Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2006-07-27, 11:11
Przeżyć zdradę i odzyskać nadzieję.
Autor Wiadomość
Tadeusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-20, 22:44   

Mariami takie :shock: oczy zrobiłem jak przeczytałem Twój post. Nie wiadomo jak Ci pomóc. Wiesz między wami jest obecny Chrystus i on nie pozwoli Tobie odejść, zbyt proste On pomoże Tobie walczyć. Mirela pięknie napisała. Tak z daleka wygląda jakby rogaty dopadł Twojego męża. Na początku jest na pewno ciężko nie wiadomo co robić ? czego się chwycić ? Ale najważniejsze że tu trafiłaś !
Jest taka książka „Moc sakramentów” autora Briege McKenna OSC
Tam jest krótko o mocy sakramentu małżeństwa, jest opisana podobna sytuacja do Twojej i jak Chrystus pomaga. Żeby wygrać tą walkę trzeba być codziennie na mszy św i komunii.
Ja też w ten sposób się uratowałem

Pozdrawiam ;-)
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-21, 06:33   

Mariami - wycisz się. Złością, emocjami, nic nie osiągniesz. Tylko spokój. Wydaje mi się, że w tej chwili tylko przez modlitwę możesz go osiągnąć. Ja, gdy dowiedziałam się o zdradzie, modliłam się bardzo dużo. Można powiedzieć, że "klepałam" pacierze - to pomogło mi przetrwać najgorsze chwile.
Świeże rany bolą - musisz mieć tego świadomość, ale czas leczy rany. Poczytaj, co tu piszemy - są pewne etapy "dochodzenia" do siebie.
A z drugiej strony - może wyolbrzymiasz sprawę. Może nie jest tak źle? Rozmawiałaś z mężem?
 
     
chagrine
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-29, 22:12   

Jeju a na jakim etapie jestem ja?Kręcę sie w kółko,chciałabym zatrzymac ten natłok mysli w głowie i nie wiem jak.Oszalec idzie.Wanboma,piszesz o modlitwie....jeju ja tez klepałam pacierze,wierzyłam,wciąz od nowa,choć od męza dostawałam tylko ciosy w samo serce.Modliłam sie i wierzyłam....aż cos we mnie pekło.Mniej sie modlę i wcale mi nie jest z tym łatwiej.Gdy zaczynam od razu płacze,bo ...no własnie gdzies ta nadzieja znikneła.I bez niej to jak bez światła....
Mariami Wanboma ma racje,szukaj spokoju i uciszenia w modlitwie,to jedyny ratunek....mi tez ona pomagała,było łatwiej.Dzieki niej nadal jestem...I z Wami zaczynam powolutku,małymi kroczkami na nowo wracac własnie do modlitwy.Chce wierzyć,że moja obecność tutaj nie jest przypadkowa.Aby móc jeszcze cos zrobić z marnymi kawałkami puzzli mojego małżeństwa musze odszukac spokój i...BOga przede wszystkim,bo tylko On może zdziałac cud....jesli taka będzie Jego wola. :cry:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-30, 03:59   

Chagrine - u mnie było tak - dużo się modliłam, "klepałam pacierze". Potem jabym przestała się modlić - tak mi się wydawało. Ale modliłam się - tylko inaczej - mniej, ale bardziej świadomie. Teraz też się modlę, a raczej bardziej rozmawiam z Jezusem. I już się nie modlę o ocalenie małżeństwa. Zaufałam Panu, powierzyłam Mu się całkowicie. I tak jest dobrze. Kiedy zaczynam snuć plany, pojawia się myśl - nie, Ty Panie zrób, jak chcesz, niech się dzieje Twoja wola, nie moja. I żyję - już nie martwię się, że czas ucieka a ja stoję w miejscu. Bóg wie, co jest dla mnie dobre i ja Mu ufam.
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-30, 07:08   

Tak Wanboma- tylko Pan wie, co dla nas najlepsze. Niestety trudno nieraz tak po człowieczemu poddać się temu i cierpliwie trwać w niedoli.


