Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Dyskusja - Dobson w codziennej praktyce

Anonymous - 2006-05-26, 08:09
Temat postu: Dobson w codziennej praktyce
Kochani , myslę ,że w tym temacie mozemy siebie nieco wesprzeć . ja wiem że bycie stanowczą - same powinnyśmy wiedzieć co i jak znając naszych małżonków . Ale czasem potrzebujemy rady , przynajmniej ja jak się zachować w określonych sytuacjach . Liczę na Was . Uczmy się nawzajem jak być stanowczym i piszmy jakie są tego efekty .
Ja zaczynam od życzeń , które mi przysłał mąż z okazji Dnia Matki . Podziekował mi za to że jestem matką jego dzieci . A ja mu nic nie odpisze bo to co mi się ciśnie na usta w odpowiedzi byłoby raczej wymówką . A tego nie chcę teraz robić .

Anonymous - 2006-05-26, 08:29

I dobrze Anula,
Mój wczoraj instruował córkę co i jak. A przeciez moje dzieciaczki same wiedzą.
Wyjeżdżam dzisiaj na trzy dni. I dobrze. Odpocznę może troche od natrętnych myśli.
Trzymaj się.

Anonymous - 2006-05-26, 08:37

Ja też chciałam wyjechać na trzy dni i tak właśnie postanowiłam,mam jechać do moich rodziców na działkę(z moim synem i teściową ,potem mają dołączyć moja i męża siostra z rodzinami),a tu mąz mój wczoraj mi oznajmił,że idzie w sobotę na noc i nie mogę zabrać samochodu na tak długo.No i co mam zrobić w takim wypadku,już wszystko mamy zaplanowane.
Anonymous - 2006-05-26, 09:13

Weronika jest wiele rozwiązań:
1.On może pojechać taksówką do pracy,
2.Może Cię podrzucić do rodziców, a potem odebrać w niedzielę wieczorkiem,
3.Może Cię zabrać ktoś kto tam jedzie np.siostra.

Weronika a jak u Ciebie ze sprawą alimentów?Bo na początku tygodnia pisałaś,że masz zamiar tę sprawę rozwiązać.

Anonymous - 2006-05-26, 09:36

-była powtórka-
Anonymous - 2006-05-26, 09:37

Weroniko, przedstaw sytuację jaka jest: jedziecie na działkę, zaplanowałaś jak zwykle podróż samochodem, jest problem, bo on ma w tym czasie pracę - ???potrzebuje??? pojechać samochodem co ON proponuje w związku z tym? Odbijaj piłeczkę. Nie zostawaj z problemem. Taxi dla niego jest rozwiązaniem, podwiezienie Was też ale poczekaj co on Tobie powie.
Anonymous - 2006-05-26, 10:17

Anula,
Trzymaj się godnie i swobodnie. Dzisiaj twoje święto. Nie zawracaj sobie głowy myśleniem o mężu. Skup sie na małych i sobie. Pooglądaj transmisje.
Wyłącz kawałek myslenia - ten o mężu.
Raduj przyjazdem Papieża i czasem jaki masz dla siebie i dzieci. Pamiętaj tez że nadal masz wokoło dużo innych ludzi którzy Cie kochają.
Życzę Ci bardzo miłego weekendu Moja Droga. Spokoju i odpoczynku. Smsy tez zostaw w spokoju jak pisałaś. Nie odpowiadaj.
Mocno ściskam.

Anonymous - 2006-05-26, 11:24

Nie odpowiem na esa choć mnie korci bo w sercu doceniam to co napisał . Ale on też się specjalnie mną nie przejmuje , dziś wyjeżdza na kilkudniową wycieczkę z pracy więc niech sobie jedzie . Ja spędzę czas z dziećmi i zaczerpne od nich tej dziecięcej ufności i miłości . Ty też się baw dobrzez Zuzko , moja kochana . Pogoda u nas nie najlepsza ale przynajmniej będzie chciało się siedzieć w domu i poswięcić czas dla Papieża .
Anonymous - 2006-05-26, 12:16

A mnie się wszystko pomieszało, Dobson , stanowczość. Wczoraj mama oznajmiła, że ja już dokonałam wyboru, wybrałam "debila" nie ją. Był żal i łzy. Ja powiedziałam, ze zawsze będzie moim jedynym mężem- Sakrament, przysięga-to dla niej nic nie znaczy.
Mąż natomiast- bez zmian. Powiedział tylko, ze nie moze sobie sam ze sobą poradzić, ale rozmawiać nie będzie.
A dzisiaj , dzisiaj jest już znowu pijany.

