Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  Chat  StowarzyszenieStowarzyszenie
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload  StatystykiStatystyki  PolczatPolczat
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozdzielność majątkowa - co mam robić? POMOCY!!!
Autor Wiadomość
Anakin
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-03, 21:55   Rozdzielność majątkowa - co mam robić? POMOCY!!!

Witajcie!

Od razu uprzedzę, że ten post może być trochę długi ale przeczytajcie bo sprawa jest poważna.

Otóż od jakiegoś czasu jestem po raz drugi (niestety) żonaty. Z pierwszego małżeństwa po blisko 10 latach (miałem 24 lata jak wziąłem ślub i byłem pełen życiowego optymizmu i ideałów) wyszedłem jak to mówią prawie w skarpetkach a raczej w połowie skarpetek:) Ponieważ w międzyczasie już po rozwodzie odziedziczyłem spadek po mojej zmarłej mamie postanowiłem przed wstąpieniem w kolejny związek małżeński zawrzeć rozdzielność majątkową. Moja obecna małżonka jeszcze przed ślubem po długich negocjacjach wyraziłą zgodę na intercyzę, przy czym zawarliśmy rozdzielność majątkową z wyrównaniem dorobku małżeńskiego (polega to na tym, że nasze majątki przedślubne nie podlegają ewentualnym podziałom natomiast podziałowi podlega wszystko to co osiągniemy w czasie trwania małżeństwa). Uważam, że jest to bardzo uczciwa intercyza zabezpieczająca interesy obu małżonków. Niestety sprawa wyglada tak, że ja mam spore i ładne mieszkanie odziedziczone w spadku jeszcze długo przed ślubem a moja żona nie wniosła do naszego małżeństwa nic wartościowego (chodzi mi oczywiście o wartości materialne). Mi oczywiście to nie przeszkadzało i nadal nie przeszkadza jednakże żona nadal uważa że taki podział to całkowity brak zaufania i ludzie którzy się kochają i sobie ufają tak nie powinni robić. Nalega przy tym abym zrobił ją współwłaścicielem tego mieszkania. Ja stoję na stanowisku, że miłość żony do mnie może kiedyś minąć i wtedy gdybym nie miał rozdzielności stracę pół mieszkania na które ciężko zapracowała moja mama. Aktualnie (jesteśmy już rok po ślubie) i żona coraz mocniej domaga się zrobienia jej współwłaścicelem mieszkania. Objawia to tym, że nie chce w zasadzie brać udziału w niczym co wiąże się z mieszkaniem np. współuczestniczeniu w kosztach utrzymania mieszkania twierdząc, że skoro jest moje to powinienem sobie sam za nie płacić. Oczywiście za mieszkanie płacę i nie protestuję ale przecież takie koszty jak energia elektryczna, gaz, woda czy ogrzewanie to są koszty zmienne i wynikają z użytkowania przez nas oboje a nie tylko mnie. Ponadto żona korzysta także ze wszystkich sprzętów domowych, pralki, lodówki, telewizora, kina domowego, komputera no po prostu ze wszystkiego przy czym jedynie lodówkę nabyliśmy już po ślubie (bo akurat stara się zepsuła) a wszystkie inne rzecz w domu były już jak żona się sprowadziła gdyż kupiłem je jeszcze długo przed ślubem. Praktycznie żony nie interesuje nic co jest zwiazane ze sprawami mieszkania bo jak twierdzi to nie jest jej a przecież w nim mieszka, ma do niego klucze więc chyba powinno. Nie wiem co robić w tej sytuacji. Nie wiem czy dobrze zrobiłem z tą intercyzą (chociaż wielu moich znajomych też ma intercyzy i nie mają takich kłopotów - może dlatego, że ich żony też przed ślubem czegoś się"dorobiły"). Nie wiem co robić. Czy mam zrobić żonę współwłaścicelem mieszkania czy nie. Czuję z jej strony coraz większą presję. Wyrzuca mi ten argument pod byle pretekstem. Kocham ją bardzo ale zarówno złe doświadczenia z poprzedniego małżeństwa jak równiż moje przekonania utwierdzają mnie w tym, że robię dobrze. Żona wie że mi na niej zależy (czasami mam nadzieję że jej zależy bardziej na mieszkaniu) i zaczyna posuwać się do szantaży typu "Jak mamy tak sobie ufać to lepiej się rozejdźmy". Co robić?
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-03, 22:21   Re: Rozdzielność majątkowa - co mam robić? POMOCY!!!

