Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Sakrament małżeństwa - unieważnienie małżeństwa

Anonymous - 2007-05-07, 09:25

Tak,wrócę sobie do słów Wanbomy.
Wróciłam z wekendu,(w środę pojechałam,a wczoraj późno wróciłam),miałam do przeczytania 430 postów............nie wszystkie czytam ze szczególną uwagą,ale powiem szczerze.........to nie to forum co było,to nie to sprzed roku,gdzie można było się wyżalić,wypłakać,wygadać,itd,co raz częściej dochodzi tu do konfrontacji,kłótni,po prostu,tak jak Wanboma powiedziała,nie chce się tu wchodzić.
Niestety taka jest prawda,już nie można tu się zwierzyć ze swojego problemu,wielkiego problemu,bo zaraz zostanie się skrytykowanym przez niektóre osoby(oczywiście,że są osoby pełne serca,miłości,które chcą pomóc).Ja osobiście aż tak nie doznałam krytyki przez niektóre osoby,ale widzę i czytam świadectwa innych,i nie podoba mi się to.
Pamiętam jak zaczynałam tu "przesiadywać "z początku.......było to moje życie,cieszyłam się,że znalazłam ludzi z tymi samymi problemami,ludzi tak samo skrzywdzonych jak ja.......po przejściach.Mówiłam sobie wtedy"dzięki Ci panie boże za to,że znalazłam "ludzi mojej krwi".Dzięki tym ludziom znalazłam sens życia,podstawy do dalszego funkcjonowania,a przede wszystkim życia,wiary,miłości i trwania,w tym bardzo trudnym okresie,jak dla mnie.Bo byłam osobą"średniej wiary"dużo brakowało mi do "polepszenia"siebie,ale dzięki temu forum,tej wspólnocie odzyskałam to ,co zatraciłam.........za co jestem niezmiernie wdzięczna.Ludzie,osoby z tego forum pokazały ,otworzyły mi oczy na wiele spraw..........,nawet nie potrafię tego opisać,jak bardzo jestem im wdzięczna(mogłabym tak pisać i pisać).
A teraz,hmhmhm...coraz częściej dochodzi do przepychanek,a nie do porad,wsparcia,coś źle się zaczyna dziać.............sami widzicie,że jest coś nie tak.Coraz częściej wyczuwam w was żal,pretensje,pretensje do swoich połówek,jak i do siebie.
Wypowiadam się dlatego,bo jestem osobą przyglądającą się z boku,i tak to właśnie widzę i odczuwam,jest to przykre,

Anonymous - 2007-05-07, 09:42

"Proście tak, jakbyście już otrzymali"

Dopóki nie zapada wyrok Sądu Biskupiego: małżeństwo zostało nieważnie zawarte, domniemywa się, ze ważne jest. Wracając do słów Jezusa przytoczonych powyżej, jeśli chcemy uzdrowienia, prosimy mocno, mamy uwierzyć, że już otrzymaliśmy - szczęśliwe, zdrowe małzeństwo. Paradoksalnie, tak samo rodzice otrzymując niepełnosprawne dziecko modlą się o jego uzdrowienie, robią wszystko, żeby mu pomóc widząc w tym kalekim człowieku, pełnosprawną osobę. Tylko takie spojrzenie daje mu szansę na stawianie kroków do przodu, malutkich, wg. indywidualnych możliwości.
Jeszcze raz należy podkreślić - wczoraj i przedwczoraj w czytaniach dużo przewija się słów o miłości- sami nie jesteśmy w stanie nic uczynić - łaska Chrystusa, jego miłość czyni cuda, tylko dajmy jej działać i patrzmy na kalectwo naszego małżeństwa oczamu Boga.

