Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Czy ktoś kto kocha swojego męża/żonę i wierzy, ma nadzieję, pragnie uzdrowienia swojego kryzysowego małżeństwa będzie zainteresowany stwierdzeniem jego nieważności?
tak
33%
[ 3 ]
nie
66%
[ 6 ]
Głosowań: 9
Wszystkich Głosów: 9
Autor
Wiadomość
Agunia [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 07:12
mój mąż ostatnio też wykrzyczał że będzie się starał o unieważnienie bo mu sakramentów brakuje. Jego koledzy księża na pewno udzielą mu dobrych informacji.
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 341 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-05-06, 11:11 Po co mi sąd biskupi, jeśli kocham i wierzę?
pestka napisał/a:
Jednak czasem tu zaglądam, a dziś nie mogę zamilknąć na słowa Andrzeja.
Andrzej napisał/a:
Żaden kochający prawdziwie małżonek z własnej inicjatywy nie biegnie, ba, nawet nie dopuszcza do głowy myśli o możliwości sprawdzania ważności swojego związku. Bo i po co?
Zatem przyjmijmy tę linię rozumowania. Według niego oczywistym staje się, że to ja jestem tym niedojrzałym człowiekiem, niezdolnym do życia w małżeństwie, tym który NIE KOCHA. Dlatego BIEGNĘ do sądu biskupiegio (którgo dla mojego "widzi mi się" nie powołano!), żeby sprawdzić... To ja OSZUKAŁAM od początku. Pewnie masz rację...
To dlatego jestem sama ponad rok już, bez najmniejszych wieści od męża (nie-męża?).
Może dlatego Bóg DOPUSZCZA ten bieg do sądu biskupiego, żeby otworzyć oczy nam obojgu?!
Może właśnie tam mamy stanąć w prawdzie?
Może właśnie PO TO.
Pozdrawiam
ps. Aniu wiem, że postępujesz zgodnie z własnym sumieniem
Pestko, kochasz swojego męża? Chcesz być mu wierna? Wierzysz w uzdrowienie swojego małżeństwa?
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 12:07 Re: Po co mi sąd biskupi, jeśli kocham i wierzę?
Andrzej napisał/a:
pestka napisał/a:
Jednak czasem tu zaglądam, a dziś nie mogę zamilknąć na słowa Andrzeja.
Andrzej napisał/a:
Żaden kochający prawdziwie małżonek z własnej inicjatywy nie biegnie, ba, nawet nie dopuszcza do głowy myśli o możliwości sprawdzania ważności swojego związku. Bo i po co?
Zatem przyjmijmy tę linię rozumowania. Według niego oczywistym staje się, że to ja jestem tym niedojrzałym człowiekiem, niezdolnym do życia w małżeństwie, tym który NIE KOCHA. Dlatego BIEGNĘ do sądu biskupiegio (którgo dla mojego "widzi mi się" nie powołano!), żeby sprawdzić... To ja OSZUKAŁAM od początku. Pewnie masz rację...
To dlatego jestem sama ponad rok już, bez najmniejszych wieści od męża (nie-męża?).
Może dlatego Bóg DOPUSZCZA ten bieg do sądu biskupiego, żeby otworzyć oczy nam obojgu?!
Może właśnie tam mamy stanąć w prawdzie?
Może właśnie PO TO.
Pozdrawiam
ps. Aniu wiem, że postępujesz zgodnie z własnym sumieniem
Pestko, kochasz swojego męża? Chcesz być mu wierna? Wierzysz w uzdrowienie swojego małżeństwa?
Sąd Biskupi ma prawo i możliwość oraz ufam że umiejętnośc sprawdzenia czy małżeństwo jest małżeństwem w świetle prawa kanonicznego.
Kochanie nie jest uzależnione od decyzji- czyli od wyników sprawdzenia ważności małżeństwa Andrzeju.
W przypadku stwierdzenia że nie- można kochać dalej, można dalej byc wiernym- chyba to Andrzej rozumiesz.
Ale nie uzależniaj jednego od drugiego. To jest postępowanie nie fair.