Anonymous - 2006-05-26, 12:35

Bea, ja myślę ze na to wszystko trzeba czasu . Pisałaś że mąż chce się zmienić . Chce , ale to nie znaczy , że już nie będzie pił - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki . Czy zrobił coś w tym kierunku by się zgłosić na leczenie , porozmawiac z kimś ...?
Mama ... hm trudny temat . Kocha Cię i serce ją boli gdy patrzy jak się męczysz . Ale każdy niesie swój krzyż sam . Modlitwa, zawierzenie Bogu . Rozwiazania przyjdą . Tak myslę . Cierpliwość - tutaj jej się uczę . Strasznie trudna ta nauka . Ale jej brak przejawial się w każdym aspekcie mojego życia - brak cierpliwości - na każdym kroku . Nawet na autobus na przystanku nie potrafiłam nigdy czekać . Wolałam przejść piechotką na następny przystanek ...

Anonymous - 2006-05-26, 12:44

Tak Anula masz rację, mnie też bardzo boli, że nikt nie wierzy w cud uzdrowienia mojego męża, że mama nie potrafi zrozumieć mojej miłości, odpowiedzialności za niego. Najłatwiej byłoby odejsć. Wiem, ze to wymaga czasu, cierpliwości- a z nią u mnie tez kiepsko-uczę się.
Anonymous - 2006-05-26, 12:53

Moja mama też nie jest dla mnie wsparciem duchowym . Pomaga mi przy dzieciach bardzo i w zyciu w ogóle . Ale jeśli chodzi o sprawy mojego meza to raczej bardziej mnie dołuje niż wspiera . Dlatego nie rozmawiam z nią o meżu . Zamykam temat jak tylko go rozpoczyna . Oczywiście jest za naszym pojednaniem ale ciagle narzeka i mówi jaki to on bezmyslny , jakie to życie niesprawiedliwe itd.... A mnie to bardzo przeszkadza . Ona sama też nie miała szczęśliwego życia więć tu ją rozumiem . Ten brak cierpliwości to po części po Niej odziedziczyłam.
Teraz nad tym pracuję i mam nadzieję , ze będą efekty .

Anonymous - 2006-05-26, 13:13

Wiesz Anula, mam wyrzuty, bo powiedziałam mamie troche za duzo, nie mogłam poprostu juz słuchać i wykrzyczałam, że ona tez nie postępuje w porzadku, (jest w związku niesakramentalnym) i siedzi po uszy w długach dzięki swojemu panu. Są rozrzutni, zabawy, bale i takie tam, żałuje bo mogłam pomilczeć.
Anonymous - 2006-05-26, 13:36

Bea, pewnie że lepiej czasem ugryźć się w jezyk . Ale dziś jest taki dzień , że za wszystko łatwiej przeprosić . Jesli się uniosłaś - to po prostu przeproś ale jednocześnie zaznacz, że nie chcesz słuchac więcej uwag na temat Twojego życia . W końcu się kochacie i sobie wybaczycie . Nerwy ponosza i tyle . Przeproś i już . Będzie Ci lżej na sercu .
Anonymous - 2006-05-27, 02:06

Chyba wysłałam mojego posta pod niewłaściwy adres. Przekopiuje go więc tu:
Jestem u kresu wytrzymałści. Żyję w dziwnym stanie od początku maja. Kłócę się z mężem, nie odzywamy się d siebie, trochę nawet bijemy się. Nie ważne o co poszło. To była tylko iskra wzniecająca ogień. Żadne z nas nie powie przepraszam, ja - bo to ja zawsze mówiłam "przepraszam" i często było ono nie przyjmowane, on - bo chyba nie umie i jest święcie przekonany o swojej racji. i tak trwamy. I jest coraz gorzej. nie wiem co robić? Różne myśli mi przychodzą do głowy. Łącznie z tym aby zniknąć, Ale są dzieci i nie mogę im tego zrobić. Już myślę, że jeżeli by on tak naprawdę odszedł, byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym wszystkim.
Ale tak naprawdę mam jeszcze nadzieję. zawsze byłam niepoprawną optynistką. Tylko ta nadzieja to jest gdzieś ukryta, jest a jej nie widać. Nie pozwala pogodzić mi sie z takim stanem rzeczy jaki jest.
Dzięki Dobsonowi wiem, że powinam pozwolić mu oddalić sie ode mnie. Udawać, że dam sobie radę. Ale jak mam to robić, skoro jestem od niego całkiem zależna finansowo. Przestałam prasowć mu spodnie, ale nie mogę rzucić naszych papierów. Bo to jest jakby moja praca, która według niego mże być zatąpion a przez biuro rachunkowe. Nie wiem, gdzie robię błędy. Nie ma mi kto powiedzieć. Gdybym miała koło siebie kogoś, kto by mnie wspierał, myślę, ze byłoby mi łatwiej. A tak wpadłam w panikę. Zapisałam się owszem do psychologa. Na lipiec. Nawet ksiądz, na którego liczę, nie ma dla mnie teraz czasu. jestem w takim paskudnym stanie, że i modlić sie nie potrafię. Czy jest dla mnie jakaś szansa?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group