Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?
Autor Wiadomość
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 341
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-08-31, 15:05   Sakrament małżeństwa -nierozerwalne przymierze czy kontrakt?

W związku z tym, że w poście Tyśki rozgorzała dyskusja na temat mojej osoby i poglądów jakie reprezentuję, które mocno kontestuje "opcja rozwodowa", dopuszczająca w swoich myślach możliwość rozwodu lub zgody na niego, postanowiłem przenieść ew. dalsze dyskusje nt. nierozerwalności małżeństwa w miejsce do tego przeznaczone.

Gwoli zreasumowania tego co zostało dotąd powiedziane, pokażę różnice w poglądach między mną a "opcją rozwodową". Różni nas zasadniczo jedna kwestia, to mianowicie czy sakrament małżeństwa jest nierozerwalny i bezwarunkowy, czy wprost przeciwnie tj., czy jego obowiązywalność zależy od czasu i okoliczności (np. uporczywej zdrady współmałżonka). Zajmuję stanowisko takie samo jak Kościół katolicki w kwestii nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego tzn. uznając Jezusa Chrystusa za swojego Pana, pełniąc Jego wolę, chcę pozostać wierny sakramentalnej przysiędze do końca życia, a przynajmniej dopóty, dopóki moja żona żyje. Konsekwencją tak rozumianego przeze mnie sakramentu jest to, że nie snuję rozważań, nie planuję i nie dopuszczam takich myśli, które z góry zakładałyby w przyszłości zmianę tego stanowiska np. pod wpływem nowych okoliczności. Nie robię tego, bo wiem, że tak kalkulując (planując zło czyli rozwód) obrażałbym Pana Boga i tak naprawdę znieważał Jego świętą wolę. Jezus Chrystus zakazał rozwodów i ten zakaz w Kościele katolickim obowiązuje. (1), (6) Kto czyta Katechizm, ten wie, że rozwód cywilny i zgoda na rozwód cywilny jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego.(1), (2) Posłuszeństwo Bogu wyraża naszą miłość do Niego i daje nam zbawienie:
"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia." (Jan 5, 24).

"Opcja rozwodowa" stoi na stanowisku, że rozwód cywilny nie narusza przysięgi małżeńskiej, nie obraża Boga, ale z drugiej strony dopuszcza w myśleniu o przyszłości różne pozasakramentalne rozwiązania. No, bo logicznie myśląc, po co jej przedstawiciele mieliby się rozwodzić, skoro istnieje dopuszczalna przez prawo Boże i prawo państwowe cywilne możliwość separacji, którą zasadniczo różni od rozwodu tylko to, że będąc w separacji nie można zawrzeć nowego niesakramentalnego związku. (2) Mówiąc, że nie wiadomo co życie przyniesie, niektórzy przedstawiciele tej opcji dopuszczają taką możliwość, że w ich planach życiowych czynionych na przyszłość, w ich sercach może się np. znaleźć miejsce dla kogoś innego niż sakramentalny mąż czy żona. I jakaś część serca jest już na tą przyszłą okoliczność - osobę z góry zarezerwowana. Co znaczy dla nich przysięga? To tak jakby nie przyznając się do prawdy chcieli dziś powiedzieć:
"W czasie ślubowania zawarłem Panie Boże z Tobą i współmałżonkiem umowę - święte przymierze, ale dziś nie mogę Tobie i współmałżonkowi zagwarantować, że będę tej przysiędze wierny. No bo, jeżeli współmałżonek złamał przysięgę, to i ja automatycznie czuje się z niej zwolniony i mogę sobie planować układanie życia z kimś poza małżeństwem, na wypadek, gdyby np. powrót męża marnotrawnego przeciągał się zbytnio w czasie, starość zaglądała złowieszczo w oczy, a na horyzoncie pojawił się ktoś interesujący...".
Niestety, takie utylitarne myślenie jest w dzisiejszych czasach bardzo rozpowszechnione. Daje się ono zauważyć na naszym forum, gdzie wśród wypowiedzi małżonków znajdują się i takie, które takiej ewentualności (zapasowego wyjścia) z góry nie wykluczają. Chcąc zabezpieczyć tak po ludzku swoje "szczęście" nie widzą lub nie chcą widzieć jak wielką za to sami zapłacą cenę (konflikt sumienia, cierpienie) i jak bardzo przyczynią się do cierpienia innych małżonków, którzy zachęceni przykładem pójdą tą samą przeciwną woli Bożej drogą.