Nawet jak sąd stwierdzi że małżeństwo nie było w świetle prawa kanonicznego małżeństwem ważnym nikt nie zabroni kochać.
A to co napisałeś jest manipulacją- również manipulacją uczuciami osoby kochającej.
I nie podoba mi sie takie postępowanie.
ps jak wiem z forum również duchowni działający w sądzie biskupim nie są nieomylni, jak reszta ludzi.
ale ten fakt nie jest przedmiotem mojej wypowiedzi.
ps2:[ Dodano: 2007-05-06, 12:20 ]
A najsmutniesze dla mnie osobiście jest to że pisząc tak Andrzeju sam podważasz zasady których starasz się bronić.
Dlatego kiedyś, niejednokrotnie, pisałam do ciebie że mądrzejsi od Ciebie ludzie opracowali pewne pisemne przepisy. Co nie wyklucza że i wsród nich znajdują sie tacy którzy dokonuja nadużyć. Ale zasady są. W miarę jasne. Jakiś powód dostojnicy kościelni mieli skoro przewidzieli możliwośc że małżeństwo może nie byc ważne.
Jeśli tego nie widzisz- zaczynasz podważać sam podstawy.
Mogę tylko współczuć- twojemu zagubieniu się .
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 13:14
zuza napisał/a:
Dlatego kiedyś, niejednokrotnie, pisałam do ciebie że mądrzejsi od Ciebie ludzie opracowali pewne pisemne przepisy. Co nie wyklucza że i wsród nich znajdują sie tacy którzy dokonuja nadużyć. Ale zasady są. W miarę jasne. Jakiś powód dostojnicy kościelni mieli skoro przewidzieli możliwośc że małżeństwo może nie byc ważne.
Jeśli tego nie widzisz- zaczynasz podważać sam podstawy.
Mogę tylko współczuć- twojemu zagubieniu się .
Mądrość, miłość
jak to w piosence aktualnej Piotra Rubika
"jeśli w szukaniu Bożej mądrości
zaufać św.Augustynowi
miłość to wybór drogi miłości
i wierność wyborowi"
----
Być może powód - troska kościoła o tych, którym małżeństwo się "nie udało"
z powodu niezdolności do miłości (do kochania) - do małżeńskiej miłości.
Jezus powiedział
"są niezdolni do małżeństwa" tutaj
http://online.biblia.pl/rozdzial.php?id=262 12 Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!
niezdolność do małżeństwa - niezdolność do małżeńskiej miłości
przepisy... to słowa ... a miłość tak de facto nie ma słów, nie można miłości wyrazić słowami
Jezus na Krzyżu miłości
trudne tematy
lecz warto mówić i uczyć się kochać
"ludzie tak szybko odchodzą"
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 341 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-05-06, 14:20 Re: Po co mi sąd biskupi, jeśli kocham i wierzę?
zuza napisał/a:
Sąd Biskupi ma prawo i możliwość oraz ufam że umiejętnośc sprawdzenia czy małżeństwo jest małżeństwem w świetle prawa kanonicznego.
Kochanie nie jest uzależnione od decyzji- czyli od wyników sprawdzenia ważności małżeństwa Andrzeju.
Nie jest. Np. małżonek pozwany do Sądu Biskupiego może bronić ważności związku.
zuza napisał/a:
W przypadku stwierdzenia że nie- można kochać dalej, można dalej byc wiernym- chyba to Andrzej rozumiesz.
