Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Męskie sprawy - Jak ONI to robią?

Anonymous - 2007-12-23, 22:18
Temat postu: Jak ONI to robią?
Mam takie troche humorystyczne pytanie, ale że wiąze się z tematem więc pomyslałam że najlepiej jesli zadam je w tym dziale.

Ok. roku temu zaczął się u nas kryzys małżenski - teraz już się wszystko ułożyło, od jutra zamieszkujem y razem. Ale nie o tym dokładnie chciałam. Otóż mój mąz się wyprowadził pod koniec stycznia br.
Po wyprowadzce przeżywałam poważną depresję i przez wiele miesięcy nie robiłam nic tylko lezałam z oczami utkwionymi w sufit, nie pracowałam, nie dbałam o dom.
Potem jednak relacja między mną i moim mężem zaczęła się poprawiać, pojawił się promyczek nadziei. Nabrałam więc energii do życia, choć ciagle miałam jej zbyt mało by zajmować się jakimis złożonymi sprawami. Niemniej tak prosta i prozaiczna rzecz jak zrobienie porządku w mieszkaniu już nie przekraczała moich możliwosci. No więc na dobry początek zabrałam się za sprzątanie. Największy brud i bałagan panował w pokoju męża. Musiałam się przebijać przez tony papierów, ubrań (w czasie wyprowadzki zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy), tumany kurzu itp. Jak w jakims lochu do którego od lat nikt nie zaglądał (mój mążnie od dawna nie życzył sobie by sprzątać w jego królestwie wiec się nagromadziło tego marasu). Po wielu godzinach zmagania z tym potwornym rozgardiaszem ukoronowane zostały sukcesem :)
Tymczasem stosunek mojego męża do mnie był coraz cieplejszy. Coraz częsciej mnie odwiedzał. I w czasie kazdych odwiedzin zaglądał do swojego pokoju. I, co mnie zdziwiło, nawet podczas krótkiej wizyty potrafił tak nabałaganić, że po jego wyjsciu na prawdę było co zbierać:) Wystarczyło kilkanascie minut, żeby pedantycznie wysprzątany pokój wyglądał tak jakby przeszedł przez niego huragan :)

Wiadomo mi że ponoc bałaganiarstwo jest cechą męską. I tu moje pytanie - jak ONI to robią? Rozumiem, że można trochę rzeczy porozrzucać. Ale trzeba mieć niebywały talent żeby w krótkim czasie przewrócić pokój do góry nogami :) Mężczyzni, czy Wy jestescie mi to w stanie wytłumaczyć???

To tak z ciekawosci. Wcale mi ten bałągan specjalnie nie przeszkadza. W końcu w moim pokoju mąż szanuje porządek. A co jest u niego - to jego sprawa. Nawet teraz podchodzę do tego rozgardiaszu z wielką czułoscią. Przynajmniej czuję w pełni, i naocznie stwierdzam :))) że najbliższa osoba jest przy mnie, że mnie odwiedziła i że już od swiat będzie na stałe

Anonymous - 2007-12-25, 10:21

Cieszę się,że Odniosłaś sukces w relacji z mężem. :-D Pamiętaj jednak , że to jest wygrana bitwa, a nie wojna...Wiele pracy będzie Ciebie czekać, wiele porządków, również w swojej duszy. Depresja, o której Piszesz, była bardzo silna - koniecznie odwiedź lekarza, to żaden wstyd, to normalna sprawa, trzeba być nowoczesnym, zresztą to przecież Twoje żywotne interesy, sprawa, jak sama Wiesz dotyczy nie tylko relacji z mężem. Bałaganiarstwo jest sprawą złych przyzwyczajeń, a te ( niestety) trudno jest zmienić. To czego nie można zmienić, trzeba zaakceptować... Proponuję jednak, tworzenie nowych nawyków, przez np. wyznaczanie choć jednego dnia w tygodniu na sprzątanie, lub bardziej intensywne życie towarzyskie - przyjęcie gości jest przecież też okazją do posprzątania. ;-)
Anonymous - 2007-12-25, 16:43

