Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Spotkanie z dziećmi : )
Autor Wiadomość
administrator 
Administrator

Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 520
Wysłany: 2006-06-01, 21:32   Spotkanie z dziećmi : )

Wyslane przez: kasia

Otrzymałam pytanie, co sądzę nt. pozwolenia na wyjazd dzieci na wakacje z mężem, który ma inna panią ... Osobiście jestem zdania, że nie mamy prawa ograniczać możliwości spotkań z dziećmi mężowi, ojcu naszych dzieci. Oczywiście trzeba się dokładnie przyjrzeć relacjom jakie są między dziećmi i ojcem. Czy ojciec chętnie sam nawiązuje z nimi kontakt. Czy dzieci się radują na jego widok. Dzieci nas łączą, jeśli widać miłość ojca do nich to umożliwiać jak nabardziej. Trzeba wychowywać dzieci w miłości! Niech widzą naszą miłość do ojca, nasze ciepłe słowa o nim. Wierzmy w to, że tak na prawdę jesteśmy dla naszego męża najważniejsze w jego życiu. Pogubił się. Ale tęskni, może na razie za dziećmi, a z czasem??? Modlimy się za to z ufnością!

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: jola


Witaj Kasiu!
Dzięki, że poruszyłaś ten temat na tym forum. Odpowiedź bardzo piękna. Więc módlmy się . Ja jednak chciałbym pójść bardziej w głąb tego tematu. Zapytam się jeszcze: Co sądzisz (sądzicie) na temat takich wyjazdów również w obecności innej kobiety(kochanki, nie żony). Chodzi mi o konkretne przypadki, wyjazdów we troje. Wiadomo, ze tych dwoje dorosłych ludzi łączy jakaś tam zażyłość, którą sobie okazują. Czy taki obraz nowej rodziny jest do zaakceptowania dla nas chrześcijan , małżonków walczących o małżeństwo ? Jeśli ojciec dziecka wyjeżdza sam z dzieckiem na wakacje np. do babci to OK. Pozdrawiam

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: kasia

Ja sobie myślę tak: mąż jest zagubiony - "zakochał się" Ale to jest też kwestia tego co napisałam kiedyś wcześniej - osoba porzucona często przestaje być wyzwaniem dla niego, często jest tak, że czegoś mu brakowało, co teraz rzekomo ma u tej pani... Podejmując decyzję dać, czy nie dać dziecko na tydzień, czy dwa wakacji ja mam osobiście na celu dalszą perspektywę - powtórne zjednoczenie z mężem i tak zawsze. Co się stanie jak nie damy dziecka? Mąż poczuje się skrzywdzony, a równocześnie będzie miał przy sobie "ukochaną", która będzie go w tej "niedoli" pocieszać. Efekt? Będziemy się coraz bardziej oddalać, a oni przybliżać. No różnie może być, możemy gdybać. No bo jak np. damy dziecko, to: Mąż będzie miał okazję budować relację z dzieckiem, poczuje się Ojcem, i na pewno będzie nam wdzięczny za to, że mu umożliwiłyśmy taki kontakt z nim. A ta pani? no cóż z opowiadań różnych osób wnioskuję, że one w takich sytuacjach czują się w jakiś sposób zagrożone, zazdrosne, bo on tak miło zajmuje się nie ich dzieckiem. Bóg wie jak pokierować w takich sytuacjach. Kto wie? może w pewnej chwili ta pani poczuje dyskomfort, będzie dawała to odczuć. Okaże się, że jednak z ukochanej robi się zrzęda i w ogóle baba nie do życia? A my takie spokojne, pełne miłości : ). Nie wiem czy rozmawialiście z praktykami - adwokatami. Ojcowie, którzy opuszczają rodzinę, przeważnie unikają kontaktów z dzieckiem lub jest on coraz rzadszy. Dlatego cieszyć się trzeba, że chce spędzać z nim czas, a przecież nie zmusi się go, żeby robił to za każdym razem u nas w domu... No i modlić się, o światło, odpowiedni kierunek, o to, żeby być ukochaną mamą i żoną, oddać wszystkie lęki!

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: CA

A jak poprawić relacje ojca z dziećmi, ojca który w zasadzie tylko fizycznie jest w domu, ale nie interesuje sie dziećmi, szuka tylko sposobności, by krzyczeć bex powodu, obrażać, wyśmiewać.
Dzieci stają sie coraz bardziej nerwowe, czują sie niekochane i odrzucane, są najlepszymi ucznaiami w szkole, bardzo zdolne i dobre i tak bardzo starają sie żeby on je zauważył. Co robić?

