narodził na świat” (J 16,21).

Czy to prawda, że stał się darem dla rodziców? Darem dla społeczeństwa? Pozornie nic nie zdaje się na to wskazywać. To, że narodził się człowiek, wydaje się zwykłym faktem statystycznym, który rejestruje się jak tyle innych faktów. Przelicza się ten fakt w cyfrach i bilansach demograficznych. Z pewnością dziecko oznacza dla rodziców nowy trud, nowy zasób potrzeb i kosztów. Stąd też pokusa, ażeby go nie było26. Pokusa bardzo mocna w niektórych środowiskach społecznych i kulturowych. Czy więc nie jest ono darem? Czy tylko przychodzi zabierać, nie dawać? Te pytania to myśli natrętne, od których z trudem wyzwala się współczesny człowiek. Dziecko przychodzi zająć miejsce, którego i tak coraz mniej jest na świecie. Czy jednak naprawdę niczego nie wnosi do rodziny i społeczeństwa? Czyż nie jest „cząstką” tego wspólnego dobra, bez którego ludzkie wspólnoty rozpadają się i umierają? Trudno temu zaprzeczyć. Dziecko obdarowuje sobą rodzinę. Jest darem dla rodzeństwa i dla rodziców. Dar życia staje się równocześnie darem dla samych dawców. Nie mogą nie odczuć jego obecności, jego uczestnictwa w ich życiu, tego, co wnosi do dobra wspólnego małżeństwa i wspólnoty rodzinnej. Poprzez wszystkie meandry ludzkiej psychologii prawda ta pozostaje oczywista w swej prostocie oraz w swej głębi. Człowiek jest dobrem wspólnym każdej ludzkiej społeczności. Jest on też — jak już przypomniano — „drogą Kościoła”27. Jest to ten człowiek, o którym powiedział św. Ireneusz, iż jest „chwałą Bożą”: „Gloria Dei vivens homo”28, co czasem tłumaczy się: „chwałą Bożą jest, aby człowiek żył”. Rzec można, iż mamy tutaj do czynienia z najbardziej transcendentną definicją człowieka. Chwała Boża jest dobrem wspólnym wszystkiego, co istnieje; jest dobrem wspólnym rodzaju ludzkiego.

Tak. Człowiek jest dobrem wspólnym. Jest dobrem wspólnym rodziny i ludzkości, poszczególnych społeczności oraz społeczeństw: trzeba jednak wprowadzić tutaj znamienną różnicę stopnia i sposobu. O ile jest on dobrem wspólnym na przykład narodu (jako rodak) czy państwa (jako obywatel), to dobrem wspólnym rodziny jest w sposób najbardziej konkretny, jedyny i niepowtarzalny: nie tylko jako człowiek, jako jednostka w ludzkiej wielości, lecz jako „ten człowiek”. Bóg-Stwórca powołuje go do istnienia „dla niego samego”. Wraz z zaistnieniem rozpoczyna się też dla niego „wielka przygoda” życia, która korzenie swoje zapuszcza w rodzinie. „Ten człowiek” — to w każdym przypadku osoba zasługująca na afirmację ze względu na swą ludzką godność. Godność właściwa osobie wyznacza jego miejsce wśród ludzi, przede wszystkim wyznacza jego miejsce w rodzinie. Rodzina jest bowiem — bardziej niż jakakolwiek inna społeczność — środowiskiem, w którym człowiek może bytować „dla niego samego” poprzez bezinteresowny dar z samego siebie. Pod tym względem pozostaje ona społecznością niezastąpioną i niezastępowalną: jest „sanktuarium życia”29.

To, że rodzi się człowiek, „że się człowiek narodził na świat” (J 16,21), jest znakiem paschalnym. Mówi o nim Ewangelia według św. Jana w tych słowach, które Chrystus skierował do uczniów przed swym odejściem. Mówił im wtedy o smutku, jaki z racji tego odejścia napełnił ich serce. I ten właśnie smutek odejścia, czyli śmierci, porównał ze smutkiem rodzącej kobiety: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku (czyli cierpi), bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21). „Godzina” Chrystusowej śmierci (por. J 13,1) została tutaj przyrównana do „godziny” rodzącej niewiasty. Natomiast narodzenie człowieka znajduje swój odpowiednik w zwycięstwie życia nad śmiercią: znajduje swój odpowiednik w Chrystusowym zmartwychwstaniu. Można snuć wokół tego zestawienia wielorakie refleksje. Zmartwychwstanie jest objawieniem Życia poza progiem śmierci. Narodziny dziecka są też objawieniem życia. Dla Chrystusa, który przyszedł, abyśmy życie mieli, i mieli w obfitości, jest to zawsze objawienie życia dla „pełni życia”, która jest w Bogu samym: „Przyszedłem po to, aby mieli życie i mieli je w obfitości” (por. J 10,10). Tu także odsłania się właściwe znaczenie Ireneuszowego „Gloria Dei vivens homo”.


