|
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR :: Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
|
|
Dyskusja - pomóżcie mi
Anonymous - 2006-12-11, 20:27 Temat postu: pomóżcie mi To mój nowy post. nie wiem jak się tu poruszać, ale potrzebuję rady bo czuję że źle sie ze mna dzieje. Wszyscy mamy podobne problemy, ale w moim zwiąku najwiekszym problemem jest chyba kłamstwo, albo nie, już sama nie wiem. Ale w skrócie od początku.
Jesteśmy małżeństwem 16 lat, mamy dwoje dzieci- 16 i 12 lat. Problemy zaczęły się już 4 lata temu. W życiu mojego męża pojawiła się "przyjaciółka". Może na początku i nia była, ale gdy pojawiły się czułe słowa, spotkania kłamstwa, uświadomiłam sobie że źle się dzieje. Zaczęło się szperanie w telefonach. Ja wiedziałam, że mąż kłamie a on twierdził, że nic złego nie robi, tylko rozmawia. Ciągle były kłamstwa i to prosto w oczy. Zapewniał mnie o swojej miłości, że to ja jestem tą jedyną. Długo z tym walczyłam. Jeszcze w te wakacje znalazłam smsy od niej, co prawda to były ostatnie (chyba). Mój mąż się wściekł na nią bo zadzwoniła do mnie i powiedziała, że on nie daje jej spokoju (była mężatka z dzieckiem). Po tej aferze skończyło się. Ciężko mi było przez te lata, ale to nie to boli. Pod koniec wakacji zauważyłam, że znowu telefony są chowane, wyłączane. Albo ciagłe smsy, nie kładł się ze mną tylko pisał. Twierdził że to interesy. Ostatnio coraz częściej wyjeżdzał. Ja cały czas mówiłam, że coś ukrywa, wypierał się. I stało się. Miałam rację. Po ktorymś wyjeżdzie w interesach chciał ze mną porozmawiać. Powiedział, że kocha inną i chce odejść. Wydawało mi się, ze mimo wszystko to ja byłam jego miłością. Wszystko runęło, cały świat sie zawalił. Nie wrzeszczałam, chociaż bardzo chciałam. Muszę dodać, że wcześniej poznałam tę osobę na imprezie w rodzinie. Rozmawiałam z nią normalnie nieswiadoma, że miedzy nimi już coś było. Była wtedy z mężem i dwójką małych dzieci. Później sie dowiedziałam, że jej małżeństwo jest juz dawno w rozpadzie. Próbowała poznawać innych facetów, ale widać jej nie wychodziło dopóki nie ukazał się mój mąż. Maz ma bardzo miękkie miejsce, rozumieli się, on twierdził, że w naszym związku coś mu brakuje i nie jest szczęśliwy. Znaleźli wspólny temat. Ale wracam już do tematu. Wtedy gdy się o tym dowiedziałam pozwoliłam mu wejść do domu, byłam w szoku. myslałam sobie że to niemożliwe. Nigdy nawet nie wspomniał, że ma zamiar odejść. I to było najgorsze. Mijały dni, ja miałam tego dość, nie mogłam patrzeć jak do niej wypisuje, kaazałam mu się wynosić. Stwierdził, że to też jego dom i nigdzie się nie wyniesie. Przeżywałam koszmar, ale jego rodzina była ze mną. Ja z nim rozmawiałam, jego rodzina. Nie potrafiłam zrozumieć co się dzieje, bardzo to bolało. Byłam bezradna. Kazałam podjąć decyzję, albo ona (na ytrzymaniu z dwojgem dzieci i niepewną sytuacją i przyszłością) albo tylko ja bez żadnych kontaktów z nią. Wybrał bycie ze mną bo "daży mnie bardzo dużym uczuciem". Do niej pisał że ją bardzo kocha. Obiecał ale nie dotrzymał słowa, nastepna awantura, znowu obietnica i znowu niedotrzymane słowa. Twierdził że nic z nią już go nie łączy, tylko rozmowy. Ale nie potrafi mi wyjasnić dlaczego z nią się kontakyuje raniąc mnie. Mówił że sie pogubił. Tydzień temu, gdy znowu znalazłam smsy spakowałam mu torbę. Poiedział, ze nie chce się wynieść, że jego miejsce jest tu. Ale to strasznie boli. Wybucham złością, nienawiscią prawie codziennei. Twierdzi że już do niej nie pisze, ale czy mogę mu wierzyć? Co powinnam zrobić? Jedyne co dobre to zgodził się na wizyte u psychologa. Czekamy na nią. Czasami wydaje mi się że chce naprawiać, zaczynam mieć nadzieję, a za cwilę powie, że ona jest bardzo wazna. Co ja mam robić. Ja takiej sytuacji już nie moge znieść. Nie potrafie zaufać, chociaz bardzo chcę. O września schudłam już 8 kg. On to widzi, i cały czas mówi, że nie chce mnie ranić, ale to robi. O co mu chodzi? Błagam dajci mi jkąś radę. Wolę się już rozstać niż żyć w niepweności. Ale teraz on nie chce odejść. Pomóżcie.