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: kasia

Droga CA,
ja właściwie staram się jak najwięcej wiedzieć co mam robić ze swoją sytuacją. U mnie jest odwrotnie mąż jest dobry lecz fizycznie go nie ma. Dzieci cierpią bardzo, bo chciałyby mieć kochającego tatusia na codzień. Trudno mi jest cokolwiek doradzić w Twojej sytuacji. Nie wiadomo co jest przyczyną takiego zachowania Twojego męża, czy zawsze taki był? Czy to okres jakiegoś poszukiwania sensu w życiu? Ma jakieś przejściowe problemy, czy jakiś nałóg, który Was niszczy? Dobson w swojej książce opisuje też takie trudne relacje. Najważniejsze, że widzisz co się dzieje. Musisz być silna i kochająca i udać się do kogoś kompetentnego po poradę. Takie sytuacje też są w planach o Was i też uzdrowienie, któremu trzeba pomóc. Musisz znaleźć sposób, może są osoby które są w podobnych sytuacjach i są już na dobrej drodze?

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Aga

Kasiu!
Ten temat dotyczy mnie osobiście, więc z pewnością przemawiają przeze mnie emocje prócz konkretnych racji i stąd moze me bardzo zdecydowane stanowisko.
Wiele się zastanawiałam nad tym: dawać dzieci na wspólne spotkania dzieci z ojcem i jego nową wybranką serca, czy nie dawać. Ludzie z doradztwa rodzinnego (katolickiego)radzili zdecydowanie "nie dawać". Praktyczne głosy mówiły "dać". Drudzy argumentowali w sposób podobny do Ciebie, że to się po prostu opłaca: bo ta pani zobaczy, że to żaden cymec mieć faceta z dziećmi, że będzie o nie zazdrosna, że znudzi się zajmowaniem się nimi itp. To bardzo ludzki sposób rozumowania - taka socjotechnika: jak zrobić, żeby mi było dobrze i koniec końców wyszło na moje. Wydaje mi się, że jeżeli patrzymy przez pryzmat dobra, to nie tylko cel dobry być powinien, ale i środki. A ten środek jest wyjątkowo zły. Mówię Ci to bo jako dziecko uczestniczyłam w paru spotkaniach mego Taty z jedną z "miłości" jego życia. Miałam 8 lat a wystarczyło mi parę spojrzeń na tych dwoje ludzi, by poczuć, że bardzo mi się nie podoba to co jest między nimi. To naprawdę duże cierpienie dla dziecka, takie, którego się nie zapomina, ale niesie ze sobą przez życie. Oczywiście dla dziecka jest bolesny sam fakt, że tata nie mieszka w domu, że chce być z kimś innym. Ale wiedzieć o czymś, a oglądać to, to naprawdę 2 różne sytuacje. Czy wiedząc, że Twój mąż zdradza Cię chciałabyś uczestniczyć w jego randkach (załóżmy w czapce niewidce), patrzeć jak okazuje czułość tej kobiecie, a moze nawet daje jej takie "rzeczy" jakich Ty nigdy od niego nie dostałaś? A jeżeli sobie nie fundujemy takich seansów tortur to dlaczego serwować je dzieciom? W imię tego, że może się opłaci? Zeby przypodobać się tatusiowi/mężowi?