Drugą sprawą jest bieżąca walka ze złem jakie niesie często odwrócenie się od Boga współmałżonka, przeżycie STRATY po tym do czego przywyknęliśmy, a co już nie wróci - przynajmniej nie takie samo.
(Wanboma!! kochana, czy wiesz, że ja po blisko dwóch latach codziennego oddawania męża Bogu potrafiłam powiedzieć w końcu -w Twoje ręce powierzam ducha mego - odczułam stratę, przeżyłam to dopiero po tak długim czasie. Musimy się wspierać, pomagać sobie w przeżyciu faktu odejścia małżonka - tak jak Jezus pozwolił odczuć bliskim stratę Łazarza, tak chce, żebyśmy przeżyli fakt odejścia męża - całkowicie powierzając go Bogu, nie troszcząc się już "o jutro" bo ON jest Wszechmogący i jeśłi będzie tylko chciał
zrobi co trzeba. - Piszę tu do Ciebie, bo czuje się Twój ból i lęk, może chodzi właśnie o to, że jeszcze nie przeżyłaś faktu STRATY - to jest bardzo ważna płaszczyzna naszej walki, jest głęboko w nas)

Dwie płaszczyzny biorą udział w przeżywaniu kryzysu w naszych małżeństach duchowa i cielesna, które w nas czasem jako pierwsze (przed związkiem) potrzebują uzdrowienia za sprawą Bożej Miłości.

Anonymous - 2007-05-07, 10:34

Chyba właśnie powoli dochodzę do tej świadomości - straciłam go. Ale to bardzo powolny proces, bo co pewien czas budzi się nadzieja - nie, to niemożliwe. Nie moge pogodzic się z ta stratą, co jest dla mnie dziwne, bo zazwyczaj dość prędko godziłam się z faktami.
Anonymous - 2007-05-07, 11:03

Tak, łatwiej pogodzić się ze stratą, jak ktoś "namacelnie" odszedł. Nie ma go, jest smutek, ale on po jakimś czasie znika.
Tu jest tak, że on odchodzi (umarł w pewnym sensie- pogrążony w grzechu śmiertelnym) ale fizycznie cały czas jest, spotykasz się z nim.
Teraz - z czym można mieć problem rozróżnienie nadziei od naiwności.

Dziś go nie ma, odszedł, umarł pewien stan faktyczny jakim żyłyśmy.
Nadzieja pokładana w Panu, że jest Wszechmogący i jeśli będzie chciał uzdrowi, jak chce i kiedy chce. Nigdy nie będzie tak jak było - może i lepiej, bo wiemy, że dla posłusznych daje Pan o wiele więcej niż to o co prosimy.
Naiwności mówimy nie, nie pokładamy nadziei w zachowaniu męża - pielęgnując miłość w sercu stanowczo musimy się czasem przeciwstawiać złu jakie może rodzić sytuacja każdego dnia (NIE - tu ustąpię, bo mam nadzieję, że wróci - naiwność, NIE - ale się cieszę, bo się uśmiechnął, może już powrót? - naiwność. TAK - nie ustąpię, bo kocham i wiem, że inna postawa się temu sprzeciwia, TAK - cieszę się, bo się uśmiechnął i oddaję ten uśmiech Bogu, niech On zrobi co trzeba, bo fakt jest taki, że mąż pozostaje daleko)

Tato! Mój mąż odszedł!! (wiele bólu jest przy tym i naszych czasem irracjonalnych ale zrozumiałych zarazem zachowań, ale po decyzji - przyjmuję za fakt odejście męża daleko idą emocje) Jeśli taka Twoja Wola, daj mi możliwość wyprawienia powitalnej uczty! -> Nadzieja pokładana w Bogu.

Anonymous - 2007-05-07, 11:12

Kasiu, dziękuję za mądre słowa.
Anonymous - 2007-05-07, 11:40

Nie bój się!
Wiesz.. to strach się bać ;-) Najwyżej niech Ci będzie wstyd za grzech, ale bać, to się nie bój. Nie bój się do końca zaufać Bogu i powiedzieć mu: mój mąż odszedł.
Jak coś jeszcze Tobą "szarpnie" napisz, jeśli chcesz. Emocje działają w zwolnionym tępie w stosunku do naszej woli.

Anonymous - 2007-05-07, 14:01

Nie bardzo rozumiem jak jednocześnie mam pogodzić się ze stratą, z tym że mój mąż odszedł i jednocześnie modlić się i żyć z ufnością jakbym już otrzymała to o co proszę: czyli powrót mojego męża i szczęśliwe z nim życie.
Nie twierdzę że jest to niemożliwe ale osobiście zupełnie nie mam pojęcia jak to wykonać?

Anonymous - 2007-05-07, 14:29

może ktoś jeszcze oprócz mnie będzie mógł napisać swoje przejścia i dojścia do całkowitego oddania, zawierzenia..
Ja nie wiedziałam jak mam to zrobić, kłóciło mi się to strasznie ze sobą..

Ale tak jest, że jeśli nie uznamy kalectwa, choroby - nie spojrzymy prawdzie w oczy - poszedł sobie, nie ma go (choć czasem odwiedza) jest to naprawdę trudne, bo po ludzku muszę przyjąć taki stan faktyczny i niestety czasem odnoszę go do przyszłości (co rodzi jeszcze większy ból, a przed czym chcemy się uchronić) - nie dam w pełni działać lekarzowi w procesie leczenia.
Od postawy uznającej do końca stan ciężkiej choroby, UTRATY zdrowia, naszej bezsilności, rozpoczyna się pokładanie całej nadziei w Lekarzu, któremu wierzymy. Umożliwiamy Bogu, jeśli taka Jego wola, rozpoczęcie procesu leczenia.
I jeszcze.. nie prosimy go o uleczenie: "panie doktorze, jeśli pan umie, jeśli pan potrafi, proszę powiedzieć, co robić, zeby wyleczyć się z tej choroby", TEN lekarz dobrze wie co zrobić, więc: "Panie jeśli chcesz, powiedz mi co mam robić, ulecz" Maryja będzie nas wspomagać, Ona nam mówi w Kanie Galilejskiej: uczyńcie wszystko, co wam powie (najpierw jednak zobaczcie, że w dzbankach jest zupełnie pusto :shock: )

P.S.
Uwaga na propozycje: "olej go". Od tego mam olej.. w głowie, "święty, nie rzepakowy"(Arka Noego) żeby zachowując miłość do męża uczynić akt woli w kierunku całkowitego oddania "sprawy" Bogu.
P.S.2 dobrze jest spojrzeć, czego brakuje w moim osobistym dzbanuszku :-|

Anonymous - 2007-05-07, 17:14

A tak bardziej po ludzku, dla prostaków mojego pokroju Kasiu to nie możesz pisać?
Wogóle nie rozumiem tego co napisałaś.

Anonymous - 2007-05-08, 11:40

kurcze... :shock: a dałbym sobie głowę uciąć, że był tu jeszcze jeden post :evil:
Anonymous - 2007-05-08, 11:45

witaj rot, wzięłam i go wycięłam, spokojnie.. mój ci on był ;-)
3maj się!

Anonymous - 2007-05-08, 12:08


Aniu, naprawdę wierzysz w to, że można jednocześnie kochać i starać się o uzyskanie orzeczenia nieważności związku. Czy dla tego kto kocha prawdziwie, potrzebne jest myślenie o Sądzie Biskupim, sprawdzanie ważności? Jeszcze kilka miesięcy temu byłabyś (w zasadzie to byłaś :)) oburzona, gdyby ktoś Ci zaproponował rozmowę na ten temat, zawierającą sugestie skierowania sprawy do Sądu Biskupiego. Co się stało?

Aniu, wierzysz w uzdrowienie swojego małżeństwa?

Przecież wiesz, że celem członków naszej wspólnoty jest ratowanie małżeństwa, także - gdy zajdzie taka potrzeba - jego obrona przed Sądem Biskupim. Z miłości, którą się ślubowało - z woli kochania.


Andrzej,
Widzisz, Sąd Biskupi to nie tylko unieważnianie. To też UWAŻNIANIE i jeśli kocha się prawdziwie to dąży się do życia w prawdzie. Prawda - czyli jasna sytuacja, sakrament. Jeśli sakramentu nie było to NIE MOŻNA z niego czerpać. Bez stygmatu sakramentu małżeństwa miłość i wola kochania to nic innego jak zwiazek cywilny, konkubinat, grzech.
Herezją jest twierdzić, że sama wola kochania wystarczy. Przypominam Ci, że aby małżeństwo zostało WAŻNIE zawarte sakrament MUSI zostać udzielony OBOJGU przez OBOJE. Inaczej sakramentalny związek nie zaistnieje. Andrzej kolejny raz apeluję o czytanie całości wątku ze zrozumieniem.
Jeśli chcesz wiedzieć co się stało, że napisałam o Sądzie Biskupim proszę bardzo. Dowiedziałam się zupełnie nowych rzeczy, w świetle których moja ludzka miłość jest za mała. Biegnę więc do Kościoła jak zaryczane dziecko do mamy szukać ratunku.
Czy każda kobieta ciężarna udajaca się do prywatnego gabinetu ginekologicznego szuka aborcji?
WIERZĘ, ŻE BÓG JEST WSZECHMOCNY I JEŚLI JEST TAKA JEGO WOLA UZDROWI MOJE MAŁŻEŃSTWO

Bóg dał, Bóg wziął. Niech Imię Pańskie będzie błogosławione

Kasiu,
Potępiasz moją otwartość, piszesz, że powinnam rozważać wątpliwości we własnej izdebce, tylko widzisz - ja zostałam wychowana w DUCHU PRAWDY. Pisałam już niejednokrotnie o tym, że zieloni mają być jak łza - przezroczyści, że mają stać w prawdzie. Postawa rozważania swoich rozterek duchowych we własnej izdebce jest zdradą wspólnoty. inne określenia które mi się cisną to zakłamanie, faryzeizm i dulszczyzna.
Kasiu, pamiętasz jak uparcie przypominałaś słowa św. Piotra, że dla Chrystusa gotów jest umrzeć? jak stawiałaś je w opozycji do jego późniejszej słabości? czy Chrystus go potępił? odrzucił? wykluczył z grona 12? ukarał go za słabość?
Forum powstało po to by dawać wsparcie. Przykro mi, ale od Ciebie czlonka Grupy Wsparcia z której jak widzę zostałam wykluczona go nie doznałam ani razu, ja jako ja - ania.

przykre to i wiesz Kasiu - ECCE HOMO, bez wyrycia tego w sercu nie wygrasz walki o swoje małżeństwo

pozdrawiam
a.

Anonymous - 2007-05-08, 12:21

Aniu,

szybko chcę Ci odpisać, dużo nieporozumienia..
Pokaż w którym miejscu potępiłam?

Pisząc o swojej izdebce odniosłam to do sytuacji, w której sama się znalazłam i właśnie żeby wątpliwości moje nie były publiczne - moje przeżycia traktuję bardzo intymnie - prosiłam publicznie o modlitwę, a zwierzyć się z wątpliwości i trudnego dla mnie czasu próby postanowiłam kilku osobom. Są sprawy, które po prostu chce się zachować w sercu, które są między mną a Bogiem. Jeśli odczuwasz inaczej i to przynosi Ci pokój, ok.

Przykre, że mój post odebrałaś jako atak.
Przykre, że z taką pewnością piszesz, że zostałaś "perfidnie oszukana przez męża".

Pozdrawiam Cię, w tym na pewno trudnym dla Was momencie.

P.S. Św. Piotr w momencie, kiedy się wyparł został SAM, nie trudno więc było o poddanie się pokusie. Nie było obok bliskiego, który by mu powiedział, "Piotrek, no coś ty!"..

P.S 2 Zrobisz to, co w sumieniu uznasz za słuszne i akurat nikomu nic do tego, natomiast na pewno nie będzie sytuacji takiej w której znalazł się Św. Piotr.

Anonymous - 2007-05-08, 13:59

ania z belgii napisał/a:
Prawda - czyli jasna sytuacja, sakrament. Jeśli sakramentu nie było to NIE MOŻNA z niego czerpać. Bez stygmatu sakramentu małżeństwa miłość i wola kochania to nic innego jak zwiazek cywilny, konkubinat, grzech.

Aniu, jak nie było, kiedy wciąż jest?

Anonymous - 2007-05-08, 14:00

Aniu... napisałaś
Pisałam już niejednokrotnie o tym, że zieloni mają być jak łza - przezroczyści, że mają stać w prawdzie. Postawa rozważania swoich rozterek duchowych we własnej izdebce jest zdradą wspólnoty. inne określenia które mi się cisną to zakłamanie, faryzeizm i dulszczyzna.

Nie każdy potrafi być otwarty, wylewny . Jesteśmy różni.
Ja bardzo cenię sobie swoja intymność małżeńską jak i moja relację z Bogiem. Czy zatem jestem zakłamana? Czy zatem Aniu zdradzam wspólnotę? Czy zatem jestem przepełniona dulszczyzną? Bo na forum nie piszę o szczegółach i nie jestem wylewna?

Prawda...jest dużo głębsza niż wylewność...
Dbam o przeźroczystość przed Bogiem

Jest mi bardzo przykro...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group