A przeciez to cierpliwe trwanie z pokojem i pokorą tylko świadczy o poziomie naszego człowieczeństwa. Podziwiam Cie Wanbomka- jesteś wspaniała kobietą!!! We wczesniejszych postach rozpacz była okropna, teraz jednak jak Cię czytam, to bije od Ciebie spokój i zaufanie Panu.


Wiecie- tak to chyba jest, ze w tej pierwszej fazie szoku i bólu człowiek "klepie pacierze" jak najwięcej, jak najczęściej- idzie się chyba bardziej w ilość ;-) a potem przychodzi inna modlitwa- taka bardziej z serca, czasem nawet bez słów.
Ja przeszłam teraz już w ten drugi etap- pierwszy jednak trwał baaardzo długo
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 10:43   nie umiem sie odnależć

witajcie! Moi dobrzy znajomi, po kilku trudnych dla mnie rozmowach, zasugerowali zebym zajrzała tutaj. Cóż, jestem więc.
nie wiem od czego mam zacząć. Miliony myśli kłębi sie w mojej głowie....Choć minęło już ponad dwa miesiące, kiedy mąż powiedział mi, że poznał inną kobietę i że chciałby z nią spróbować...ta nowina mnie już wtedy zabiła...Zawsze, na każdym kroku, w każdym telefonie, sms-ie, czy liście mówił mi że bardzo mnie kocha. A ja wierzyłam w tę jego miłość. Wierzyłam tak bardzo,że nikt nie potrafił mi jej zburzyć, zasiać jakichkolwiek wątpliwości. Wiele osób mówiło mi, że skoro przebywa za granicą, z dala od domu, to pewnie chodzi na prawo i lewo, bo faceci tacy są. Nie wierzyłam w to, broniłam go przed takimi opiniami, obrażałam się, gdy ktoś mi coś takiego insynuował. A jednak! Czyżby wszyscy wiedzieli lepiej niż ja? czy wszyscy znali go lepiej niż ja?
Dowiedziałam się, że to koniec jakieś 10 minut po stosunku, kiedy rozmarzona przytuliłam sie do niego, i jak zwykle zapytałam, czy mnie kocha. Odpowiedział: <trochę>. A potem zaczął opowiadać o niej. Zaproponował mi nawet rozmowę z nią przez telefon. NIe chciałam. Bo po co? tego samego dnia on wyjechał. czułam, ze nie był pewny swoich uczuć. Nie wiedział jeszcze, na co ma się zdecydować, którą z nas wybrać. Dałam mu więc czas. Napisał mi potem na skypie, że wybiera być z kimś innym razem. Pytałam, czy faktycznie to przemyślał, bo jesteśmy rodziną, mamy dzieci. Tak, tak właśnie zdecydował. On już nie czuje, że jest nam potrzebny, że będzie nam lepiej bez niego. Skąd on może to wiedzieć???
Od tego czasu minęło już dwa miesiące. Uzgodniliśmy, ze sie rozejdziemy. Poprosił o rozwód bez orzekania o winie. Zgodziłam się w pierwszym odruchu. Przecież nic nie da sie posklejać na siłę. A teraz ciągle siedzę i płaczę. Każdego dnia. Kiedy usłyszę ulubioną naszą muzykę, film...Myśłi o nas wypełniają każdą moją chwilę. NIe umiem spąć, nie potrafię jeść, nie potrafię cieszyć się z czegokolwiek. Najgorsze jest to, że żadne z nas nei powiedziało o tym dzieciom. Nie mam odwagi tak ich zranić i ja im o tym nie powiem. Z tego co wiem, mąz nie złożył jeszcze dokumentów do sądu. Nie kontaktuje sie z dziećmi, ani ze mną od Wigilii. CZekam na jego jakiś krok i żyję w zawieszeniu. Jestem zrozpaczona, nie wiem, co mam robić. NIe wiem, czy chciałabym, żeby do nas wrócił. Jedno jest pewne: wolałabym, żeby to wszystko nigdy sie nie wydarzyło. Straciłam grunt pod nogami, jedyną motywację, która nadawała sens mojemu życiu. Przagrałam!
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 12:40   