Anakin napisał/a:
Ja stoję na stanowisku, że miłość żony do mnie może kiedyś minąć


Super! Fajny fundament do budowania wspólnego życia. Pewnie zakładasz też, że Twoja miłosć do niej też może minąć ?
Tylko że milość to nie uczucie, które mija - tylko decyzja woli bycia z druga osobą - do końca, nawet wtedy gdy zostaje już przywiązanie i przyjaźń. I jak żona ma Ci ufać ?
Może boi się po kilku oddanych Ci latach zostać sama na lodzie ? gdy Tobie minie...
Dziwne to jakieś...
Wybacz sarkazm ale jakieś to wyrachowane wszystko.
Ewentualnymi dziećmi też się podzielicie ? Synek dla Ciebie, córeczka dla niej ?

Jeszcze się z Ciebie Lord Vader wykluje :)

PS. i powaliło mnie na kolana stwierdzenie, że żona korzysta ze wszystkich sprzętów domowych. Które Ty kupiłeś. Matko Boska! I tak jej to wypominasz ???? To może lepiej niech sobie swoją pralkę kupi ???
Wybacz - ale przy problemach bitych, zdradzanych i poniżanych żon - to korzystanie z Twojej pralki - powala :))))

[/list]
 
     
Anakin
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-03, 23:30   

Zamiast pisać z takim sarkazmem (rozumiem poczatek separacji) to powiedz co robić??? Dopisać żonę do majątku??? OK tylko czemu zgodziłą sie na intercyze i czemu teraz zmiania zdanie??? Czemu nic nie robi a tylko żąda mieszkania??? To jest problem i szkoda że sprowadzasz go do pralki. Jak widze czytasz co chcesz czytać i widzisz co chcesz widzieć. Szkoda.
 
     
Mateusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 06:36   

O tym, co masz zrobić musisz sam zadezydować, nikt takiej decyzji nie podejmie za Ciebie.
Bajka po prostu jest zaskoczona Twoim podejściem do związków i miłości... :-(
Skoro jest to już Twój rugi związek i sam piszesz, że ta miłość "może kiedyś wygasnąć", to tylko współczuję Wam obojgu. Dla mnie "prawdziwa miłość" jest jedna i bezinteresowana (oczywiście nie oznacza to, że ma być ślepa...).
Pozdrawiam.
M.Mateusz
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 07:16   

Anakin... nie będę pisał sarkastycznie... ale z mojego punktu widzenia wszystko w waszym małżeństwie przesłonięte jest kotarą mamony... Ty kupiłeś, Ty płacisz, a Ona tylko korzysta... to jedno. A drugie, to przy takim podejściu do małżeństwa dobrze, że napisałeś, że trwa ono już rok, ja napisałbym, że dopiero rok. Chłopie, obudź się i zobacz jak błahy jest Twój problem dla ludzi, którzy walczą tutaj o swój byt, swoje dzieci czy o swój spokój wewnętrzny. Nie wspomnę o walce o małżeństwo. A co do Bajki, a właściwie jej wypowiedzi... źle rozumiesz... gdyby Ona nie napisała w ten sposób, to zrobiłbym to ja, a nie mam początku separacji...
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 07:57   

wiesz Anakin, poniekąd cie rozumiem i wiem że tam gdzie kasa, tam kłopoty. jestem w dośc podobnej sytuacji, mąz był przed slubem golasem a mieszkamy w mieszkaniu mojej mamy. i mąż cały czas czuje sie w nim gościem, bo nie ma doń żadnych praw (jako i ja zresztą). Rozumiem twoje rozdwojenie bo stoisz między młotem a kowadłem z jednej strony zona, która naciska, z drugiej twoja własność. wiem, że ci, którzy sa w kolejnym małżeństwie maja juz jakiś dystans do partnerów. to tak jak z 1. miłością - każą kolejną do niej porównujemy i chyba sie juz tak nie ztracamy w nastepnym uczuciu, bo wiemy jak to boli byc skrzywdzonym.
Rób tak jak ci serce dyktuje, ale tez zabezpoecz się. bo nie ma nic gorszego jak zostać w sytuacji gdy nie masz nic - mieszkania, pieniędzy tylko papier rozwodowy w łapce.

a z bajka zgadzam sie pod pewnym względem - nie rozmieniaj zycia na drobne - sztućce, pralki, żelazko. to nieważne że ona nic nie wniosła. czy teraz pracuje i dorabiacie sie razem? Tak się zycie ułozyło, że coś odziedziczyłeś po mamie, gdyby dalej zyła to miałbyś cos zupełnie własnego?
 