Anonymous - 2006-12-12, 11:39
Wiola, a cóż tu można doradzić... u mnie sytuacja była podobna, kontakty telefoniczne, potajemne spotkania... dobrze jeśli mąż zgodzi się na wizytę u psychologa. Jeśli traficie na dobrego fachowca to może Wam się uda... tego życzę z całego serca... jeśli masz tę szansę, to ją wykorzystaj... warto
Anonymous - 2006-12-12, 12:37
U mnie podobnie...
MOja zona mowi ze skonczyla "romans", ale pewnie pisze, rozmawia z nim..., chowa telefon, zaklada hasła... itd.. Nie wiem czy sie nie spotykaja jeszcze razem, potajemnie gdy jestem w pracy.. Mam nadzieje ze nie... Ale czy znow nie przezyje szoku?
Ciezko z tym zyc...
Ale tylko Bog moze dac nam pokoj serca.. ukoic nasze nerwy, nasz strach, nasza niepewnosc....
Modlitwa, modlitwa, modlitwa....
Anonymous - 2006-12-14, 01:01
Wiola
Przeczytaj sobie książkę MIOŚĆ POTRZEBUJE STANOWCZOŚCI Jamesa Dobsona. Ostatnio widziałem ją na allegro. Naprawdę jest tam kilka dobrych rad, które z penością ci pomogą.
Wszystkiego dobrego. Pozdrawiam.
Anonymous - 2006-12-14, 08:37
rot jak to się skończyło? Może kilka wskazówek, aby nie popełniać błędów, które Ty popełniłeś. W złości sie mówi różne rzeczy, nawet te nie prawdziwe. Mozna tego żałować.
Czy uważacie że w takiej sytuacji mozna zaglądać do telefonów i sprawdzać prawdziwość słów?
Jest strasznie cięzko żyć w takiej sytuacji, cały czas niepewność. Nie rozumiem tego. Skoro ją kocha to czego nie odejdzie? Dlaczego mnie dręczy? Mówi, że nie chce mnie krzywdzić ale robi to, i to świadomie.
Zauważyłam, że nic ostatnio razem nie robimy. Gdzieś się pogubiliśmy. On praca i studia. Ja praca, dom i studia. Nie mam siły na nic. Gdy chcę porozmawiać na nasze tematy, nasze problemy, on nie chce. Po co się denerwować, przecież można np. porozmawiać o "butach w sklepie". A ja tak potrzebuje wyjaśnienia paru spraw. Nawet jak chce mnie przytulić po awanturze, to czuję że to takie nieszczere.
Chciałabym juz wiedzieć, mieć spokój, zacząć układać jakoś to moje życie. Jak mam żyć w trójkącie to wole bez niego. Nie zasłuzyłam na takie traktowanie.
Książkę MIŁOŚĆ POTRZEBUJE STANOWCZOŚCI czytałam. Bardzo była przydatna na początku tego wszystkiego. Ale teraz potrzebuje jego decyzji, torbe ma spakowaną cały czas, ale on nie chce odejść. To czego on chce?
Anonymous - 2006-12-14, 09:40
Wiolu... nie akceptowałem trójkąta jaki powstał... skończyło się separacją... czyli źle, dlatego nie podpowiem Tobie nic...
Anonymous - 2006-12-14, 10:13
WiolaSz napisał/a: | Czy uważacie że w takiej sytuacji mozna zaglądać do telefonów i sprawdzać prawdziwość słów? | Nie zrobiłam tego nigdy i nie zamierzam. Zastanów się, co Ci to da? Czy poprawisz swoje samopoczucie niezależnie od tego czego się dowiesz?
Jetsem w podobnej sytuacji - mój mąż nie wie, czy chce odejść. Od września ubiegłego roku tak nie wie. I powiem Ci Wiolu, że w tej sytuacji czuję się bezradna w tym sensie, że mam śwaidomość, że nie zmienię męża - to on musi podjąć decyzję. Natomiast tak całościowo zupełnie nie czuję się bezradna. Żyję obok męża, własnym życiem - spędzam czas z córką, pracuję i robię w pracy to co kocham, zapisałam się na studia (przedtem mężowi się ten pomysł nie podobał), realizuję swoje pasje. Bo co innego mogę zrobić? Minął mi już okres żalu, buntu, błagania męża... Zaczynam odczuwać w duszy spokój. Znów umiem się modlić. I czekam...
