Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Dyskusja - Jak rozgryżć swojego małżonka ?

Anonymous - 2006-04-18, 06:56
Temat postu: Jak rozgryżć swojego małżonka ?
Jak rozgryźć swojego klona ?

Kochane, moje ,
Witam Was po świetach . Z nowycm duchem walki o przyszłość .Ponieważ od ostatniego logowania zmienił się trochę kierunek moich wiatrów proponuje rozpocząć nowy temat : „Jak rozgryźć swojego klona ?”.
Święta spędziłam w różnych nastrojach .Od nadziei poprzez przenikliwy smutek i niepokój po wielkie natchnienie . W Wielki Piątek też przydusiłam go do kolejnej rozmowy . No i dowiedziałam się , że w sercu mojego klona jest – NIENAWISĆ do mnie za to że go wygoniłam z domu . Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo go to dotknęło . Przyjmowałam za pewne , ze skoro potrafi nie być go w domu kilka nocy z rzędu – jakoś sobie poradzi . Ale , jednak sama świadomość bycia bez domu chyba zadziałała u niego tak, że zamiast miłości mój klon pielęgnuje do mnie w swoim sercu nienawiść . Nie będę teraz rozprawiała nad tym jaką ewolucję przeszła moja świadomość i samokrytyka ,ale nie poczułam się z tym dobrze !!!O nie ! Co siedzi w jego głowie ? Dlaczego najpierw mi mówi , ze mnie nienawidzi a potem że nie zasługuje na moją miłość ? Wiem, zę to może być wpływ moich słów i listów ale nie wiem jak dalej postępować . Jak go przywrócić do pionu , żeby poczuł że jest kochany . Podejrzewam u niego , ze nie potrafi wybaczyć samemu sobie , ze takie piękno jak nasza miłość gdzieś zagubił. I nie wiem jak go skłonić do wybaczenia samemu sobie . Oczywiście modlę się o to , ale też chciałabym wiedzieć jak mogę ludzkimi metodami mu pomóc .Czy to jest jego świadoma gra na moich uczuciach i emocjach ? Kochani , pomóżcie .jak teraz postępować ?

Anonymous - 2006-04-19, 08:42

Annie, oczywiscie nie jestem psychologiem, ale myslę, że Twój mąż dokładnie zdaje sobie sprawe z własnych win i grzechów. I by zmniejszyć ten ból, zmniejszyc swoje cierpienie i swoja odpowiedzialnośc - jakoś sie usprawiedliwić przed innymi i samym sobą przerzuca odpowiedzialnośc na innych - w tym wypadku na Ciebie. To typowy mechanizm psychologiczny. Stąd pretensje do Ciebie, stąd nienawiść i poczucie pokrzywdzenia - taki jestem biedny, żona mnie wyrzuciła z domu.
Z mojego doświadczenia moge Ci poradzić - bądź jednak stanowcza, mów, co Ci sie nie podoba - tylko uważaj na ton (moge dużo powiedziec o tym, jak sama uśwadamiałam sobie, jak ważny jest ton, którym zwracamy sie do męża, i ile złego stalo sie przez to, że byl niewłaściwy, że słychac w nim nasz żał, bol itd.), ale jednocześnie mów, że go kocasz, że Ci zależy - mów całą prawdę - co jest dobre, a co złe.
U mnie to działa

Anonymous - 2006-04-19, 09:05

To jest forma ucieczki. W moim przypadku jak ktoś tylko zaczyna szukać winy w mojej osobie to mój mąż natychmiast ingeruje- sam, czasami nawet tego nie wiedzialam. Ze to jego i tylko jego wina i decyzja. Ze to w nim coś siedzi i jemu się tak porobiło. Ale mnie tego nie mówi- powiedział a raczej napisał w smsach zaraz po wyprowadzce jak wyrzuty sumienia nie pozwalały mu spać. Teraz już śpi. Upłnęło już przecież 3 miesiące od wyprowadzki- prawie. Widzę że uczy się z tym żyć. Mówi że już się przyzwyczaił do bycia samemu.
No to więc ponieważ chyba nie mam wyjścia to trwam sobie "obok"- patrzę, obserwuję. Trenuję cirpliwość. Stoimy absolutnie w miejscu. Czekam na jego ruch bo nawet moje drobne drgnięcia nie są w stanie cokolwiet teraz zmienić. A on tkwi w miejscu. Lub ucieka. I tak to wygląda. Trudno stwierdzić czy myśli- mówi że decyzji nie podjął. Sam chyba nie zdaje sobie sprawy jak to brzmi. Emocjonalnie się obudował.