Może dalej być wiernym, jeśli w jego sercu nastąpi uzdrowienie (zakładam, że tej miłości nie było wystarczająco dużo, bo inaczej sam nie byłby stroną inicjatywną w stwierdzaniu nieważności). Bo jaki szczęśliwy małżonek jest zainteresowany swierdzeniem nieważności. (No chyba, że ktoś uważa, że można mieć ciastko i zjeść ciastko :)). Pokaż mi to na przykładzie np. szczęśliwych małżeństw. Które z nich jest zainteresowane pójsciem do Sądu Biskupiego. Jest tu analogia między szczęśliwym małżonkiem, a małżonkiem w kryzysie, który prawdziwie kocha pełnią miłości i pragnie ratować małżeństwo. W tym sensie może się uznać za podobnie szczęśliwego, bo jego relacja miłości - szczęście dalej się realizuje w układzie mąż-Bóg-żona. Nawet gdy relacja z żoną w wyniku kryzysu ma charakter li tylko (być może tylko przejściowo) duchowy, bo są w separacji. Ci szczęśliwi kochający nigdy nie będą działać na rzecz rozpadu małżeństwa. I np. inicjować przewód mający ustalić nieważnośc. To jest niemożliwe. Wiele osób tu na forum może to na własnej skórze potwierdzić. Skoro jest taka miłość w sytuacji ciężkiej próby, to (pisałem o tym wcześniej) jest to dowód, znak na istnienie sakramentu. A trzeba wiedzieć, pisał tu o tym Petrus, że sędziowie Sądu Biskupiego w przypadku najmniejszej wątpliwości co do nieważności muszą tę sprawę zostawić Bogu i traktować nadal małżeństwo jako sakramentalne. A miłość do współmałżonka, która nie gaśnie to nie jakaś tam błaha przesłanka, która musi budzić wątpliwość. To jest olbrzymia - jak góra Everest :) - przesłanka! :)
zuza napisał/a:
Ale nie uzależniaj jednego od drugiego. To jest postępowanie nie fair.
Nawet jak sąd stwierdzi że małżeństwo nie było w świetle prawa kanonicznego małżeństwem ważnym nikt nie zabroni kochać.
A to co napisałeś jest manipulacją- również manipulacją uczuciami osoby kochającej.
I nie podoba mi sie takie postępowanie.
Co jest manipulacją? Pytanie o prawdę? O prawdę czy kocha, czy chce byc wierna, czy wierzy? Idąc dalej, małzonkowie, którzy są w Grupie Wsparcia, którzy przyznali sie do swojej miłości, wierności do współmałzonka zostali zmanipulowani?
zuza napisał/a:
ps jak wiem z forum również duchowni działający w sądzie biskupim nie są nieomylni, jak reszta ludzi.
ale ten fakt nie jest przedmiotem mojej wypowiedzi.
Nie są z jednej strony nieomylni, a z drugiej nie powinni stwarzać warunków do naduzyć, o których jest bardzo gośno. Sam papież Jan Paweł II bardzo ubolewał.
zuza napisał/a:
A najsmutniesze dla mnie osobiście jest to że pisząc tak Andrzeju sam podważasz zasady których starasz się bronić.
Jakie zasady. Jest to ocena bez żadnego odniesienia.
zuza napisał/a:
Dlatego kiedyś, niejednokrotnie, pisałam do ciebie że mądrzejsi od Ciebie ludzie opracowali pewne pisemne przepisy. Co nie wyklucza że i wsród nich znajdują sie tacy którzy dokonuja nadużyć. Ale zasady są. W miarę jasne. Jakiś powód dostojnicy kościelni mieli skoro przewidzieli możliwośc że małżeństwo może nie byc ważne.
Jeśli tego nie widzisz- zaczynasz podważać sam podstawy.
