Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Koniec

Anonymous - 2007-01-30, 10:55
Temat postu: Koniec
Mój mšż podkreœla, że nie chce ratować małżeństwa. PrzyjaŸn- tak, małzeństwo - nie. Cały czas podtrzymuje kontakt z tamtš kobietš i nie zamierza go zerwać. Jeszcze sienie wyprowadził, ale załatwił sobie mieszkanie zeby stało na wszelki wypadek, jeœli podejdzie decyzje o samotnym zamieszkaniu (bo mówi o takowym).

Mnie siezdaje, ze skoro jest tak, to to juzkoniec.

Anonymous - 2007-01-30, 12:32

Marto, to nie koniec, to dopiero początek.
Nie tak łatwo zakończyc małżeństwo, choćby tylko na drodze prawnej. Emocjonalne zerwanie jest jeszcze trudniejsze.
A sakrament trwa... I cały czas, o czym często zapominamy, działa. A działa tym mocniej, im częściej my sie do niego odwołujemy, im częściej my prosimy o pomoc Tego, który jest Dawcą naszej mocy.
I, jestem głeboko przekonana, że dopoki jedno z małżonków wierzy w małżeństwo, trwa, to ono ma szansę.
Teraz to po prostu kryzys, czas dojrzewania małżeństwa i Was obojga.
I tak o tym pomyśl, nie - że to koniec.
To absolutnie nie koniec.
Teraz dbaj o siebie, swoje zdrowie, swój spokój, o swoje wewnetrzne dojrzewanie.
I daj mężwi dojrzeć, polecaj go w modlitwie, proś Ducha św. o okazanie Jego mocy.
Pozdrawiam

Anonymous - 2007-01-30, 13:01

Może na razie skoro ze mnš jeszcze mieszka i o mnie się troszczy nie ma sensu zebym się gryzła tym co bedzie i co być może.

Tak jak mówisz Małgorzato - mój mšż ma dylemat, bo nie jest mu łatwo zerwać więzy. Chciałby zachować głebokš przyjaŸń, ale kiedy ja mówię, że po rozstaniu to chyba nie będzie z mojej strony możliwe, to bardzo z tego powodu cierpi.

Anonymous - 2007-01-30, 15:38

Marto, pracuj dzielnie nad swoimi zmorami, bo Twój mąż na pewno jest dobry, tylko nie udźwignął Twoich problemów, choc starał się.
Chyba sama musisz mocno stanąć na nogi, pokonać swoja chorobę - dopiero wtedy będziecie mogli od nowa budować swoje małżeństwo.
To bedzie trudne, ale mocno wierzę, że mozliwe.
Oddaj te sprawę Ojcu, u Niego szukaj pomocy w rzeczach niemozliwych.
Polecam Ci modlitwy, które już tylu z nas pomogły i wciąż pomagają.

[ Dodano: 2007-01-30, 15:55 ]
Marto, już Ci pisałam, żebys nie myslała i nie mowiła - za późno. A widzę, że w innym wątku znow tak piszesz.
TO NIE JEST KONIEC.
Pomysl sobie, że to jest konieczny etap, zebyście oboje zrozumieli, na czym naprawdę Wam zależy. Żebyście uleczyli Wasze serca. Żebyście dojrzeli i dojrzale zaczeli budować swoje małżeństwo. Może to jest troche tak Marto, że sama miałaś różne problemy i myslałaś że w małżeństwie razem je pokonacie, że zrobi to za Ciebie Twój mąż?...
A On nie umiał tego zrobić...
Musisz sama...
Przepraszam, jesli to co piszę jest nietrafne, ale jeśli jest w tym ziarno prawdy, to po prostu zacznij działać . Sama!
Nie rozpaczaj z powodu męża, tylko rozwiąż swoje problemy, które przerosły twojego męża.
Pozdrawiam i bądź silna!

Anonymous - 2007-01-30, 16:08

NAwet jeśli jest zakochany w tamtej dziewczynie i nawet jeśli nie chce już ratować naszego małżeństwa - nawet mimo tego mozna jeszcze mieć nadzieję?
Pracuję nad sobą i staram się teraz rozwiazywać najtrudniejsze problemy samodzielnie.