Taka jest ewangeliczna prawda o darze z siebie, bez którego człowiek nie może „urzeczywistnić” siebie samego. Widać zarazem, jak głęboko ten „bezinteresowny dar” jest osadzony w Darze Boga-Stwórcy i Boga-Odkupiciela. Jak głęboko jest on osadzony w Duchu Świętym, którego Kościół w Sakramencie Małżeństwa zaprasza do „nawiedzenia serc”. Istotnie, bez tego „nawiedzenia” trudno byłoby to wszystko pojąć i spełnić jako powołanie człowieka. Jest wiele ludzi, którzy to pojmują. Iluż mężczyzn i kobiet chłonie tę prawdę, wiedząc i wyczuwając, że tu właśnie spotykają się z „Prawdą i Życiem” (por. J 14,6)! Że bez tej prawdy nie ma też prawdziwie ludzkiego sensu życie małżeństwa i rodziny.

Kościół nie przestaje tej prawdy nauczać i o niej świadczyć. Przy tej całej wyrozumiałości dla tylu trudnych sytuacji kryzysowych w rodzinie i dla całej kruchości ludzkich istot — Kościół nie przestaje żywić przeświadczenia, że musi on sam pozostawać wierny prawdzie o ludzkiej miłości, gdyby od niej odstąpił, zdradziłby siebie samego. Gdyby Kościół od tej zbawczej prawdy odstąpił, nie mógłby już otwierać na nią „oczu wiary” (por. Ef 1,18), bo one są zawsze wrażliwe na światło rzucone na życie ludzkie przez Ewangelię (por. 2 Tm 1,10). Świadomość daru, bezinteresownego daru z siebie, przez który człowiek „urzeczywistnia siebie samego”, musi być stale odnawiana i stale zabezpieczana, nawet za cenę wszystkich sprzeciwów, których Kościołowi nie szczędzą rzecznicy tak zwanej postępowej cywilizacji30. Rodzina zawsze wyraża nowy wymiar dobra „dla ludzi”, a przez to też rodzi nową odpowiedzialność. Jest to odpowiedzialność za szczególne dobro wspólne, w którym zawarte jest dobro człowieka: każdego z uczestników rodzinnej wspólnoty. Jest to z pewnością dobro „trudne” („bonum arduum”), a tym bardziej fascynujące.
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-05, 15:18   

Tadeusz,
Jan Paweł II
1) "O małżeństwie i rodzinie 1978 - 1982" (książka zawiera dokumenty papieskie i homilie, wszystko dotyczące rodziny, 382 strony)
2) "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich", Tom I: "Chrystus odwołuje się do Początku"
Tom II: "Chrystus odwołuje się do Serca"
Tom III: "Chrystus odwołuje się do Zmartwychwstania". Można to kupić przez Internet albo w dobrych księgarniach, a już zwłaszcza katolickich, np. koło Katedry we Wrocławiu. W dużych bibliotekach też powinno być. Niektóre fragmenty są do poczytania online, czytałam, ale w tej chwili nie pamiętam nazw stron.
Pozdrawiam
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-05, 15:31   

Elu, dzięki za ten piękny tekst.

Mnie bardzo podoba się pewien fragment z homilii wygłoszonej w Szczecinie w 1987 roku. Może dlatego tak często "podnoszę głos"? ( o ile można tutaj dać takie porównianie:

"" ...że cię nie opuszczę aż do śmierci"
Nie ma skuteczniejszej drogi odrodzenia społeczeństw, jak ich odrodzenie przez zdrowe rodziny. A rodzina, która „jest pierwszą szkołą cnót społecznych, potrzebnych wszelkim społeczeństwom” (Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim, 3), jest dziś bardzo zagrożona. Wiemy to wszyscy. Jest zagrożona od zewnątrz i wewnątrz. I trzeba, by o tym zagrożeniu, o własnym losie mówili, pisali, wypowiadali się przez filmy czy środki przekazu społecznego nie tylko ci, którzy — jak twierdzą — „mają prawo do życia, do szczęścia i samorealizacji”, ale także ofiary tego obwarowanego prawami egoizmu. Trzeba, by mówiły o tym zdradzone, opuszczone i porzucone żony, by mówili porzuceni mężowie. By mówiły o tym pozbawione prawdziwej miłości, ranione u początku życia w swej osobowości i skazane na duchowe kalectwo dzieci, dzieci oddawane ustawowo instytucjom zastępczym — ale... jaki dom dziecka może zastąpić prawdziwą rodzinę? Trzeba upowszechnić głos ofiar — ofiar egoizmu i „mody”; permisywizmu i relatywizmu moralnego; ofiar trudności materialnych, bytowych i mieszkaniowych. „Dlatego też Kościół — słowami adhortacji Familiaris Consortio — otwarcie i z mocą broni praw rodziny przed niedopuszczalnymi uzurpacjami ze strony społeczeństwa i instytucji państwowych” (por. 46).
Źródło:
Homilia Jana Pawła II w czasie Mszy św. odprawionej dla rodzin
Szczecin, 11 czerwca 1987
 
     
mark1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-13, 22:31   

Dzięki dziewczyny za teksty źródłowe, na pewno wykorzystam!!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9