Ja nie negowałem sensu istnienia Sądu Biskupiego, którego potrzebę istnienia sam dostrzegam np. w kwestiach zwiazanych z separacją, czy tymi przypadkami nieważności, które da się na 100% udowodnić. Ale jednoczesnie jestem bardzo krytyczny wobec nadużyć, gdyż jak to mówił Jan Paweł II nadużycia te godza w instytucję małżeństwa. Jan Paweł II mówił o niedopuszczalnych praktykach, które mają miejsce, w przypadkach szczególnie, gdy małżeństwo przechodzi ciężki kryzys. Są duchowni, którzy kierując się fałszywą litością wychodzą z założenia, że skoro związek się rozpadł, to małżeństwo było nieważnie zawarte. Bardzo ostro JPII potępił takie myślenie. Mam nadzieję, że doczekam się na forum obiecanego świadectwa Łukasza, którego małżeństwo przeżywało bardzo ciężki kryzys. Kiedy zwrócił się o pomoc do jednego księdza, otrzymał radę by składał papiery w Sądzie Biskupim. Na szczęście on kochał żonę i mimo bardzo trudnej sytuacji nie poddał się, nie poszedł do Sądu. Po półtora roku od tamtej chwili spodziewają się dziecka, są po kryzysie, i pracują nad swoim małżeństwem. Ich miłość rozkwitła, została uzdrowiona, dzięki wierze, dzięki wykorzystaniu mocy sakramentu. Niestety, jest wielu, zbyt wielu kapłanów, którzy dzisiaj zamiast pomagac ratować małżeństwa, zachęcać do podjęcia trudu wytrwania w wierności i wierze w uzdrowienie - doradza najprostszy środek - Sąd Biskupi. A co z męką Chrystusa - z Jego ofiarą - z Jego łaską - z łaską akramentu małżeństwa. Jest marnowana.
zuza napisał/a:
Mogę tylko współczuć- twojemu zagubieniu się .
A ja Twojemu, że tak łatwo ferujesz wyroki. I modlić się za siebie i Ciebie. :)
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2007-05-06, 16:32, w całości zmieniany 1 raz
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 15:10 Re: Po co mi sąd biskupi, jeśli kocham i wierzę?
Andrzej napisał/a:
zuza napisał/a:
Sąd Biskupi ma prawo i możliwość oraz ufam że umiejętnośc sprawdzenia czy małżeństwo jest małżeństwem w świetle prawa kanonicznego.
Kochanie nie jest uzależnione od decyzji- czyli od wyników sprawdzenia ważności małżeństwa Andrzeju.
Nie jest. Np. małżonek pozwany do Sądu Biskupiego może bronić ważności związku.
[b]Czy udajesz czy nie rozumiesz?
Ja piszę o sytuacji małżonka, który idzie do tego sądu. W tym kontekście odpowiedz czemu stawiasz sie ponad prawem odpowiadając w sposób nieżyczliwy- zaprzeczając prawu jakie prawo kanoniczne daje?[/b]
zuza napisał/a:
W przypadku stwierdzenia że nie- można kochać dalej, można dalej byc wiernym- chyba to Andrzej rozumiesz.
Może dalej być wiernym, jeśli w jego sercu nastąpi uzdrowienie
to bardzo źle zakładasz- ja kocham mimo że uzdrowienie nie nastąpiło.
Przestań wszystkie sytuacje wtłaczać w sobie stworzone ramy.
(zakładam, że tej miłości nie było wystarczająco dużo, bo inaczej sam nie byłby stroną inicjatywną w stwierdzaniu nieważności).
To jeśli tak zakładasz to oznacza że nie masz pojęcia Mój Drogi lub nie starasz sie szukać informacji bo sobie postawiłeś jako pewnik jedynie słuszną teorię- że tylko ty masz rację.
Jak do sądu ktoś idzie to oznacza że nie kochał prawdziwie. Kto dał ci prawo do jedynie słusznego nazywania- przecież osoba pisząca że do sądu idzie opisała dokładnie swoją drogę.
A kochać trzeba mądrze. Proponuje mniej pychy w wypowiedziach- są sprawy na których się nie bardzo Andrzej znasz-. I pora zdać sobie z tego sprawę.
Bo jaki szczęśliwy małżonek jest zainteresowany swierdzeniem nieważności.
Właśnie nieszczęśliwy chodzi- proszę pokaż gdzie napisałam i czy ktokolwiek napisał na tym forum że jest szczęśliwy więc idzie sprawdzać do sądu biskupiego.
Rozumiem że tę kwestię przemilczysz jak zwykle gdy nie wiesz co powiedzieć- albo mnie uraczysz tekstem dotyczącym syna marnotrawnego.
(No chyba, że ktoś uważa, że można mieć ciastko i zjeść ciastko :)). Pokaż mi to na przykładzie np. szczęśliwych małżeństw. Które z nich jest zainteresowane pójsciem do Sądu Biskupiego.