Anonymous - 2006-04-19, 09:27

Widzę , że nasi małżonkowie są bardzo do siebie podobni . Mój też decyzji nie podjął , tkwi cały czas w tym samym punkcie , nawet nie drgnął w żadnym kierunku . I to jest najgorsze - to czekanie . Ale my musimy być czujne żeby nagle nam się nie zawalił na głowę cały świat . Dlatego czekając modlę sie .
Anonymous - 2006-04-19, 09:33

Małgosiu , masz rację - ton naszych wypowiedzi jest bardzo ważny . Niestety ja nie umiałam nad nim panować kiedy razem mieszkaliśmy . Teraz jest inaczej i mam zamiar tego pilnowac . Wiem , że zaczał sluchać tego co do niego mówię . Na razie sam jeszcze nie wyrywa się do dialogu , ale mam nadzieję , że to się zmieni . jak zaczniemy rozmawiać to przynajmniej poznamy się bardziej . Tymczasem zapytałam go czy moje smsy go dręcza bo jeśli tak to przestanę . Odpowiedział ,że nie - i wiem że czyta je z przyjemnoscią . Tylko na razie nie daje znaków , że go one radują . Duma męska - chce być zdobywany ! Tak . Tylko już niedługo . Wycofam się i będę czekała na jego ruch .
Anonymous - 2006-04-19, 10:32

Ja już dawno przestałam używać ostrego tonu choć czasem aż się prosi. Mówię co mam do powiedzenia spokojnie. Generalnie o bzdetach ale czasami wyrażę swoją opinię jak mnie o coś dziwnego pyta. A czasami zadaje dziwne pytania. Ale nie pyszczy że coś "burknę"- może mu wstyd. Zawsze mówiłam że nie jestem ani cyborgiem ani z gumy. Ale generalnie wychodzi mi ten spokój.
I cóz z tego? Ano nic.
Cierpliwość , cierpliwość i cierpliwość. Myślicie że można tak długo czekać? Chyba można- ja jeszcze mogę.

Anonymous - 2006-04-19, 13:04

To dobrze, że jeszcze mozesz . U mnie z tą cierpliwością róznie . Dziś jestem spokojna i nic nie robię / w sensie ratowania małzeństwa / . Ale nie wiem jaki nastrój przypadnie mi jutro . Mam nadzieję , że będzie dobrze . Wczoraj poczytałam sobie trochę o życiu Ojca Pio i jakoś mi lepiej .
Anonymous - 2006-04-19, 14:31

Annie,
Nie przejmuj się. Ja napisałam że czekam. Ale co do zmian nastrojów to tez mam, a jakże i dalej napada mnie zlość. Posłuchaj sobie -dlaczego wiele mażeństw zgubiło drogę miłości- wypisz wymaluj mój kapitan okrętu. kliknij na obrazek pary z takim właśnie napisem- na tej stronie po prawej- pod zdjęciem radia z napisem katechizm poręczny. Mój i twój kapitan siedzi w krzakach. Obaj dali ciała bo mieli uważać że by nasze okręty omijały burze i mielizny. Obaj osadzili okręty na mieliźnie i zwiali w krzaki. . Teraz tam siedzą. Mój rzucił się w wir pracy itd. ( to sa nadal te krzaki). A zawsze powtarzałam że wolimy żeby był niż dał. Bez rezultatów. Córka też kiedyś przypadkowo tak mówiła. Bez rezultatów. To Adam też uciekł w krzaki bo nie obronił Ewy. A to on miał bronić. Zaniedbał, nabroił a potem gdzie- w krzaki.
Nic dodac nic ująć.
Więc musze czekać bo w tym akurat momencie nic innego poza trwaniem nie przyszło mi do głowy. Sama steruję jak umiem i osiągnęłam sukcesik- taki malutki- woda przestała wdzierać się na pokład mojego statku. Ale dalej tkwię na mieliźnie.
Dużo bym dała coby męża przekonać aby tego wysłuchał. albo mu to opisać. Niestety u mnie nie pora na taki możliwości. Krzaki jeszcze za gęste.