Milka... nie przegrałaś !!! Wybij to sobie z głowy !!! Powiem więcej, nie masz prawa tak mówić... Teraz musisz zadbać o siebie, swój wewnętrzny spokój i równowagę. Jeśli jest z Tobą faktycznie tak źle jak piszesz to polecam jak najszybciej udać się do psychologa i psychiatry... pamiętaj, że masz dzieci i musisz funkcjonować normalnie. Nikt tutaj nie poprze Twojej zgody na rozwód... ja też, są inne rozwiązania równie dobre. Zgadę tą traktuję jako decyzję nieprzemyślaną wypowiedzianą pod wpływem emocji. Milka dobrze, że trafiłaś do nas ;-) . Tutaj sami tacy połamacy życiowi, ale nawzajem do pionu się podnosimy. Bądź teraz z nami... napisz też coś więcej o sobie... pamiętaj również, że jest to forum katolickie, a skoro tak to wiesz, że siebie samych oddajemy JEMU )))
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 16:41   

wobec tego jakie widzisz inne rozwiązanie niż rozwód? pytałam kilkakrotnie czy naprawdę tego chce. odpowiedź była jednoznaczna i nie pozostawiająca złudzeń. Owszem, zgodziłam sie pod wpływem impulsu, złości. Ale co miałam robić, co innego mi pozostało???? czekam już dwa miesiące na jego krok. żyję w niepewności, każdego dnia, każdej godziny i minuty. Wiem, że go kocham, jestem tego pewna, ale nie umiem prosić o miłość. to mnie przerasta. Nie umiem żebrać o uczucia. On spędza swój czas z nową kobietą i jej dzieckiem. To boli. Ja pozostałam w domu sama, z dwojgiem dorastających dzieci, z masą problemów z którymi nie potrafię dać sobie rady. Nie mam juz sił na nic. nie chce mi się żyć.
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 17:36   

Milka, rozwod nie jest rozwiązaniem , bo nie rozwiąże Twoich problemów. Sama je musisz rozwiązać, z Bożą pomocą i pomoca przyjaciół. Zostaw go , nie pytaj, nie proś, nie nalegaj. POczytaj posty na forum, większośc z nas przechodziło to co Ty, są na Twoim etapie, albo na etapie dalej. Ja przeżywałam to co Ty równo rok temu. I wyszłam z tego. Początkowo na prochach, terapii psychologicznej. Potem modlitwa, praca, przyjaciele, także z tego forum. Teraz ciągle kocham, ciągle nie jesteśmy razem, mój mąż tez chce rozwodu. Powiedziałam nie. Mi rozwód nie potrzebny. Ale żyję. Mam dołki. Ale mam też sens życia, Samo życie jest sensem. Potrzfię się nim cieszyć, nie cały czas, czasami. Ale potrafię. I Ty tez będziesz potrafiła. Tylko przestań żyć dla swojego męża, swoim mężem. Zacznij żyć dla siebie. Zrób coś. Jesli problemy Cię przerastają, poproś kogoś o pomoc. Może my pomożemy. Tylko musisz napisać , pomyśleć, zastanowić się , wziąć w garść. Jesli nie dajesz rady sama, idź do psychiatry po antydepresanty. To nie wstyd. Ale pomaga. Serdecznie pozdrawiam. A.
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 18:00   