Jak wyżej.
Jest tu analogia między szczęśliwym małżonkiem, a małżonkiem w kryzysie, który prawdziwie kocha pełnią miłości i pragnie ratować małżeństwo. W tym sensie może się uznać za podobnie szczęśliwego,
nie bądż nierealnym- na ziemie wracaj bo znowu emocjonalnie się zapędzasz- odlatujesz w nierealnośc.
bo jego relacja miłości - szczęście dalej się realizuje w układzie on-Bóg-żona. Nawet gdy relacja z żoną w wyniku kryzysu ma charakter li tylko (być może tylko przejściowo) duchowy, bo są w separacji. Ci szczęśliwi kochający nigdy nie będą działać na rzecz rozpadu małżeństwa. I np. inicjować przewód mający ustalić nieważnośc. To jest niemożliwe.
Nie zgadzam się- kochać trzeba mądrze a ty nie wiesz bo żyjesz w wyimaginowanym świecie czego dowodem jest fakt że arumentujesz nie tezy z postów tylko własne tworzysz i te własne udowadniasz-.
A teksty są proste- szczególnie dbam o to wiedząc jak potrafisz odpowiadać w innym temacie.
Wiele osób tu na forum może to na własnej skórze potwierdzić. Skoro jest taka miłość w sytuacji ciężkiej próby, to (pisałem o tym wcześniej) jest to dowód, znak na istnienie sakramentu.
A pokaż mi gdziekolwiek w moich postach że negowałam istnienie sakramentu- jakiegokolwiek- więc znowu nie ten temat.
A trzeba wiedzieć, pisał tu o tym Petrus, że sędziowie Sądu Biskupiego w przypadku najmniejszej wątpliwości co do nieważności muszą tę sprawę zostawić Bogu i traktować nadal małżeństwo jako sakramentalne.
To może zostaw to sędziom a nie przed szereg wychodzisz- bo robisz źle- a ja wyrażnie zaznaczyłam że ici sędziowie nie są nieomylni- poczytaj sobie- nawet kilka razy to zrobiłam.
A miłość do współmałżonka, która nie gaśnie to nie jakaś tam błaha przesłanka, która musi budzić wątpliwość. To jest olbrzymia - jak góra Everest :) - przesłanka! :)
Owszem- ale znowu falandyzujesz moja wypowiedż- mówimy o osobie która zostanie wezwana ew. przed oblicze sądu- a nie jest to osoba która kocha.
zuza napisał/a:
Ale nie uzależniaj jednego od drugiego. To jest postępowanie nie fair.
Nawet jak sąd stwierdzi że małżeństwo nie było w świetle prawa kanonicznego małżeństwem ważnym nikt nie zabroni kochać.
A to co napisałeś jest manipulacją- również manipulacją uczuciami osoby kochającej.
I nie podoba mi sie takie postępowanie.
Co jest manipulacją?
Twoja wypowiedż dotycząca Pestki.
Pytanie o prawdę?
Nie pytasz o prawdę tylko oceniasz- a kto dał ci prawo-? Ty lepiej radź a nie oceniaj.
O prawdę czy kocha, czy chce byc wierna, czy wierzy? Idąc dalej, małzonkowie, którzy są w Grupie Wsparcia, którzy przyznali sie do swojej miłości, wierności do współmałzonka zostali zmanipulowani?
Nie wciągaj mnie w dyskusje dotyczącą tych co podpisali- nie to jest tematem- odnosimy sie tylko do wypowiedzi twojej dotyczącej Pestki.
zuza napisał/a:
ps jak wiem z forum również duchowni działający w sądzie biskupim nie są nieomylni, jak reszta ludzi.
ale ten fakt nie jest przedmiotem mojej wypowiedzi.
Nie są z jednej strony nieomylni, a z drugiej nie powinni stwarzać warunków do naduzyć, o których jest bardzo gośno. Sam papież Jan Paweł II bardzo ubolewał.