Anonymous - 2006-04-20, 06:49

Zuza , u mnie woda jeszcze wdziera się na pokład . Niestety - finanse . Moja głowa jest zaprzątnięta nie tylko problemem naszego rozpadu ale również codzienną walką o chleb . Czasem tak bardzo mnie to dołuje, że już nic mi się nie chce i mówię sobie : A niech tam , niech się wali . Przyjdą odłaczą gaz - trudno . Bank przyśle zajęcie pensji do pracodawcy - trudno . Coż gorszego może mnie jeszcze spotkać ?
Anonymous - 2006-04-20, 07:28

Annie napisał/a:
Coż gorszego może mnie jeszcze spotkać ?


Sa rzeczy gorsze niz finanse. Jak wszyscy wiemy taka sytuacja odbiera chec do zycia, moze bede niesparawiedliwy ale kobietom jest latwiej bo sa z nimi dzieci. Porzucony facet traci wszystko. Co do pracy, to jak ja jeszcze masz to nie jest zle. Ja stracilem juz bardzo dobra posade i trace nastepna. Kazda nastepna praca jest ponizej moich kwalifikacji, bo nie daje rady sie skupic i oczywscie coraz gorzej platna. To bledne kolo, ale bardzo ciezko to przerwac. Zona tego nie rozumie bo to zawsze ja utrzymywalem rodzine i odbiera to jako finansowe manipulacje. Trzeba uwazac tez na zdrowie. Dlugotrwaly stres robi swoje. Oczywiscie kazdy radzi "wstan i pozbieraj sie". Ja o tym wiem, ale jak wiemy nie jest to latwe w praktyce. Co gorsza dochodze juz do takiego punktu, ze zadaje sobie pytanie czy dalej warto walczyc. Tragedia.
Tomasz

Anonymous - 2006-04-20, 08:24

Tomaszu,
to nie całkiem tak. I tobie i nam jest trudno. ale ty jestes porzucony- ..ny- a my porzucone-..one. I ty i my odczuwamy wszelkie negatywne skutki takiej sytuacji. ty jesteś, bez dzieci ( bo tak zrozumiałam) my jesteśmy z dziećmi o które musimy dbać bo tatusiowie zwiali. Kłopoty finansowe są poważnymi kłopotami. Dopóki jakoś to idzie do przodu ( chodzi o wspólną kasę) to staram się skupiać na pozostałych bólach. Annie grozi również problem finansowy- czyli do worka z problemami dokłada jeszcze i to. Obie pracujemy- bo musimy ( ja mam szczęście że lubię swoją pracę). Najgorszy moment życia spędziłam na zwolnieniu i urlopie ( tzn nie najgorszybo teraz też mi źle ale tylko ten początkowy ). Miałam czas żeby się jako tako ogarnąć. Zresztą ogarniam się nadal. Wyobraź sobie takie ogarnianie- sam wiesz jak to ciężko- wyobraź sobie więc takie ogarnianie w obecności publiki- ciągle uśmiechnięte kiedyś, obecnie zdziwione buziaki dzieci. To jest również dodatkowa presja Tomaszu. Owszem to jest również DOPING do tego żeby wyjść na prostą jak szybko tylko się da. Więć jak widać porównania nie bardzo mają sens. Można stwierdzić tylko jedno - i panie i panowie cierpią. Każdy "rodzaj" robi to w inny trochę sposób. Ale boli tak samo.
Tomaszu,
Niestety jest jeden pierwszy krok który i my kobiety i wy panowie musimy wykonać. Innego wyjścia nie ma. Trzeba się podnieść. Oczywiście jednemu zabiera to więcej czasu innemu mniej. Niektórzy robią to sami a niektórzy z pomocą. Ja zaczęłam od ćpania leków na serce ( bo siadło,) nasennych i uspokajających. Pod kontrolą lekarską. Wtedy stanęłan ( na kolanach). Teraz stoję na nogach- dalej nie do końca pewnie. Jedno wiem i wszyscy ci to potwierdzą. Teraz najwyższa pora na odrobinę egoizmu. Ratuj siebie czlowieku. Musisz. Jeżeli nie zrezygnowałeś z rodziny mimo sprawy w toku, jeżeli chcesz walczyć to MUSISZ ZEBRAĆ SIŁY. Kłopoty w pracy pokonasz jak zaczniesz znowu umieć o niej myśleć. Wszystko pokonasz i wygrasz jak się podniesiesz.
Da się. Wiem to po sobie. Już zaczęłam. A wyszłam mało że z dołka- z kopalni.