Kluczem do wyjścia z pułapki takiego myślenia jest zrozumienie, kim jest Bóg; uświadomienie sobie, że nasza przyszłość zależy całkowicie od Boga, od spełnienia Jego woli, a nie od losu czy drugiego człowieka. To jak odpowiemy na Bożą wolę, zależy tak naprawdę nasza wieczna przyszłość, czy będzie ona szczęśliwa czy nie. Są tylko dwie możliwości: albo nasze myśli, akty woli, decyzje będą dobre, bo zgodne z wolą Bożą (współpraca z Nim), albo będą złe, bo tej woli przeciwne (nastawione przeciwko Bogu). W przysiędze małżeńskiej nie ma żadnej klauzuli zwalniającej z obowiązku dotrzymania wierności, bez względu na czas czy okoliczności. W sakramentalnym akcie małżeńskim Bóg jednoznacznie objawia swoją wolę; chce by małżonkowie wytrwali w wierności na "dobre i złe" - niezależnie od zachowania się współmałżonka. W skrajnych sytuacjach dopuszcza Bóg separację (ale nie rozwód). To co pomaga człowiekowi postępować zgodnie z wolą Bożą, to oddanie Mu swojej wolności, i to najlepiej w całości w ponawianych nieustannie aktach zawierzenia. Taki piękny modlitewny akt zawierzenia siebie - swojego życia można znaleźć w dziale "Modlitwy o uzdrowienie małżeństwa" na stronie naszej wspólnoty trudnych małżonków: akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi". (3) Warto go codziennie odmawiać, podobnie jak modlitwę o uzdrowienie małżeństwa (4) czy modlitwę o dary Ducha św. (5).

Człowiek, który kocha Boga, oddaje Mu całe swoje życie, staje się przejrzysty, co oznacza, że wszystkie miejsca w sercu człowieka są oddane do Jego dyspozycji. Człowiek staje się w pełni dyspozycyjny, oddany Bogu. Liczy się tylko Jego wola i jej spełnianie, a to ze strony człowieka oznacza dobrą wolę przestrzegania wszystkich Jego przykazań. Nie ma miejsca wtedy na deklaratywne sprzeciwianie się woli Bożej, na świadomy bunt przeciwko Bogu, na planowanie grzechu. Jest przestrzeń, aby Boża łaska mogła w sposób nieograniczony działać - uzdrawiać serce i duszę. Przechodząc na grunt małżeństwa, wszystkie miejsca w sercu sakramentalnego małżonka, który w pełni oddał się Bogu - należą do Boga, a jak do Boga, to i do współmałżonka (bo łączy ich trójstronne przymierze). Tylko te trzy osoby (a właściwie pięć uwzględniwszy trzy osoby Boskie) są współwłaścicielami tego szczególnego miejsca, gdzie spotykają się trzy miłości - miłość Boga, męża i żony. I te trzy miłości mają w takim świętym sakramentalnym związku wyłączne prawo do siebie; żadna inna takiego wyjątkowego prawa nie ma. Każde naruszenie tego wyłącznego prawa sprzeciwia się woli Bożej. Jako osoby oddane Bogu mamy w każdej nawet najtrudniejszej sytuacji obowiązek (sami go sobie nałożyliśmy) wytrwać w wierności - razem lub w separacji - czerpiąc moc z sakramentu. Tego oczekuje od nas Bóg i w tej wierności chce nas nieustannie wspierać swoją łaską.