Jak wyżej- nie jest to tematem mojej wypowiedzi.
zuza napisał/a:
A najsmutniesze dla mnie osobiście jest to że pisząc tak Andrzeju sam podważasz zasady których starasz się bronić.
Jakie zasady. Jest to ocena bez żadnego odniesienia.
Podważasz zasady które wpowadzili duchowni- dotyczące prawa kanonicznego wyrażając niepochlebną opinię w sprawie pójścia do sądu biskupiego w celu sprawdzenia czy małżeństwo jest ważne.
zuza napisał/a:
Dlatego kiedyś, niejednokrotnie, pisałam do ciebie że mądrzejsi od Ciebie ludzie opracowali pewne pisemne przepisy. Co nie wyklucza że i wsród nich znajdują sie tacy którzy dokonuja nadużyć. Ale zasady są. W miarę jasne. Jakiś powód dostojnicy kościelni mieli skoro przewidzieli możliwośc że małżeństwo może nie byc ważne.
Jeśli tego nie widzisz- zaczynasz podważać sam podstawy.
Ja nie negowałem sensu istnienia Sądu Biskupiego, którego potrzebę istnienia sam dostrzegam np. w kwestiach zwiazanych z separacją,
Sąd Biskupi przypominam ma prawo wypowiadać sie również w kwestii dotyczącej ważności małżeństwa- co jak wiemy otwiera możliwośc do unieważnienia i rozwodu cywilnego.
czy tymi przypadkami nieważności, które da się na 100% udowodnić. Ale jednoczesnie jestem bardzo krytyczny wobec nadużyć, gdyż jak to mówił Jan Paweł II nadużycia te godza w instytucję małżeństwa.
Jana Pawła II to może zostaw w spokoju- a o nadużyciach jak pisałam wiem- nie jest to jednak kwestia tu dyskutowana- to już kolejny raz piszę.
Jan Paweł II mówił o niedopuszczalnych praktykach, które mają miejsce, w przypadkach szczególnie, gdy małżeństwo przechodzi ciężki kryzys. Są duchowni, którzy kierując się fałszywą litością wychodzą z założenia, że skoro związek się rozpadł, to małżeństwo było nieważnie zawarte. Bardzo ostro JPII potępił takie myślenie. Mam nadzieję, że doczekam się na forum obiecanego świadectwa Łukasza, którego małżeństwo przeżywało bardzo ciężki kryzys. Kiedy zwrócił się o pomoc do jednego księdza, otrzymał radę by składał papiery w Sądzie Biskupim. Na szczęście on kochał żonę i mimo bardzo trudnej sytuacji nie poddał się, nie poszedł do Sądu. Po półtora roku od tamtej chwili spodziewają się dziecka, są po kryzysie, i pracują nad swoim małżeństwem. Ich miłość rozkwitła, została uzdrowiona, dzięki wierze, dzięki wykorzystaniu mocy sakramentu. Niestety, jest wielu, zbyt wielu kapłanów, którzy dzisiaj zamiast pomagac ratować małżeństwa, zachęcać do podjęcia trudu wytrwania w wierności i wierze w uzdrowienie - doradza najprostszy środek - Sąd Biskupi. A co z męką Chrystusa - z Jego ofiarą - z Jego łaską - z łaską akramentu małżeństwa. Jest marnowana.
Jak wyżej- nie to jest przedmiotem dyskusji. A sposób twojego argumentowania że tak na wyrost nazwę przypomina mi jak żywo sposób pomocy w rozwiązaniu zadania z geometrii- począwszy od nauki liczenia- skup sie na konkrecie a nie pisz całej historii świata.
zuza napisał/a:
Mogę tylko współczuć- twojemu zagubieniu się .
A ja Twojemu, że tak łatwo ferujesz wyroki. I modlić się za siebie i Ciebie. :)
Ja w przeciwieństwie do Ciebie piszę jakie mam zdanie i zadaję pytania- a ty piszesz historie świata całego podczas gdy pytanie było proste- dorobiłeś ideologię.