     
Viptocat
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 13:39   

Anakin napisał/a:
sprawa jest poważna

Masz rację Anankin. Sprawa wygląda na poważną. Czy słyszałeś kiedyś o kryzysie po pierwszym roku małżeństwa. Wydaje mi się ,że właśnie go przechodzicie. A poruszanie spraw związanych z mieszkaniem i intercyzą tylko jeden z objawów :-| . Ja na Twoim miejscu przyznał bym tej sprawie "priorytet 0"
A co zrobić z intercyzą ??
Jak będziecie mogli spokojnie porozmawiać to pewnie znajdziecie jakieś rozwiązanie.
Jeżeli pomiędzy małżonkami jest spora różnica dochodów (albo majątku) to w intercyzie stosuje się jakieś formy zabezpieczenia biedniejszego małżonka na wypadek rozstania. możliwości jest tyle ,że ciężko mi je wszystkie przytoczyć (np. udziały we własności mieszkania mniejsze niż 50% albo ustalona "kwota spłaty")

Ps. Sprawy związane z pracą nad waszym związkiem SĄ NAJWAŻNIEJSZE !!!!!!!!!!
PPs. Niedługo pewnie pojawią się w waszym małżeństwie dzieci :).


Pozdrawiam
V
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 14:50   

Viptocat napisał/a:

Ps. Sprawy związane z pracą nad waszym związkiem SĄ NAJWAŻNIEJSZE !!!!!!!!!!
V


Dokładnie tak, o ile oczywiście nasz przyszły Lord vader to potrafi... No... to jego drugi związek, więc może ta żona okaże się lepsza.
Mój drogi - mój sarkazm nie wynika z początku seperacji - co bardzo deliaktnie sugerujesz (niedalikatnie pewnie cos innego byś zasugerował), ale... popatrz z jakimi problemami sie ludzie zmagają !!!! Pracuj nad związkiem...

A do Wiki - a jak nie będzie mogła pracowac, bo zachoruje ? a jak nie daj Boże zostanie sparalizowana i będzie musiał płacic za jej rehabilitacje ? nie bedą dorabiac się razem, oj nie.... kasa kasa kasa...
Co do miłości - tak moja droga, mój mąż tez doszedł do wniosku, że za pierwszym razem się cierpi najbardziej, potem juz nie. Dlatego on nie cierpi. Bardzo dobre podejście, nieprawdaż ? Takie konkretne... Nie kochać kogoś do końca tylko z takim założeniem, że a nuż nas zostawi...
Chyba "królestwo moje nie jest z tego świata", bo dla mnie milość to decyzja WOLI, aby trwać z kimś do końca.
 
     
weronika
[Usunięty]

Wysłany: 2006-10-04, 15:42   

Zgadzam się z Bajką w 100 procentach,miłość,oddanie ,szanunek,tego nie porównuje się do pieniędzy.
Anakinie,czy Ty wiesz wogóle,co to miłość,zrozumienie,czy Ty wiesz co znaczy"być z sobą na dobre i na złe".
Wiki,uważasz,że serce ma mu podyktować,co powinien zrobić z kasą,ze swoimi pieniędzmi,serce mówi nie ja i on,tylko my do wszystkiego razem.Wydaje mi się,że Anakin poraz kolejny nie podchodzi do związku poważnie,bo to dopiero początej,a już zakłada i liczy,co może być,a co powinno,a może myśli,co będzie za trzecim razem,nie dla mnie to jest nie do pomyślenia.
 
     
lewek
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-09, 21:49   

mieszkamy w mieszkaniu, które nalezało do męża przed ślubem, on uważa, że to jego zasługa, dostał je od rodziców, za nic nie płacił, więc nie bardzo tę wiarę w swoją zasługę rozumiem, a co do początków kryzysu to usłyszałam już nie raz, że mam się wyprowadzić bo to jego mieszkanie zarówno od niego jak i od jego matki, parę razy słówkiem, którego tu nie napiszę bo jest naprawdę brzydkie.
Co do Twojego podejścia to rok to żaden staż, jeśli już teraz sprawy materialne są takie ważne to współczuję, to się raczej dobrze nie skończy.
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-10, 05:55   

Pieniadze szczęścia nie daja!jaka to prawda
Ostatnio zmieniony przez Jo-anka 2007-01-21, 19:42, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
mark1
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-17, 22:04   

joannab napisał/a:


Pieniadze szczęścia nie daja!jaka to prawda
Czasem myslę ze gdybysmy nie mieli kasy to tyle złego by nie było. Nie miałby się dokąd wyprowadzić, za co hulać, a tak...