Mąż jest dla mnie b. ważny, ale przed nim stoi Bóg, który mówi "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Me dzieci to moi bliźni, nie mam prawa ich tak krzywdzić. Zgodziłam się na parę takich krótkich spotkań mych dzieci z ich tatą i tą trzecia i efekty były fatalne. Dzieci mają mętlik w głowie, opowiadają, że ona jest taka super i czy ja ją lubię? Czy będziemy się wszyscy razem spotykać i dlaczego nie??? To nie zamieszkamy wszyscy razem? Przecież modlimy się, żeby tata wrócił do nas a tata ją kocha. Mamo - widziałem tata ją naprawdę kocha, on do nas nie wróci.
Póki to nie jest nieuniknione należy, wg mnie, unikać takich sytuacji, wyrażać sprzeciw mówiąc tacie/mężowi, że jest to złe dla dzieci.
Nikt z nas się nie zastanawia nad tym, czy lepiej żeby dziecko spotkało się z pijanym tatą w towarzystwie jego "zaprawionych" kompanów, czy lepiej żeby jednak nie uczestniczyło w czymś takim. Więc dlaczego zastanawiamy się nad tym czy "dawać" nasze dzieci na spotkania naszego sakramentalnego małżonka na spotkania z jego kochanką? Świat tak nas ogłupił, że to co statystycznie "normalne" wydaje się nam ok, a przynajmniej nas nie bulwersuje. A jest to zgorszenie, również dla naszych dzieci.
Więc chodzi tu nie tylko o ich zdrowie psychiczne, ale i o wiarę. Dzieci cały czas patrzą i chłoną nasze priorytety. Wprawdzie jako dzieci nie dostrzegą kalkulacji, która stała za "oddawaniem" ich w ręce taty i kochanki, ale napewno nasza determinacja i trwanie przy Bogu a nie przy kaprysach tatusia, zaowocuje w przyszłości ich wiarą.
Nie chcę juz nigdy w życiu ufać mym pomysłom na to, co zrobić by mąż wrócił, jak mu się nie narazić, jak uniknąć konfliktów. A wierzcie mi, że byłam jakiś czas temu mistrzynią w takim postępowaniu. I nic ono nie dało! Nic prócz powolnej utraty męża i coraz większego mego zniewolenia i upodlenia. Odkąd mąż, me małżeństwo przestało być dla mnie najważniejsze na świecie (a nadal jest bardzo ważne)nabrałam szacunku do siebie, życie ma dla mnie sens.
Teraz wolę mówić "Jezu ufam Tobie, wiem, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli taka Twa wola - ocal me małżeństwo".
Zostawmy Jezusowi nasze małżeństwa, oddajmy mu swe ciężary. Napewno starać się samemu też trzeba, ale nie - rezygnując z tego, co najważniejsze.
Tyle razy wymieniany na tym forum Dobson też pisze przecież, że miłość potrzebuje stanowczości, a nie spełniania wszelkich oczekiwań drugiej strony. A z całą pewnością nie tych, które godzą w nas, nasze dzieci.
Jeżeli mój mąż do mnie wróci to napewno podzielę się tym tu na forum. Moja stanowczość w różnych kwestiach (brak zgody na spotkania dzieci z tą trzecią, brak zgody na rozwód, obrona małżeństwa w sądzie duchownym) oczywiście stała się "powodem" wielu kłótni, nabrzmiałych konfliktów, wrogości męża. Ale z czasem one ustępowały a mój mąż widząc, że nie walczę "o swoje" lecz o konkretne sprawy i o nasze małżeństwo zaczyna, jak mi się wydaje, wierzyć w to, że naprawdę go kocham i chcę na niego czekać.
Ufam, że Jezus będzie dalej przemieniał me serce tak bym umiała naprawdę kochać i wybaczać. Nasze małżeństwo rozpadło się w dużej mierze przez mą pychę, brak miłości no i bezradność, bo nie wiedziałam gdzie szukać pomocy...Teraz już wiem i dzieki Ci Jezu!