A teraz wiesz czemu współczuję?
Tego typu odpowiedź jest mi znana z przedszkola- jedno dziecko mówi do drugiego- masz brudną bluzkę a to z brudną bluzką nie sprawdziwszy czy jest brudne odpowiada- a ty jesteś gruby.
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 341 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-05-06, 16:10 Pytania do wszystkich forumowiczów :)
Bo jaki szczęśliwy małżonek jest zainteresowany swierdzeniem nieważności.
zuza napisał/a:
Właśnie nieszczęśliwy chodzi- proszę pokaż gdzie napisałam i czy ktokolwiek napisał na tym forum że jest szczęśliwy więc idzie sprawdzać do sądu biskupiego.
No właśnie, pytanie jest o miłość.
Czy rzeczywiście ktoś kto kocha i wierzy w uzdrowienie swojego małżeństwa będzie się starał o stwierdzenie ważności swojego małżeństwa?
Czy ktoś kto kocha i wierzy w uzdrowienie małżeństwa może być mimo kryzysu szczęśliwy? A jesli tak, to kiedy i dlaczego?
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 16:32 Re: Pytania do wszystkich forumowiczów :)
Andrzej napisał/a:
Bo jaki szczęśliwy małżonek jest zainteresowany swierdzeniem nieważności.
zuza napisał/a:
Właśnie nieszczęśliwy chodzi- proszę pokaż gdzie napisałam i czy ktokolwiek napisał na tym forum że jest szczęśliwy więc idzie sprawdzać do sądu biskupiego.
Czekam aż wskażesz gdzież to napisałam że szczęśliwuy chodzi sprawdzać.
No właśnie, pytanie jest o miłość.
Podaj mi proszę bardzo- bo to pozwoli na złapanie wspólnej płaszczyzny bez niebezpieczeństwa rozminięcia się w dyskusji co to jest w twoim mniemaniu miłość.
Czy rzeczywiście ktoś kto kocha i wierzy w uzdrowienie swojego małżeństwa będzie się starał o stwierdzenie ważności swojego małżeństwa?
A skąd pewnośc że małżeństwo jest małżeństwem- może najpierw daj sprawdzić zanim osądzisz- chyba że twój dar dotyczy tego co w gestii sądu biskupiego leży. A delikwent nadal może sobie kochać i wiernym być- nawet jak sie okaże że mąż to nie mąż. Przyszło ci to kiedyś do głowy- ? I co wtedy?
Czy ktoś kto kocha i wierzy w uzdrowienie małżeństwa może być mimo kryzysu szczęśliwy?
Podaj mi proszę co to jest szczęście. Inaczej znowu się rozminiemy.
A jesli tak, to kiedy i dlaczego?
Jeśli ma tak jak ty- to może- ale wybacz- ja mam inne pojęcie co jest dla mnie szczęściem- a subsytutów nie trawię.
Wracając do meritum- podaj definicję szczęścia ( a pmiętajmy że dla jednych szczęście do dostęp do wody bieżącej a dla innych- posiadanie możliwości zapłacenia za wyjazd do Egiptu.
Odnośnie twoich pytań- znasz z forum przypadki odpowiadające na twoje pytanie dlaczego- dlatego że istnieje duże prawdopodobieństwo że współmałżonek oszukał lub nie spełnił wymaganych warunków- jak przewidziano w prawie kanonicznym. Jest to również odpowiedż na pytanie kiedy- kiedy podejrzewa sie zaistnienie takiej przesłanki.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 16:42
Też bym chciała poznać definicję szczęścia -
ale taką ludzką, bez mówienia o Bogu, o trwaniu.
Wiem, bez Boga szczęsliwym być nie można - tak mówi nasza wiara.
Ale tak - PO LUDZKU - co to znaczy szczęście?
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 17:02 Re: Po co mi sąd biskupi, jeśli kocham i wierzę?
Andrzej napisał/a:
Pestko, kochasz swojego męża? Chcesz być mu wierna? Wierzysz w uzdrowienie swojego małżeństwa?
a może tego małżeństwa w ogóle nie było ?