Anonymous - 2006-04-20, 09:19

Tomaszu , "Cóż gorszego może mnie jeszcze spotkać ?" - napisałam to mając na myśli nie tylko finanse , ale również kryzys małzeński . Zdaję sobie sprawę , że finanse to nie wszystko , ale w moim przypadku to teraz podstawa . Pracuję i za to jestem wdzięczna Bogu . Czasami mam słabsze dni i lubię sobie pobiadolić bo przede mną wizja gryzienia ścian do 10-go . Wypłate dostanę później niż zwykle . No ale przecież jakoś przeżyję . Byłoby mi łatwiej gdyby mój ślubny zauważył trochę tę naszą biedę i okazał skruchę . Żeby mnie upewnić że o tym wie i pamięta . Już raz na początku małżeństwa narobił takiego bałaganu z finansami . Wybaczyłam . Nie docenił . Rozbujał się na całego . A ja siedzę w dołku i nie mam jak wyjść .
Anonymous - 2006-04-20, 09:59

Annie,
Niestety, chyba trzeba poczekać i odetchnąć choć trochę. Może chociaż wychyli głowę z krzaków. Brak mi innych koncepcji. Święta były takim "stresem" że mój siedzi głęboko ukryty. Tymczasem mam na następne dni tyle zajęc z dziećmi że już się zastanawiam że mocno się zmęczę. To i dobrze. Łatwiej zasnę.

Anonymous - 2006-04-20, 10:32

Zuza - czekam . Nic innego nawet jak bym chciała robić to nie mogę . Po prostu nie mam siły . Moje święta też były ogromnym stresem . Teraz chyba to odczuwam . Ogarnęła mnie jakaś niemoc - niechęć do działania . Czekam więc .
Anonymous - 2006-04-20, 12:03

Tak sobie myślę że nie jest dobrze że koło mojego męża nie ma żadnego autorytetu. Jedynym był ojciec który zmarł 2 lata temu. I kiedyś ja. Teraz jest pustka jeśli nie liczyc kolegi ( kilkukrotnego rozwodnika) oraz "koleżanki". Wszyscy nasi wspólni znajomi mówią mi że bardzo się zmienił. Kontakt się baaaaardzo poluzował. A znajomi nie z pracy- cóz to ja mam grono i to on wszedł do tego grona ale podtrzymywałam głównie ja.Podtrzymuję nadal te więzi- on dba tylko o tych z pracy.Tę dwójkę. Wiele mu gadałam żeby zaczął dzwonic do mamy. I dzwoni do niej- po 3 miesiącach niebytu. Bardzo czasami.
Zawsze tłumaczyłam że i o przyjaciół i rodzine trzeba dbać. Dzięki mojemu uporowi na wszystkich świętach spotykał się u nas w domu " dziki" tłum rodziny. Mojej i jego i było super. Były imprezy ze znajomymi. No to teraz jest tylko ta dwójka. Czy to jeszcze "odwaga" czy już głupota tak "odmienić" swoje życie?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group