Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Anonymous - 2007-05-22, 16:18

Tak się zastanawiam, czy nie potraktowałem Jej za ostro...
Jakie to jest wszystko strasznie trudne.

Anonymous - 2007-05-22, 17:02

Bardzo mi sie podoba to, co powiedziałeś u psychologa. Wyjaśniłeś jej wszystko, czego być może nie brała pod uwagę. Wydaje mi się, że ona "wyluzuje". Musisz jej teraz tylko dac czas na przemyślenie tego wszystkiego, co powiedziałeś. Tu, zdaje mi się potrzeba dużo modlitwy, aby Twoja żona podjęła właściwe decyzje. Myślę, że jest na tyle mądra, że nie da się unieść chwilowym emocjom, tylko wybierze to, co dobre i mądre.

Obiecuję ze swojej strony modlitwę.

Anonymous - 2007-05-23, 10:44

Dzisiaj mnie poprosiła abym jej rano nie przygotowywał śniadania :?:
Anonymous - 2007-05-23, 12:11

Uszanuj to, że nie chce.

P.S. Wiesz.. mnie się wydaje, że (jeśli zwyczajem było przygotowywanie przez Ciebie śniadania) jest to szansa na nawet zmianę ról. Może żona potrzebuje silnego mężczyzny, nie gosposi ;-) Proś o uzdrowienie siebie. Proś Ducha Świętego o dar Męstwa.
Może czytałeś? - "Dzikie Serce - tęsknoty męskiej duszy"?
Odważnie, do przodu!

Anonymous - 2007-05-24, 07:33

Tak Kasiu, czytałem to, teraz czytam "żyć mocniej".

Te śniadania, to dopiero od kilku miesięcy. To jedna z kilku miłych codziennych rzeczy które ofiarowuję żonie.
Do momentu ujawnienia kryzysu byłem mocno niezaangażowany w życie domu - praca, pieniądze na utrzymanie, tygodniowe zakupy "codzienne" a reszta na głowie żony. Unikałem obowiązków "domowych" - musiałem być o nie poproszony, to wtedy je przeważnie wykonywałem.
Teraz wiem, że był to błąd, ale tak było. Tych proszę było z czasem coraz mniej.... Jestem zaborczy, mam zawsze rację, nie przyjmuję sprzeciwu, próbowałem zawładnąć żonę. Próbuję zmieniać swoje zachowanie i podobno widać efekty. Ale czuję, że to jeszcze nie to, ciągle czegoś brakuje... i boję się, że braknie mi, nam czasu.

Anonymous - 2007-05-24, 07:52

Mamy czas, mamy czas, czas nie goni nas.. :-)

Tak śpiewają dzieciaki z "Arki Noego".

Czas, który masz nie należy do Ciebie. Dostałeś w dzierżawę od Ojca tyle ile trzeba. Wpływ masz na to, co jest Teraz. Dzisiaj. Tato, co mogę zrobić, żebyś był ze mnie dumny? Chcę, dać Ci owoce, wykorzystać maksymalnie to co mi dałeś.. Ten czas. Przemieniaj mnie!

Anonymous - 2007-05-25, 08:08

Małżonka mimochodem wspomniała, że nie może umówić się z koleżanką w poniedziałek, ponieważ jest przecież zajęta. To zajęcie poniedziałkowe to były nasze spotkania z panią psycholog.
Dla mnie sprawa wydawała się już zamknięta gdy na ostatnim spotkaniu psycholog stwierdziła, że obecnie te spotkania nie mają sensu, za tydzień jeszcze rezerwuje termin ale nie oczekuje że przyjdziemy.
Zastanawiam się co zrobić, gdyż ostatnie spotkania to duże emocje, walka słowna na całkowicie przeciwległych stanowiskach: nie kocham cię, nie widzę żadnej szansy, chcę rozstania (rozwodu) - kontra kocham cię, potrzebujemy czasu, nie ma mowy o rozwodzie.
Próby przekonywania mnie, że rozstanie jest nieuchronne i powinienem pomyśleć o dobrze dzieci...
Mnie to już jakoś zobojętniało słuchanie o tym , ale wiem, że żona była bardzo zdenerwowana po ostatnich spotkaniach.

Iść czy nie iść? Jeżeli nie iść to powiedzieć to teraz czy poczekać z tym do poniedziałku?

Anonymous - 2007-05-25, 15:10

40-latku!!!!!!Oczywiscie że iść!!!!!!!!! To że płakała to dobrze,to znaczy że jeszcze sumienie działa.
Wiesz......prawda często jest gorzka jak lekarstwo,które choć gorzkie ,ale leczy . PRAWDA LECZY DUSZĘ.
Masz pełne prawo do walki o swoje małżeństwo.O prawo dzieci do wychowywania się w pełnej rodzinie,o zasady.A że emocje??? no cóz,to "kusy" walczy,podpowiada,szarpie.Roztacza wizje Twojej "połowicy" szczęścia u boku jakiegos "palanta"
Napisałeś:
"Próby przekonywania mnie, że rozstanie jest nieuchronne i powinienem pomyśleć o dobrze dzieci... "

Sądzę że to Ty walczysz o dobro dzieci,o ropdzine ,o wzorce,o kregosłup moralny.Facet nie dawaj się zmanierowac "kusemu".Działa przez Twoją żonę.