Anonymous - 2007-01-30, 17:59

Marto, dbaj o siebie !! Bądź piękna, dobra , miła , uśmiechnięta ! Zajmij swoimi zainteresowaniami, one nam daja radość...potem w domu jesteśmy spokojniejsze, weselsze. Pokaż mężowi, jaka jesteś wartościową kobietą...może tego nie widzi ( oczy ma przesłonięte !!) . Jesteś lepsza i wartościowsza od tamtej baby !! Pokaż mu swoją dobroć, miłość, piękno itp !! Trzymam kciuki !! EL.
Anonymous - 2007-01-31, 10:51

Marteczko,
przytoczę cytat z jednej z gazet, historia prawdziwa:
"I jeszcze historyjka z morałem na zakończenie: zdarzyło się to trzynaście lat po ich ślubie. Ona zakochała się w przystojnym szefie. Zupełnie straciła dla niego głowę. Przez pół roku przeżywała męki, bo męża też kochała, ale zaczął wydawać jej się tak odległy, że to nie z nim widziała swoje dalsze życie. Szczerze mu o tym powiedziała. I oznajmiła, że odchodzi. Powiedział, że nie może jej prosić o nic, ale kategorycznie żąda, by córki zostały z nim. Jedna miała 10 lat, druga 6. Dziewczynki widziały, jak tata obiera ziemniaki na obiad, jak pomaga w lekcjach, czyta im "Tajemniczy ogród" przed snem i uczy jeździć na nartach. Bardzo kochał swoje córki. Ale żonę kochał wciąż równie mocno. Pewnego dnia, po pięciu miesiącach wspólnego życia z kochankiem, ona stwierdziła: "Przecież ten facet nie dorasta do pięt mojemu mężowi". I wróciła. Dziś ich córki są już dorosłe. Jedna jest adwokatem, druga psychologiem. Wciąż cudowna, radosna z nich para. Mają mnóstwo przyjaciół, jakby wszyscy się do nich garnęli, jakby chcieli się przy nich ogrzać. Bo ich miłość wciąż jest bardzo gorąca. Skąd to wiem? Cóż, jestem ich młodszą córką."

Anonymous - 2007-01-31, 10:54

Marteczko,
przytoczę cytat z jednej z gazet, historia prawdziwa:
"I jeszcze historyjka z morałem na zakończenie: zdarzyło się to trzynaście lat po ich ślubie. Ona zakochała się w przystojnym szefie. Zupełnie straciła dla niego głowę. Przez pół roku przeżywała męki, bo męża też kochała, ale zaczął wydawać jej się tak odległy, że to nie z nim widziała swoje dalsze życie. Szczerze mu o tym powiedziała. I oznajmiła, że odchodzi. Powiedział, że nie może jej prosić o nic, ale kategorycznie żąda, by córki zostały z nim. Jedna miała 10 lat, druga 6. Dziewczynki widziały, jak tata obiera ziemniaki na obiad, jak pomaga w lekcjach, czyta im "Tajemniczy ogród" przed snem i uczy jeździć na nartach. Bardzo kochał swoje córki. Ale żonę kochał wciąż równie mocno. Pewnego dnia, po pięciu miesiącach wspólnego życia z kochankiem, ona stwierdziła: "Przecież ten facet nie dorasta do pięt mojemu mężowi". I wróciła. Dziś ich córki są już dorosłe. Jedna jest adwokatem, druga psychologiem. Wciąż cudowna, radosna z nich para. Mają mnóstwo przyjaciół, jakby wszyscy się do nich garnęli, jakby chcieli się przy nich ogrzać. Bo ich miłość wciąż jest bardzo gorąca. Skąd to wiem? Cóż, jestem ich młodszą córką."

Anonymous - 2007-01-31, 15:51

Twój Tata Kasiu jest wielki, ale nie mogę uwierzyć w to, ze to się stało tak po prostu. Bez żadnej walki, cierpienia, bo człowiek to przecież nie komputer bez uczuć. Napisałaś, że Twoja mama odeszła, bo miała ochotę, a potem wróciła (dlaczego?) bo też miała ochotę? tak po prostu?
Anonymous - 2007-01-31, 16:00

Iziz, to był cytat, a chodzi o tatę autorki tekstu. Też uważam, że miał i na pewno ma wielkie serce : )
Anonymous - 2007-01-31, 16:09

O przepraszam Kasiu, muszę uwazniej czytać, ze zrozumieniem.
Anonymous - 2007-01-31, 17:23

Piękna jest ta historia, którą zacytowała Kasia.
Dziękuję Ci Kasiu. Dzięki takim historiom mam nadzieję na powrót mojego męża.