mówisz, przestań żyć nim i dla niego. zacznij żyć dla siebie. Ale jak to zrobić? zasypiam z myślą o nim, zadając sobie pytanie dlaczego, budzę się w nocy, bo mi się śnił, kiedy wstaję znów jest moją jedyną myślą... to jak obsesja....dopada mnie na każdym kroku. NIe mam przyjaciół, poza tymi z netu, z którymi mogłabym rozmawiać. jestem jedynaczką, więć poza mamą nie mam nikogo. Jego rodzina, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, jest po jego stronie. I nie ważne , że to on zawinił. Nie ważne, że nie chciał być na święta BOżego Narodzenia i Nowy Rok ze swoimi dziećmi. Zresztą mnie też powiedział dwa tygodnie przed Wigilią że dochodzi. Taki prezent dostałam! i jak teraz z tego wyjść? Psychiatra? owszem, ale nie ma w mojej miejscowości. Wyjazd i prywatne wizyty to koszta. Nie mam na to. Nie dostajemy kasy od męża a z jednych poborów uszczuplonych przez zwolnienie lekarskie ciężko mi jest powiązać koniec z końcem. Tak więc zastosowanie się do Twoich porad graniczy dla mnie z cudem. Ale bardzo potrzebuję jakiegoś, choćby emocjonalnego wsparcia. Czuję, że ginę, że wpadam w ogromną przepaść, z której nie dam rady sama się wydostać. Pomóżcie mi. Tak bardzo potrzebuję słów otuchy!
 
     
Mila
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 18:43   

Witaj Milko! Agnieszka2, dobrze Ci radzi, jeżeli nie możesz normalnie funkcjonować wybierz się do lekarza, ja na początku, gdy dowiedziałam się zażywałm leki przez ok. miesiąc, potem odstawiłam, bo na ból duszy znalazłam najlepsze lekarstwo : codzienną eucharystię i adorację Najświętszego Sakramentu. Opwiedziałam o swoim bólu Jezusowi i tak mi zostało On wie o mnie wszystko i nie spuszcza mnie z oczu. Wiem, że to moje cierpienie ma sens, przeczuwam to. A Tobie będzie teraz na początku ciężko, musisz trwać, tu na forum jest wiele osób silnych, które podziwam, wszyscy Ci pomogą, bo najlepiej zrozumie Cię ten co przeżył to samo...
 
     
kotella
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 21:54   

Droga Milko!
Jestem całym sercem z Tobą.
Ja też dowiedziałam się o innej kobiecie w tym samym czasie co Ty (dzień prze Wigilią). Czuję dokładnie to samo - muzyka, wiersze, zdjęcia - wszystko wzbudza we mnie ogromny smutek, żal. Jest ciężko. Strasznie ciężko, szczególnie gdy myślę o tym, że on jest szczęsliwy a ja nie.
Do tego ja muszę uśmiechać siędo dwójki naszych małych dzieci i odpowiadać 20 razy dziennie na ich pytanie "gdzie tatuś?".
Ale kocham, trwam, chwile słabości, zwątpienie, rozpacz, cierpienie, wszystko to oddaję Bogu. On może wszystko. Nie bój się Milko, Bóg jest z Tobą, jest bardzo blisko. Pozwól Mu Ci pomóc.
Na tym forum w dziale "Zycie duchowe" są cudowne modlitwy za małżeństwo i małżonków. Mi bardzo pomagają.
Sprawę rozwodu zostaw, zajmij się sobą, swoim samopoczuciem. Nie zgadzaj się na nic pochopnie ani w złości. Przymyśl i omódl wszystko. Pomyśl, czego Ty chcesz...