Czesć Rogor,

Dziękuję za zainteresowanie moją sprawą i za analizę mojego problemu (o którym raczej wyczytać można między linijkami, bo temat główny jest prozaiczny - ale ta lekkosc posta to oczywiscie to pozory).
Depresja jako rekacja na zaistniały kryzys była tylko oczywiscie składową mojej choroby depresyjnej. I, paradoksalnie, gdybym przez kryzys małżeński nie upadła na samo dno i nie została zmuszona do zgłoszenia się po pomoc do psychiatry to problem mojego ogólnego i chronicznego obniżenia nastroju nie zostałby nigdy zidentyfikowany. Od wieku pokwitania cierpiałam z powodu nieustannego smutku, czułam pustkę, miałam niskie poczucie wartosci, napady lekowe. Ale zawsze myslałam, że to wynika z mojego charakteru (jestem melancholikiem). Kiedy doszło do kłopotów w małżenstwie w sposób naturalny moje dolegliwosci się nasiliły i osiagnęłam stan taki, ze bez leków nie mogłabym w ogóle funkcjonowac . I w czasie rozmów z psychatrą a potem przy pierwszej próbie odstawienia leków wyszło na jaw, że mam problem i że potrzebna mi jest okresowa terapia. Teraz mam to juz za sobą, co nie znaczy ze odpusciłam i że nie staram sie drogą autoperswazji i autorefleksji pracować nad sobą i panować nad swoimi zachowaniami, myslami, nastrojami. I mimo że przez ostatni rok zmieniłam sie nie do poznania, to zgadzam się z Tobą, że jeszcze wiele mam do zrobienia. Bo moja praca nad sobą to również praca nad zwiazkiem, wkład w jego udoskonalanie. A to należy czynic nieustannie!!! Tym bardziej że jeszcze wiele elementów relacji, wiele mechanizmów działających w naszym małżeństwie zostało do naprostowania.
Moja depresja, ta sprzed kryzysu, okazała się jednym z czynników który doprowadził do pospucia się stosunków w naszym małżeństwie. Jestem wiec swiadoma, że należy cały czas byc czujnym by nawet teraz, gdy moja terapia sie zakończyła i gdy za pomocą leków osiągnęłam równowagę. Trzeba pracować nad utrzymaniem własciwego stanu ducha i wiecej, trzeba dążyc do ciagłego ulepszania siebie i przez to poprawiania wzajemnych stosunków. Mój mąż również przeszedł terapię i stara się rozwijać w sobie te cechy, których mu brakowało by być dobrym, odpowiedzialnym partnerem. Oboje uczynilismy dużo, zmienilismy się nie do poznania. Ale proces zmian nie został jeszcze ukończony, ciagle trwa . Na szczescie teraz nasza droga do naprawy związku jest pokonywana przy wspólnynm udziale. Naszse wysiłki zjednoczone zostały w celu osiągnięcia wspólnego dobra, nikt nikogo nie krzywdzi, nie działa na niekorzysc drugiego, nie ma bólu i łez. Jest tylko radosc udoskonalania zwiazku który juz teraz na tym etapie stał się piękny, wzajemne wspieranie się, obopólne zrozumienie.

A co do bałaganu - ot, taka przyszła mi refleksja przy okazji swiatecznych porządkow:) Trochę mnie to rozbawiło, że z taką m iłoscią potrafie podejsc do tego niemożliwego bajzlu. :-) Bo jak patrze na te porozrzucane koszulki, papiery, gazety to widzę nie tylko nieestetyczny stos przedmiotów ale widze w wyobraźnie JEGO, czuje JEGO DOTYK, JEGO ODDECH, JEGO ZAPACH. Czuje JEGO OBECNOSC. Choć skadinad wiadomo, ze nabranie poprawnych nawyków w sprawach tak prozaicznych jak czystosc jest niemniej wazne niz nauczenie się przeżywania tego co wzniosłe. No więc oczywiscie że nie pozwolę meżowi by oddawał się sprawom ducha, by przeżywał miłosc w sposób metafizyczny własciwy mistykom i filozofom siedząc na stercie porozrzucanych gazet i brudnych koszulek :mrgreen: Co to to nie! :D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group