Anonymous - 2006-12-14, 11:21
Też chciałabym dojść do tego etapu co Grażynka.
Jeszcze niedawno czytałam smsy męża, sprawdzałam pocztę, dało mi to tylko tyle, że wiem, że mnie okłamywał i nadal okłamuje, czyli jeszcze więcej bólu. W nim wywołało prawdziwą furię, traktuje mnie przez to teraz jak wariatkę i powiedział, że go nie kocham, tylko to raczej zaborczość jest.
Nie wiem czy to przypadkiem nie przyczyniło się do jeszcze większej determinacji w dążeniu do rozwodu z jego strony.
Anonymous - 2006-12-14, 11:48
Grażynka, czy jesteś szczęśliwa? Nie potrzebujesz miłości od partnera, wierności? Skoro ty mu to dajesz to dlaczego oni nie chcą tego dać? Oczekują wierności ale jej sami nie dają. Ja nie chce tak żyć, żeby był po to żeby być i nic wiecej. Dla nich to jest wygodne, zostawiają sobie furtkę. Ja mam 35 lat, życie jeszcze przede mną. Mam sobie pozwolić, aby ktoś nim rządził? Kocham swojego męża i mam nadzieję jeszcze że się opamieta, ale wiecznie nie będę czekała. Nie zasłużył. To straszne czuć się gorszą od tej drugiej, chociaż tak naprawdę nie jestem. Znam swoja wartość, znam zasady. W życiu nie wdarłabym sie w czyjeś życie, jeśli by istniał chociaż promyczek na uratowanie. A ta .......... doskonale o tym wie. Ale ma swoje marzenia, które chce spełnić. Wiem, że szcęścia mojemu mezowi by nie dała. Za duzo problemów ma w swoim życiu i mój mąż o tym wie. Na dzień dzisiejszy nie wiem czy się z nia kontaktuje po ostatniej awanturze. Zagroziłam, że jesli z nia nie skończy składam papiery o separacje w nowym roku. Nie można odbudowywać niczego jeśli nie zakończył się bolesny etap w życiu. Ja widzę iskierke nadziei. Tylko on jeszcze musi tego chcieć. Kiedyś było cudownie, tak fajnie powspominać...............
Anonymous - 2006-12-14, 12:57
Wiolu... po co wspominać ?? By bolało znowu ?? Nie doszedłem do etapu całkowitego panowania nad emocjami... jeśli osiągnę ten etap... to powspominam... wtedy będzie miło
Anonymous - 2006-12-14, 19:32
Wiola, oczywiście, że chciałabym, żeby on mnie kochał i był mi wierny. Ale co z tego? To nie zależy ode mnie, więc po co mam się tym zadręczać?
I mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa
Rocik, nie da się panować całkowicie nad emocjami... Gdybyś umiał, byłbyś robotem
I nie jest tak, że ta sytuacja mnie nie boli. Jest mi ciężko chwilami, ale radzę sobie coraz lepiej. I nie czuję się gorsza od "tamtej". Nie czuję już do niej nienawiści, a nawet czasem żal mi jej.
A mój mąż nie umie teraz inaczej się zachowywać, ale może pan Bóg zbliży go znowu do mnie. Niezależnie od tego, jakie będą dalsze losy naszego małżeństwa, ja patrzę z wiarą w przyszłość. Kocham mojego męża, ale będę umiała żyć bez niego...
Anonymous - 2006-12-14, 22:26
Grażynka napisał/a: | Niezależnie od tego, jakie będą dalsze losy naszego małżeństwa, ja patrzę z wiarą w przyszłość. Kocham mojego męża, ale będę umiała żyć bez niego... |
Myślę, że powinnaś mu o tym powiedzieć. Nie w nerwach, płaczem czy krzykiem. Jak najspokojniej na świecie, ze stoickim opanowaniem, powiedziałbym nawet czule i ciepło. Jeżeli pozostała w nim iskierka miłości z pewnością się zastanowi nad tym, pomysli chwilę. Warto zaryzykować.
Anonymous - 2006-12-14, 22:30
Pirrus, a skąd wiesz, że nie mówiłam? I co i jak do niego mówię? I bardzo przepraszam, ale ja nie prosiłam tutaj o żadną radę Nie żeby mi przeszkadzało, że mi radzisz... Ale może szkoda energii...
Anonymous - 2006-12-14, 22:44
Grażynka napisał/a: | Nie żeby mi przeszkadzało, że mi radzisz... Ale może szkoda energii... |
Dla mnie to czysta przyjemność ...
Anonymous - 2006-12-14, 22:46
Pirrus napisał/a: | Dla mnie to czysta przyjemność ... |
a to ok
|
|