Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2007-04-13, 09:17
Mogłabym żyć bez seksu
Autor Wiadomość
Izula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-06, 17:46   

Witam Wszystkich!! Probuje pisac pierwszy raz, bo chcialabym rowniez poprawic moja sytuacje z partnerem(narazie).
Czytajac wypowiedzi zdalam sobie sprawe jak "ugryzc" problem.A bylo nim to,ze moj partner nie pociagal mnie seksualnie,co bylo powodem wielu narastajacych problemow.
okazalo sie ze On zbyt malo mnie adorowal ,piescil,mowil czule slowka ,glaskal,przytulal ,rozmawial,spedzal ze mna czas,poprostu nie czulam ,ze jetem dla niego wazna.Czulam sie jak piate kolo u wozu.To bylo nie do zniesienia ,dla mnie.
To wygladalo tak:przychodzil z pracy,dalam mu jesc,
zjadl,przy komputerze zreszta ,nie mowiac do mnie ani slowa,
i siedzial przy nim do konca wieczoru ,
i Wiecie co,myslalam ze mnie szlag trafi
I on po takim traktowaniu mnie, chcial ode mnie seksu.Czulam sie jakbym mu sluzula tylko do robienia obiadow,prania i sprzatania ,jednym slowem znalazl sobie sprzataczke??Czy sluzaca??? zaczelam mu o tym mowic ,przy klotniach,i ze ja nie chce takiego zycia.I ze przez to nie chce wlasnie seksu bo tak sie wlasnie czuje.A on twierdzil ,ze wlasnie tak sie zachowuje bo nie ma seksu ,i kolko zamkniete.
NIe wiem na ile rozwiazalismy nasz problem.Ja nie bylam bez winy w sprawach seksu,bo moje nastawienie rowniez bylo nie wlasciwe.
Np.myslalam o seksie ze jest brudny,i ze mojemu partnerowi zalezy tylko na tym aby mnie .....(bo w zasadzie tak sie zachowywal)ale z drugiej strony natura i budowa fizyczna meska jest taka ,ze w taki sposob sie zachowuja,i tylko wiedza i swiadomosc na temat roznic i potrzeb mezczyzn i kobiet moze te zachowania ubogacac.A gdzies wyczytalam artykol gdzie bylo napisane ze mezczyzni ,poprzez seks wyrazaja swoja milosc do swojej partnerki .Bylo to dla mnie zdumiewajace.
Drodzy Mezczyzni !!Czy Mozecie cos napisac na ten temat ,waszego wyrazania milosci wobec kobiety ktora kochacie.Moj partner nie jest zbyt wylewny i mi to jednak przeszkadza ,wolalabym aby wiecej gestow milosci robil w moim kierunku.
Nie wiem czy on sie tego nauczy .Pozdrawiam :-)
 
     
Ann3
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-06, 23:16   

Dobrze czujesz, że seks jest na razie brudny , bo miłość cielesna przed ślubem to grzech. A swoją drogą, jeśli partner przed ślubem zachowuje się tak, jak opisujesz to dlaczego w przyszłości miałoby być lepiej? Przecież Ty już wszystko co może kobieta dać mężczyźnie podałaś Mu na tacy. Po co On ma się starać ? Kogo ma zdobywać ?
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-07, 06:30   

Zgadzam się z Anią w 100%. Akurat w moim przypadku, mąż uszanował moją godność i czystość aż do dnia ślubu i to też nie zapobiegło rozpadowi małżeństwa - a Ty dając swemu narzeczonemu wszystko "na tacy", rzeczywiście, co mu zaoferujesz, będąc jego żoną?
 
     
uvmania
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-07, 09:40   

wanboma napisał/a:
a Ty dając swemu narzeczonemu wszystko "na tacy", rzeczywiście, co mu zaoferujesz, będąc jego żoną?


Całe swoje przyszłe życie!

Czy facet się zmieni po ślubie? Jasne, że się zmieni. Czy na lepsze? To zależy już tylko i wyłącznie od Was samych! Daj szansę by gotował, prał, sprzątał, prasował, mył toaletę.
Nie krytykuj za sposób w jaki to robi, bo po co, ważne że robi, kiedyś się nauczy (praktyka czyni mistrza) i będzie w domu bardziej schludnie, niż jak jest obecnie. Większość facetów lubi czynności, które dają szybki efekt (mało roboty dużo efektu) - a sprzątanie niewątpliwie należy do tego typu czynności :) Oczywiście jeżeli jest wychowany w duchu matka polka sprzątaczka to trochę dłużej będzie się "stawiał" ale ostatecznie warto poczekać.

Nie będź sprzątaczką i kucharką we własnej głowie to i on nie będzie ciebie tak traktować.

Dzięki za rys psychologiczny - dość dużo mi dał do myślenia, i potwierdza błędy jakie popełniłem, ale mając ich świadomość wiem jak unikać "min" :D

Ostatecznie jesteśmy ludźmi, mamy prawo do błędów, i prawo do ich naprawy!

Pogadaj z narzeczonym, ale w taki sposób byście oboje wyszli z tej rozmowy pozytywnie nastawieni, albo wspólna wygrana, albo wróćcie do problemu innym razem, żadnego niezdrowego poświęcania się dla miłości etc... faceci tego "nie kumają" :) a kobiety w sobie kumulują złość i później wygląda to tak jak wygląda w moim (czy połowy tutaj piszących) życiu :D SZCZEROŚĆ.

Jak uważasz seks za coś brudnego (?????) to faktycznie poczekaj do ślubu, po co sobie robić w głowie jakieś schizy. To jest strasznie delikatna sfera życia, ma dawać radość i bliskość, dzieci i tylko tyle (?) - nic innego.

A przede wszystkim uśmiechnij się i idź do salonu piękności, fryzura, pazurki itp - zaraz się poczujesz lepiej.

Pozdrawiam serdecznie.
 
     
Izula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-07, 15:14   

Napisalam ,bo sprowokowal mnie post uvmania z 4.03 .Pomyslalam ze napisze czego nie robi moj facet ,i dlaczego czuje sie zle po to ,aby uvmania zrozumial,czego potrzebuje kobieta.
Dziekuje za odpowiedz,nigdy nie pomyslala bym ze faceci nie kumaja czegos takiego jak poswiecenie dla milosci.Ciekawe z kad to sie bierze u kobiet(zapewne nie u wszystkich).
Oczywiscie nie wyczerpuje to wszystkich moich pytan ,ale zawsze krok do przodu!!
Pozdrowionka.
 
     
Anakonda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-07, 20:14   

A ja jakoś nie wierzę w to , że facet zmieni się po ślubie :-/ Bo niby dlaczego będzie nagle miał taką motywację do zmian , jeśli przed nie miał jej w ogóle. Hmmm.... nie wierzę a na dodatek myslę , że może nawet być jeszcze gorzej. Jeśli w narzeczeństwie żyjecie jak my z moim mężem w czasie jednego z kryzysów to ja NIE WIERZE ,że po złożeniu przysięgi małżeńskiej wszystko ma się tak cudowniw odmienić :-/ :!:
 
     
uvmania
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-08, 08:49   

Anakonda napisał/a:
A ja jakoś nie wierzę w to , że facet zmieni się po ślubie :-/ Bo niby dlaczego będzie nagle miał taką motywację do zmian , jeśli przed nie miał jej w ogóle. Hmmm.... nie wierzę a na dodatek myslę , że może nawet być jeszcze gorzej. Jeśli w narzeczeństwie żyjecie jak my z moim mężem w czasie jednego z kryzysów to ja NIE WIERZE ,że po złożeniu przysięgi małżeńskiej wszystko ma się tak cudowniw odmienić :-/ :!:


Anakondo, choć mój staż małżeński jest dokładnie 10krotnością twojego, to jednak muszę się nie zgodzić z Tobą. To strasznie deterministyczne myślenie... i tak wszystko się stanie, a ja nie mam na to wpływu... na pewne sprawy człowiek ma wpływ na inne nie, jak sam się zacznie zmieniać to siłą rzeczy zacznie też zmieniać swoje otoczenie. Jeżeli młoda żona sprząta, gotuje, matkuje to czy daje szansę na zmienę sytuacji? raczej nie, bo niby w którym momencie? Jak odda trochę "tradycyjnego pola" dla innych - w tym wypadku faceta - on to zagospodaruje i nastąpi mała zmiana, a z małych zmian tworzą się te większe, i powoli zmienia się cały człowiek.

Tak jek zmieniamy się fizycznie tak możemy się zmieniać psychicznie. Popatrz, codziennie myjesz naczynia, dziś nie zmyj, to już jest zmiana, która niesie za sobą jakieś konsekwencje na które Ty już nie masz wpływu, ale na zmianę masz! Takie myślenie niesamowicie dopinguje, na konsekwencje swoich czynów i popełnione błędy nie masz już wpływu, ale możesz ich już więcej nie popełniać - czyli znowu zmiana itd.

To że ktoś nam przez całe życie mówił że tak i tak jest dobrze i tak musimy się zachowywać nie znaczy że my tak FAKTYCZNIE musimy się zachowywać. Możemy wybrać odpowiednią dla siebie reakcję - i to też jest zmiana.

Oczywiście trzeba chcieć, ale każdy może chcieć zmienić siebie, a przez to wpływnąć na swoje otoczenie. Jeżeli zawsze się przeklina i nagle przestanie się przeklinać to to zostanie zarejestrowane przez otoczenie i spowoduje jakieś konsekwencje - jakąś reakcję otoczenia.

Fakt, że myślenie że po ślubie będzie extra i wszystko się zmieni (no właśnie co? kto? jeżeli ja, to faktycznie jest na to duża szansa, bo sam mogę tgo dokonać jeśli tylko zechcę, jezeli ktoś inny to marne szanse, no bo czemu? zmienić można tylko siebie, a poprzez swoją zmianę zmienia się otoczenie bo reaguje na nasze zmiany) jest delikatnie niedojrzałe, ale to nie znaczy że nie można, nie będzie można, i że nie trzeba się zmieniać!
pozdrawiam,
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-08, 21:52   

Nie można założyć, ze się nie zmieni. Bo to rzeczywiscie determinizm.
Ale... jesli chodzi o seks przed ślubem. Jaka jest budowa faceta - doskonale wiemy. I jakie potrzeby - też. Ale zachowywanie czystości przed slubem uczy jednego: wymagania od siebie i odsuwania w czasie korzystania z przyjemności. Albo po prostu ćwiczenia charakteru. Jak to wazne w życiu i w małżeńskich trudach - doskonale wiemy...
 
     
agata
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-09, 14:24   

Zgadzam się z Bajką. Czas wstrzemięźliwości przed ślubem jest bardzo ważny. Ja z mężem z tego zrezygnowaliśmy. Był seks "na zawołanie", bo używaliśmy środki antykoncepcyjne. No i cóż - ciężko było po ślubie, bo co nowego fajnego on nam dał? Przybyło tylko obowiązków. I ciężko się nagle zacząć uczyć naturalnego planowania rodziny. Zwłaszcza facetowi przyzwyczajonemu do braku wewn. dyscypliny.
Kolega mi kiedyś przekazał taką historyjkę, że podobno Gandhi kiedyś powiedział coś w tym stylu: "Wy Europejczycy robicie tak: kładziecie garnek z gorącą zupą na zimny piec i dziwicie się, że zupa stygnie. A my Hindusi kładziemy garnek z zimną zupą na zimny piec i rozpalamy w nim ogień - powoli dokładając drewna." Taka analogia do związku kobiety i mężczyzny. Nieokiełznana miłość romantyczna szybko się wypala. A powoli mądrze budowane uczucie trwa i rozkwita. Kryzysy tak szybko jej nie pokonają.
Po ślubie zaczynać mądrą budowę jest dużo trudniej, zwłaszcza jak się już współżyło. jeśli się coś tak cennego jak intymność największą jaką jest seks rozmieni na drobne, zamieni w łatwo dostępną rozrywkę...
Well, tak więc namawiam bardzo do wstrzemięźliwości. Ze znanych mi małżeństw (niektóre są niewierzące) właśnie te, które "się wstrzymały" do ślubu są lepszymi, silniejszymi. Byle kryzys ich nie rozwalił. Upraszaczam oczywiście - nie wszysto zależy od kwestii czystości przedmałż., ale z pewnością wiele.
 
     
Anakonda
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-09, 18:48   

Uvmania- to tylko takie teorie na zycie...a teorie jak wiadomo sprawdzaja sie dopiero w praktyce... Ja juz troche teorii zdążylam przerobic..Gdyby to bylo takie proste to nie byloby tych wszystkich ludzi na tym forum ze mną włacznie.

A tak w ogóle to moj post dotyczyl konkretnej sytuacji która opisala Izula a nie zycia malzenskiego jako takiego. Slowa czesto sa źródlem nieporozumien...




Gdybys mial staz bedacy dziesięciokrotnoscia mojego to musialbys zyc juz... 200 lat w malzenstwie :mrgreen:
 
     
uvmania
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 07:55   

[quote="Anakonda"Gdybys mial staz bedacy dziesięciokrotnoscia mojego to musialbys zyc juz... 200 lat w malzenstwie :mrgreen: [/quote]
tak jak piszecie słowa prowadzą często do nieporozumień.... oczywiście chodziło mi, że Twój jest krotnością mojego.

Nie chciałbym tu prowadzić jakiejś niezdrowej polemiki, też czasami zastanawiałem się czy zachowanie "czystości" przed ślubem zmieniłoby cokolwiek w moim życiu. To chyba wszystko zależy od człowieka, i od sposobu w jaki podchodzi do drugiej osoby.

Zresztą czy takie myślenie cokolwiek zmienia w mojej obecnej sytuacji? Nie. To już było i teraz to się jedynie mogę spotkać z konsekwencjami tamtych decyzji.
W ten sposób myśląc (że gdybym nie kochał się z moją żoną przed ślubem, to kochałbym się teraz :D) to mogę dojść do wniosku, że po 1 jestem 2 lata po ślubie, a to jest "okres" pierwszego poważnego kryzysu małżeńskiego, a po 2 znam (jesteśmy razem) żonę od 7 lat, a po 7 latach znajomości też podobno się sypie w związkach. I co takie myślenie zmienia? Czy w ten sposób myśląc kiedykolwiek dojdę do wniosków, które przynajmniej teoretycznie pozwolą bym zmienił swoje zachowanie? Chyba nie.

Oczywiście, że teorie są teoriami, ale na to są by móc je "wypróbowywać na sobie". Moje dotychczasowe teorie na życie się nie sprawdziły - potrafię się do tego przyznać, choć wiadomo, że w małżeństwie jest wina zawsze po środku to jednak nie idać na łatwiznę, która zresztą skończyłaby się porażką, nie zabrałem się za punktowanie mojej żony jaka to Ona zła i dlatego Ja coś tam... tylko zabrałem się za to co mogę sam bez niczyjej pomocy zmienić.

Przykład ilustrujący jak małe zmiany i praca nad sobą wpływa na 2 człowieka:
Moja żona ma aktualnie "okres" i wybitnie jej czasami zależy by sprowokować jakąś awanturkę - wczoraj zostałęm zaczepiony o to że jem jak świnia, przygotowuję obiad jak świnia (pochlapała się kuchenaka od sosu, bo moje "kochanie" zapomniało przykryć pokrywką patelni, ja tylko 2 razy mieszałem zawartością i posprzątałem to co było jeszcze mokre a resztę chciałem posprzątać jak kuchenka wystygnie, że mlaskam więc mam iść bo jej przeszkadzam, i chyba o podłogę którą ona myślała że myłem a jest taki syf i wogóle że syf wiecie o co chodzi :D Nie dałem się sprowokować i tylko się delikatnie uśmiechałem, głównie do siebie, i pewnie tego uśmiechu nie było widać. po chwili żona sama przyszła do mnie i mnie przeprosiła za to że mnie atakowała i czemu się nie dałem sprowokować.
Mogłem na nią wsiąść, powiedzieć że jest taka i taka i coś tam coś tam :D - wstrzymując instynktowną reakcję obrony (a najlepszą obroną jest atak) więcej zyskałem niż to jakbym ją opieprzył za to że mnie atakuje.

Nie wiem, może za młody jestem, fakt mam tylko 30 lat, ale mi ta metoda obopulnego zwycięstwa, metoda trzeciej drogi (nie kompromisu tylko wspólnego zwycięstwa), odpowiada, a praca nad sobą (wprowadzanie w życie teorii) daje mi tyle frajdy i zadowolenia, że na szukanie winy u partnerki poprostu szkoda mi czasu, więcej dobrego zrobię jak poszukam winę u siebie, a jakaś na pewno się znajdzie. I tu nie chodzi o wpędzanie się w deprechę (oo wszystko to moja wina buuu :D) tylko uświadomienie sobie co należy zmienić w swoim życiu, by zmienić swój świat.

Nie jestem biegły w sprawach Biblijnych (w zasadzie, choć to chyba samobój na tej stronie, wykluczyłem się sam z Kościoła) pamiętam taki fragment o dżazdze i belce w oku... wiecie o co chodzi prawda?

Zresztą nasze sytuacje na pewną są inne, różnią się od siebie, dlatego nie ma uniwersalnej recepty na szczęście dla wszystkich, a dodotkowo każdy ma prawo do odmiennego podchodzenia do problemu. Szanuję wasze stanowisko.

Jeżeli cokolwiek pomogłoby Wam "wyłuszczenie" jak w takiej - brak seksu - sytuacji czuje się facet jestem do dyspozycji, jeżeli macie jakieś przemyślenia dotyczące działania faceta, który idiotycznie podchodzi do pewnych spraw, bo nic nie rozumie to chetnie poczytam.
pozdrawiam serdecznie[/scroll][/b]
 
     
Izula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-16, 15:34   

A ja chcialabym wiedziec ,co facet czuje gdy nie ma seksu.Bo ja ostatnio zrozumialam ze o to wlasnie jest wsciekly.Jestem w zwiazku w jakim jestem i nie potrafie tego zmienic.Nie chcialabym czytac tutaj o zarzutach w stosunku do mnie,tylko potrzebuje pomocy.Z wstrzemiezliwoscia przedmalzenska moge sie pozegnac ,bo partner moj ,jak pisalam wczesniej jest wsciekly gdy nie ma seksu.Owszem probowalam z nim o tym rozmawiac i on mysli w zupelnie inny sposob.
Owszem ja bym tego chciala,ale wydaje mi sie ze nie wiele moge zrobic po tych probach rozmow ,ktore z nim odbylam.On wrecz jest wsciekly ze nie zaspokajam jego potrzeb.A mi sie naprawde nie chce.Juz nawet przez to chcial zakonczyc ten zwiazek.Bardzo mnie to bolalo.Rani mnie jeszcze bardziej.
Juz nie wiem co robic,wszelkie sugetie zeby poczytal o relacjach mesko damskich spezly na niczym.A jest duzo wiedzy na ten temat i uwazam ze mozna sie wiele dowiedziec.W sprawach pomocy w domu sobie poradzilam ,ale w sprawach seksu nie.On twierdzi ze dla niego to jest bardzo wazne.Jestem bezsilna.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-16, 15:50   

Izula napisał/a:
A ja chcialabym wiedziec ,co facet czuje gdy nie ma seksu.

Czuje brak seksu. Nawet gdy mu sie nie chce aktualnie. Seksowanie jest fajowe.

Izula napisał/a:
bo partner moj ,jak pisalam wczesniej jest wsciekly gdy nie ma seksu

zastanów sie nad sensem wiązania sie z takim człowiekiem = to nie zarzut tylko chęć pomocy właśnie. Skoro jak piszesz:
Izula napisał/a:
Rani mnie jeszcze bardziej.

jak zachowa sie np. gdy bedziesz w zagrożonej ciąży, gdy wyjedziesz na kilka dni, tygodni?
Izula napisał/a:
On twierdzi ze dla niego to jest bardzo wazne

tak seks jest ważny, ale "miej proporcjum mocium panie".
Ja od prawie roku nie seksowałem. :cry: ale w tej chwili to najbardziej brakuje mi rodziny. Bycia z kimś bliskim, kochanym, dzieci na codzień. Seks fajowy jest ale nie można patrzeć na życie poprzez pryzmat dupy.

[ Dodano: 2007-03-16, 16:04 ]
albo fiutka patrząc z drugiej strony
 
     
Izula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-16, 16:23   

Co do jego wiernosci to niemam watpliwosci,nie o to chodzi.Chodzi o to ze on jest zly bo twierdzi ze generalnie nie zaspokajam jego potrzeb.Zle sie wyrazilam ,bo ostatnio byla taka sytuacja ze :ponoc:ja go tym doprowadzilam do wscieklosci,wlasnie tym ze nie zaspokajam jego potrzeb.Bo faktycznie generalnie czuje niechec i on to wyczuwa,trudno zeby nie wyczuwal.Ale gdy mu mowie dlaczego ,to wole nie rozmawiac.
Zmieniam Imie
 
     
Wiktoria
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-16, 21:25   brak seksu ?

witam,

moge coś na ten temat powiedzieć, że najpierw ja zawaliłam, bo nigdy nie miałam ochoty, bo wiecznie zmęczona, bo coś tam, mój mąż stracił po 4 latach cierpliwośc pomimo że kocha i zaczął uprawiać seks na czatach erotycznych, dzwonił do tych Pań, jedną oglądał przez kamere z niektórymi sie spotkach. Twierdzi, że nie spał z żadną , nie miałromansu. /potrzebował kobiety, tego, czego mu niedaam.
Nie przypuszcałam ,że może to zajść tak daleko. Mój brak ochoty na seks doprowadził do tego ,że on zaczął go szukać gdzie indzij. Spotkał sie nawet z kobietą i stracił głowe. Mówi, że popełnił błąd, bo nie taki styl zycia mu sie podoba. Wiem, że jest wtutaj bardzo dużo mojej winy. Najpierw zawaliłam ja potem on. Teraz kleimy nasze małżeństwo i chodzimy po kościołąch, żeby poskładać swoją psychike, po tym co sie stało. To co sie zdarzyło uświadomiło mi jk ważny jest seks. Przestrzegam innych przed tym Kochamy sie do szaleństwa, moge powiedzieć, że ten kryzys postawiła nasze małżeństwo wsferze seksu na nogi i jesteśmy znó parą namietnie kochających sie ludzi. Przyznam pogubilismy sie po drodze ale kochamy sie szaleńczo. Gdybym wiedziała, że moja abstynencja może doprowadzić do takiej chorej sytuacji, to bym zachowała sie z pewnością inaczej. Bardzo tego żałuje, że to ja zapoczątkowałam tą chorą sytuację. Czuje sie paskudnie po tym co sie stało, mam depresje, mój mąż wyrzuty sumienia. /Płaczę po kilka razy dziennie. Teraz zaczynamy od nowa. Byliśmy obydwoje u spoiwedzi, bo obydwoje jesteśmy winni!!! Straciliśmy z siebie bardzo wiele, straciliśmy napewno częśc naszej intymności, co bardzo boli. Teraz wiem, że seks jest niesłychanie istotny w małzęństwie. Nie wiem co sie stało, bo przecież przed ślubem uwielbiałam sie kochać. Związek to nie tylko miłość ale również kontakt fizyczny !!!! Czy ktoś może nam poradzić, jak sie pozbierać po tym, bo trzymamy sie za ręce jak dwójka dziewci i nie chcemy sie póścić.

pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10