Ściskam i przytulam,
Kotella
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-09, 07:51   

milka napisał/a:
mówisz, przestań żyć nim i dla niego. zacznij żyć dla siebie. Ale jak to zrobić? zasypiam z myślą o nim, zadając sobie pytanie dlaczego, budzę się w nocy, bo mi się śnił, kiedy wstaję znów jest moją jedyną myślą... to jak obsesja....dopada mnie na każdym kroku


Milko, dlatego proponuję Ci psychologa i psychiatrę... oni + chemia pomogą Ci się wyciszyć, odzyskać spokój wewnętrzny... zrób to najszybciej jak możesz. Zobaczysz, że to pomaga ;-) . Jak troszkę się uspokoisz, zaczniesz rozmawiać nie tylko z ludźmi to przyjdzie ukojenie i poznasz, że mozna żyć dla siebie... zobaczysz ;-) . A co do rozwodu... jest separacja... daje czas na przemyślenia, daje bezpieczeństwo. Spokojnie przemyśl na czym Ci zależy i nie rób nic dla Niego... tylko dla siebie... może będziesz miała szczęście i spotkasz na swej drodze spowiednika, który poprowadzi Cię duchowo... no i ... my :mrgreen: uwierz mi, że to też się bardzo liczy, a nas tu wielu i potrafimy zrozumieć ... POWODZENIA
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-10, 16:38   

witajcie!
znów jestem! dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa otuchy! To bardzo pomaga. Niestety nie umiem jeszcze popatrzeć na siebie z boku, ale powoli zaczynam już dzięki Wam jakoś normalnie patrzeć w moją przyszłość. Podjęłąm postanowienie, że porozmawiam z psychiatrą. Potrzebuję tego. Już sama siebie nienawidzę za to, że bezustannie płaczę. We wtorek mam pierwszą wizytę. Mam już dość takiego samopoczucia, życia w jakimś zamkniętym, tylko moim świecie. Mam już dość zachowywania się jak robot i robienia czegokolwiek automatycznie. Może to dobry krok, choć dla mnie ogromny wysiłek. Nigdy nie sądziłam, ze pomoc psychiatry będzie mi tak potrzebna. Uważałam, że jestem silna, bardzo silna. Przeliczyłam się! Kolejne rozczarowanie...Zarzucam sobie, że oszukuję dzieci nie mówiąc im nic o sytuacji w rodzinie. Nie chcę ich zranić. To nie ja je zostawiam... Chcę im dać moją miłość i ciepło, zapewnić w miarę bezpieczny, przytulny dom. Pokazać, ze choć odchodzi od nich ojciec, zostaję ja, gotowa oddac za nie swoje życie. Dzieci są już duże (15 lat syn, 13 lat córka), sporo rozumieją, często pytają o tatę, dlaczego nie przyjeżdża, dlaczego nie dzwoni... A ja..... kłamię! NIenawidzę się za te kłamstwa! Nie wiem, czy mi wierzą, ale nie zasiewam w nich niepokoju. NIe wiem, czy to dobrze, czy nie. W każdym razie, tak radził mi adwokat. To ojciec powinien im powiedzieć o tym, że odchodzi. Wiem, to będzie dla nich ogromny szok! Szukam psychologa dziecięcego. Tu, gdzie mieszkam, nie mam szans na znalezienie odpowiedniej osoby, nie ma poprostu nikogo takiego. Dlatego proszę, może ktoś z Was ma kontakt z psychologiem dziecięcym. Może ten ktoś zechciałby podpowiedzieć mi, jak mam postąpić z dziećmi, gdy już się o wszystkim dowiedzą, jak mogę im pomóc, jak je wspierać? Niesamowicie się o nie boję, zwłaszcza o córkę. Jest bardzo wrażliwa, emocjonalnie bardzo związana z ojcem. To będzie dla niej cios nie do zniesienia.
Pozdrawiam Was wszystkich i ogromnie dziękuję za wsparcie. Ja też modlę sie za Was, którzy przechodzicie razem ze mną to piekło, bądź macie je już za sobą.[/i][/center]
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-10, 21:19   

Milka, a uzupełnij resztę danych... chociaż w przybliżeniu, bo co z tego, że podam Ci namiar na psychologa dziecęcego, skoro będziesz miała do niego 500 km ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 11