Chyba ktos z "forumowiczów" ma motto:"szczęście kończy się tam gdzie zaczyna się krzywda drugiego człowieka"(chyba elzd1).A nie czynisz krzywdy Twojej żonie próbując wyrwać ja ze szponów "kusego"
Życzę Ci wiary,nadziei i Pogody Ducha ....mimo wszystko!!!!!

Anonymous - 2007-05-27, 20:11

Nie szczęście a wolność. A reszta się zgadza :-)

Zgadzam się z Nałogiem że w żonie jeszcze coś walczy, nie może zdecydować i do końca nie jest pewna czy ma rację.
Walcz póki jeszcze jest szansa.

Anonymous - 2007-05-28, 16:35

No to idziemy.
Jestem ciekaw co moja małżonka ma mi do powiedzenia?
Zawsze przed tymi spotkaniami jestem trochę poddenerwowany, bo to niezbyt miłe słuchać o braku miłości, o rozstaniu i rozwodzie.

Elzd1, a za późno to podobno nigdy nie jest.

Pozdrawiam

Anonymous - 2007-05-29, 07:48

:-D
Anonymous - 2007-05-29, 08:01

----
I po spotkaniu.
Atmosfera i główny temat jak poprzednio - rozstanie czyli rozwód. Wg mojej żony jest to nieuniknione i powinienem pomyśleć o dzieciach aby jak najmniej je to dotknęło. Ja swoje o miłości i, że dobro dzieci to my razem. Ona o tym, ze powinniśmy ustalić opiekę nad dziećmi i załatwić wszystko polubownie bez wojny i awantur. Ja, że do żadnego działania zawierającego zło nie przyłożę ręki.
Widziałem jak moja postawa wzbudza w niej złość. Usłyszałem, że jestem zawzięty, że przeze mnie dzieci będą cierpieć. Że odchodzi nie dla innego tylko dlatego, że mnie nie kocha. W prawdzie ten pan jest i czeka ale to nie jest powód :))), że 8 lat małżeństwa to ona była sama, mówiła, próbowała do mnie dotrzeć ale ja nie słuchałem i ma tego już dość, koniec, nigdy mnie nie pokocha.
Jak tak dalej będę się upierał to mnie znienawidzi i zrobi mi piekło w domu - skończy się miła i przyjemna atmosfera. Wyszła wzburzona.

Dlaczego potrzebuje mojej "akceptacji" dla swojego postępowania - czy chodzi tylko o dzieci czy o usprawiedliwienie się przed sobą lub światem?
Dlaczego nie podejmuje konkretnych działań? Czego się boi? - Raczej nie jest to jej sumienie..
Kiedy znajdzie dość siły aby to zrobić?

Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć, ...

Pozdrawiam

Anonymous - 2007-05-29, 08:09

nie poddawać się, nie poddawać się, nie poddawać się.
kochać, wymagać, wymagać, kochać.
Cieszyć się na poranek, świadomie przeżywając noc (modlimy się! lampka na pewno oświeca te ciemności!)

P.S. Przy następnej konfrontacji, możesz żonie powiedzieć, że wiesz, że nie masz wpływu na jej decyzje. Kochasz ją i razem z dziećmi czekasz na jej powrót. (bo ona na dzień dzisiejszy jest przede wszystkim mentalnie gdzieś w głębokim Tybecie)
Sam nie wracaj do tego tematu.
Spokojnie! Zaplanuj coś fajnego na dzień dziecka. Jak wygląda kwestia wakacji?

Anonymous - 2007-05-29, 10:13

Wakacje,

Żona twierdzi, że nie może mieć urlopu bo nowa praca, przejmowanie obowiązków... Ja jestem zdecydowany pojechać sam z dziećmi na 2 tygodnie, a Ona może dojedzie na 4 dni lub tydzień.

Na dzień dziecka wyjeżdżam z najstarszym, na łódki na 3 dni. Kiedyś obiecała, że pojedziemy wszyscy, ale ostatnio zmieniła zdanie, więc dwójka maluchów zostaje z nią. Powody są dwa - wspólny wyjazd i to, że w sobotę jej bliska przyjaciółka (po rozwodzie) ma ślub cywilny (bierze ślub bo jest w ciąży ale podobno jest bardzo szczęśliwa w tym 2-gim związku). Na łódkach nie dam rady sam z trójką małych dzieci.

Pozdrawiam

Anonymous - 2007-05-29, 10:28

Dawaj do zrozumienia, że zaplanowałeś wspólny wyjazd, i jeśli ma ochotę, niech z wami jedzie. Jak nie pojedzie, trudno. Świetnie, ze masz plany kajakowe! Wiesz, kto je uwielbiał i teraz oręduje za nami? Sprubój podczas tej wyprawy szczególnie modlić się o wstawiennictwo do Jana Pawła II ;-)

P.S. :shock: zauważyłam teraz, że napisałeś o lódkach, ale każda "barka" była Jemu bardzo bliska :->


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group