Ponosimy odpowiedzialność za swoje życie, za dokonywane wybory. Rozwód cywilny, zgoda na rozwód cywilny, dopuszczanie takiego rozwiązania jest złamaniem sakramentalnego przymierza małżeńskiego, jest sprzeczne z wolą Bożą - jest po prostu wielkim złem, szkodzącym nie tylko tym małżonkom co łamią przysięgę małżeńską, ale również innym małżeństwom poprzez zło zgorszenia. Wolą Bożą jest, by sakramentalni małżonkowie żyli w jedności razem ze sobą, a jedynie w skrajnych sytuacjach decydowali się na separację. Wymóg zachowania wierności jest niezależny od postępowania współmałżonka. (1), (6)

Droga do uzdrowienia małżeństwa wiedzie przez uzdrowienie najpierw swojej relacji z Bogiem. (7) Uzdrowienie to zgoda na powiedzenie Bogu "tak". To poprzez nasz opór, ociąganie się i mówienie "nie" ranimy samych siebie i przez to cierpimy. Bogu potrzebna jest nasza wiara w Jego moc i ufność w Jego słowa: "Otrzymacie wszystko o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie" (Mt 21, 22). Czy mając w sercu zgodę na rozwód, na zerwanie sakramentu można prosić Boga z taką wiarą, która uzdrawia? Czy dopuszczanie myśli o rozwodzie nie blokuje drogi do uzdrowienia i nie dowodzi tego, że chcemy realizować swój plan na życie, który nie jest planem Bożym, a przez to pozostajemy niedostępni dla uzdrawiającej łaski - w rzeczywistości zamknięci na nią?


Źródła:
(1) Co mówi Katechizm Kościoła katolickiego o rozwodzie?
(2) W skrajnych sytuacjach: dlaczego separacja a nie rozwód?
(3) Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
(4) Modlitwa o uzdrowienie małżeństwa
(5) Modlitwa o dary Ducha św.
(6) Chrystusowy zakaz rozwodów
(7) Współpraca z Jezusem Chrystusem - Bogiem
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.mobi ::: www.modlitwa.info
 
 
     
karolina
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-06, 14:45   Zawierzenie

Przeczytałam tyle mocnych słów o wierności ślubowi. Zgadzam się z Tobą, ale nic a nic nie zmniejsza to poczucia bezsilności wobec zła, które mnie spotyka ze strony męża i wobec tak ciężkiej próby trwania w ufności i zawierzeniu. Chciałabym kiedys napisać, że moja wierność i upór 'wbrew nadziei" zwyciężyły. N razie bardzo, bardzo boli i... jeszcze wielu wokól mówi, jak długo jeszcze chcesz to znosić. On sie komletnie pogubił ...ten mój mąż. Jeżeli wierzę Bogu i ufam Mu, to On pomoże! Robię swoje...
Karolina
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-06, 22:24   

Nie czytałam całego tekstu, przyznaję - odpowiadam tylko do tego, co w tytule.
Małżenstwo - niby zawarte dobrowolnie, niby świadomie, niby sakrament. Dla mnie to nie było na niby, decyzja świadoma, po długim zastanowieniu, wierzyłam, że na całe życie.
Ale mój gad to wszystko przekształcił w kontrakt, który zerwał jednostronnie. Wyrzekł się nie tylko danego słowa, nie tylko sakramentalnej żony, ale i własnej córki. Zamienił ją na córkę tamtej kobiety, bez zastanowienia, bez żalu, bez skrupułów.
Obie dziewczyny są w podobnym wieku, to i zamiana przyszła mu łatwiej, nawet pewnie nie dostrzega różnicy.
Bardzo to przykre, bo własna córka była jego oczkiem w głowie, rozumieli się bez słów, potrafili spędzieć razem wiele czasu i zawsze mieli sobie coś do powiedzenia. A teraz, szkoda gadać. Fakt, że ona nie chce zaakceptować kochanicy tatusia, sprawił, że tatuś ją olewa, traktuje jak powietrze.
Więc już sama nie wiem, sakrament czy kontrakt. Gubię się i nawet nie potrafię oddać swojego żalu Bogu.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 06:58   

Elu, tak bardzo Cię rozumiem. Mój mąż też się wyrzekł córeczki, a ona jest taka malutka, ma dopiero 5 latek. Też było to jego oczko w głowie. Ale teraz ma co innego w głowie, a raczej kogo innego. Rozumiem, że można znienawidzić nas (jeśli można to rozumieć), ale własne dzieci? Trzeba chyba mieć kamień zamiast serca - jak mawia moje dziecko.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 11:16   

El jestem z Tobą,jestem w takiej samej sytuacji co ty,to znaczy bardziej mój syn,bo mój mąż również zamienił swojego własnego syna na obcego syna.
Tylko u mnie jest tak,że tamten ma ojca,który go zabiera dwa razy w tygodniu i mój mąż twierdzi uparcie,że on go nie wychowuje(chociaż zdaję sobie z tego sprawę,że jest to raczej nie możliwe,bo same przebywanie,obcowanie,o tym świadczy,czy nawet głupi posiłek),że tamten tylko jest,bo jest,nawet ostatnio powiedział o nim,ze jest głupi....
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-07, 17:42   

Moj maz nie byl u corki od 5 lipca, nie dzwonil, aby spytac sie o nia,a gdy raz sie spotkalismy to nawet sie z nia nie przywital. Uwazam, ze tak normalny czlowiek sie nie zachowuje, mysle, ze musi byc chory. Coreczka wkrotce bedzie miala dwa latka i pewnie go zupelnie zapomni.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-31, 23:36   

"I, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci"
Kiedy jeszcze kilka tygodni temu rozmawiałem z żoną o kryzysie, który przechodzimy powołałem się na przysięgę małżeńską. Usłyszałem, że większość ludzi nie przywiązuje do tego znaczenia. Wydaje mi się, że żona nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego czym jest sakrament małżeństwa. Odeszła bo pragnęła wolności. "Pilot mig-a zwycięża gdy samotnie leci / w pisarstwie nie ma miejsca dla męża i dzieci / niepokalane było najświętsze poczęcie / małżeństwo dla pisarstwa jest to żył podcięcie...(dalej podobnie 20 wersów).
Myślę, że gdyby ludzie przywiązywali większą wagę do tego co kiedyś obiecali swoim bliskim, byłoby o wiele mniej dramatów. Dzieci nie przeżywały by rozterek typu - kogo wybrać? Nie byłoby porzuconych córek i synów, o których piszecie w poprzednich postach.
Bardzo bym chciał, by żona zrozumiała, że jej wolność kończy się tam gdzie niszczy życie swoich bliskich (i nie tylko, gdzie wyrządza krzywdę innym ludziom).
Pomimo tego co przeszedłem przez ostatnie miesiące. Pomimo tej goryczy, która jest we mnie codziennie powtarzam sobie: To nie ty odszedłeś, to nie ty przestałeś kochać, te krzywdy, które żona mnie wyrządziła, nie upoważniają mnie do odwetu. Ja ją dalej kocham, inaczej, jednak kocham. Dalej jest moją żoną. I nikt nie zwolnił mnie z przysięgi. Mogę jej ofiarować jedynie modlitwę. Westchnienie do Boga, bogatego w miłosierdzie „Jezu ufam Tobie”.
Ostatnio zmieniony przez wito 2006-12-29, 13:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
micszpak
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-02, 15:47   

Wito, wolność tych, którzy odchodzą, zaczyna się właśnie tam, gdzie według nas powinna się kończyć. Krzywda też nie dla każdej ze stron znaczy to samo! Żona Ciebie skrzywdziła tak na krótkim dystansie, ale siebie - o wiele bardziej! Myślę, że im więcej czasu będzie mijało, tym lepiej to będzie rozumiała: straciła to samo, co Ty, a w dodatku "z własnej winy". No, ona nie uważa, że jest winna, gdy walczy o swoją wolność, ale przecież WIE, że powinna wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co się teraz z Wami dzieje. Moja znajoma, starsza kobieta po wylewie, dobry i prawy człowiek, zwierzyła mi się, że w młodości porzuciła męża i malutkie dzieci. Fakt, że była dla ślubnego nie żoną, ale niewolnicą zamykaną w komórce, wypuszczaną tylko do ciężkiej pracy w polu. Fakt, że miała do wyboru samobójstwo lub ucieczkę. Fakt, że rodzina męża nie pozwoliła jej zabrać dzieci. Fakt, że wsparcie i zachętę do ucieczki uzyskała od mężczyzny, z którym pracowała. Minęło prawie 60 lat od tamtej chwili, był w jej życiu kochanek, który zniknął po jakimś roku, gdy skończył się burzliwy romans, był mąż, który zmarł po kilkunastu latach trudnego małżeństwa. A ona nadal żyje z piętnem tego, co wydarzyło się wtedy, i każdą przeciwność losu traktuje jak karę za to, że opuściła rodzinę. Całe jej dojrzałe życie to jedna wielka pokuta, pomoc innym, troska o słabszych i biednych. Teraz, sparaliżowana od kilku lat, mówi, że nie może jeszcze umrzeć - za mało wycierpiała za swoje grzechy na tej ziemi. Czy się modli? Jak mówi, jest wierząca, ale nie chce się modlić. Matka Boska jest miłosierna, wyjednałaby mi odpuszczenie grzechów - mówi - a ja nie chcę, żeby mi je odpuszczono. Moja kara nie może się jeszcze skończyć.
Często wyrzuty sumienia rosną z czasem, poczucie winy nie daje spokoju.
Dlatego myślę, że "długi dystans' należy do Ciebie.
A ten wierszyk fee! czyste grafomaństwo
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-02, 18:05   

Micszpak dziękuję za odpowiedź. Staż małżeński mamy podobny więc rozumiemy się doskonale.
Moja żona jest nietuzinkową osobą. Bardzo zdolna i pracowita. Do wszystkiego doszła w czasie trwania małżeństwa. I to właśnie boli najbardziej. W każdym z jej osiągnięć są krople mojego potu. Pamiętam jak pisała doktorat, przepisywałem go na komputerze nieraz do 5 rano, by o 8 być w pracy. Wiaderko kawy i druga noc to samo. Teraz też nie mogę spać. Powód jest jednak zgoła inny. Ten wierszyk, myślę, że biła tak by bolało. Całe wakacje to jeden wielki koszmar. Żona robiła wszystko, aby mnie sprowokować do agresji. Na wyzwiskach się nie kończyło. Nie uderzyłem, nie wyzywałem. Mimo wszystko nie udało się mi jej zatrzymać. Zabrała córkę i odeszła do mamy. Córka jest już dzisiaj ze mną do poniedziałku. Ten stan rzeczy mnie zadowala w zupełności. Nie robię nic niech tak zostanie.

Z Twojego postu wynika, że żona do mnie wróci. Wątpię. Czekam, ale wątpię. Ma wsparcie w matce, która oznajmiła mi „Żyj i pozwól żyć innym”, (sama, żyje z teściem jak pies z kotem) w koleżankach, które uważają, że to nie ma znaczenia, że jestem dobrym mężem „Czasem kocha się złoczyńców, a tobie pozostaną piękne wspomnienia z 20 lat przeżytych ze wspaniałą kobietą”. Tak, to jest wspaniała kobieta, tylko się pogubiła. Szuka wsparcia tam gdzie jej będą bić brawo „bo taka mądra”. Rzuciła się w wir pracy by zabić w sobie poczucie winy. Od 2 lat pracuje w prawie każdy weekend. Zerwała kontakty ze znajomymi, którzy są po stronie rodziny. Twierdzi, że rozmawiała z kapłanem, który oznajmił jej, że teraz powinna ratować przede wszystkim siebie. Nonsens jakiś.
Córa mi pomaga i jakoś sobie radzimy. JEST MI JEJ TYLKO POTWORNIE BRAK. I ta świadomość, że nie potrafiłem jej zatrzymać, że być może nie zrobiłem wszystkiego tak jak trzeba było. I strach „czy dam radę wytrwać w miłości”. I pragnienie by Bóg dał mi siłę by jej przebaczyć.
Jeżeli Bóg da mi tę łaskę, to nasze małżeństwo będzie trwało w moim sercu.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-08, 12:41   

wito napisał/a:
Jeżeli Bóg da mi tę łaskę, to nasze małżeństwo będzie trwało w moim sercu.

Moja koleżanka jest w nieformalnej separacji z mężem 9 lat (mieszkają w innych miastach).
Na wakacjach ub.roku zaczęła spotykać się z mężczyzną po rozwodzie.
Nie wiem co dalej u niej... nie próbuję pytać i rozmawiać, a tym bardziej oceniać... powiedziałam
tylko, żeby pamiętała o Bogu i przykazaniach...
Ona uważa, że to Pan Bóg zesłał jej tego człowieka...
 
     
Annia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-22, 15:15   

Mój Mąż równiez twierdzi, ze to Pan Bóg zesłał mu 20 -letnią panienkę z która się teraz spotyka. A jego dał mi po to by mnie dotknąć (ukarać), choć gdy był ze mną twierdził, że po to by błogosławić. Dziś zawierza Bogu zwiazek z inną kobietą zapominając że przed tym Bogiem nie tak dawno oboje składaliśmy sobie przysięgę. Dziś już nie zawierza Bogu naszego małżeństwa :(
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-22, 15:57   

Elzbieto - jestem juz po pierwszej rozprawie rozwodowej. Nie potrzebuję rozwodu, nie chcę go wręcz. Ale co moge zdziałać?
Tylko tyle na ile wystarczy mojego samozaparcia i sił.
Tak na dzień dzisiejszy przyjąłem postanowienie trwania naszego związku mimo faktycznego jego rozpadu. Trwania właśnie w moim sercu. I pragnę by tak było zawsze.
Ale właśnie jak słusznie zauważyłaś - to moze być tylko pragnienie. Nie wiem co mnie czeka za 9 lat. Pewnikiem dziadkiem bedę.
A czy będę na tyle silny by wytrwać w miłosci i postanowieniu "że Cię nie opuszczę aż do śmierci"? Nie wiem. Bardzo chcę.
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-23, 08:59   

No właśnie jak długo potrafimy wytrwać w tym że "cię nie opuszczę" skoro to druga strona decyduje się na odejście i na brak jakichkolwiek chęci do wspólnego życia?
Czy ludzie po rozwodzie aby żyć z Bogiem muszą trwać w samotni straconego małżeństwa?
A może to jednak tak jest że jest nam zabrana osoba kochana po to aby drugą pokochać dojrzalej?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-23, 10:32   

Agunia napisał/a:
No właśnie jak długo potrafimy wytrwać w tym że "cię nie opuszczę" skoro to druga strona decyduje się na odejście i na brak jakichkolwiek chęci do wspólnego życia?
Czy ludzie po rozwodzie aby żyć z Bogiem muszą trwać w samotni straconego małżeństwa?
A może to jednak tak jest że jest nam zabrana osoba kochana po to aby drugą pokochać dojrzalej?

Aguniu, Sakrament Małżeństwa jest jeden.
Czy silniejsza będzie Twoja samotność (choć przecież nie jesteś samotna wierząc w Boga=Kościół),
czy silniejsza będzie miłość do Boga=Kościół
(=Sakramenty, np. Eucharystia czyli Jezus Eucharystyczny
-
Ten Sam, który teraz siedzi Po Prawicy Boga - i nie są to bajki, tylko wiara w TEGO właśnie Boga)
i poczujesz Boga w swym cierpieniu.
Zdanie św.Rity: "Jeśli nie cierpisz, jak chcesz być zjednoczony/-ona z Chrystusem?"...
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-01-24, 09:37   

Wiecie już jak pisałam w moim temacie " Czy jednak rozwód?' naprawdę trudno wierzyć w sens tego wszystkiego. Człowiek, który był katolikiem, wierzącym teraz mi mówi abym sobie ten sakrament małżeństwa wsadziła. To mój sakrament on to ma w .....
Bóg jako doskonałe dobro wybrałby przecież dla każdego z nas drogę szczęścia więc jeśli mój mąż ma aż tak negować te sakramenty to może lepiej wyrazić zgodę a samej trwać w sakramenicie małżeństwa? Może taka jest droga szczęścia którą daje nam Bóg, może mój mąż dopiero u boku innej kobiety zrozumie sens sakramentu choć będzie już za późno na powroty!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8