Zgadzam się z tobą, u nas w czasie kiedy się wszystkiego dorabialiśmy, a nie było łatwo, mieszkaliśmy u mojej mamy ja zarabiałem niewiele kończyłem studia wieczorowo, moja żona pracowała po 10 godzin, to byliśmy szczęśliwi i cali w skowronkach, nie myślałem o rozrywce innej jak tylko bycie z ukochaną żoną: rozmawiać z nią, milczeć z nią, śpieszyć sie z nią, czekać z nią, tańczyć z nią, i siedzieć obok niej, pracować dla niej, i z nią odpoczywać.
Dziecko przyszło po 3 latach i miało jedynie pozytywny wpływ, ale wcześniej rozpoczeło się nasze nieszcęście - ,pogoń za pieniądzem, moja kariera. Zgubiłem gdzieś Boga po drodze. Wczasy, auto, dom tylko materialne sprawy, potem przyszła kochanka i agencja, no cóż stać mnie było no nie!
Teraz oddałem żonie wszystko, spisaliśmy akt notarialny o darowiżnie na jej rzecz i roździelności majątkowej od tego momentu, to był jej warunek powrotu do domu, cóż pieniądze też i ją zmieniły.
Nie mam nic ale jest mi lżej, tego wszystkiego do czego doszliśmy razem nie potrzebuje tych dóbr materialnych, potrzeba mi jedynie miłości, miłości Boga, i jej miłości też choć odrobinę ale wystarczy, że pozwoli na to żebym mogł jej okazywać moje uczucia!
A pieniądze to tylko niepotrzebny kłopot, bo przecież Bóg nam daje "chleba naszego powszedniego".
Choć jak niektórzy mówią bez nich się żyć nie da, a ja powiem: z nimi jest jeszcze gorzej!
Ostatnio zmieniony przez mark1 2006-12-17, 22:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-12-17, 22:18   

Mark, zacytowaleś tylko... w jakim celu? nie rozumiem...

[ Dodano: 2006-12-17, 22:38 ]
U nas też myślę, że pieniądze zrobiły sporo złego...
 
     
agnieszka27
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-28, 16:21   Re

Z tego co piszesz ewidentnie wynika, że jesteś materialistą. Opisujesz tylko Swój majatek a nie wspominasz słowem o waszym życiu w detalach. Nic Ci z tego nie wyjdzie, bo żona ma prawo czuć, że jej ufasz tak ja Ty ponoć ufałeś jej. Żałosne jest to ,że tak bardzo ważne jest dla Ciebie aby Twoje pozostało Twoje a jej to jej. Daj swojej żonie poczucie bezpieczeństwa. Zapewnij ją, że nie potrzeba rozdzielności majątkowej do Waszego związku, co Twoje to jej a co jej to Twoje.

[ Dodano: 2007-07-28, 17:26 ]
Powiem jeszcze jedno w mojej sytuacji mogłabym Cię zrozumieć, bo mój zarządał ode mnie przepisania na niego domu i firmy, gdy tego nie zrobiłam wyprowadził się. Mamy kilkumiesięczną córeczkę. Chętnie zrezygnowałabym z tego domu i z firmy gdyby to miało uratować nasz związek. Mój mąż jest materialistą i to jest straszne. Nie chce dawać pieniędzy na dziecko. Rzuciłabym wszystko gdybym mia.ła pewność, że nasz związek nie był zbudowanyna jego pragnieniu pieniędzy. Zawsze umiałam na siebie zarobić, byłam oszczędna i dlatego miałam trochę oszczędności. Chciałabym aby żyło nam się dobrze, ale przede wszystkim szczęśliwie. Pieniądze nic nie znaczą gdy nie ma zdrowia i miłości, partnerstwa i wzajemnego kompromisu. Ja jestem załamana. Zrobiłabym wiele aby on do mnie wrócił, ale za to mu nie będę płacić
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9