...Ja też Wam napiszę jedną historię, coś, do czego zbierałam się od dłuższego czasu... 7 lat temu przy okazji pobytu u przyjaciółki w innym mieście, poznałam niesamowitego faceta. Bardzo mi się spodobał, spędziliśmy dużo czasu rozmawiając. Podobał mi się on i sposób, w jaki mówił o życiu. Gdy wyjechałam, on zaczął do mnie pisać maile i dzwonić. Byłam nim bardzo zafascynowana.
Kilka tygodni póżniej w wypadku zginął narzeczony mojej przyjaciółki, przez którą poznałam tego człowieka. Przyjechałam do niej, by być z nią w tym trudnym czasie. "Mój" facet oczywiście cały czas pomagał i wspierał mnie w tym zadaniu. Spędzałam z nim dużo czasu. Zakochałam się. On też. Cały czas powtarzał, że całe życie marzył o kimś takim jak ja. Dopiero po długim czasie ktoś z jego znajomych powiedział mi, że on ma żonę i trzyletnie dziecko. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam załamana. Wyjechałam. Ale on nie przestawał dzwonić i pisać. Chciał porzucić rodzinę, przeprowadzić się do mojego miasta. Opowiadał o swojej żonie wstrętne rzeczy: że jest straszna, że go nie kocha, nie szanuje, że nic ich nie łączy. Mi wydawało się, że go kocham, że nigdy nie pokocham nikogo innego, ale zerwałam z nim kontakty. On pisał do mnie jeszcze długo potem...
...Kilka lat później obudził mnie w środku nocy telefon od niego. Powiedział, że właśnie wyszedł z sali porodowej, że ma malutką córeczkę i że ona będzie miała na imię tak jak ja, bo jestem bardzo ważną osobą w jego życiu a ona urodziła się dzięki jednej mojej mądrej decyzji. Z tego co wiem, do dziś jest z żoną i są bardzo szczęśliwym małżeństwem....

Zawsze myślałam, że to dzięki tamtej słusznej decyzji spotkałam TAKIEGO męża i mam taki dom... Ech...

Wiecie, co ciekawe, że mój mąz, kiedy mu to dawno temu opowiedziałam, powiedział, mi, że zachowałam sięokropnie, jak można itp. Tłumaczyłam mu, że nie miałam pojęcia o żonie pana X, ale on nadal mnie potępiał. Ciekawe, że sam znalazł się dokładnie na miejscu tamtego człowieka....

Marta!!! To, że Twój mąż się nie wyprowadza... moim zdaniem to dobrze świadczy. Trzymaj się dzielnie! Bądź pełna wiary i nadziei!!

Ściskam,
Kotella

Anonymous - 2007-01-31, 18:02

Witam serdecznie.
Jestem szczęśliwą mężatką, aczkolwiek taki stan nie istniał zawsze. Czasem zdarzało sie, że byłam niezadowolona ze swojego męza, oczekiwałam od niego chyba zbyt wiele. Wydawało mi się, ze za słabo mnie kocha, że za mało o mnie dba, ze za słabo mnie widzi, że mógłby mi poświęcać więcej uwagi. Wtedy wydawało mi sie to bardzo poważnym problemem. Teraz chyba stało się mniej istotne.
Ale o mnie tyle.
Z opowiadań innych, bo sama tego nie przeżyłam, wiem, że kobiety jak i mężczyzni w gruncie rzeczy są bardzo podobni. Więc jeśli się okazuje, że mąż znajduje inną kobietę, to po jakimś czasie stwierdza, ze to jednak nie jest to czego oczekiwał. I wraca do żony. Podobnie z kobietami. Przecież każdy następny będzie taki sam, jeśli nie gorszy. Więc po co szukać doznań skoro można je znależc blisko. W domu.
Mam nadzieję, że i w tym przypadku bedzie podobnie. Bądź kochająca żoną, daj dużo ciepła, spokoju, czułości, pokaż, ze kochasz, a może Twoj mąż zrozumie, ze tak naprawdę kocha tylko Ciebie.
Jeśli napisałam coś niezgodnie z regulaminem, to proszę o wybaczenie.

Anonymous - 2007-01-31, 18:14

Dziewczyny,
Dzięki za te słowa.

Myśle, że jeszcze jedno powinnam Wam powiedzieć zeby Wam nie brakowało danych. Miałam anoreksję i moje potrzeby seksualne spadły do zera. Na początku uprawialismy z meżem tylko same pieszczoty potem jednak zupełnie seks zniknął. Tak było przez lata. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi problemu no bo jakoś nasz zwiazek funkcjonował. Teraz okazało się, że przez brak seksu u mojego męża zanikła ta więź jaką mężczyzna powinien mieć z kobietą. Kocha mnie dalej ale jego uczucie ma juz inny charakter. Kocha mnie jak siostrę, jak córkę. Tamtą darzy uczuciem takim, jakie ma mężczyzna do kobiety. Czy myślicie że mimo to sytuacja nie jest beznadziejna? Jak sądzicie? Bo mnie się wydaje że to już jest nie do odratowania. Proszę o odpowiedź.


Mieliśmy dzisiaj długąrozmowę i mój mąż podkreślał, żebym porzuciła wszelkie nadzieje.

Anonymous - 2007-01-31, 18:50

Moim zdaniem nadzieja zawsze jest. Przecież on mógł się pomylić, może to być chwilowe zauroczenie. Otrząśnie się i wróci. Nawet wtedy jest nadzieja, gdy juz jej nie ma.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group