Andrzeju... choć raz i tylko raz - zrozum Pestkę...
Moja mama powiedziała: Kościół daje ludziom pewne rozwiązania, aby zdjąć im z barków ciężar, którego sami nie potrafią unieść. Tak, Kościół daje takie mozliwości. Kościół, papiez, który jest następcą Chrystusa. To On w imię Miłości do ludzi daje im takie możliwości...
[ Dodano: 2007-05-06, 17:06 ]
Andrzeju, błagam - nie pytaj jej, czy kocha swojego męża. Nie rań jej, wystarczająco mocno dostała.
Wczuj się w jej położenie: oddała mu wszystko. A z tego małżeństwa - raptem widziała go kilkanaście, może kilkadziesiąt dni. I cierpiała. Chciała być kochana, a on dał jej wielkie nadzieje, rozbudził wszystko w niej, a potem rzucił jak zdartego kapcia.. Ona czeka, kocha, cierpi. Dojrzewa do pewnych spraw, aby ŻYĆ DALEJ. Aby uregulować swoją sytuację. Bo on sobie zniknął - a ona może chce kredyt wziąć ! I co ? Potrzebuje uregulowanej sytuacji prawnej.
Nie rań jej pytania czy ona go kocha !!!!!!!!!!!!!!
Poczytaj jej posty.
I ZROZUM.
[ Dodano: 2007-05-06, 17:09 ]
Poza tym - Pestka korzysta tylko z możliwości, które daje jej Kościół Katolicki. Papież.
Może następny zniesie Sądy Biskupie.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 17:53
Taka prawda .
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-06, 18:22
Zuzko i Bajeczko
dziękuję Wam
Wy mnie z najgorszych dołów wyciągałyście.
Może właśnie dlatego "nie skoczyłam z ..."
MKJ [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-07, 05:52
bajka napisał/a:
Dodano: 2007-05-06, 17:09 ]
Poza tym - Pestka korzysta tylko z możliwości, które daje jej Kościół Katolicki. Papież.
Może następny zniesie Sądy Biskupie.
Bajka!
Solidaryzuje sie z tym co napisalas o Pestce i Jej sytuacji.
Jednak nie ma obawy ani biskup rzymski ani zadne sobory czy synody nie zniosa sadow biskupich.
Za Pestke i tych ( stosuje normlany jezyk polski a nie nowomowe), ktorzy tak cierpia i walcza jak Ona o dobrego ducha w sercu proponuje -Zdrowas.....
Pozdrawiam
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-07, 07:03
Andrzej napisał/a:
Czy rzeczywiście ktoś kto kocha i wierzy w uzdrowienie swojego małżeństwa będzie się starał o stwierdzenie ważności swojego małżeństwa?
Co z tego, że kocha? Po co takie stwierdzenie? Przecież wiadomo, że kiedy Pestka wychodziła za mąż to po to, aby siebie całą oddać mężowi, przecież na pewno wolałaby nie iść do sądu biskupiego, wolałaby normalnie żyć z mężem. Ale nie było dane jej takie życie, nawet nie spróbowała go. A Ty, Andrzeju, chcesz jej pozbawić realizowania sie jako żona, matka. Przecież tego małżeństwa nie było, zwykły laik stwierdzi to, przecież to widać "gołym okiem". A zresztą, skoro to do Ciebie nie przemawia, niech sąd to rozstrzygnie, niech rozstrzygną specjaliści.
To piękne, Andrzeju, że bronisz małżeństwa, Sakramentu, każdy z nas broni, ale przypatrz się sytuacji Pestki - ona też ceni Sakrament, ale jej sytuacja wymaga regulacji - nie uważasz?
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-05-07, 07:51
Widać nadeszła pora, coby sie za Andrzeja pomodlić- aby miał odwagę.
Czy wiecie ile trzeba mieć odwagi aby przynać sie że nie ma się racji?
Rety- duuuuuuuuuuuuuużo.
Znaczy się trzeba sie pomodlić- o jej przypływ.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum