Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Terapia małżeńska w czasie i po kryzysie.
Autor Wiadomość
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 19:54   

Najbardziej podziwiam właśnie dziewczyny takie jak Ty. Nie wiem, czy potrafiłabym tak żyć.
Każda z nas chciałaby tego samego dla siebie, co Ty chcesz. Tak jak każdy facet chciałby być też tym najważniejszym, chodzić na spacery, no może kwiatów dostawać - to niekoniecznie. Niby wszyscy chcą tego samego. Miłości, zrozumienia, akceptacji... Tylko dlaczego u diaska chodzi po świecie tyle ponurych osób?!
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 20:20   

Ola2 napisał/a:

Ciągle mam takie wrażenie, że w końcu kiedyś do eksia dotrze to, co zrobił. Chciałabym, żeby ktoś wtedy przy nim był - ktoś z rodziny.


Dotrze Olu, dotrze. jestem tego pewna. Ja bardzo boleję nad tym, że "mojego" nie wspierają mądrze kochający rodzice. Psy na nim wieszaja, wydziedziczają i klną. A skad on ma potrafić być mężem ? Ojciec mu tego nie pokazał... Bo sam żonę traktował gorzej niż psa. A teraz czepia się synka... To trochę inaczej niż u Ciebie ale efekt ten sam mniej więcej. Żal mi go. Ja moge wypłakać się rodzicom, oni mnie pocieszą, a on ? Durne koleżanki pozostają...

Dotrze do niego Olu, dotrze... Życie płata takie figle... migle :lol:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 20:34   

Bajeczko - nie żałuj tak go - przecież miał komu się wypłakiwać - niby po co Ty byłaś. I zresztą jesteś.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 21:14   

To nie żałowanie, to raczej początek współczucia. Jeśli się wzruszam losem biednego bezdomnego psa, to...
 
     
dalila9
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 21:17   kryzys małżenski

Mój teść jak jeszcze pracował to też pił.Ja jeszcze wtedy nie byłam z moim mężem.Dopiero później sie dowiedziałam.Weszłam do rodziny jak rodzice mojego byłego byli juz na emeryturach.Ze swoim synem zawsze mieli problemy tylko ukrywali to.Jednak mój teść mimo wszystko za swoją zona poszedł by w ogień. Zawsze przyznaje jej racje,boi sie przeciwstawić,a ich syn nie był nigdy tak za mną,ani za dzieckiem.Wszystko go meczyło.Jednak mój mąż jest adoptowanym dzieckiem i zawsze był na drugim miejscu.Jak kiedys dzwoniłam do jego rodziców i prosiła o to żeby jakos na niego wpłyneli ,bo przecież jest ich synem to oni mi odpowiedzieli''ON NIE JEST NASZYM SYNEM''.
---------------------------------------
Po jakimś czasie postanowiłam znaleźć mu rodzeństwo-tak sama na to wpadłam ,ale mój mąz tez był za tym.Pomyslałam,że jak ich pozna i zobaczy jak oni zyja ,kto to jest i w ogóle to może sie zmieni.Był obiad rodzinny po latach,przyjeli nas do swojej rodziny.Rodzina była duża-wszystkich 9-cioro. Potem sam do nich jeździł,mówił mi ,że to jest jego rodzina i ja tam nie mam prawa sie pokazywać,a jak już u nich był to im mówił ,że nie mogłam przyjechac bo dziecko jest chore itd.No niestety po niedługim czasie tam też podpadł,ale ja mam z nimi kontakt,zawsze moge zadzwonic.Później wypomniał mi ,że nigdy mi tego nie wybaczy że ich odnalazłam,ale to było po tym jak u nich tez podpadł,o czym wczesniej nie wiedziałam.Teraz jak mnie zostawił,to jego rodzice poparli go mówiąc że nareście nabrał rozumu.Paranoja jakas,to dlaczego go wymeldowali i teraz jest bezdomny.

Jego rodzeństwo mimo ,że wychowywało sie w domu dziecka wyszło na ludzi,bo sami tego chcieli.Nawet średniej szkoły nie mają.Maja po 2-3 dzieci ,szanują sie i wspieraja.Doceniaja ,że im sie udało,mimo wszystko.Mój mąz skończył studia,miał zawsze co do talerz położyć,a mimo to nie potrafi sobie poradzic na zewnątrz.
Ostatnio zmieniony przez dalila9 2007-03-11, 18:10, w całości zmieniany 3 razy  
 
     
gosiab1970
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-10, 21:25   

Moja teściowa niby jest za mną i przyznaje mi rację, ale w ważnych chwilach zawsze wkońcu staje po jego stronie, bo to przecież jej dziecko, a ja jestem obca, o tym, że jej synek jest już ojcem zdaje się zapominać. Dla niej zawsze on będzie najważniejszy.

[ Dodano: 2007-03-10, 21:39 ]
Olu, nie ma wcale tak wielu ponuraków. A nawet myślę, że ci, którzy mają naprawdę mnóstwo poważnych problemów są bardziej pogodni, bo wiedzą, że dobre chwile są ulotne i trzeba je łapać.

[ Dodano: 2007-03-10, 21:39 ]
Olu, nie ma wcale tak wielu ponuraków. A nawet myślę, że ci, którzy mają naprawdę mnóstwo poważnych problemów są bardziej pogodni, bo wiedzą, że dobre chwile są ulotne i trzeba je łapać.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-11, 20:17   

Gosiu, nieprecyzyjnie się wyraziłam: ponuraków= niezadowolonych z życia, upierdliwych, stetryczałych. Często Ci ludzie nie mają jakiś większych powodów do bycia takim. Poprostu tacy są, mają taką osobowość. Zdarza się, że nawet nie potrafią ocenić, co osiągnęli, bo nie mają punktu odniesienia. Ciągle mało im i mało. Takie pazerne ludki. Dla nich mieć=być.

Rzeczywiście najbardziej pogodnych ludzi, których spotkałam, to ci których los bardzo doświadczył.

Gosiu, dla teściowej on zawsze będzie ukochanym synkiem. Jesteś matką. Postaw się na jej miejscu.
A moi teściowie owszem głupio się tłumaczą, ale nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jaki mieli wpływ na to, co się zadziało. Nie sądzę, żeby chcieli czegoś złego dla mnie i dzieci. Poprostu nie potrafili pomóc. Chcieli prawdopodobnie dobrze, a wyszło byle jak. A niech tam sobie żyją w tym swoim iluzorycznym świecie. To starsi ludzie. Swoje już przeżyli, nie będę im jeszcze dokładała zmartwień. Ja jestem jeszcze młoda :mrgreen: , to jak Bob-budowniczy "dam radę". Obym tylko siły miała, zdrowa była, to dam radę. Zawsze dawałam, to i teraz też.

[ Dodano: 2007-03-14, 23:46 ]
Dalilo, poprosiłaś, żebym przeanalizowała to, co napisałaś. Na wstępie zaznaczam, że to są moje refleksje na ten temat i absolutnie nie jestem z zawodu psychologiem, więc nie można tego wszystkiego, co napisałam traktować zbyt serio.

"Mój teść jak jeszcze pracował to też pił"

Twój mąż prawdopodobnie nie miał dobrych wzorców, jeśli chodzi o postawę ojca, głowę rodziny.

"Ze swoim synem zawsze mieli problemy tylko ukrywali to."

Chyba wstydzili się go. Być może łudzili się, że będziesz panaceum na te kłopoty.

"Jednak mój teść mimo wszystko za swoją zona poszedł by w ogień.
Zawsze przyznaje jej racje,boi sie przeciwstawić,a ich syn nie był nigdy tak za mną,ani za dzieckiem."

Według mnie to nie jest dobry wzór męża - taki podporządkowany, uległy. Z tego co piszesz wynika obraz faceta zdominowanego przez kobietę. A jeszcze to okraszone strachem? Wybacz, Dalilo, ale nie chciałabym mieć takiego męża. To potwierdza jeszcze raz moje przypuszczenie, że Twój mąż nie miał dobrych wzorców, żył w zakłamaniu, bo jeszcze ta sprawa jego adopcji (zresztą mój też żył w rodzinie bardzo zakłamanej- na zewnątrz cacy, a w rzeczywistości - szkoda gadać).

"Wszystko go meczyło."

Faceci na ogół (uwaga! są wyjątki) szybko męczą się obowiązkami, a Twój złym zachowaniem najczęściej skupiał uwagę na sobie swych rodziców.

"Jednak mój mąż jest adoptowanym dzieckiem i zawsze był na drugim miejscu.Jak kiedys dzwoniłam do jego rodziców i prosiła o to żeby jakos na niego wpłyneli ,bo przecież jest ich synem to oni mi odpowiedzieli''ON NIE JEST NASZYM SYNEM''.

No tak, to mogłoby oznaczać, że on podświadomie wyczuwał to, że tak do końca nie jest akceptowany przez swoich rodziców. Nic dziwnego, że przysparzał kłopotów.
O matko, biedny facet, zaczynam mu współczuć!

Moim zdaniem, Dalilo, Ty zrozumiałaś jego problemy i zadziałałaś super. On nie tyle, że nie docenił tego, co zrobiłaś dla niego, a raczej nie spodobało mu się coś, co zauważył u swego rodzeństwa. Być może oni mieli coś, czego mu brakowało przez całe życie. I to chyba nie były sprawy materialne, bo jak piszesz, tu u nowych rodziców miał dorze i zdecydowanie lepiej jak jego rodzeństwo. Chce chyba wyładować swoją frustrację. Ale na kim? Na rodzeństwu? Na nowych rodzicach? Nie umie tego nawet powiedziec swoim rodzicom, że dali mu tyle, a nie dali elementarnej rzeczy potrzebnej dzieciom - miłości i akceptacji. Ty byłaś "sprawczynią", że tak się źle poczuł, więc oberwałaś i za rodzeństwo, i za nowych rodziców. Dalilo, współczuję Tobie. Chciałaś dobrze, a on nie jest w stanie nawet tego docenić.

"Teraz jak mnie zostawił,to jego rodzice poparli go mówiąc że nareście nabrał rozumu.Paranoja jakas,to dlaczego go wymeldowali i teraz jest bezdomny."

No to rzeczywiście paranoja. W obliczu waszego kryzysu, rodzice w końcu "poparli go" = uzyskał ich akceptację, wsparcie, którego być może zazdrościł rodzeństwu. Może bali się go stracić. Ale nadal odnoszą się do niego niespójnie: co innego mówią, co innego robią. Nic dziwnego, że facet nadal zagubiony.

Dalilo, dużo osób tu na forum pisało już o tym, jak dzieciństwo i relacje z rodzicami wpływają na późniejsze - dorosłe życie. Nie będę się więc powtarzać. Dodam do tego jeszcze tylko ciekawostkę, jaką gdzieś wyczytałam. Napisali, że najczęściej wybiera się partnera o cechach swoich rodziców (tu nie ma znaczenia czy biologiczni, czy nie) i to przeważnie tych negatywnych (rzadziej pozytywnych!), a to ponoć po to , że podświadomie dąży się do uzdrowienia, załatwienia spraw z dzieciństwa. A może masz cechy jego matki i dążyłaś do podporządkowania go sobie? Przecież z Twojego listu wyraźnie widać, jakbyś zazdrościła kobiecie uległego, potulnego męża. No to jak ma się zachowywać? Zachowuje się więc tak, jak w dzieciństwie, bo to w dzieciństwie skutkowało.
Po tym, co przeczytałam, tym bardziej nie zmienię zdania odnośnie tego, że powinnaś łagodzić sytuację, a nie zaogniać ją.
Nie dziwię się, że odczuwasz niesprawiedliwość i poczucie krzywdy. Ja też jeszcze odczuwam od czasu do czasu, a kiedyś pernamentnie. Przecież dawałaś tak dużo, troszczyłaś się o niego, byłaś dla niego oparciem, a on oszukiwał, aż w końcu zdradził Cię. Aż chciałoby się krzyczeć z bezsilności: dlaczego?
Pozdrawiam
 
     
dalila9
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-15, 19:11   kryzys małżenski

OLA 2 BARDZO CHCIAŁABYM CI PODZIĘKOWAC ZA SPEŁNIENIE MOJEJ PROŚBY I ZA RESZTE TEŻ.
JAK BEDĘ MIAŁA JESZCZE JAKIŚ PROBLEM TO SIĘ ODEZWE.

POZDRAWIAM. DALILA
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8