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: kasia

Aga,
Dzięki! Ja jestem w sytuacji, kiedy mąż odszedł i nie mam podstaw do tego, żeby sądzić, że kogoś ma. Dostałam poradę od kierownika duchowego - udostępniać dzieci. A dalej, to rzeczywiście trochę socjotechniki... Bardzo mądre jest to co piszesz, dziękuję za świadectwo. Nie jestem w sytuacji jawnej zdrady, wiem, że mąż jak wziął dzieci na tydzień, to spędzili go u teściów... Potrzeba stanowczości, dzięki. Chyba się trochę wyciszę, zaszyję, jestem jeszcze chyba na etapie kombinowania, choć tak jak ty już czuję się silniejsza i staram się wszystko oddać Bogu!!! Módlmy się za siebie, za naszych małżonków, za dzieciaki.

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: kasia

Aga, coś jeszcze, takie prawdziwe jest to co piszesz, dzięki jeszcze raz !

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Aga

Kasiu!
Cieszę się jeśli me świadectwo cokolwiek Ci dało bo to mnie umacnia.
Znam jedno małżeństwo, które było w takiej jak Ty sytuacji. Ta dziewczyna bardzo mądrze się zachowała w tej strasznej dla niej sytuacji. Zmieniła się naprawdę ( nie na chwilę), począwszy od dbałości o wygląd zewnętrzny a skończywszy na okazywaniu miłości i wierności w połączeniu ze zmniejszeniem oczekiwań i pretensji pod adresem męża. Przestała być w tym związku ofiarą a zaczęła otwarcie wyrażać pewne oczekiwania. Zgodziła się na pogorszenie warunków materialnych życia (mąż pracował u teścia i siedział w jego kieszeni) by mąż poczuł się niezależną głową swej rodziny.
Szczęśliwie on jeszcze nikogo nie miał. Ale już się przymierzał i wystarczyłoby pewnie trochę jej głupich posunięć by oddalił się jeszcze bardziej od rodziny. A po kilku miesiącach wrócił.
Cóż, każdy przypadek jest inny. Życzę Ci z całego serca powodzenia!!! No i byś spotkała na swej drodze mądrych ludzi, którzy Cię wesprą. Ja bardzo długo wątpiłam w to, że Bóg moze chciać ode mnie bym nie zgodziła się na rozwód i innych takich rzeczy. Myślałam, że to odbieranie mężowi wolności, zmuszanie go do małżeństwa. Ale takie znaki towarzyszyły całemu postępowaniu rozwodowemu, że ciężko było nie dostrzec Jego woli.
I masz rację, to wszystko co najcenniejsze można znależć w modlitwie. Módlmy się! Dziękuję!

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Aga

Wiesz, ja bardzo dużo kombinowałam, teraz już mniej, ale jednak. Tyle razy wolałam polegać na sobie niż na Nim...Będę się za Ciebie modlić, i proszę Cię o to samo. :)

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: joanna


kochane kobietki, trzeba sie cieszyc ze ojcowie chca spotykac jeszcze dzici.i modlic sie by te spotkania przebiegaly tak jak Bog chce pokierowac. ja jestem w takiej sytuacji , ze moej dzieci powoli zapomionaja jak ojciec wygladal, on je wymazal z pamieci wogole. mi pozostala juz tyko modlitwa, aby dzieci sobie z tym poradzily

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: agata

Mój mąż w wakacje chciął wyjechać z naszym młodszym synem i swoją kobietą nad jezioro.Nie pozwoliłam,nie miałam żadnych wątpliwości byłam stanowcza i uparta.Oczywiście mąż oskarżał mnie o zmarnowanie mu wakacji,ale się tym nie przejęłam.Bardzo chętnie zgadzam się natomiast na nasze wspólne wyjazdy czy wyjścia do kina.Poprosiłam też męża żeby w domu nie opowiadał o tej pani,czasami bardzo chce się czymś pochwalić ale ja od razu mówię ,że to są ich sprawy i mnie to nie interesuje.Nie chciałam oglądać też ich wspólnych zdjęć co go bardzo zmartwiło.Powiedziałam wyrażnie,że dzieci są nasze wspólne i tylko my będziemy się nimi zajmować i spędzać z nimi czas,a jeżeli w przyszłości dzieci same będą chciały poznać osobę z którą spotyka się tata to na pewno im na to pozwolę.Myślę,że dzieci bardzo kochają zarówno tatę jak i mamę i przykro by im było patrzeć jak tata okazuje uczucia innej osobie.Dla nich rodziną jesteśmy my,a pozwalanie i akceptacja innej osoby w rodzinie jest akceptacją zła i patologią i nie jest to na pewno z korzyścią dla nikogo.Wydaje mi się ,że mąż to zaakceptował i już nie proponuje wspólnych wyjazdów z tą panią.Podejmując taką decyzję myślałam o tym co jest najlepsze dla dzieci a nie dla mnie czy męża.A może to Bóg mi tak podpowiedział bo w żadnej innej sprawie nigdy nie byłam tak stanowcza jak w tej..

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: CA

Droga Kasiu
Diękuję, umówiłam sie na spotkanie w Poradni Rodzinnej, zamówilam Dobsona, modlę sie i czekam.
CA

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Grzes


A ja niestety nie moge sie spotkac z moim synem,zona tak skutecznie mi utrudnia widzenia z nim ze nieraz chce mi sie wyć.Szczesliwcami sa ci ktorzy moga spotykac sie ze swoimi pociechami.Doszlem do wniosku ze musze ta sprawe oprzec o sad,nie widze innego wyjscia z tej sytuacji.Pozdrawiam

--------------------------------------------------------------------------------

Wyslane przez: Grzes


Ja niestety nie moge sie sptykac z moim synem.Byla zona tak skutecznie utrudnia mi widzenia.Szczesliwcami sa ci ktorzy moga ogladac swoje pociechy.Doszalem do wniosku ze musze ta sprawe oprzec o sad,nic innego nie przychodzi mi do glowy.Co o tym myslicie?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9